Rozpoczęta jako Specjalna Operacja Wojskowa akcja zbrojna Federacji Rosyjskiej była w pewnym sensie wymuszeniem na Putinie konsekwentnego zakończenia działań z 2015 r., kiedy to Rosja odpuściła sobie pewne raczej zwycięstwo we wschodnich okręgach Ukrainy i nie zrobiła tego samego, co w przypadku Krymu, czyli nie przyłączyła owych obszarów zamieszkałych w większości przez zbuntowaną ludność rosyjskojęzyczną, przyłączonych do Ukrainy w okresie istnienia ZSRR. Przeprowadzając na tym terenie referendum, analogiczne do tego, jakie miało miejsce na Krymie.

Wówczas decyzja Putina spotkała się z nieskrywanym niezadowoleniem i oporem wśród tzw. kręgów patriotycznych FR. Również Zachód nie wynagrodził Putina za to ustępstwo, ale ukarał sankcjami za aneksję Krymu mimo legalnej formy przeprowadzonego przyłączenia. Jednocześnie próby pokojowego uregulowania problemu z utrzymaniem przynależności południowo-wschodnich terenów Ukrainy w zamian za autonomię, wbrew woli sporej części mieszkańców, na zasadzie porozumień mińskich okazały się tylko jakże tragiczną dla samej Ukrainy chytrością Zachodu.

Jeśli przysłuchać się przemówieniu późniejszego prezydenta Ukrainy, Petro Poroszenki, stosunek do zbuntowanej ludności Donbasu nosił cechy nie jawnej pogardy klasowej. Ponieważ język marksistowski nie jest popularny, to w zmanipulowanej nacjonalistycznie świadomości społecznej części Ukraińców, ta pogarda przybrała postać pogardy rasowej z dorobionym uzasadnieniem pseudohistorycznym.

Podstawy niechęci połączonej z nieufnością są tu analogiczne do polskiej, rodzimej rusofobii. Wybór cywilizacji zachodniej, który przecinał w poprzek ludność słowiańską, wymagał głębszego uzasadnienia ze względu na uwarunkowaną historycznie sytuację sąsiedztwa z Niemcami. Przyłączenie do cywilizacji zachodniej było więc połączone z wymuszeniem odejścia od własnej kultury. To wymagało dodatkowych czynników odrywających nas od Słowian wschodnich, którzy mogliby się wydawać bardziej naturalnym wyborem. Przyjęcie religii ortodoksyjnej przez wschodnich sąsiadów było związane z przejęciem roli obrońcy tej cywilizacji i religii. W pewnym sensie nobilitowało ono przodków współczesnych Rosjan, podczas gdy przyłączenie do cywilizacji zachodniej było związane ze świeżą pamięcią podboju i siłowego „nawrócenia”. Słowianie zachodniego obrządku byli koniecznością historyczną związani z Niemcami, którzy po swojej stronie przejęli misję Cesarstwa Rzymskiego w jego chrześcijańskiej tradycji. Czesi, którzy byli pośrednikiem w tej religijnej transakcji, ściśle związali się z Niemcami jako etniczną całością i w ten sposób zostali przyswojeni przez ową cywilizację.

Ukraina poprzez swoje związanie z Polską znalazła się w strefie oddziaływania cywilizacji zachodniej, przez co jej losy są skazane na nie mniejszy, jeśli nie większy poziom komplikacji. Ze względu na pograniczne położenie i sytuacje historyczne, kiedy to Polska (oraz ludność późniejszej Ukrainy) znalazła się pod politycznym wpływem Rosji, natomiast kulturowo przynależała do Zachodu, ludność polska, jak i ukraińska nie zdołała zdobyć sobie statusu obywatela Zachodu. Pozostaje zawsze w sytuacji gorszego sortu, inaczej niż np. wspomniani wyżej Czesi.

Polacy oraz Ukraińcy mają w związku z tym pewną podatność na poszukiwanie gorszego jeszcze sortu na wschód, aby pokazać swoją użyteczność dla zachodniej cywilizacji. Okres radziecki dał tej podatności dodatkowe uzasadnienie – komunizm jest poza swoim aspektem ideologicznym (związanym z rzekomym żydowskim wypaczeniem zachodniej kultury) wyrazem niższego typu organizacji politycznej i gospodarczej. Wszak kapitalizm jest najwyższym wykwitem cywilizacji ludzkiej, ponieważ dał globalną przewagę Europie. Potwierdzając tym samym wyższość cywilizacji zachodniej nad całą resztą świata i ludzkości.

Donbas zamieszkują w tej optyce tzw. sowki, czyli – wedle tego samego Poroszenki – istoty człekopodobne, niezdolne do podjęcia sensownej pracy, ale przywiązane do wycieńczającej pracy w gałęziach, które nie przystają do tego, co rozumie się pod pojęciem nowoczesnej gospodarki. Górnicy, robotnicy przemysłowi, całe to „robactwo” odziedziczone po ZSRR, przynoszące wstyd krajowi pragnącemu wejść jak najszybciej do demokratycznej i nowoczesnej Europy, powinni opuścić ziemię ukraińską i wynieść się do Rosji: „czemodan, wokzał, Moskwa!”, taki był ówczesny slogan towarzyszący ostrzałom Donbasu.

Nikomu nie przychodziło do głowy, aby np. zrobić tak, jak w przypadku „aksamitnego rozwodu” między Czechami a Słowakami – każdy naród pozostaje na swojej ziemi. Wszak na wschód od Bugu mamy do czynienia z ziemiami niezamieszkałymi przez ludzi, podobnie jak traktowano ludność Afryki czy Azji, czy rdzenną ludność Ameryki.

W przypadku powrotu Donbasu do Rosji, rzecz jest niewyobrażalna, ponieważ tego typu „rozwód” powoduje dodatkowy przyrost wagi Federacji Rosyjskiej, a to oznacza niezasłużony przyrost wagi przegranej cywilizacji. Poza tym, Słowacy czechosłowaccy nie mogli się przyłączyć do jakiejś istniejącej Samodzielnej Słowacji, ponieważ ta nie istniała. Musieli utworzyć samodzielne państwo, którego suwerenność zresztą okazała się równie wątpliwa w ramach UE, co suwerenność „emiratów bałtyckich”. Przynajmniej tak sobie to wyobraża biurokracja unijna, jak widać obecnie: pozorna suwerenność zagrożona w przypadku próby jakiegokolwiek poważnego jej potraktowania.

Rosji też nie zależało na zwiększaniu masy inercyjnej swego państwa. Dążenie do Zachodu, zachodniego stylu życia, kierowania państwem itd., itp., to wszystko również nie grało na rzecz obarczania się ciężarem Donbasu z jego ludnością. W pewnym sensie, całość obszaru po tzw. bloku wschodnim była głęboko przekonana, że Zachodnia Europa realizuje jakiś genialny model gospodarczy, do którego należy dołączyć za wszelką cenę, aby samemu móc popróbować owoców nowoczesności. W modelu ekonomicznym, do którego aspirowała Rosja, praca mieszkańców Donbasu była kompletnie niepotrzebna. Obecnie trochę się zmieniło, chociaż trudno powiedzieć, żeby to trafiło do rosyjskich oligarchów.

Wybór radzieckiej biurokracji schyłkowego okresu ZSRR był opóźnionym o kilka stuleci akcesem do zachodniej cywilizacji. Problem w tym, że zarówno teraz, jak i dawniej, Zachód nie zamierzał poszerzać swego naturalnego zasięgu, co oznaczałoby konieczność zapewnienia wszystkim nowoprzybyłym równego poziomu życia, co własnym obywatelom (co było faktyczną przyczyną chętnego akcesu ludności państw posocjalistycznych do UE). Naturalnym historycznie wytworzonym odruchem jest traktowanie tego terenu jako ziemi niezaludnionej, jako zdobyczy, a nie jako partnera, którego przyłączenie realnie oznaczałoby rozmycie własnych podstaw cywilizacyjnych. Ta cywilizacja, jak zauważyła prawica suwerenistyczna, już i tak się rozmyła. Ale z perspektywy lewicy nowoczesnej, był to proces przebiegający w pewnej logice historycznej i społecznej, a więc akceptowalny. Rzecz w tym, że nie dla prawicy.

Po rozpadzie bloku wschodniego przestawiono gospodarkę na wolnorynkowe, nowoczesne i jakże efektywne metody ekonomiczne, które doprowadziły do likwidacji samodzielności ekonomicznej owych krajów. Oczywiście, gospodarki pososcjalistyczne były całkowicie nieprzydatne dla gospodarki zachodnioeuropejskiej. Przemysł rodzimy został więc zlikwidowany, zachowano tylko moce produkcyjne przystosowane do uzupełniania gospodarki niemieckiej, która była przodującą i wiodącą gospodarką zachodnioeuropejską. Gospodarka zachodnioeuropejska zresztą także uległa procesowi dezindustrializacji, a gospodarki mniejszych, podporządkowanych gospodarek europejskich weszły w nieuchronny proces upadku. Istnienie UE powodowało, że te podtrzymywano usługi nieprodukcyjne, albowiem są one wyrazem zapotrzebowania bogatych klas, warstw i grup społecznych. Utrzymanie pozostałej większości społeczeństwa jest związane z obsługą tych bogatszych grup, co stanowi całkowicie niewystarczające źródło utrzymania dla mas. Wyrazem tego procesu i jego niedostosowania do struktury społecznej nie dość szybko przekształcającej się w społeczeństwo w fazie zaniku (demograficznego i wynikającego z gwałtownego spadku poziomu życia). Państwom, które aspirowały do wejścia do UE stawiano trudne warunki, w większości sprowadzające się do narzucania modelu gospodarczego, w którym zanikają środki mogące utrzymać owo społeczeństwo, tj. przemysł. Poszczególne kraje nie mają prawa do zabezpieczenia wystarczającej produkcji dla zaspokojenia podstawowych, materialnych potrzeb społeczeństwa.

Wystarczająco często podkreślaliśmy, iż wynika to w zasadzie z fałszywego rozumienia produkcji jako działania ekonomicznego obejmującego usługi nieprodukcyjne. A więc społeczeństwo zdezindustrializowane, przekształcone w gospodarkę opartą na usługach, było trendem od kilku dziesięcioleci do zakończenia tzw. Zimnej Wojny. Z tego modelu ideologicznego wynika potrzeba radykalnego zmniejszenia liczebności populacji państw zamierzających kontynuować kierunek na gospodarkę opartą na usługach. Zgodnie z postulatami Zielonych, przyczynia się to do poprawy jakości życia – tak, ale tylko tych grup, które zajmują górną część piramidy społecznej. Ludność Europy wymiera, co jest skądinąd efektem wdrażanego modelu gospodarczego. Jednak rozpad bloku wschodniego i przyłączenie się społeczeństw Europy Wschodniej do UE powoduje, że proces ten nabrał przyspieszenia i nie jest już tylko wyrażany przez naturalne zmiany demograficzne, ale jest przyspieszony, ponieważ tego typu gospodarka nie jest w stanie utrzymać nadmiernej, choć malejącej liczby ludności. Po prostu społeczeństwa zachodnioeuropejskie wymierają zbyt wolno. Globalne Południe nie chce już utrzymywać Złotego Miliarda, więc ten miliard powinien się skurczyć o wiele bardziej i w o wiele szybszym tempie.

Elity państw posocjalistycznych zostały wychowane w dogmacie, że gospodarka socjalistyczna jest skrajnie nieefektywna i nieracjonalna, zaś gospodarka zachodnia jest synonimem efektywności. Stąd oczekiwanie, że podporządkowanie się podziałowi pracy narzucanemu przez Zachód jest jedynym racjonalnym posunięciem i nie należy myśleć samodzielnie, bo wszystko już zostało dawno przemyślane w ramach teorii wolnorynkowej i kapitalistycznej.

Dostosowanie się do wymagań unijnych było więc samooczywiste i nie podlegało najmniejszej wątpliwości. Każda wątpliwość była zresztą tępiona bezlitośnie.

Oligarchia rosyjska nie różni się niczym od wschodnioeuropejskich geniuszy myśli politycznej. Problem z Rosją polega jednak na tym, że nawet w kształcie nadanym przez rządy schyłku ZSRR i lata 90-te za Jelcyna, gospodarka rosyjska nie miała żadnej wartości, która by uzasadniała chęć przygarnięcia jej do Europy. Pozbawiona przemysłu Europa nie miała co zrobić z surowcami rosyjskimi. No, może poza gospodarką niemiecką, która miała starczyć na potrzeby kurczącej się demograficznie Europy.

Nie jest tak, aby Unia była zachwycona przyłączeniem do niej krajów posocjalistycznych. Sens miało to tylko z pozycji amerykańskiego hegemona, dla którego ważne było utrzymanie sytuacji braku bezpośredniego kontaktu i sojuszu między Europą Zachodnią a Rosją. Przyjęcie państw wschodnioeuropejskich do NATO miało na celu odbudowę jakiejś prowizorycznej Żelaznej Kurtyny, która pełniła rolę takiej nieprzekraczalnej bariery utrzymującej Europę Zachodnią w trwałym zwasalizowaniu przez USA.

Problem z Europą Zachodnią jest taki, że normalnie powinien ten obszar wykazywać tendencję do zjednoczenia w jakimś większym, politycznym tworze. Symbolicznie można powiedzieć, że ta tendencja wyrażała się w całkiem racjonalnym pomyśle utworzenia Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego jako kontynuacja procesu jednoczenia w okresie starożytności, a następnie poprzez tworzenie obszaru oddziaływania uniwersalistycznej religii chrześcijańskiej. Wyraziło się to w ograniczonej postaci cywilizacji zachodnio-chrześcijańskiej. Polityczny zamysł został zakłócony przez początki kapitalistycznego rozwoju, wymagającego istnienia mniejszych całości narodowych, z którymi mógłby się identyfikować kapitał lokalny i wymagać wsparcia i ochrony, ponieważ wolność rynkowa zawsze była fikcją literacką.

W efekcie, Europa Zachodnia zdobyła wpływy na innych, zamorskich obszarach skolonizowanych, co sprawiło, że niewielkie w sumie byty lokalno-europejskie stały się wielkimi mocarstwami kolonialnymi, zazdrosnymi o utrzymanie monopolu własnej grupy kapitałowej na skolonizowanym terenie. To zapobiegło skutecznie naturalnemu procesowi zjednoczenia europejskiego, które wynikało z logiki rozwoju gospodarczego (rozwój obszarów kontynentalnych poprzez zagarnianie kolejnych terenów uprawnych niezbędnych dla wykarmienia rosnącej ludności). Właśnie cecha bycia mocarstwami kolonialnymi uniemożliwiła naturalne zjednoczenie Europy Zachodniej oraz potraktowanie przez nowe mocarstwo imperialistyczne, USA, obszaru Europy Zachodniej jako po prostu obszaru nieskrywanej grabieży.

Neutralizacja Europy Zachodniej dokonała się więc poprzez narzucenie hegemonii ekonomicznej przegranego w imperialistycznej rywalizacji państwa niemieckiego, mającego jednocześnie tradycje i aspiracje do stworzenia zjednoczonego ekonomicznie i politycznie obszaru europejskiego. USA realizowały ten projekt już w okresie przedwojennym. Obecnie mamy sytuację, w której Europa Zachodnia przestaje być atrakcyjna i nazbyt jak na gust amerykański ambitna ze względu na utratę swoich kolonii. Dotychczasowy podział świata wymagał siły Europy Zachodniej, natomiast po rozpadzie nawet formalnych aspektów panowania Europy nad byłymi koloniami i ich skutecznych próbach wyrwania się na samodzielną drogę rozwoju, Europa przestaje realnie stanowić coś więcej, jak tylko jeden obszar wspólnej cywilizacji, poddanej zresztą skutecznemu rozmyciu przez napływ ludności muzułmańskiej. W dobie wzrostu znaczenia wyróżników religijnych i kulturowych ma to ogromne znaczenie. Skończyły się czynniki sprzyjające podtrzymywaniu odrębności narodowej na terenie Europy. Kraje Europy Wschodniej skutecznie zostały wplątane w ten sam proces upadku cywilizacyjnego Europy Zachodniej.

Jest to tym śmieszniejsze, że jednocześnie rośnie projekt Ruskiego Miru. Co jeszcze śmieszniejsze, ten projekt jest realizacją koncepcji wchłaniania obszarów na zasadzie poszerzania rolnictwa i produkcji dla wyżywienia ludności zamieszkującej te obszary. Taki model kontynentalnego samodzierżawia, wewnętrznych kolonii. Jednym słowem model carskiego samodzierżawia, który jest postrachem nowolewicowego stylu myślenia.

Biorąc pod uwagę, że na świecie naturalnym procesem okazuje się obecnie proces jednoczenia obszarów wychodzących spod kolonialnej dominacji i nawracających do własnych tradycji imperialnych, autorytarnych, opartych na wyznacznikach cywilizacyjnych, w tym islamu, to Ruski Mir wpisuje się w tę tendencję dość płynnie.

Odrzucenie Rosji przez Zachód sprawia, że Rosja musi szukać innego modelu rozwoju gospodarczego, który będzie dostosowany do trendów w wyłaniających się tradycjach kulturowych, opartych na władzy samodzierżawnej i religijnej. Nie wydaje się, aby przyszło to Rosji z trudem. Oczywiście, ten model kłóci się z modelem radzieckim w wersji bolszewickiej, ale już niekoniecznie z modelem stalinowskim i poststalinowskim.

Europa zjednoczona pod kierownictwem Niemiec jest o tyle mało prawdopodobna, że Niemcy podupadły gospodarczo, a zdecydowana hegemonia gospodarcza Niemiec była warunkiem pokojowej hegemonii i łagodnego zniewolenia. Być może prawdopodobne jest włączenie Europy do obszaru muzułmańskiego, jeśli plan odrodzenia cywilizacji zachodnio-chrześcijańskiej pod wodzą kanclerza-cesarza Niemiec okaże się wykonalny. Być może powstanie obszar cywilizacji chrześcijańskiej jako taki, jeśli dojdzie do sojuszu Niemiec z Rosją i odbudowy jakiejś rzeczywistej gospodarki.

Inne obszary cywilizacyjne niekoniecznie są zgodne co do wprowadzenia gospodarki kapitalistycznej, choćby z tego względu, że daje ona zbyt wiele wolności indywidualnej. Tym, co chcemy tu pokazać to to, że być może kapitalistyczny sposób produkcji traci swą atrakcyjność na rzecz jakiegoś modelu przedkapitalistycznego. Przegrana USA w rywalizacji ekonomicznej zapewne spowoduje, że rozwój ekonomiczny Chin może ciążyć do tradycyjnego modelu kontynentalnego. Sukces kapitalizmu 2.0 jest ograniczony z powodu tego, że tzw. otoczenie niekapitalistyczne, niezbędne dla rozwoju kapitalistycznego sposobu produkcji, nie jest już tak bezbronne, jak to miało miejsce w XV czy XVI w.

W każdym razie, sytuacja wydaje się patowa. Widać to najlepiej na przykładzie wojny na Ukrainie. Brak rozwiązania w roku 2015 wynikał głównie z tego powodu, że Europa Zachodnia nie kierowała się egoistycznym interesem czysto ekonomicznym, ponieważ takiego interesu w podporządkowaniu Ukrainy ani Rosji nie miała.

Wyżej pokazaliśmy, że przyłączenie Europy Wschodniej było co najwyżej obciążeniem dla gospodarki europejskiej, która nagle musiała stawić czoła wzrostowi populacji w sytuacji, gdy skutecznie ograniczała ideologicznie słusznie własną populację, tak aby dostosowała się do możliwości ekonomicznych kontynentu. Z tego też powodu, Ukraina nie ma najmniejszych szans na wejście do UE. Schyłkowa gospodarka kapitalistyczna nie jest w stanie wchłonąć dodatkowego ciężaru do utrzymania z nadwyżki z procesu wyzysku dzięki globalnym strumieniom finansowym. Tym bardziej Rosja nie jest do wchłonięcia. Kolonializm Europy Zachodniej uniemożliwia ekspansję na wschód kontynentu z definicji. Natomiast pozbawione kolonialnej mocarstwowości Niemcy (którym uniemożliwiono zyski z własnych podbojów kolonialnych w ostatecznym rozrachunku), mają naturalną tendencję do ekspansji na Wschód. Po usunięciu globalistycznych elit europejskich i zrozumieniu nieracjonalności rozwiązań suwerenistyczno-narodowych ze względu na natychmiastową konfliktowość interesów wewnątrzeuropejskich, pozostanie podążanie za trendem światowym, czyli tworzenia wielkich całości zdolnych szachować się nawzajem.

*

Konflikt na Ukrainie nie ma rozwiązania w ramach dzisiejszych sposobów rozumowania, w aktualnej logice. Umówienie się na to, że ponownie zapadnie jakaś Żelazna Kurtyna odgradzająca Rosję od Europy nie wytrzyma presji społecznej. Poza tym, jak to pokazaliśmy wyżej, sytuacja jest dynamiczna i Europa jest w trakcie przepoczwarzania się w coś, na co nie jesteśmy chyba jeszcze całkiem gotowi.

Faktem jest, że wojna na Ukrainie jest wojną per procura, zastępczą, między Rosją a Zachodem. Nie ma najmniejszego sensu negocjowanie Rosji z Ukrainą, ponieważ dowolne układy z tym niesamodzielnym krajem w trakcie rozpadu pozostaną tylko zapisanym papierem bez żadnej mocy. Po prostu czasy są niestabilne.

Można się zastanawiać, czy sens mają negocjacje Rosji z USA, prawdziwym odpowiedzialnym za wybuch tej wojny. Bo z Europą negocjacje są również pozbawione sensu. Europa jest w trakcie zmiany i nie wiadomo, czym jutro będzie podmiot europejski.

Problem w tym, że sama Rosja nie jest tu podmiotem. Tak naprawdę, to mamy dwa kraje proxy, które walczą na Ukrainie. Rozpadająca się Europa znajduje się w konflikcie z USA i to nie od prezydentury Trumpa, ale od zakończenia wojny, a nawet od okresu przedwojennego. Europa jest w tej relacji pozbawiona podmiotowości, a jej pozory opierają się na cieniu kolonializmu.

Rosja po rozpadzie ZSRR naprawdę i ze szczerego serca chciała się podporządkować Zachodowi, w tym Europie i dała na to wiele żałosnych dowodów. Jednak Europa nie ma ani zębów, ani żołądka, aby skonsumować Rosję. Odbudowa gospodarcza Europy może się dokonać tylko przy założeniu realizacji hegemonii niemieckiej na kontynencie, co oznacza wchłonięcie państw narodowych z pozostawieniem im ewentualnie autonomii kulturowej. Dlatego strach Europy przed Rosją jest tak naprawdę strachem przed niemieckim Świętym Cesarstwem.

Ta szansa dla przetrwania Europy jako obszaru cywilizacyjnego opiera się zasadniczo na wsparciu Chin, ponieważ Europa może rozwinąć rolnictwo, ale nie ma większych szans na rozwinięcie przemysłu w skali narodowej. Europa może być obszarem wspierającym gospodarkę chińską dzięki produkcji rolnej.

Tak naprawdę, to można powiedzieć, że negocjować w sprawie Ukrainy między sobą powinny USA i Chiny, bo Rosja nie ma możliwości ustalania globalnych uwarunkowań nowego porządku. A tylko trwały, nowy porządek jest w stanie dać jakiekolwiek gwarancje poszanowania dla wynegocjowanych punktów. Jak by nie obracał sytuacji, nic nie zmieni tego faktu. Obecny porządek rozpada się i tylko Chiny z USA mogą ustalić nowe środowisko polityczne, w którym miałyby sens jakiekolwiek postanowienia.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
30 kwietnia 2025 r.