Opublikowano 23 listopada 2017, autor: BB

Andrzej W. do Stowarzyszenia Marksistów Polskich

GENERALNIE ZGODA, ale…..

Lenin pisał, że praca jest specyficznym towarem, który wytwarza większą wartość niż sam jest wart. Czyli praca w ogóle, bez wyróżnienia pracy produkcyjnej. O alokacji zasobów pracy decydują potrzeby kapitału.

Większość pracowników nieprodukcyjnych może zostać przesunięta do zadań produkcyjnych np. potężna w Polsce armia ochroniarzy to ludzie, którzy po prostu nie znaleźli zatrudnienia w sektorze wytwórczym i mogą w każdej chwili zostać przeniesieni do zadań produkcyjnych. Innymi słowy większość robotników/pracowników nieprodukcyjnych nie jest nimi z wyboru i równie dobrze może być pracownikami produkcyjnymi.

Jeszcze inna kwestia to socjologiczna kategoria zaspokajania potrzeb, zarówno podstawowych jak i wyższego rzędu. Zaspokajaniu potrzeb służą nie tylko produkty/towary ale również usługi. Strajk proletariatu sektora usługowego ma dla kapitalisty taki sam skutek jak strajk robotników przemysłowych – zatrzymuje „produkcję” zysku.

Zysk to podstawowa kategoria ekonomiczna dla kapitalisty. Większość z nich nie wie czym jest wartość dodatkowa. Wie natomiast, że bez względu na sektor produkcja/usługi ograniczenie kosztów płac wpływa na wzrost zysku i odwrotnie – rosnące płace zmniejszają potencjalny zysk.

21 listopada 2017 r.

Andrzeju,
bardzo dziękuję Ci za przesłane pytania. Odnoszą się do istoty naszego tekstu i cieszę się, że możemy sprawę drążyć dalej, ponieważ jej zrozumienie ma znaczenie, naszym zdaniem, dla oceny przyczyn kryzysu lewicy, szczególnie tej rewolucyjnej.

1. Praca jako specyficzny towar: często posługujemy się skrótami myślowymi, w tym i marksiści. Niemniej, jeśli dbamy o precyzję naukową, to powinniśmy pamiętać, że to nie praca, ale siła robocza jest towarem. To siła robocza wytwarza wartość, która przewyższa jej własną wartość. Musimy też pamiętać, że wartość – wedle Marksa – jest stosunkiem społecznym. Gdyby tak nie było, nie byłoby potrzeby stwarzać takich pojęć, jak wartość czy wartość dodatkowa, ponieważ wystarczyłyby pojęcia z zakresu ekonomii klasycznej, jak np. cena czy zysk.

I to jest właśnie istota rewizji idącej symbolicznie od Bernsteina. Rewizjonizm polegał na wyśmianiu teorii Marksa jako – nie tyle błędnej koncepcji, bo każdy może sobie w ramach demokracji spekulować filozoficznie, i nawet może to być ciekawe z punktu widzenia jakiejś niszy w ramach socjologii – ale jako czegoś po prostu zbędnego w ekonomii, ot, paranoicznego odlotu.

Jednym słowem, w świetle tego, co wyżej, zdarzają się nierzadko „marksiści”, którzy traktują Marksa jak „zdechłego psa”.

Tak więc, każda praca (jako czynność, a nie jako towar) musi przynosić zatrudniającemu ją kapitaliście zysk. Praca użyteczna społecznie może jednak mieć miejsce w społeczeństwach nie tylko klasowych. W społeczeństwie bezklasowym również powstaje nadwyżka produktu ponad bezpośrednie potrzeby konsumpcyjne wytwórców – na zasadzie wolnego wyboru owych wytwórców, a nie przymusu ekonomicznego związanego z własnością środków produkcji lub brakiem tej własności. Taka produkcja w społeczeństwie bezklasowym jest kamieniem probierczym dla Marksa (vide: jego odwołania do pierwotnego komunizmu). Oczywiście, jako konstrukcja abstrakcyjna z całym tego bagażem. Praca filozoficzna Marksa uzasadnia taką konstrukcję, ale niewielu marksistom chce się przez ten trud jego przebrnąć i zrozumieć. Wydaje się, że bardziej „naukowo” jest trzymać się analiz rzeczywistości, historycznej lub minionej, w oparciu o dobrze sprawdzone narzędzia badawcze.

Problem w tym, że w nauce pozytywistycznej zawaliła się wiarygodność i tych narzędzi. Nie ma więc potrzeby wstydzić się dialektyki Marksowskiej i rozumieć ją wulgarnie jako sztukę erystyki.

Zagadnienie pracy produkcyjnej miało szczególne znaczenie u progu epoki industrializacji, stąd jego znaczenie w pracach klasyków ekonomii. Uznanie stosunków kapitalistycznych za naturalne narzuca uogólnienie tych stosunków na naturalne relacje międzyludzkie. Dla Marksa, tymi naturalnymi relacjami były wspomniane wyżej relacje wyabstrahowane z rekonstrukcji społeczeństwa bezklasowego.

W miarę ewolucji społeczeństwa kapitalistycznego, wszelkie relacje międzyludzkie, które jeszcze zachowały swoje przedkapitalistyczne formy, były wchłaniane przez relacje kapitalistyczne. Każdy rodzaj działalności ludzkiej był podporządkowywany kapitalistycznej zasadzie maksymalizowania zysku, wszystko ulegało i nadal ulega komercjalizacji, aż do ostatniego bastionu oporu w życiu prywatnym.

Z punktu widzenia kapitału nie ma znaczenia, czy zysk rodzi się w sferze produkcyjnej czy nieprodukcyjnej. Ale gdzie jest powiedziane, że my mamy przyjmować punkt widzenia kapitału?

Podobnie jak w przypadku wartości czy wartości dodatkowej, tak samo rozróżnienie praca produkcyjna – praca nieprodukcyjna wydaje się z ekonomicznego (rewizjonistycznego) punktu widzenia zbędna.

O tym, że konieczność powyższego rozróżnienia wynika z samej analizy teoretycznej Marksa w I tomie Kapitału, pisaliśmy w naszym referacie na konferencję, powołując się na implikacje formuły określającej wielkość wartości: C + V + M. Nie będę się więc powtarzała. Natomiast powiem tylko tyle, że jak bez pojęć „wartość” czy „wartość dodatkowa” nie ma teorii marksistowskiej, tak bez rozróżnienia pracy produkcyjnej od pracy nieprodukcyjnej nie ma możliwości zracjonalizowania postnowoczesnego rozpadu tożsamości lewicy, ani możliwości konstruowania wizji przyszłości bezklasowej, która miałaby taką moc napędzającą, jaką Marksowska wizja socjalizmu miała dla robotników sto lat temu.

Oczywiście, masz rację, Andrzeju, pisząc o płynności definicji klasowości (w tym też kierunku idą rozważania J. Kochana w jego przywoływanej w referacie książce). Postulat sztywnego szeregowania i klasyfikowania w nauce jest pozytywistycznym zboczeniem, które samo siebie w końcu zjadło. Marksizm, zauważmy, jest przeciwieństwem takiego rozumienia naukowości. Istotą metody marksistowskiej jest szczegółowe badanie rzeczywistości po to, aby uchwycić istotne relacje społeczne, które można potem zamienić w pojęcia abstrakcyjne, chwilowo utrwalone. Ich prawdziwość polega na uchwyceniu podstawowej i zasadniczej relacji, która łączy w sobie empiryczny konkret i niekonkretny, abstrakcyjny potencjał. Są to związki nietrwałe. Formuła opisująca wielkość wartości ma walor takiego możliwie najtrwalszego abstraktu, albowiem o najwyższym poziomie abstrakcyjności. Chwyta bowiem jednocześnie najogólniejsze relacje kapitalizmu i najogólniejszą relację opisującą produkcję jako taką, niezależną od formy społecznej.

Krótko mówiąc – wyróżnienie pracy produkcyjnej ma znaczenie ukierunkowujące po marksistowsku wysiłek w stronę zmiany społecznej.

Jak widzimy w rzeczywistości, wszelkie niemarksowskie wizje ustanowienia społeczeństwa sprawiedliwego, równego, czy czort wie, jakiego jeszcze, mają jedno wspólne – walka o sprawiedliwy podział dochodów odbywa się w sferze oznaczonej przez Marksa symbolem „M” z formuły. Z komunizmem będziemy mieli dopiero wtedy, kiedy zmiana zacznie dotyczyć sfery oznaczonej jako „V”.

Oczywiście, rację masz również w tej kwestii, że kapitalistę boli strata zysku w dowolnej sferze. Ale zauważ, tyle ubolewamy nad ksenofobią robotników. Kwestia ta, przypadkowo jakoś, dotyczy głównie grup robotników zbliżonych najbardziej do sfery produkcyjnej lub obsługującej sferę produkcyjną. Najmniej ksenofobii jest w grupach pracowników najemnych sfery oddalonej od bezpośredniej produkcji i wykształconej młodzieży, a także liberalnej inteligencji. Oczywiście, do momentu, kiedy nie przyjdzie im się borykać z motłochem, ale nie ma to – rozumie się samo przez się – związku z rasizmem, tylko z… klasowością. Dopóki walka bratobójcza toczy się wśród tych, co wchodzą w skład „V”, dla jaśnie państwa jest OK: zero ksenofobii! Kiedy rzecz idzie o zmianę relacji między V a M, to, chwila, chwila, won, chamy!

Kwestia ma więc charakter teoretyczny i praktyczny jednocześnie. Nie chodzi o dzielenie świata pracy, ale o świadomość, że wedle Marksa probierzem zakończonej zwycięstwem walki klasowej jest realizacja interesów klasowych robotników, a zwłaszcza tych, którzy pracują na styku społeczeństwo – przyroda, ponieważ komunizm ma niełatwe zadanie rozwiązać istotne sprzeczności wszelkich dotychczasowych społeczeństw klasowych, które kulminują w kapitalizmie. To, że kulminują, to jest duże ułatwienie. Ale nie pamiętając o całej drodze, możemy łatwiej jeszcze popaść w przekonanie, że zniesienie specyficznych bolączek kapitalizmu stanowi już przybliżenie do socjalizmu, gdy tymczasem może to być to cofnięcie się do społeczeństwa konserwatywno-opiekuńczego o charakterze elitarnym. Ale uczestnikom sfery M może się wydawać, że jest to wart uwagi kompromis. W końcu nie od dziś znamy platońską wersję komunizmu dla elit i niewolnictwa (kapitalizmu) dla motłochu.

Patrząc na tzw. nową radykalną lewicę, odnoszę wrażenie, że platońska wersja marksizmu zadowalałaby ją bez reszty.

Wiem, że nie wyczerpuję Twoich wątpliwości, ale ani Marksem, ani Leninem nie jestem, albo – każdy ma takiego Marksa/Lenina, na jakiego zasługuje

Pozdrawiam,
Ewa
23 listopada 2017 r.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Teksty bieżące. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
← Наша маленькая годовщина – transmisja bezpośrednia
Украинские демографы признали Казахстан наиболее пострадавшим от голодомора →