We wczorajszym (21.02.22) przemówieniu Putin postawił kwestię wojny i pokoju w kategoriach narodowych. Kryterium narodowe zostało przedstawione jako świadome narzędzie nowego ładu po rozpadzie systemu realnego socjalizmu. Zmiany po upadku systemu poszły więc po linii różnic narodowościowych. To było kryterium, które można było skutecznie przeciwstawić kryterium klasowemu. I ta polityka okazała się skuteczna.

Tak było w Jugosławii, ale też zostało narzucone w Afryce, na Półwyspie Indyjskim, na Bliskim i Środkowym Wschodzie. Ten sam model skłócenia jest też stosowany w przypadku Chin, z separatyzmem Ujgurów, z mniejszością mongolską, z kwestią edukacji w języku narodowym, którą usiłuje rozwiązać rząd Chin. Poruszanie się po tej scenie jest zawsze delikatne i każde rozwiązanie wydaje się autorytarnym. „Małe” narody z reguły muszą poddawać się wpływom „wielkich”, aby przetrwać. Jednocześnie, muszą się odwoływać do jakiejś siły, która może zrównoważyć lokalnego hegemona. Taka jest strategia narodowców. Rozgrywanie przeciwieństw między „wielkimi”, aby uzyskać pewną swobodę ruchów i ograniczoną suwerenność „małych” (mniejszych lub większych). Swoboda i suwerenność na określonym terytorium szuka ochrony „większego”.

Nowoczesny Zachód teoretycznie proponuje rozwiązania bardziej „cywilizowane”, czyli odwoływanie się do wartości demokratycznych. Niemniej, jakby nie było, ostatecznie, zawsze rzecz sprowadza się do kwestii różnic narodowych. Oczywiście, ponieważ deklaratywnie Zachód nie propaguje tych kryteriów, to zawsze tubylcy ze swoim zacofaniem cywilizacyjnym okazują się winni czystek etnicznych, które mają rozwiązywać problemy między „barbarzyńcami”. W efekcie, zamiast rozwiązania otrzymujemy konflikty i zaszłości, których nie sposób zasypać na pokolenia.

Podłożem kompromisu między narodowcami (postendekami) w PRL a władzami PRL była ograniczona suwerenność pod parasolem ochronnym ZSRR. Ten kompromis utrzymywał w dużym stopniu legitymizację władzy. Ograniczona suwerenność czy to Polski potransformacyjnej, czy to Ukrainy, podlega tej samej prawidłowości – polega na ograniczonej suwerenności, tyle że pod parasolem ochronnym mocarstwa znajdującego się dużo dalej. To sprawia wrażenie, że suwerenność jest szersza. Ponadto, wybór suzerena jest określany także przez rachuby ekonomiczne. Podczepienie się pod potężniejszego Wielkiego Brata wydaje się oczywiście korzystniejsze dla gospodarki w warunkach kapitalizmu. Pozwala bowiem liczyć na ochronę w przypadku kryzysu – na oddalenie w czasie jego skutków, ponieważ pierwszymi ofiarami kryzysów są zawsze najsłabsi.

Przemówienie Putina, które było ufundowane na przedstawieniu tej optyki nacjonalistycznej, składało się zasadniczo z dwóch części: pierwsza przedstawiała genezę problemu w perspektywie nacjonalistycznej, druga szukała wyjaśnienia i nie potrafiła go znaleźć, ponieważ mówca nie wyszedł poza ideologiczne horyzonty nacjonalizmu.

Z dzisiejszej perspektywy, w której konflikty narodowościowe stały się (po 30 latach) wszechobecnym narzędziem postrzegania rzeczywistości, kolektywny Putin nie potrafi zrozumieć polityki narodowościowej bolszewików (a przede wszystkim Lenina) inaczej, jak przejawu chorej gorączki władzy. To wyjaśnienie podrzucają jemu i reszcie opinii światowej usłużne kadry sowietologów.

Podobnie, jak przy kwestii chłopskiej, tak i przy kwestii narodowej, recepcja socjalizmu była utrudniona przez istnienie nacjonalistycznych stereotypów. Władcy, najpierw książęta i królowie budowali świadomość narodową jako podstawę swego panowania nad ciemnym narodem, później kapitał potrzebował narodowego państwa, aby prowadzić politykę protekcjonistyczną, której nigdy nie zarzucono, wbrew mitologii wolnego rynku.

Perspektywa bolszewików, podobnie jak w odniesieniu do chłopstwa, była nastawiona na działanie długofalowe, w wyniku którego powinien wzrosnąć poziom kulturalny chłopstwa, obiektywnie ciążącego ku robotnikom, ale świadomościowo urobione przez klasy panujące. W tej perspektywie należy postrzegać politykę narodowościową Lenina – rzeczywistymi faktami dowodzić szczerości zamiarów bolszewików i pokazać, że w odpowiednich warunkach procesy świadomościowe będą stawały się podatne na zasady współpracy i solidarności, a nie konkurencji o warunki przeżycia.

Warto zauważyć, że ideolodzy Kremla czerpią dumę ze swego tradycyjnego przedstawiania imperium wielonarodowościowego jako uosobienie opiekuńczości jako istoty polityki carskiej. Wiele narodów i narodowości imperium carskiego uzyskało świadomość narodową i kulturową jeszcze przed rewolucją. To, wedle Kremla, odróżniało kolonializm wewnętrzny Rosji od kolonializmu Zachodu. Ten ostatni był nastawiony głównie na niszczenie tubylczych kultur.

W stalinowskim ZSRR, leninowska polityka narodowościowa została sprowadzona do parodii, służąc wyłącznie jako narzędzie dla faktycznego, rozpaczliwego wysiłku utrzymania władzy. Polityka narodowościowa była, jak w okresie carskim – wybiórcza. Wzmacniała ona wielkoruski szowinizm, zaś polityka „podarków” dla Ukrainy służyła konkretnym celom: uczynieniu Ukrainy radzieckiej bardziej atrakcyjnej dla Ukraińców znajdujących się poza granicami ZSRR. Sprawa okazała się trudniejsza, niż się wydawało, ze względu na problemy ekonomiczne, głód. Nie pozostawało nic innego, jak kupowanie sympatii dzięki nadawaniu kwestii narodowościowej nadzwyczajnego znaczenia.

W ZSRR kwestia narodowa była więc zasadniczym polem – skoro nie były nim kwestie rzeczywistej budowy socjalizmu, zakopane głęboko ze względu na bieżące wymagania sytuacji międzynarodowej i wewnętrznej – na którym rozgrywała się sprawa utrzymania państwa. W momencie rozpadu ZSRR nacjonalizm stał się naturalnym, odsłoniętym, czynnikiem politycznym. Już dawno nie były tym czynnikiem koncepcje socjalizmu. Lewicy wydawało się, że po upadku ZSRR i stalinizmu z idei socjalistycznej opadnie odium związane ze stalinizmem. Stało się inaczej, m.in. dlatego, że kwestia narodowa stała się dominującą. Wyeliminowała ona nawet możliwość postawienia zagadnienia bieżącej polityki w kategoriach socjalizmu.

Ponieważ zabrakło alternatywnej, socjalistycznej wizji ekonomicznej, wiodącą rolę na opuszczonym polu przejął neoliberalizm. W sensie politycznym, oznacza on dominację jednego ośrodka hegemonicznego, który utrwala swą pozycję dzięki przewadze gospodarczej. Ta przewaga jest nie do podważenia ze względu na przewagę polityczną, ideologiczną i militarną. Taki świat staje się konsekwentnie podzielony na Centrum i Peryferie. Te ostatnie utrwalają się na tej pozycji bez perspektyw wyjścia. Oczywiście, nie dotyczy to elit peryferyjnych, które czerpią korzyści z uzależnionej pozycji swego kraju. Burżuazja kompradorska czy pospolici oligarchowie, te siły służą utrwalaniu status quo.

Koncepcja narodowa nie jest przygotowana do zakwestionowania neoliberalizmu. Wyzbyta ostrza klasowego w sensie marksistowskim lewica daje nacjonalistycznej prawicy gotowe narzędzie poradzenia sobie z tą doktryną ekonomiczną. Zamiast walki klasowej w tradycyjnym znaczeniu marksistowskim, populistyczna (i narodowa) prawica wstawia w ten system myślenia kwestię narodową. Populizm opiera się na przekonaniu, że w ramach narodu można rozwiązać problemy, ponieważ w ramach narodu nie ma przeciwieństw klasowych, które nie byłyby przezwyciężalne. Główny wróg znajduje się na zewnątrz. Narody mogą w ideale żyć w pokoju i współpracować, szanując się nawzajem. Czasami zdarzają się sprzeczności interesów, ale są one jasne i są do rozwiązania na różne sposoby, w tym i poprzez konflikt zbrojny. Jednak ta koncepcja odrzuca zakłamaną ideologię postmodernistyczną, która udaje, że możliwy jest świat w ogóle bez konfliktów i sprzeczności. Jest to możliwe wyłącznie w przypadku ubezwłasnowolnionych narodów, które walczą w imię nie swoich interesów. Między prawdziwymi wojownikami możliwe jest szanowanie przeciwnika, który przegrał, i uznanie przeciwnika, który wygrał. Taki jest świat rzeczywisty, nie przykryty wirtualnymi bajkami. To podejście pozwala myśli narodowej poruszać się w gąszczu interesów narodowych.
Świat postmodernistyczny uważa konflikt i sprzeczność interesów za aberrację i nienormalność. Czyli za działanie irracjonalne, a więc za terroryzm.

Aktualne status quo jest naruszane, a naruszenia destabilizują, czyli są uznawane za terroryzm. Rzecz jasna, terroryzmem jest każda próba obalenia status quo, każda rewolucja czy każdy (poza hegemonicznym) wojujący nacjonalizm, ewentualnie wojna religijna. Każde z tych narzędzi ma swój hegemoniczny wzorzec: naród i religia homogeniczne. Odpowiedź na to wyzwanie jest dawana w tych samych kategoriach: narodowych i religijnych. W ten sposób powstaje układ zamknięty, z którego nie sposób się wyrwać. Konflikt (po odrzuceniu klasowego) może być tylko narodowy. W ten sposób czynnik narodowy staje się narzędziem skłócenia. Ponieważ konflikty między suwerennymi narodami nie są w demokracji uznawane za coś normalnego i rozwiązywalnego poprzez działania przedstawicieli elit rządzących, dla których konflikty są tłem, rodzą się i znikają wraz ze zmianą humoru, to również rozwiązanie tych konfliktów przestaje być możliwe. Można tylko zawierać sojusze w celu ustanowienia bądź obalenia jakiejś hegemonii. Aby zapobiec wojnom. Ale, paradoksalnie, prowadzi to do wiecznych wojen, których ograniczona skala służy skutecznemu zarządzaniu wytworzonym chaosem. W skali globalnej służy zmianie hegemona, ale nic poza tym. Podobnie jest z wojnami, gdzie kryterium sprzeczności jest religia i wyznawane w związku z tym wartości.

Konflikty o podłożu narodowościowym są poręczne w sytuacji państw, których społeczeństwa podzielają jeden system wartości – jak to ma miejsce w ramach zachodniej cywilizacji. Czynnik religijny odgrywa tam rolę wzmocnienia, mobilizacji, daje przekonanie o możliwości stworzenia bardziej sprawiedliwego społeczeństwa, stworzonego na bazie nacjonalizmu. Zastępuje ideologiczny czynnik społeczny: socjalizm. W ten sposób przestaje uderzać w zasadniczy element konstrukcji kapitalistycznego Centrum. Daje się więc sprowadzić do poziomu utarczek w ramach znanych dobrze haseł i opinii. A więc – do czegoś sterowalnego.

Dlatego dramatyczne pytanie Putina, które otwiera drugą część jego przemówienia, dotyczące tego, z jakiego powodu Rosja jest traktowana jak trędowaty przez Zachód, pozostaje bez satysfakcjonującej odpowiedzi. Niemożność udzielenia odpowiedzi wynika z fałszywie postawionego pytania, które było postawione fałszywie, ponieważ analiza historyczna była błędna.

Dążenie Rosji do ustanowienia „nowej Jałty” wyraża dążenie do pokojowego określenia sfer wpływu, co neutralizuje powody do konfliktu. Putin dziwi się, że „zachodni partnerzy i koledzy” odrzucają ten korzystny, wydawałoby się, układ.

Dla kogo korzystny?

Putin tkwi w myśleniu kategoriami narodowymi w sensie przedstawionym wyżej – elity mogą się spokojnie dogadać trzymając swoje społeczeństwa w ryzach, opiekując się nimi w sprzyjających warunkach, spierając się i przyjmując do wiadomości wynik prób sił. Potransformacyjna Rosja nie kwestionuje swojej przegranej w Zimnej Wojnie. Jednak, w myśl koncepcji narodowej, sądzi, że można jakoś ułożyć wzajemne stosunki między „wielkimi”, kosztem „małych”, ale też ku ich realnemu zaspokojeniu własnych interesów. Relatywnie do stosunku sił. Jednak kapitalizm potrzebuje stałego niepokoju, stałej nierównowagi, aby utrzymać swoją dynamikę. Inaczej niż w epokach przedkapitalistycznych.

Wyobrażenie o dążeniu do zniszczenia Rosji nie mieści się w optyce narodowej. Przejęcie, całkowite podporządkowanie, wchłonięcie – tak. Ale sprowadzenie do pustego pola, to się nie mieści w głowie. Rosja Jelcyna, podobnie jak dzisiejsze elity intelektualne Rosji są głęboko przekonane, że poddanie się Zachodowi oznacza automatycznie wejście w system Zachodu, a więc i w jego system egzystowania, stanie się jego nierozdzielną częścią. Podobnie klasy tzw. kreatywne nie potrafią sobie wyobrazić, że jako takie niekoniecznie muszą podzielać styl życia klas kreatywnych Zachodu. Hermetyczność Zachodu jest koniecznością ze względu na to, że jego rozwój w tej samej logice wymaga poszerzenia obszaru „pustego pola”. Uniwersalne wartości służą wykluczeniu. Ale do tego należy wykazać, że wykluczeni nie są zdolni do podzielania wartości, które są warunkiem dołączenia do hermetycznego Zachodu.

Na pewno nie ma zgody na przynależność do sfery wpływu Rosji państw, które stanowiłyby naturalny obszar tego wpływu. Idylliczne wyobrażenia o harmonii etnosów żyjących na obszarze rosyjskiego imperium, zakłóconej dopiero przez bolszewików, stanowi o słabości ideologicznej Rosji. Koncepcja „ruskiego miru”, który dopiero ma zostać zbudowany, stoi na przegranych pozycjach wobec przewagi zachodniego społeczeństwa konsumpcyjnego w preferencjach nawet rosyjskiego społeczeństwa.

Dołączenie do Rosji jest równoznaczne z trwałym oddzieleniem od Zachodu. Imperialna idea Rosji nie ma szans na atrakcyjność dla innych narodów. Nawet jeśli Rosja swoją determinacją wygra tę rozgrywkę, to nie w ramach zachodniej cywilizacji. A wzmocnienie perspektywy wrogiej Zachodowi oznacza wojnę cywilizacji, w której po stronie przeciwnej Zachodowi zebrało się trochę sił.

Koncepcja Siergieja Kurginiana, który chce budować ten „ruski mir” na skróty, poprzez wybiórcze i antybolszewickie odwołanie do stalinowskiego ZSRR, bazuje na nostalgii za radziecką przeszłością. Nie wydaje się jednak, aby koncepcja ta mogła posłużyć do czegoś więcej, jak do podtrzymania Rosji w nacjonalistycznym porządku dnia narzuconym przez Zachód jako idea dywersyjna.

Szukanie w kierunku azjatyckim, budowanie tam swojej hegemonii, i odpuszczenie kierunku europejskiego, wydaje się jedyną sensowną koncepcją w tej konkretnej sytuacji. Konflikt, w którym Ukraina odgrywa rolę pożytecznego idioty Zachodu, ma na celu odstraszenie Rosji od ambicji europejskich. Kierunek azjatycki też ma poważne ograniczenie w postaci Chin.

Koncepcja pokojowego, opartego na wspólnych korzyściach, ułożenia współpracy z innymi państwami (czy to w Europie, czy to w Azji), wymaga jednak całkowicie innych zasad zarówno politycznych, jak i ekonomicznych. W ramach kapitalizmu niemożliwe jest osiągnięcie celu, który przeczy samej istocie tego systemu – bezwzględnej konkurencji i wykorzystywaniu najmniejszego błędu przeciwnika dla zdobycia choćby najmniejszego ułamka zysku. Przyjmowanie kryteriów narodowych i religijnych pozostaje tu polityką kontrproduktywną, co widać na odcinku europejskim. Aby Rosja (oraz inne uzależnione społeczeństwa) miały jakąkolwiek szansę na prawdziwą suwerenność i rozwój ekonomiczny, konieczne jest odrzucenie owych ograniczających ram kryterium narodowego. Konieczne jest odrzucenie grania na ograniczoną suwerenność w ramach podległości regionalnemu hegemonowi. Odrzucenie kryterium narodowego wymaga przyjęcia innego kryterium. A tym pozostaje kryterium, które wysunęli bolszewicy, a mianowicie kryterium budowania nowego ustroju,  w którym narzędzia burżuazyjnego skłócania narodów (nacjonalizm i religia) są bezsilne.

Zamknięta w kryterium narzuconym przez Zachód, ale i przyjmowanym jako dziedzictwo imperialnych czasów, w kryterium narodowym, Rosja nie ma szans. Oligarchia nie jest klasą, która miałaby interesy niezależne od zachodnich partnerów. Nie może więc stworzyć hegemonicznej alternatywy. Może tylko grać na osłabienie Europy, która ją odrzuciła, przyczyniając się jednocześnie do umocnienia hegemonii USA, które są siłą napędową owego odrzucenia.

Jak pod mikroskopem możemy obserwować, jak Rosja wije się w wyniku przymuszania do podjęcia decyzji o zbrojnej obronie swego istnienia – czego zagrożenie Putin wreszcie dostrzegł. Jego stwierdzenie, że zamysłem zachodnich „partnerów i kolegów” jest rozbicie Rosji na szereg organizmów typu Litwy czy Estonii idzie dalej niż nawet marzenia inteligencji rosyjskiej o Księstwie Moskiewskim. Ostatecznie, co złego w byciu państwem średniej wielkości, bez obciążeń związanych z odpowiedzialnością za innych?

W ramach modernizacji Rosji, wielowiekowa kultura spocznie w muzeach, natomiast w tradycji społeczeństwa ugruntuje się nawiązanie do carskiej Rosji, której blichtr bez pokrycia najlepiej charakteryzuje oligarchiczny przepych i analogiczny brak samodzielności.

Wśród państw narodowych mogą istnieć lokalne i ograniczone konflikty wynikające z bieżących wydarzeń. Tak to rozumie Putin i jego klika. Rozumieją oni, że silniejszy gangster wymusza więcej, ale raczej nie ma powodu, aby likwidować kurę znoszącą złote jajka. Putin i jego oligarchowie oferują Zachodowi dostęp do swoich bogactw na korzystnych warunkach. Dobrze to rozumieją Niemcy, ale nie tylko oni. Europa Zachodnia nie jest jednak organizmem suwerennym na tyle, aby sprzeciwić się amerykańskiemu wymaganiu, by izolować Rosję. Dużo zależy od tego, jak Rosja poradzi sobie z kwestią ukraińską. Jeżeli sobie poradzi, to będzie to mobilizowało Europę do walki o swoją suwerenność. Niemniej, podziały polityczne już w tej chwili obserwowane idą w poprzek kontynentu. Na przykładzie Rosji widzieliśmy, jak obiektywnie sytuacja rozwijała się w kierunku podjęcia przez Rosję zdecydowanie niechcianych decyzji. To samo może się stać w przypadku pozostałych krajów Europy, które powoli krystalizują swoje pozycje w tym konflikcie. W pewnym momencie stanie się niemożliwe niezrobienie decydujących kroków.

Putin przedstawił najbardziej logiczne i spójne stanowisko polityczne w ramach przyjętej logiki narodowej. Widać, że to prowadzi do destrukcji, która ma dużą szansę objąć cały kontynent. Jedynym wyjściem pozostaje odrzucenie logiki, w ramach której nie można dojść do innych niż destruktywne wniosków. Pozostaje nam logika walki klasowej, która daje szansę na przezwyciężenie „naturalnych” przeciwieństw narodowych. I nie tyle jest to narzędzie pokoju, co samoistny cel, którego efektem ubocznym, i upragnionym, jest pokój. Innej drogi nie ma. W przeciwieństwie do bolszewików mamy okazję, by świadomie odrzucić kryterium narodowe i nie plątać się w komplikacjach.

Putin nie może znaleźć odpowiedzi na swoje pytanie o to, dlaczego Rosja nie może zostać przyjęta do grona państw szerokiej zachodniej cywilizacji. Rosja jest kapitalistyczna, a Zimna Wojna toczyła się między wrogimi systemami ideologicznymi. W niechęci Zachodu nie ma nic osobistego, ani nawet narodowego – to potyczki tubylców. Rosja nie jest strawna dla Zachodu, ponieważ zanim byłaby potencjalnym konkurentem, wcześniej jest potencjalną kolonią. Nie ma najmniejszego znaczenia dla USA kto wygra: Rosja czy Ukraina. Mają się osłabić nawzajem, a tym samym osłabić Europę, która nie będzie w stanie zagospodarować nowych pustych stepów z podgatunkiem ludności tubylczej. ZSRR miał wielką szansę historyczną, ponieważ bolszewicy odmówili udziału w konkurencji i jednocześnie odmówili stania się kolonią. Do tego statusu prowadziła zbankrutowana polityka carskiej Rosji. Polityka narodowców ma w tej sytuacji duże możliwości, aby stać się ścieżką dla zbudowania przejścia do nowoczesnej wersji epoki przedkapitalistycznej, czyli do pogrzebania socjalistycznej alternatywy. Do tego potrzebne jest stworzenie pozoru, że polityka narodowa przyswoiła realne elementy socjalistycznej alternatywy. Część lewicy to kupuje.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
22 lutego 2022 r.