Po rozpadzie ZSRR, na terytorium poradzieckim, zaczęły się różnorodne konflikty między narodami, które cały okres powojenny żyły pokojowo, w dobrosąsiedzkich stosunkach. Oczywiście, dominująca narracja zwycięskiej demokracji ukuła propagandowy stereotyp, że konflikty narodowościowe zostały w okresie „realnego socjalizmu” zwyczajnie uśpione, a po jego upadku, w sposób naturalny, odrodziły się.

W ten sposób, dominująca narracja demokratyczna przyznaje, że konflikty narodowościowe uważa za „naturalne”. Daje temu wyraz w polityce odradzania – konsekwentnie – nacjonalistycznych polityk okresu sprzed powstania alternatywy wobec kapitalizmu, jaką, w ułomnej postaci, reprezentował sobą stalinowski model zdegenerowanego państwa robotniczego. Faktycznie, świat wolny i demokratyczny głosi, że więź klasowa, która ma zastąpić więzi o charakterze nacjonalistycznym, jest jedynie poronionym płodem chorej (utopijnej) wyobraźni różnych rewolucjonistów, którzy tylko usiłowali mieszać ludziom w głowach.

Przeciwko tej narracji występuje liberalna część świata polityki, głosząc postmodernistyczną koncepcję braku istotnościowego (klasowego) znaczenia dowolnych zróżnicowań między wolnymi jednostkami. Szeroki wachlarz jednostkowych różnic nie prowadzi w tej optyce do żadnych zróżnicowań społecznych – całość zróżnicowania znajduje się na poziomie jednostkowym, zaś społeczna totalność stanowi tylko szare podłoże dla instytucjonalizacji owych jednostkowych różnic.

Ponieważ świat rzeczywisty ujawnia z całą mocą fakt, że zróżnicowania społeczne istnieją naprawdę, koncepcja liberalna nabiera w przekonaniu społeczeństwa cech utopijnych. Co więcej, głoszenie hasła, że nie ma zróżnicowania społecznego, a tylko wolne jednostki, powoduje, że u tzw. szarych ludzi konfrontowanych z codziennymi przejawami klasowej dyskryminacji narasta przekonanie o szkodliwości takiej utopii. Staje się ona wyrazem aspiracji wyższych klas, które w minionym okresie w dużym stopniu zrealizowały własną utopię, która obecnie rozpada się pod naporem „uśpionej” dotąd rzeczywistości.

Lewica burżuazyjna, czyli ta, która stawia na postkapitalizm jako na system gwarantujący państwo socjalne, znalazła się w pułapce własnych założeń. Specyficzne warunki polityczne, które spowodowały możliwość realności utopii „bezklasowości” i „jednostkowości” na kanwie kapitalistycznych stosunków produkcji, przeminęły z wiatrem. Lewica usiłuje zagrzewać do oporu instytucje burżuazyjnego państwa, oporu przeciwko siłom kapitału, które dla burżuazyjnego aparatu biurokratycznego są i pozostają mocodawcą. Kapitał, w swym dążeniu do przetrwania, stawia, jak zawsze w przypadku burżuazji, na nacjonalizmy. Ten mechanizm historyczny – trwała więź między burżuazją a ideologią narodową – jest faktyczną przyczyną przebudzenia nacjonalizmów po upadku ZSRR. Winą stalinowskiego modelu politycznego jest uciekanie się do nacjonalizmów jako do metody dzielenia i rządzenia w wyniku odrzucenia klasowego mechanizmu społecznej więzi – mechanizmu klasowego, mechanizmu dyktatury proletariatu. Ten mechanizm jako jedyny jest w stanie zastąpić mechanizm dyktatury burżuazji i unicestwić go jako czynnik historyczny. Ale do tego potrzebna jest decyzja o konsekwentnym przejściu do nowego, bezklasowego społeczeństwa.

Zamiast tego, lewica tzw. antytotalitarna (pogodzona ostatecznie z „nawróconymi” stalinistami, ale nie z ideologią proletariacką, do której bezpodstawnie odwoływał się stalinizm) odrzuca ideę dyktatury proletariatu jako przyczynę braku demokracji. Ignoruje rozumowanie marksistów wskazujących na historyczną i klasową formę instytucji demokracji burżuazyjnej i na adekwatną dla nowego systemu społeczno-ekonomicznego formułę demokracji proletariackiej.

Stosunki burżuazyjne, nierozerwalnie związane z kapitalistycznym sposobem produkcji, odchodzą w przeszłość wraz z najszerszą formą demokracji, jaka jest do wyobrażenia w społeczeństwie klasowym. Model klasowej demokracji obejmującej całą społeczność globu jest nie do utrzymania – nie z perspektywy ideologicznej, ale z perspektywy ekonomicznej. Kapitał usiłuje zaprowadzić własny ład, który pozwoli stworzyć system zdolny do reprodukcji, czyli stabilny i przewidywalny.

Nawet lewica opowiada się za modelem kapitalistycznym, aby tylko zapewnił stabilność i wolność jednostkową. Wprowadzenie takiego ładu wymaga walki między narodowymi grupami kapitału o hegemonię. Hegemonia jest mechanizmem kapitalistycznego planowania w warunkach sztucznego „nadmiaru”, który jako jedyny jest w stanie zachować dynamikę kapitalistycznego mechanizmu gospodarczego przy unikaniu starcia wojennego na każdym kroku. Ten „nadmiar” może stworzyć jedynie podział świata na obszary panujące i podporządkowane lub na klasy panujące i podporządkowane. XX-wieczny model kapitalistyczny posługiwał się zróżnicowaniem na Centrum i Peryferie. Jego utrzymywanie było możliwe dzięki propagandzie, że zachodni model jest modelem docelowym dla reszty świata. Upadek „realnego socjalizmu” i upowszechnienie zachodniego modelu na ową resztę świata uprzytomniło wszystkim, że było to tylko propagandowe mydlenie oczu. Wyrównanie modelu gospodarczego powoduje niwelowanie różnic w naczyniach połączonych, które są niezbędnym warunkiem dla utrzymania kapitalistycznej dynamiki.

Stąd konieczność odwołania się do modelu zwiększonego zróżnicowania wewnątrzspołecznego.

A ten model uderza w lewicową koncepcję akceptowalnego systemu postkapitalistycznego.

To wyjaśnia różnicę między koncepcjami prawicy liberalnej a prawicy konserwatywnej.

Prawica konserwatywna dąży do zamknięcia się w ramach własnego społeczeństwa i zbudowania stabilnego, klasowo-stanowego społeczeństwa, które będzie zdyscyplinowane na tyle, żeby pozwolić państwu na militarno-ekonomiczną ekspansję na zewnątrz. Prawica liberalna dąży do zbudowania ośrodków hegemonii, które pozwolą na złagodzenie wewnątrzspołecznego zróżnicowania klasowego i zachowanie pozorów liberalnej demokracji. Kosztem tego modelu jest podporządkowanie całych regionów, czyli odtworzenie koncepcji Peryferii, w których istnieć będzie klasa burżuazji kompradorskiej oraz cienka warstwa obsługującej ją „klasy średniej”.

Prawica liberalna dąży więc do maksymalnego wykorzystania medialnych możliwości stygmatyzowania całych obszarów świata, które stoją na drodze do odtworzenia XX-wiecznego układu Centrum – Peryferie, nieco zmienionym układzie. Ta stygmatyzacja oparta na retoryce Osi Zła do pewnego momentu zbiega się z retoryką partykularnych nacjonalizmów państw i ich elit, które czują się zagrożone w swych ambicjach dołączenia do zwycięskiego Centrum – w zależności od obszaru, w którym się znajdują. Dlatego też groźba wojny jest szczególnie duża obecnie, właśnie ze względu na to, że obie, rywalizujące opcje polityczne mają ten sam cel krótkoterminowy.

Tym koncepcjom można przeciwstawić skutecznie jedynie zasadę patriotyzmu klasowego jako opcję internacjonalizmu adekwatnie przeciwdziałającego zarówno nacjonalizmom partykularnych grup kapitału, jak i koncepcji rzekomo antynacjonalistycznej, ale w praktyce opartej na klasowej zasadzie, gdzie klasa bezpośrednio produkcyjna będzie podstawą nowej polityki kastowości społecznej. Obie koncepcje prawicowe są obliczone na zachowanie status quo w zmienionych warunkach, czyli na zachowanie klasowości.

Lewicowa koncepcja oparta na zróżnicowaniu odwołującym się do zasługi merytorycznej w reprodukowaniu społeczeństwa klasowego (innowacyjność technologiczna jako sposób pozyskiwania wartości dodatkowej nadzwyczajnej), nie jest alternatywą dla kapitalizmu. Jako taka pozostaje bezradna wobec atrakcyjności koncepcji nacjonalistycznej, która na tę chwilę fałszywie obiecuje życie na koszt reszty świata, które będzie się opłacało wszystkim klasom społecznym, chociaż w zróżnicowanym stopniu. Ta koncepcja jest więc atrakcyjniejsza dla klas produkcyjnych niż koncepcja, która spycha te klasy do poziomu wiecznych pariasów.

Z tej perspektywy należałoby spojrzeć na konflikt, jaki ma miejsce w Polsce, konflikt między „lewicą” liberalną a konserwatywną prawicą spod znaku PiS. Programem dla Polski PiS-u jest program odbudowy znaczenia Polski jako regionalnego mocarstwa organizującego słabsze organizmy państwowe regionu Europy Środkowej i Wschodniej. Polska ciągnęłaby z tego tytułu korzyści należne mocarstwu kolonialnemu. Ten program może odpowiadać państwom, które nie czują się na siłach samodzielnie poradzić sobie z konfliktami klasowymi, narastającymi w ich granicach.

Porozumienie elit w celu dławienia swobód obywatelskich klas podporządkowanych i produkcyjnych jest w tym regionie tradycją historyczną. Dogodny moment jest spowodowany chaosem i rozpadem Unii Europejskiej, która reprezentuje alternatywny model relacji Centrum – Peryferie, w ramach którego kraje, takie jak Polska, powinny odgrywać rolę Peryferii, z polityką włączenia polskich gauleiterów do elity ponadnarodowej.

Model konserwatywny ma ten minus, że w przyszłości będzie rodził problem zróżnicowania stopnia rozwoju poszczególnych obszarów hegemonicznych, stanowiąc przyczynek do narastania walki o zdominowanie owych obszarów przez silniejsze ośrodki. Szansa jednak w tym, że rozpad starych krajów wysokorozwiniętych, niezdolnych do przetrwania bez wyzyskiwania regionów peryferyjnych i bez ścisłego sojuszu, który trudno utrzymać w warunkach rosnącego nacisku ze strony umacniających się alternatywnych ośrodków polityczno-gospodarczych. Jak długo wystarczą propagandowe hasła o niespełnianiu norm demokracji przez rywali politycznych?

Można odnieść wrażenie, że trwa wyścig o uzyskanie przewagi propagandowej, która ma zasadnicze znaczenie w sytuacji konfliktu militarnego, albowiem oddziałuje na morale przeciwnika. Ta wojna informacyjna i propagandowa jest jednym z zasadniczych wskaźników eskalacji sytuacji prowadzącej do konfliktu zbrojnego. Ile lat jeszcze elity rządzące uznają, że potrzeba im, aby zapewnić sobie przewagę nie tylko zbrojną, ale i medialną nad przeciwnikiem? Dojrzewamy do sytuacji, w której, jak w wypadku I wojny światowej, wystarczy drobna iskra, aby zaprószyć ogień w beczce prochu. Nikt nie będzie się oglądał na to, czy przygotowania osiągnęły pożądany poziom. W tych sytuacjach liczy się bowiem przewaga inicjatywy.

Lewicowe programy, które odróżniają ją od liberalnolewicowych ziomków, nikną w chaosie propagandowym. W świadomości społecznej krystalizuje się obraz dwóch zwalczających się obozów, zaś różnice wewnątrz owych obozów stają się dla społeczeństwa nieistotne. Zresztą, szczerze mówiąc, zawsze były nieistotne, ponieważ radykalna lewica usiłuje od kilku dekad wtopić się w amalgamat świadomości społecznej charakterystycznej dla drobnomieszczaństwa. Odkłada zaś zróżnicowanie swojej pozycji do czasów, kiedy to w warunkach stabilnej, postkapitalistycznej demokracji będzie mogła spokojnie przejść do propagowania następnego kroku. Myślenie totalnie odlotowe, ponieważ radykalizacja programu zakłada istnienie szczątkowej klasy niezadowolonej ze swej pozycji w społeczeństwie, w warunkach takiego poziomu demokracji, który całkowicie zadowala działaczy reprezentującej ich partii lewicowej. Prawdę mówiąc, rozejście takie dokonało się już dekady wcześniej, stąd też opłakany stan partii i ugrupowań radykalnej lewicy.

Poziom demokracji burżuazyjnej nie ma nic wspólnego z przezwyciężaniem klasowych stosunków produkcji. Lewica radykalna nastawiła się w II połowie XX wieku na przedstawianie nieprzezwyciężonych stosunków klasowych w produkcji jako możliwych do przezwyciężenia w ramach polityki obchodzenia mechanizmów gospodarki kapitalistycznej przez mechanizmy partycypacji, a w sytuacji delokalizacji przemysłu – przez mechanizmy demokratycznej redystrybucji wtórnej. Dlatego też lewica radykalna nie posiada programu alternatywy gospodarczej, gdzie zostałby przezwyciężony model klasowych relacji produkcji. Ma jedynie program wyrównywania najbardziej rażących nierówności dzięki mechanizmowi redystrybucji wtórnej, nadzorowanej przez aparat biurokratyczny państwa burżuazyjnego. Jedynym mechanizmem kontroli tego aparatu jest instytucja demokracji burżuazyjnej, która może być w warunkach zaostrzenia sprzeczności systemowych zwyczajnie odłożona do lamusa. Co więcej, radykalna lewica znalazła się w konflikcie ze swoją bazą, która jest poddana tektonicznym wstrząsom społeczeństwa kapitalistycznego. To jest zaś podstawową przyczyną zaniku jej podmiotowości politycznej w dzisiejszych społeczeństwach. Baza zaś została przejęta przez populistyczną i nacjonalistyczną prawicę. W ten sposób, obie klasy antagonistyczne znalazły się w jednej opcji ideowej, co powoduje, że obie klasy rozumieją się nawzajem świetnie. Dzięki temu klasa robotnicza szybciej dojrzewa, ponieważ dzięki tej sytuacji zyskuje zrozumienie rzeczywistych interesów swego wroga klasowego, niejako od wewnątrz. Konfrontacja owych klas jest nieuchronna i dzieje się ona w segmencie podstawowym dla istnienia społeczeństwa. Dlatego co najmniej brakiem rozsądku jest pozostawanie lewicy na zewnątrz tego rysującego się konfliktu.

Konflikt klasowy jest jedynym mechanizmem, który może stanowić alternatywę dla zarysowanego wyżej mechanizmu podziału świata na obszary hegemonii w wyniku konfliktów zbrojnych i ewentualnej stabilizacji globu w nowym średniowieczu – stabilnym, neofeudalnym modelu społeczno-ekonomicznym.

Ten model będzie zakładał utratę osiągniętego w ramach kapitalizmu poziomu rozwoju sił wytwórczych, który dawał podstawę dla nieutopijności wizji społeczeństwa bezklasowego. Taka jest stawka dzisiejszych wyborów programowych na lewicy.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
18 października 2020 r.