Podkreślenie, że Tymoteusz Kochan dostrzegł „odpuszczenie” sobie przez Marksa zagadnienia alienacji było pochwalnym odnotowaniem tego elementu rozumowania gościa Radia Antykapitalistycznego. 

Młody Marks miał tendencję do nawiązywania do modnego sentymentalizmu swej epoki, który był już stopniem degeneracji bohaterskiego okresu romantyzmu. Czyli do ujmowania kwestii społecznych w przesłodzonym, sentymentalnym sosie, który kontrastował z bezwzględnością życia codziennego klas wyzyskiwanych. Sentymentalizm, w przeciwieństwie do romantyzmu, nie wzywał do buntu, do odrzucania reguł społecznych, ale się zwyczajnie rozczulał, przy okazji wielbiąc podmiot rozczulający się, czyli samego siebie. Romantyzm był twardy dla podmiotu lirycznego i wychodził poza samoświadomą jednostkę..

Spadkobiercy „młodego Marksa” na lewicy kontynuują ten wątek, który jest typowy dla drobnomieszczaństwa (w przeciwieństwie do heroicznej, wielkiej burżuazji). Wynika to głownie z faktu, że drobnomieszczaństwo nie może stać się podmiotem zmian społecznych, jego naturalnym środowiskiem jest własna jednostkowość. Tu lokują problem – jak ja się mam do konfliktów świata. A więc szukają sposobów na uspokojenie własnego niepokoju wywołanego postrzeganiem konfliktów rozdzierających świat. Znalezienie takiego sposobu staje się dla nich synonimem rozwiązania problemów społecznych. Nie jest problemem to, czego sami nie odczuwamy jako problem. Źródłem dyskomfortu może jednak być istnienie ludzi zmarginalizowanych. Pomagając im charytatywnie redukujemy swój dyskomfort, chociaż wiemy, że to nie znosi problemu zmarginalizowanej grupy społecznej. Logicznym następnym krokiem takiej jednostki jest dojście do wniosku, że gdyby wszyscy zaczęli działać charytatywnie, to działanie to miałoby skutek rzeczywisty. Można więc winę za niepowodzenie utopijnego z definicji działania przerzucać na „Innych”, co przynosi nieco ulgi, a czas leci i życie jest postrzegane jako wartościowe i pełne głębokiego sensu.

Alienacja jest stanem koniecznym, związanym z kreatywnością jednostki. Wszystko, co robimy w relacjach z innymi ludźmi prowadzi do alienacji, ponieważ wszystko to przestaje być nasze i tylko nasze, i staje się realnością innych ludzi. Człowiek alienuje się tak jak oddycha. Człowiek niewyalienowany byłby tępym klocem, który wszystko zagarnia pod siebie.

Konflikt jest nieodłączny od życia. Rozwijanie się jednostki ludzkiej jest możliwe wyłącznie w interakcji z otoczeniem, a więc jest stałym konfliktem i stałą alienacją. W tym sensie nie ma złotych reguł postępowania, które chroniłyby nas od alienowania siebie i przyczyniania się do alienacji innych. Jest to jednak alienacja, która pozwala jednostce na przejście na wyższy poziom świadomości i dawanie sobie rady z własnym losem. Wyrastamy z jednych alienacji i wpadamy w inne, i to jest twórczy ruch. Dzielimy się doświadczeniami z tego borykania się z losem i własną alienacją z innymi ludźmi. Problem w tym, że w ten sposób narzucamy im własne alienacje jako coś ważnego dla nas. Szczególnie jeśli jednostka ma niewiele styczności z przyrodniczymi przeciwnościami, to wtedy sztuka (czyli cudze przeżywanie alienacji przez osoby bardziej twórcze) staje się dla nas takim środowiskiem i przyjmujemy cudze kłopoty z obiektywizacją siebie jako własne. Stąd mody intelektualne nazbyt podobne do masowych psychoz.

Jednostka kreatywna odbiera takie przekazy jako rozmowę intelektualną, wymianę poglądów i doświadczeń, i konfrontuje je z własnymi. Jeżeli ma niewiele do konfrontowania, to przejmuje cudze jako kompensatę własnych „braków”. Oczywiście, cudze doświadczenia rezonują bardziej, jeśli przypominają to, co sami przeżywamy.  Wówczas taka jednostkowa alienacja staje się problemem społecznym i najzupełniej racjonalnie domaga się rozwiązania psychoanalitycznego, a nie walki klas. Można, oczywiście, freudyzm nazwać walką klas i uważać siebie za marksistę, ale niekoniecznie marksiści muszą dać się robić w konia.

Co nie oznacza, że problemy te nie są problemami i to jeszcze bardzo dokuczliwymi.

Marksizm jest teorią, która zajmuje się relacją wyzysku trwającą przez cały okres istnienia społeczeństwa ludzkiego, w którym istnieją i działają klasy antagonistyczne. Podział na klasy wynika z konfliktu wokół zmonopolizowania środków reprodukcji życia przez klasę wyzyskiwaczy, która podporządkowała sobie klasę bezpośrednich wytwórców wykorzystujących ziemię i jej płody na zasadzie dysponowania, a nie własności.

Ta relacja społeczna warunkuje rzeczywisty konflikt klasowy. Cała reszta relacji jest pochodną stosunku poszczególnych jednostek do owego zasadniczego podziału. Jedne jednostki identyfikują się bardziej z klasą wyzyskiwaną, inne – z wyzyskującą. Wzrost znaczenia kultury i sztuki i ich upowszechnienie spowodował, że świadomość jednostek identyfikujących się z klasą wyzyskiwaną stała się bardziej skomplikowana i zapośredniczona. Świadomość (kultura i sztuka) klas posiadających jest bardziej atrakcyjna niż świadomość klas podporządkowanych, nawet dla samych klas podporządkowanych.

Jednocześnie, klasy panujące mają świadomość alienującego charakteru utożsamiania się z cudzymi problemami świadomościowymi i dążą do zdrowego trybu życia oznaczającego kontakt z naturą, a więc z niezafałszowanym wyrażaniem samego siebie. Reszta społeczeństwa jawi się tym klasom jako zewnętrzne otoczenie, za które nie biorą odpowiedzialności, ponieważ nie jest ono ich tworem, a tylko czymś danym z zewnątrz.

Katastrofalna utrata różnorodności przyrodniczej prowadzi do ekstremalnego różnicowania w obrębie pozostałych przy życiu gatunków. Gatunek ludzki – po uznaniu, że kolorowe rasy także należą do ludzkości, podobnie jak różnicujące się biologicznie grupy ludzkie, nie powielające jednolitego stosunku do spraw płci i rozmnażania się, które wydawały się niegdyś niewzruszone – to wszystko sprawia, że członkowie poszczególnych grup ludzkich nie czują wspólnoty z pozostałymi. To tłumaczy mechanizm obojętnienia na los innych ludzi. Granica międzygatunkowa się zaciera, a wewnątrzgatunkowa – nabiera wyrazistości.

To wszystko, to są obiektywne procesy, które średnio podlegają wartościowaniu, jakby chciała prawica. Prawica bogobojna usiłuje wykorzystać tę funkcję religii, która zawsze miała dla ludzi wierzących zasadnicze znaczenie – uzasadnienia tradycyjnych zasad i reguł postępowania, które są tworem społecznym. Oś podziału między lewicą obyczajową a prawicą konserwatywną przebiega na styku naturalne-sztuczne (kulturowe). Okazuje się, że tylko idea Boga utrwala tradycyjnie naturalne jako naturalne, bo poza Bogiem Natura nie uznaje nic naturalnego: wszystko może stać się naturalne, co tylko staje się normą społeczną (kulturową, czyli niby sztuczną). Bóg to takie nienaturalne usztywnienie Natury na jakiekolwiek zmiany, które są nieodłączną częścią Natury, ba – jej esencją.

Ludzkość, idąc w kierunku przekraczania granic gatunkowych (np. ludzki stosunek do zwierząt), staje się otwarta na zniesienie odwiecznego, klasowego podziału w społeczeństwie. W pewnym sensie to paradoks, że dopiero osiągnięcie etapu, na którym ludzkość dzieli się na grupy odrębne wręcz gatunkowo, może nastąpić przezwyciężenia klasowości w sensie mentalnym. Albowiem dążenie klas posiadających do traktowania innych jako innego gatunku i nie traktowania tego jako problemu społecznego, zderza się z tendencją do przekraczania barier gatunkowych i wprowadzania problematyczności podziałów klasowych ponownie na porządek dnia.

Marksizm utrzymuje, że rozwiązanie problemu antagonizmu klasowego jest ściśle związane z rozwiązaniem konfliktu, który leży u podłoża tego antagonizmu. Należy go rozwiązać wprost i bezpośrednio, a nie poprzez sentymentalne obejścia typowe dla drobnomieszczańskiej lewicy, która – jak zauważyliśmy wyżej – podtrzymuje potencjał rozwiązania problemu klasowego, ale stale odsuwa go dzięki przesuwaniu problemu na inne kwestie. W ten sposób, postulując jednakowe traktowanie wszystkich gatunków związanych z człowiekiem, podtrzymuje oburzenie „klasowymi” relacjami, odsuwając jednocześnie rozwiązanie ad calendas Graecas, ponieważ problem klasowy wciąż przejawia się w innej formie, maskującej postać zasadniczą.

Czyli jak z działalnością charytatywną – kolejne pokolenie zyskuje jakiś uśmierzacz bólu egzystencjalnego zamiast dać sobie wyrwać bolący ząb. Natura ma to gdzieś, ponieważ i tak zrealizowała swoją naturę wewnętrzną – konieczność utrzymania zróżnicowania gatunkowego, mniejsza o jakość.

W przeciwieństwie do „młodego Marksa”, stary Marks koncentrował się na przyłożeniu dźwigni do właściwego punktu, a nie do ogarniania bezmiaru ludzkich problemów egzystencjalnych. Kultura, podobnie jak religia, dostarcza uzasadnienia dla prawidłowości i praworządności istniejącej niesprawiedliwości społecznej. Nowoczesna lewica przykłada rękę do tego dzieła podsuwając jako równoważne problemy obyczajowe, których aktualna postać jest przyrodniczo zmienna, zależna od relacji społecznych. To znaczy – natura się przystosuje do preferencji społecznych. Jeżeli mamy problemy z ułożeniem stosunków społecznych, to natura głupieje i nie wie, do czego ma się dostosować. W pewnym sensie jest to jedyny okres wolności w sensie drobnomieszczańskim, ponieważ progresywne regulacje na bieżącą chwilę stają się w przyszłości nieznośnymi ogranicznikami. Rzeczywista wolność polega na możliwości udzielenia wyzwaniom rzeczywistości adekwatnej odpowiedzi. Niekiedy wymaga to trudnej pracy nad sobą, a nie tylko na dostosowywaniu otoczenia do siebie, co potocznie jest uważane za wolność.

Jeżeli uważa się, że należy zmienić otoczenie, ponieważ jest ono nienaturalne (ogranicza naturalne skłonności wypierane przez klasową politykę), a jednocześnie twierdzi się, że wszelkie aspekty np. płciowości mają charakter kulturowy (co jest zasadne), to nie można argumentować „naturalną” potrzebą udogodnień związanych z odmiennością seksualną, idącą w poprzek istniejącej kultury. Prawica słusznie diagnozuje to jako próbę kontrkulturową. A ponieważ prawica odwołuje się do praw Natury (gwarantowanych przez Boga), to działania lewicy są mocno nieprzekonujące ani z pozycji obrońców praw naturalnych, ani z pozycji wartości kultury. Stąd lewica obyczajowa stoi na przegranych pozycjach. Marksizm odrzuca te dylematy jako nie należące do jego dyskursu klasowego.

Podobnie jak w odniesieniu do relacji między marksizmem a religią, gdzie nie można być wierzącym marksistą, ponieważ marksizm stoi na stanowisku klasowym, a nie na stanowisku miłości boskiej, która jest sprawą społeczną (bo Bóg jest tworem kultury), w kwestiach obyczajowych można być marksistą o dowolnej orientacji seksualnej, ponieważ to nie zahacza o kwestię zastępowania walki klasowej inną formą świadomości klasowej.

Oczywiście, w wykonaniu lewicy obyczajowej jak najbardziej zahacza, a nawet zastępuje walkę klasową walką o realizację swoich postulatów w ramach społeczeństwa klasowego. Idzie to w parze z socjaldemokratyczną i tradeunionistyczną tradycją lewicową, oczywiście antykomunistyczną, która nie kwestionuje społeczeństwa klasowego, a jedynie postuluje jego udoskonalenie w postaci kapitalistycznego państwa socjalnego. Dlatego lewica kulturowa i odrzucenie marksizmu w tradycyjnym, antyliberalnym charakterze, idzie w parze.

Coś trzeba na to miejsce odrzuconego marksizmu wstawić, więc wstawia się sentymentalizm młodego Marksa jako ideologię zastępczą.

Zależy nam na podkreśleniu, że epoka kapitalizmu tak wyostrzyła przeciwieństwa klasowe i stworzyła warunki dla zniesienia społeczeństwa klasowego poprzez poziom rozwoju sił wytwórczych, że antagonizm skoncentrował się w najbardziej podstawowym segmencie procesu produkcyjnego. Daje to możliwość skokowej zmiany jakościowej pod warunkiem, że świadomość dorośnie do warunków obiektywnych. Tymczasem sama lewica sabotuje czynnik świadomościowy. To czyni ją bezbronną wobec prawicy, z którą paradoksalnie łączy lewicę zabobonny lęk przed zmianą jakościową.

A dzielą różnice kosmetyczne…

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski 
2 sierpnia 2020r.