Porównania historyczne nie zawsze są dobrą perspektywą dla interpretacji współczesności, niemniej zawsze warto znać przeszłość, aby nie wpadać w stare pułapki.

Nacjonalistyczna prawica usiłuje w swoim odrodzeniu politycznym wykorzystać wszelkie możliwe sposoby, żeby uwiarygodnić swoją pozycję i uczynić ją w oczach ludzi bardziej szacowną. Prawica nacjonalistyczna dzieli się dodatkowo na zwyczajnie nacjonalistyczną oraz narodowo-populistyczną.

Podobnie jak tzw. nowa lewica radykalna ma charakter elitarystyczny, co jest wynikiem ewolucji historycznej tzw. lewicy demokratycznej i wolnościowej, tak prawica nacjonalistyczna również przeciwstawia tej pierwszej projekt elitarystyczny. Oba nurty reprezentują całkowicie odmienną wizję rozwoju ludzkości. Zderzenie tych obu wizji jest istotą współczesnej walki politycznej. Z braku alternatywy marksistowskiej, która nie jest w żadnym wypadku choćby elementem wizji nowolewicowej.

W obszarze zachodniej cywilizacji, przynajmniej w odczuciu prawicy nacjonalistycznej, wiek XX był okresem, w którym przewagę zdobyła i utrzymała, kształtując model państwa opiekuńczego, lewica. Nazwijmy ją w skrócie socjaldemokratyczna, ponieważ wszystkie przejawy radykalizmu antyburżuazyjnego okazały się w końcowym efekcie okazały się dziecinadą i radykałowie lewicy, kiedy dorośli, stali się normalnymi, intelektualnymi przedstawicielami świata burżuazyjnego, nie wychodząc poza horyzont światopoglądu drobnomieszczańskiego. A więc stworzonymi do przedstawiania wizji kultury burżuazyjnej w jej wyidealizowanym świetle, na modłę życzeniowego myślenia typowego dla drobnomieszczaństwa.

Podobnie jak radykalna lewica pozostaje reprezentantem liberalnej burżuazji, coraz mniej zdolnej do powrotu do swego heroicznego okresu, ale reprezentantem zdecydowanym na wszystko w obronie swego idealnego świata wartości mieszczańskich doprowadzonych do granic intelektualnych, tak prawica narodowo-populistyczna jest forpocztą prawicy nacjonalistycznej, która marzy o powrocie do świata wartości arystokratycznych i gospodarki opartej na zniewolonej sile roboczej. To jest, jak ona to przedstawia, sile roboczej wyzwolonej spod jarzma kapitalistycznego, „wolnego” kontraktu między nierównymi stronami: kapitałem i siłą roboczą.

Wyzwolenie pracy jest więc utożsamiane z powrotem do relacji bezpośrednich między stanami społecznymi, gdzie państwo opiekuńcze istnieje nadal, ale ma charakter paternalistyczny w rozumieniu dobrotliwości, a nie interesu obustronnego. Wielu tzw. uczciwych socjalistów typu Piotra Ikonowicza jak najbardziej kupuje tę wizję świata opartego na opiece biednych przez zamożnych, znajdując zresztą w tej sytuacji społecznej najlepszą rękojmię, że nie zabraknie dla tego typu społeczników nigdy miejsca w dowolnym społeczeństwie.

Nie bez kozery zyskująca w świecie politycznym na poparciu prawica tworzy pole do popisu dla prawicy populistycznej. Podobnie jak wizja nowolewicowa, przeżywająca swój najlepszy okres po II wojnie światowej, wizja prawicowa jest zainteresowana w przedstawianiu swojego projektu od jak najlepszej strony, kryjąc rzeczywiste stawki klasowe. Nawiasem zauważmy, że zarówno lewica populistyczna, typu Piotra Ikonowicza, jak i prawica populistyczna, traktują jako istotę swego programu niedopuszczenie do dojrzałości wizji klasowej.

Tak jak prawicowy projekt arystokratyczny w pewnym sensie zbiega się perwersyjnie z projektem elitarystycznym lewicy, o tyle projekt lewicowo-populistyczny zbiega się z projektem prawicowo-populistycznym. I tu tkwi pułapka, na którą zwraca nam uwagę doświadczenie historyczne.

Bolszewicy czuli powiew rewolucyjny w Europie ogarniętej ludobójczą wojną. Lewica zachodnia, przodek współczesnej tzw. nowej radykalnej lewicy (wystarczy dla tego stwierdzenia fakt jej zoologicznego antybolszewizmu), zgodnie ze swoją koncepcją teoretyczną i praktyczną nie widziała powodu dla przyłączenia się do wysiłku rewolucyjnego Rosji. Już w jej koncepcji teoretycznej kapitalizm stwarzał podstawy dla przekształcenia się w socjalizm, wykorzystując instytucje demokratyczne państwa burżuazyjnego, które narzucały mu respektowanie wartości społecznych wyznawanych przez lewicę.

Praxis bolszewików wynikała z odmienności teoretycznej, z trzymania się Marksa i jego teorii ekonomicznej, w której bez wyzwolenia bezpośrednich producentów i oddania im własności środków produkcji, wszelkie instytucje demokratyczne będą tylko ornamentem upiększającym faktyczną władzę kapitału. W rewizji teorii wartości opartej na pracy tkwi istota późniejszej ewolucji lewicowej myśli postmarksowskiej.
W pewnym sensie można powiedzieć, że współcześnie to prawica jest najbardziej skłonna do rewizji założeń koncepcji ekonomicznej tkwiącej u podstaw ładu europejskiego przez ostatnie stulecie. To prawica jest skłonna przyjąć do rozumiejącej refleksji wagę zagadnienia pracy produkcyjnej i jej konieczności dla zbudowania państwa narodowego, opartego na trwałym fundamencie gospodarczym. Stoi to w otwartej sprzeczności z nowolewicową koncepcją, w której produkcyjna jest każda praca przynosząca kapitałowi wartość dodatkową, przekształconą w międzyczasie w wartość dodaną, aby całkowicie już uwolnić się od ostatnich marksistowskich ograniczeń wobec przekłamywania teorii oryginalnej.

Nie warto nawet dodawać, że wydarzenia polityczne mające miejsce na Zachodzie brutalnie przypominają o prawdziwości teorii Marksa. Prawicy tym łatwiej jest przyjmować do wiadomości tę koncepcję, ponieważ sama lewica odżegnuje się od niej niczym diabeł od wody święconej. Wymarzona sytuacja, aby prawdziwą teorię Marksa przedstawić jako antymarksistowską, ponieważ kamieniem probierczym myśli marksistowskiej pozostaje nowa radykalna lewica kulturowo-obyczajowa, zbliżona swym profilem kulturowym do tradycji arystokratycznych. Kończąc tym samym polityczną pętlę rozpoczętą fascynacją drobnomieszczanina odważną, obrazoburczą kulturą wielkomieszczańską, wzorowaną na postmodernistycznym zblazowaniu arystokracji konającej w ogniu Rewolucji Francuskiej.

W tyglu populistycznej interpretacji, koncepcja przywracająca wagę pracy produkcyjnej dla życia społecznego, staje się pustym sloganem, który ma na celu zwabienie do tej idei mas robotniczych. Na razie in spe, ale w perspektywie masowej pauperyzacji drobnomieszczaństwa całkiem realnych szeregów ludzkich, rezerwowej armii pracy. Populizm jest więc narzędziem, które pełni funkcję ideologii tak niezbędnej spauperyzowanym masom, nadającej im sens i kierunek. W mieszance z ideą suwerenności narodowej, co brzmi dumnie, jest narzędziem zdolnym do mobilizacji mas w obronie realnej wartości jaką stanowi obietnica własności środków produkcji, a więc – środków utrzymania w sytuacji totalnego zachwiania jakiejkolwiek pewności jutra.

Historycznie, po zdradzie robotniczego obowiązku rewolucyjnego przez demokratyczną i wolnościową lewicę zachodnią, obietnicę sprawiedliwości społecznej, uwarunkowanej suwerennością narodową i odzyskaniem godności narodowej, podtrzymywał nurt narodowego socjalizmu. Bynajmniej nie marksistowski w swym programie czy sympatiach. Wręcz przeciwnie.

A jednak historycznie oskarża się komunistów o kolaborację klasową z faszystami. Lewicowi populiści mają dokładnie taką samą szansę stać się sztandarowymi przedstawicielami sojuszu z faszystami na bazie wspólnego im populizmu. Dokładnie tak samo, jak w okresie zdrady socjaldemokracji, niektórym komunistom wydawało się, że mogą zaufać populistycznym sloganom faszyzmu ubranego w szaty socjalizmu narodowego.
Co do bolszewików, to oczywiste jest, że nie znaleźli się oni w żadnym z obozów zdrady wobec idei rewolucyjnego marksizmu, ani w obozie antymarksowskiego nurtu liberalno-demokratycznego drobnomieszczaństwa, ani w obozie faszyzujących populistów lewicowej i prawicowej proweniencji.

Stosunek do ZSRR określał świadomość klasową owych czasów. To socjaldemokracja nawiązała realnie polityczną współpracę z hitlerowcami w celu eliminacji zagrożenia komunistycznego. Podobnie jak w dzisiejszym praniu mózgów, które możemy obserwować na bieżąco, oskarżenia wobec komunistów służą ukrywaniu alternatywy dla sojuszu populistyczno-narodowego z obu stron politycznej niby-barykady: lewej i prawej.

Wiele analiz prawicowych ma charakter bardziej obiektywny niż analizy prowadzone po niby lewej stronie sceny politycznej. Musimy sobie więc zdać sprawę z faktu, że na mapie podziału: lewica – prawica nie ma miejsca dla ruchu robotniczego o charakterze marksistowskim. Jesteśmy poza wyobrażalnymi granicami tego, co w polityce dopuszczalne, albowiem nie jesteśmy ani za społeczeństwem elitarno-arystokratycznym, ani za społeczeństwem neofeudalnym (semantyczne podobieństwo do koncepcji Varufakisa). Chociażby dla tego prostego powodu, że oba są dokładnie tym samym w istocie, a mianowicie powrotem do społeczeństwa kastowego czy stanowego. Na tym polega nowolewicowe przezwyciężenie kapitalizmu jako systemu społecznego: likwidacja klas po to, aby przywrócić stany czy kasty.

Czy zauważyliście, z jaką łatwością różnym analitykom chętnie postrzeganym jako prawica (chociaż modne jest utrzymywanie, ze rozróżnienie na lewicę i prawicę nie ma już sensu, co jest racjonalne, ponieważ faktycznie lewica i prawica zlewają się w populistycznej narracji) przychodzi krytyka kapitalizmu? Wszyscy są zmęczeni kapitalizmem, który nie daje już żadnych sensownych perspektyw ani nie przynosi bezpieczeństwa beneficjentom. W sytuacji, kiedy podział wartości dodatkowej przebiega głównie kanałami strumieni finansowych, zabezpieczenie realnego bogactwa wymaga, wręcz narzuca odrzucenie ideologicznych okularów i dostrzeżenie znaczenia pracy produkcyjnej, twórczyni wartości materialnych, a więc bogactwa.

Kapitalizm spełnił swą funkcję redystrybutora własności środków produkcji, a więc własności – w ostatecznym rozrachunku – ziemi jako źródła utrzymania. Potrzebne są nowe normy prawne, aby zabezpieczyć ten podział. Negocjacje między tzw. lewicą a tzw. prawicą toczą się o kwestie drugorzędne, a więc – ilościowe.

Lewica demokratyczna i liberalna obawia się systemów dyktatorskich, które w obecnym systemie produkcyjnym ustanawiają bezpośrednią więź między bezpośrednimi producentami a decydentami politycznymi, bez udziału kapitału, który w systemie wolnorynkowym zapewniał pozory wolności jednostki. Jak socjaldemokracja w 1914 r., współczesna lewica dostrzega bezpośrednie zagrożenie dla siebie, a więc dla drobnomieszczaństwa, które staje się w tym wyłaniającym się porządku światowym niepotrzebne. Rzecz więc w tym, czy podział kastowy nastąpi w oparciu o kryterium geopolityczne: Zachód kontra reszta świata, a więc Zachód w charakterze mniejszościowej kasty uprzywilejowanej kontra reszta świata sproletaryzowana. Oczywiście, dla utrzymania porządku, w którym znikoma mniejszość panuje nad zdecydowaną większością, konieczne jest państwo prawa i aparat państwa na służbie elity zainteresowanej w utrzymaniu tego porządku.

Alternatywą jest podział w skali całego świata, a więc sprawiedliwy udział Zachodu w pauperyzacji. Szczerze mówiąc, elitom jest to obojętne. W pewnym sensie, prawica narodowa, która poważnie chciałaby traktować suwerenność narodową, jest zainteresowana w utrzymaniu Ludu, który mógłby na zawsze już utożsamiać i przechowywać wartości partykularno-narodowe danego kraju. W końcu arystokracja jest zawsze kosmopolityczna, otwarta i przyswajająca nowe wartości, co jest warunkiem rozwoju intelektualnego i wszelkiego innego. Wartości narodowe w ich niezmienności wymagają ludzkiego ogrodu zoologicznego, w którym Volk byłby niezmienny i przywiązany do niezmiennych wartości. A więc opartych na niezmiennych, najlepiej boskiej proweniencji prawach. Szczęśliwy lud potrzebuje od czasu do czasu napaść na sąsiadów, aby podreperować swój (tj. arystokracji) zasób majątkowy, co pozwala na lepszy rozwój jednego Volku w porównaniu z innym. Nie zakłóca to równowagi ducha arystokracji, ponieważ jest tylko okazją do snucia filozoficznych rozważań.

Lewica liberalna i demokratyczna przez cały XX wiek jakoś nie miała skrupułów w obliczu wyzysku krajów Trzeciego Świata, co było podstawą jej dobrobytu i przyczyną, dla której mogła uznać w oparciu o autopsję swego systemu, że społeczeństwo może istnieć bez pracy produkcyjnej. Co przy okazji znosiło problem klasowy, pionowy rzecz jasna, zastępując go sprzecznościami klasowymi o charakterze poziomym. Prowadząc do dzisiejszej ostatecznej konsekwencji, która obnaża fałsz takiej „teorii”.

Oczywiście, prawica populistyczna także obnaża elitarystyczne spiski mające na celu zachowanie uprzywilejowanej pozycji Zachodu. Przemilczając elitarystyczny charakter alternatywy, jaką sama niesie w postaci narodowego państwa suwerennego.

Część lewicy wierzy w inny charakter nowego, dopiero kształtującego się ładu międzynarodowego, który nie jest ani lewicowym elitaryzmem, ani nową, prawicową arystokracją. Faktycznie, państwa, które wywalczyły sobie prawo do suwerennego rozwoju własnego przemysłu, wydają się mieć intuicyjną świadomość, że nowy międzynarodowy podział pracy należy kształtować na zupełnie innych zasadach niż w okresie kapitalizmu. A więc na zasadach współpracy, a nie na zasadach konkurencji. Niemniej, jeśli pozostaniemy przy narodowych torach, na jakie usiłuje ten świat zepchnąć imperializm zachodni, to nic się faktycznie nie zmieni w istocie stosunków międzyludzkich, które pozostaną relacjami klasowymi lub kastowymi.

W jakimś stopniu mają tę świadomość niektórzy myśliciele Trzeciego Świata, jeśli pozostać przy tym określeniu z braku lepszego, chociaż w warunkach globalnego porozumienia elit nie ma ono większego sensu. Rozumują oni w kategoriach wspólnot cywilizacyjnych, nie kończąc z relacjami klasowymi.

Niemniej, zmienność sytuacji międzynarodowej jest tak wielka, że dynamika obiektywnej rzeczywistości w tym rozpętaniu najróżnorodniejszych tendencji jednostkowych może się niemal swobodnie rozwijać. Analiza marksistowska powinna rozpoznać te kierunki, w jakich sytuacja może dążyć i zrozumieć logikę dialektycznego rozwoju współczesności.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
26 marca 2024 r.