z cyklu „Sranie w banie” lub „Jaja jak czerwone berety”

Zaczniemy klasycznym już cytatem z Marcina Brysa: „Z uwagi na ograniczenie długości komentarzy do postów zamieszczam ten tekst jako osobny post”

I do rzeczy!

„Marks był Darwinem świata społecznego, tak wielu sądzi, choć wiadomo, że niezbyt chętnie i szybko uznał jego teorię o pochodzeniu gatunków. Marks był w lepszej sytuacji, zrozumiał prawa rządzące ewolucją, w jego wypadku ewolucją społeczną, ale nie do końca musiał być materialistą, mógł sobie pofantazjować i nadać ewolucji, w przeciwieństwie do Darwina, sens i cel, i kierunek oraz włożyć w nią emocje, moralność, sprawiedliwość.”

Elementarna logika: albo Marks „zrozumiał prawa rządzące ewolucją społeczną”, albo „pofantazjował” i „włożył” w tę ewolucję (arbitralnie) „sens i cel, kierunek, emocje, moralność i sprawiedliwość”. Czyli – był dyletantem.

„To normalne, ludzie od początku swojej historii starali się do ruchu, rozwoju wrzucać cel i sens, budowali teorie na własne podobieństwo.”

To ponoć Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo, ewentualnie człowiek stworzył Boga jako swoją wyidealizowaną, podretuszowaną sweet focię.

„Darwin miał gorzej, zaoferował suche mechanizmy doboru naturalnego organizmów zohydzone dodatkowo przez jego następców mówiących o samolubnym genie. Nie było i nie ma tu miejsca na sprawiedliwość, na moralność. Choć przepraszam, Świadkowie Jehowy są przekonani, że kiedyś w tym biologicznym komunizmie (Królestwie Bożym) lew czy wilk będzie grzecznie jadł trawę a nie pozbawiał w brutalny sposób innych życia. Nie będzie już wtedy sprzeczności między gatunkami, prawa ewolucji przestaną działać i każdy/każde będzie mogło czynić i żyć według swoich możliwości i potrzeb. Jak się to stanie? Zło zostanie pokonane. Wiecie gdzie znaleźć właściwe teksty. Ale niewiele powstało związanych z Darwinizmem utopii, teorii przyszłości i wszystkie można bez skrupułów wyśmiać, zajmują one też najwyżej jeden regał w bibliotece, a ich zwolennicy i przeciwnicy stoczyli zaledwie kilka bitew a większość rannych można było opatrzyć kieliszkiem brandy.”

Wkład Brysa w marksizm – definicja komunizmu według Świadków Jehowy.

„Zdecydowanie gorzej było i jest z Marksizmem. Mimo, że Marks wyjawił prawa rządzące rozwojem świata społecznego, przedstawił szczegóły teorii rozwoju rzeczywistości, z której jasno wynikło, że człowiek w nim, niewiele ma do gadania chyba, że jego pomysły są zgodne z kierunkiem rozwoju i walki sprzeczności, mimo właśnie tego wyobraźnia jego wyznawców zaszalała i tworzone teorie zajmują już nie regały a biblioteki, kompleksy bibliotek. A od krwi przelanej w sporach zaczerwieniły się morza. Znakomici badacze, hermeneutycy, spisują tony papieru by wyjaśnić, co miał na myśli Marks, gdy był młodzieniaszkiem, a potem ojcem rodziny i gdy wydawał ostatnie tchnienie. Według nich wiedza i inteligencja Marksa nie rosła, był też niezdolny do manipulacji propagandowych, co miał na sercu to i na języku.”

Problem z niedouczeniem Brysa w marksizmie polega na tym, że Brys nie odróżnia dialektyki od determinizmu historycznego. Stąd ten dyletancki bełkot o „wkładaniu” czegoś w ewolucję.

Jeśli idzie o morze krwi, to warto zauważyć, iż dopóki na ulicę nie wyległy zbuntowane tłumy, dopóty zaciekłe spory teoretyczne i upokorzenie przez nią przeciwników z obozu rewizjonistów nie pozbawiły Róży Luksemburg życia. Brys, jak zwykle, nie odróżnia skutku od przyczyny.

Co więcej, sam sobie przeczy na każdym kroku. Jak pisze wyżej, w świecie rzeczywistym człowiek „niewiele ma do gadania chyba, że jego pomysły są zgodne z kierunkiem rozwoju i walki sprzeczności”. Ergo: rewolucje, do których dochodzi w rzeczywistości są efektem obiektywnych praw rozwoju, a nie efektem zapełnienia półek bibliotecznych opasłymi tomami. Inaczej całe Brysowskie „refleksje” można o kant dupy potłuc.

„Jaka może być nasza przyszłość głowią się tysiące filozofów, tak jakby to rzeczywistość powstawała z teorii a nie odwrotnie. Może to Orwell miał rację a może Huxley?

A tym czasem rzeczywistość się rozwija, nie lekceważy praw ewolucji społecznej zgodnie z dialektyką, ale przecież nie zgadza się ona z naszymi teoriami – wołają marksiści, komuniści, lewica czy jak ich tam zwał. A jak się nie zgadza z naszymi teoriami to nie jest to rzeczywistość, bo jedynym kryterium prawidłowości nie jest dobrobyt ludzi czy rozwój cywilizacji, jest nim zgodność z wydumanymi teoriami.”

Pokuśmy się o rozbiór logiczny tego fragmentu. Brys wypowiada jednym tchem trzy następujące tezy:

Rzeczywistość rozwija się zgodnie z prawami ewolucji społecznej, z dialektyką (bliżej niesprecyzowane u niego pojęcie, pozwalające nie uzasadniać jego najgłupszych bredni).

Rzeczywistość nie zgadza się z teoriami marksistów (z ich arbitralnymi, etycznymi celami, o czym była mowa wyżej).

Kryterium prawidłowości rozwoju rzeczywistości jest dobrobyt ludzi i rozwój cywilizacji (nie zgodność z jakąś pieprzoną teorią).

Teza pierwsza postuluje obiektywne, niezależne od woli człowieka prawa ewolucji społecznej. Marksiści natomiast „wkładają” w tę ewolucję swoje cele etyczne (sprawiedliwość społeczną i podobne banialuki).

Teza druga: rzeczywistość ma gdzieś te cele etyczne.

Teza trzecia: rzeczywistość realizuje tylko cele, których realizacji oczekuje od niej Brys, a mianowicie: „dobrobyt ludzkości i rozwój cywilizacji”.

Jednym słowem, zamienił stryjek siekierkę na kijek.

„Coraz więcej ludzi uważa, że prawdziwy podział na lewicę i prawicę przebiega między podstawami wrogimi dla przyszłości człowieka a jej sprzyjającymi.”

Konia z rzędem dla tego, kto wyjaśni, co oznacza, że podział przebiega „między podstawami wrogimi a sprzyjającymi”. Może chodzi o „postawy”? Wtedy oznaczałoby to, że lewica jest za wszystkim, co dobre, przeciwko wszystkiemu, co złe, zaś prawica – odwrotnie.

Co prawda prawica mogłaby poniekąd zasadnie dowodzić, że bardziej niż lewica kieruje się „obiektywną dialektyką” tego, co dobre dla „dobrobytu ludzkości i rozwoju cywilizacji” (bezprzymiotnikowe powszechniki są typowe dla myślowych spekulantów), którym to wartościom zagraża marksistowskie „wkładanie” w obiektywną dialektykę ewolucji arbitralnych wyobrażeń o dobru i sprawiedliwości, niszczących zdrowe podstawy naturalnej ewolucji, która nie kieruje się żałosnym sentymentalizmem.

Ale mniejsza o logikę. Brys nigdy nie był modelowym przedstawicielem tej sprawności harcerskiej.

Wedle Brysa, nadrzędny cel, jakim jest rozwój cywilizacji, jest postawą „sprzyjającą” przyszłości człowieka – człowieka w ogóle, bo w konkretnych przypadkach może się okazać, że jednostka była niedostosowana. Np. marksiści to podgatunek skazany wedle Brysa na wymarcie jako ślepa uliczka ewolucji.

„Stereotypy komunistyczne mówią zaś o podstawowej wadzie kapitalizmu – o wyzysku, o niesprawiedliwości, o braku równości. To nieprawda, bo to są kategorie względne. Kapitalizm, a szczególnie imperializm powinien zdechnąć, bo jest globalnie nieefektywny, niszczy ludzką cywilizację kierując się bezmyślnie swoją pazernością.”

Ten fragment uzasadnia prawdziwość naszej interpretacji poprzedniego fragmentu.

Pierdolenie komunistyczne o wyzysku i innych wadach kapitalizmu stoi w sprzeczności z obiektywną dialektyką ewolucji społecznej.

Lewicowość Brysa wyraża się w twierdzeniu, że kapitalizm (tym bardziej imperializm) powinny „zdechnąć”, ponieważ nie wypełniają misji, jaką Brys postawił przed ewolucją społeczną – „dobrobyt ludzkości i rozwój cywilizacji”.

Ostatecznie więc, Brys koryguje swój peerelowsko-stalinowski marksizm o to, że w miejsce sprawiedliwości społecznej i wolności od wyzysku, równie arbitralnie wmawia ewolucji w brzuch moralny cel, jakim jest „dobrobyt ludzkości i rozwój cywilizacji”.

NIBY NA JAKICH PODSTAWACH BRYS OPIERA SWOJE PRZEKONANIE, ŻE TE CELE SĄ MNIEJ ARBITRALNE NIŻ POPRZEDNIE?

Gdyby Brys chciał być konsekwentny, to powinien by postawić tezę, iż: gdyby kapitalizm posiadał te wady, dawno by już zdechł na zasadzie obiektywnej „dialektyki ewolucji społecznej”. Skoro tego nie stawia, to oznacza, że jego krytyka dotyka jego własnej koncepcji.

„Motorem Darwinowskiej ewolucji są mutacje stające w sprzeczność z warunkami, jakie oferuje rzeczywistość. Można by powiedzieć, że właściwe rozwiązanie tej sprzeczności spowoduje wzrost ilościowy gatunku i zdobycie jak największej przestrzeni do życia, przestrzeni spełniającej jego wymogi. Motorem Marksistowskiej ewolucji (a dotyczy ona życia człowieka) jest rozwój techniki (technologii), rozwój środków produkcji. One zaś rosną w siły wytwórcze stanowiące potencjał produkcyjny danego społeczeństwa, techniczną stronę procesu produkcji. Te zaś siły wytwórcze będąc w sprzeczności z stosunkami produkcji napędzają rozwój, bo każdy ruch jest napędzany sprzecznościami. Ten rozwój charakteryzuje się wzrostem produkcji, podporządkowaniem sobie przyrody, im rozwój jest większy tym człowiek (grupa) lepiej żyje, żyje bezpieczniej.”

Poprawka do ostatniego zdania: pandemia.

„Tu pojawia się problem niedostrzegalny przez współczesnych 'marksistów’, którzy uważają, że te sprzeczności można i trzeba rozwiązać zgodnie z zaleceniem Marksa.”

Pomińmy już to, że marksiści nie uważają, żeby należało „rozwiązywać” sprzeczności między stosunkami produkcji a poziomem rozwoju sił wytwórczych. Sam Brys pisze, że jest to naturalna sprzeczność, stanowiąca motor napędowy ewolucji społecznej. Gdyby Brys czytał Marksa, to może by zauważył, że chodzi tam o to, iż stare stosunki społeczne stają w sprzeczności z siłami wytwórczymi. Rzecznikami starych, zawadzających stosunków społecznych są stare klasy panujące dążące do utrwalenia stosunków społecznych, które uwieczniają ich panowanie. Nawet w tak prymitywnym odczytaniu Marksa, jak u Brysa, misją klasy wyzyskiwanej jest przyspieszenie czy ułatwienie rewolucji w stosunkach społecznych, które są przeszkodą dla rozwoju sił wytwórczych. Czyli realizują tylko „wolę” ewolucji, a skuteczność ich działania jest potwierdzeniem, że są w pełnej zgodności z obiektywnym procesem społecznym. Jednym słowem, taki marksistowski kalwinizm, który wyznaje Brys.

Zarzut Brysa kieruje się więc nie pod adresem rozwiązywania sprzeczności, bo to rozwiązywanie jest usuwaniem sztucznych barier przed potencjałem sił wytwórczych. Nie, zarzut swój Brys precyzuje niżej:

„Nieprawda celem jest maksymalizacja produkcji, bogactwa, bezpieczeństwa. Oczywiście natychmiast się pojawia konieczność dopasowania systemu organizacji życia społecznego, nie tylko zapewnienia bezpieczeństwa grupie, ale i pomocy w podziale produkcji, kooperacji. Pojawia się państwo (wojsko, policja, sądy, służby specjalne, komórki organizacyjne). Nie można zmienić stosunków produkcji, jeśli straci na tym państwo, dotychczasowy właściciel powyższych agend. Jednym słowem sprzeczność między siłami wytwórczymi a stosunkami produkcji rozwiązuje zawsze właściciel państwa z korzyścią dla siebie kierując się wzrostem gospodarki i jeśli ten wzrost następuje to nieważnym jest, kto jest właścicielem środków produkcji.”

Zarzut Brysa dotyczy więc tego „etycznego” aspektu koncepcji marksistowskiej. Wedle Brysa, Marks/marksiści w sposób nieuprawniony uzależnia/uzależniają sprzyjanie rozwojowi sił wytwórczych od spełnienia etycznych kryteriów. Jeżeli ta „sprzyjająca postawa” stawia jako warunek sprawiedliwość społeczną, to marksizm wpada w sposób konieczny w konflikt z obiektywnym procesem społecznym, który nie zna pojęcia sprawiedliwości, wolności od wyzysku itp. Tylko „dobrobyt ludzkości i rozwój cywilizacyjny”.

Wedle Brysa, życie w grupie natychmiast rodzi konieczność organizacji, podporządkowania, podziału pracy, czyli „dopasowania systemu organizacji życia społecznego”. Pojawia się państwo i reszta szajsu niesłusznie deprecjonowanego przez marksistów. Zamiast klas panujących i wyzyskujących Brys wstawia „państwo” – kolejny naturalny produkt ewolucji społecznej, niepodlegający nienaukowej z definicji ocenie.

Wbrew temu, co powiedzieliśmy wyżej, że mianowicie siły wytwórcze jako element dynamiczny wymuszą zmianę stosunków produkcji i stosunków społecznych, aby przestały być przeszkodą na drodze dalszego rozwoju owych sił wytwórczych, Brys nagle oznajmia z miną niewiniątka, że „Nie można zmienić stosunków produkcji, jeśli straci na tym państwo, dotychczasowy właściciel powyższych agend. Jednym słowem sprzeczność między siłami wytwórczymi a stosunkami produkcji rozwiązuje zawsze właściciel państwa z korzyścią dla siebie kierując się wzrostem gospodarki i jeśli ten wzrost następuje to nieważnym jest, kto jest właścicielem środków produkcji”.

Historyczne doświadczenie nie daje tezie Brysa podstaw. Ale co mu tam! Od tej chwili Brys (arbitralnie) zakłada, że „państwo” reprezentuje interes sił rozwoju, reprezentuje z definicji „postawę sprzyjającą” rozwojowi ekonomicznemu. Ta cecha znosi wszelkie inne, ewentualne wątpliwości. Jeżeli dzięki działaniu państwa następuje wzrost gospodarki, to każdy musi to przyjąć do wiadomości i na baczność wykonywać rozkazy państwa, „nieważne kto jest właścicielem środków produkcji”.

Trochę niedosytu pozostawia brak wyjaśnienia, co się dzieje, jeśli to właściciele środków produkcji sabotują przedsięwzięcia państwa. Brys zdaje się zakładać, że owi właściciele muszą zawsze reprezentować postęp i rozwój – w interesie swoich biznesów, które z natury dążą do ekspansji. Tak więc państwo i właściciele środków produkcji trwają, wedle ewangelii wg Brysa, w obiektywnej zgodności interesów, przeciwko interesom motłochu, który najczęściej nie chce ponosić kosztów bezwzględności obiektywnego procesu ewolucji społecznej.

Dobry marksista, to – wedle Brysa – taki marksista, który stoi po stronie obiektywnego wymogu rozwoju sił wytwórczych, a więc i tych sił społecznych, które reprezentują owe siły wytwórcze, inaczej – są właścicielami środków produkcji, a więc pośrednio i obsługującej ich siły roboczej.

W sumie więc, każdy system wyzysku – od niewolnictwa do kapitalizmu – obiektywnie rozwijał siły wytwórcze, a więc walki społeczne, które historycznie towarzyszyły temu procesowi były bezsensowne. Ewentualnie, skoro wynikałoby z historii, że właśnie walki emancypacyjne przyczyniały się do rozwijania sił wytwórczych w procesie dostosowywania stosunków produkcji do poziomu ich rozwoju, Brys mógłby argumentować, że była to prehistoria ewolucji społecznej, a wraz z epoką kapitalizmu rozpoczęła się epoka historii ewolucji społecznej, która spełnia warunki postawione jej przez Brysa. Chodzi o to, że „państwo” jako zbiorowy reprezentant sił ewolucji wobec właścicieli środków produkcji stało się zasadniczą siłą napędową obiektywnego mechanizmu ewolucji społecznej. Czyli, co dobre dla państwa, dobre dla ewolucji.

„Którakolwiek z klas by chciała polepszyć swój los musi zacząć od zdobycia państwa. I tak było w przeszłości – rewolucje burżuazyjne, Rewolucja Październikowa. Zwyciężyły tylko te, które rozbiły, unicestwiły poprzednie państwa. Marks zrozumiał to niestety dopiero pod koniec swojego życia, w 1872 roku napisał: 'W szczególności Komuna dowiodła, że klasa robotnicza nie może po prostu objąć w posiadanie gotowej machiny państwowej i uruchomić jej w swych własnych celach’. Lenin to zauważył i wprowadził w życie a w swojej, jednej z najważniejszych prac – Państwo a rewolucja, w III rozdziale napisał: 'Rzecz nader charakterystyczna, że właśnie ta istotna poprawka została wypaczona przez oportunistów i sens jej na pewno nie jest znany dziewięciu dziesiątym, jeżeli nie dziewięćdziesięciu dziewięciu setnym spośród czytelników Manifestu Komunistycznego’. I tak jest do dzisiaj.”

Powyższe prowadzi Brysa do zgoła dziwacznej konstatacji: „Którakolwiek z klas by chciała polepszyć swój los musi zacząć od zdobycia państwa”. Brys zwyczajnie nie rozumie tego, co czyta. No cóż, podobno jest tyle utworów literackich, co czytelników, a każdy czytelnik wynosi z lektury tylko to, co do niej wnosi w postaci własnej erudycji i opartych na niej skojarzeń.

„Polepszenie swego losu” rozumie Brys – zgodnie ze swą koncepcją ewolucji społecznej – jako przejęcie pałeczki w pełnieniu funkcji rzecznika rozwoju sił wytwórczych. Inaczej to „polepszenie losu” rozumie się w przypadku klas posiadaczy środków produkcji, inaczej – w przypadku pracownika pozbawionego owej własności.

Przejęcie państwa (a raczej narzucenie własnych rozwiązań prawnych, regulujących działanie aparatu władzy w danej strukturze organizacyjnej społeczeństwa) w przypadku klasy właścicieli środków produkcji nie zmienia klasowej istoty państwa. Jest to formalność, niekiedy dość kłopotliwa i gwałtowna, prowadząca do dostosowania stosunków społecznych do wytworzonych stosunków produkcji. Jedna klasa właścicieli zastępuje drugą. Natomiast zamiana klasy właścicieli środków produkcji przez klasę pozbawioną własności środków produkcji nie wynika z dążenia do zastąpienia dawnego, klasowego sposobu produkcji przez nowy, klasowy sposób produkcji, ale z dążenia do zniesienia stosunków klasowych w ogóle.

Inaczej mielibyśmy do czynienia z procesem włączania nuworyszów do starej klasy posiadającej i panującej. Ewentualnie z całkowicie bezsensownym z punktu widzenia racjonalności społecznej procesem zamiany miejscami członków obu klas antagonistycznych.

Chyba nawet Brys przyznałby, że jest to absurdalna perspektywa nie rokująca żadnych korzyści dla rozwoju sił wytwórczych.

Chyba, że dopuścilibyśmy odrzucaną na wstępie przez Brysa możliwość przypadkowej bądź deterministycznej (dialektycznie obojętne) zgodności procesu ewolucji społecznej z realizacją interesu klasowego klasy wyzyskiwanej (sprawiedliwości społecznej i innych tego typu pierdół).
Znaczyłoby to, że klasowe stosunki produkcji zostałyby zastąpione przez nieantagonistyczne stosunki produkcji (takie pierdoły), a jednocześnie byłoby to zgodne z procesem optymalizacji rozwoju sił wytwórczych.

Rozważania Brysa są zapętlone w niezdolności pojęcia procesu dialektycznego, czyli posiadającego całkiem nie formalistycznie pojmowaną cechę jakościową. Z dialektycznego punktu widzenia, proces rozwijania sił wytwórczych nie jest nieskończony, ponieważ nic nie trwa wiecznie (oczywiście, poza kapitalizmem w oczach jego wyznawców czy Bogiem w oczach jego wyznawców). Rozwój ilościowy przechodzi w rozwój jakościowy. Logicznie jest tam więc zaangażowana inna motywacja. Wystarczy mieć klasę, która jest nosicielem owej „innej motywacji”, żeby mieć do czynienia z procesem równie naturalnym, co w przypadku zmian o charakterze ilościowym – jak dotychczas.

Nie ma to nic wspólnego z moralizatorstwem, z arbitralnością „wkładaną” do ewolucji społecznej. I faktycznie, Marks nie był moralizatorem, jak to było w przypadku myślicieli utopijnych. Niemniej, idee komunistyczne jako idee obiektywnie przynależące do naturalnego procesu społecznego są faktem. Deterministyczny jest charakter tego procesu jako określonego na podstawie dostępnych przesłanek. Twierdzenie, że naturalnymi „celami” ewolucji społecznej jest „dobrobyt ludzkości i rozwój cywilizacyjny” jest takim samym arbitralnym podejściem i błędem idealistycznym, jak przypisywanie ewolucji celów moralnych. Cele przytoczone przez Brysa mają tak samo moralny i arbitralny charakter.
Zakłada bowiem, że w fakcie pojawienia się gatunku człowieka na świecie zawarty jest cel. Co więcej, cel ten jest w jakiś sposób skorelowany z celem istnienia świata zewnętrznego. A to już się robi sporo założeń jak na badanie trzymające się czystych faktów.

Gdyby człowiek miał zakodowany cel istniejący w nim jeszcze przed doświadczeniami gatunkowymi, to nie ma powodu, aby nie był to cel wykraczający poza historycznie zdeterminowane zdolności człowieka. Celem ewolucji byłyby więc – co w tej sytuacji dopuszczalne – cele etyczne. Co więcej, nie mogłyby być inne jak etyczne. Czyli, wpadamy w pełny idealizm lub wiarę w Boga, co czyni nasze wysiłki, aby poznać świat dla ludzkich potrzeb naukowo bezsensownymi. Nauka jest wówczas tylko metodą usystematyzowanego docierania do objawienia boskiego. Oczywiście, można i tak rozumować, niemniej – trudno z takim zapleczem zabierać się do pouczania marksistów. Chyba, że komuś totalnie odbiło.

„To bardzo ważne, spróbujmy sobie odpowiedzieć na pytanie – czyje jest państwo, w którym my żyjemy? Czy w 1990 roku mieliśmy klasyczną rewolucję? A Rosja czy Chiny? Co można zrobić dalej z całym światem? Zdobyć, zniszczyć i zawłaszczyć tak jak myśleli nasi przywódcy jeszcze pół wieku temu? Niemożliwe, zawsze byliśmy daleko za przewodzącymi krajami.”

Niezależnie od tego, jako daleko nie sięgałaby megalomania nostalgików po PRL, wmawianie, że przywódcy „realsocjalizmu” chcieli „zdobyć, zniszczyć i zawłaszczyć” jest odrobinę przesadzone. Przede wszystkim chcieli dogonić, a może i przegonić w ekstrawaganckich marzeniach. Brys chce wierzyć w propagandę sowietologiczną, bo to mu poprawia nastrój, dodaje wagi we własnych oczach, kiedy spogląda w przeszłość. Nie bądźmy jednak sentymentalni. Sam Brys tego wymaga od innych. Warto zacząć od siebie.

Ciekawe, że na „ważne” pytanie (’czyje jest państwo, w którym żyjemy?”) Brys jednak nie odpowiada. Przypadek? Najważniejsze, że zmiana w 1990 r. nie jest w rozumieniu Brysa przemianą w kierunku znalezienia się na ścieżce pozytywnej ewolucji. Dalej pozostajemy w tyle za liderami gospodarki. A przecież istnieje pozytywny przykład chiński, który dowodzi, że można było znaleźć się w procesie korzystnej ewolucji społecznej i gospodarczej.

„Aż do dziś. Chiny się z nimi zrównały, ale to zupełnie inna cywilizacja o historii wielu tysięcy lat. Potężne tereny, olbrzymia różnorodność, otwartość na dostęp z lądu i mórz to powody, iż przez tysiące lat uwaga Chin skierowana była do wewnątrz: klęski żywiołowe, głód, choroby, niepokoje społeczne i inwazje uniemożliwiały temu państwu ekspansję. Dzisiaj Chiny zwracają się ku światu, – ale wcale nie chcą nim rządzić. Przypominają rasę Borgów w 'Star Treku’, chcą go asymilować. W życiu codziennym technologicznie, w rozwoju sztucznej inteligencji, wykształceniu społeczeństwa wyprzedzają świat. Jeśli odrzucić siłę militarną, której użyciem nie są zainteresowane, to zajmują pierwsze miejsce na świecie.

Borgowie, każdy z ich przedstawicieli – dron – jest połączony z resztą, tworząc wspólną świadomość. Borg dąży do perfekcji asymilując istoty (włączając je do swojego kolektywu) oraz przejmując ich technologie, wygłaszając przy tym slogan You will be assimilated. Resistance is futile. (Zostaniesz zasymilowany. Opór jest daremny.). Struktura organizacyjna Borg przypomina rój pszczół. Na samym szczycie znajduje się Królowa (Cesarz – Komitet Centralny KPCh), której ślepo posłuszne są wszystkie drony. Może to kolejny obraz przyszłości ale dokładniejszy, bo oparty na świeżych obserwacjach. Czy warto tworzyć tyle teorii, gdy świat dzieje się na naszych oczach? Dzieje się niezależnie od naszej woli, jako wynik rozwiązywania sprzeczności z korzyścią dla ludzi.”

Dochodzimy do konkluzji: zamiast marnować czas i energię na bezpłodne dążenia do realizacji celów etycznych w obiektywnym, pozbawionym sentymentów świecie, czy do tworzenia „tylu teorii”, całkowicie bezużytecznych, powinniśmy nastawić się na realizację interesu gospodarczego, tak jako go rozumie zbiorowy podmiot – państwo. Nieważne, lepiej czy gorzej. Interes powszechny utożsamia się z interesem państwa, tj., w praktyce, z klasą właścicieli środków produkcji – takimi, jakimi są. Lepszych, póki co, nie mamy.

„Świat dzieje się na naszych oczach” i jest to najlepszy z możliwych światów. Sprzeczności są w nim rozwiązywane w imię i (z definicji) z korzyścią dla „ludzi”. Tylko zrozumienie, że nie warto się sprzeciwiać nurtowi, ale próbować płynąć wraz z nim, jest działaniem racjonalnym.

W tej złożonej sytuacji, marksiści są obiektywnymi szkodnikami, ponieważ wnoszą czynniki rozpraszające zbiorową wolę sukcesu. Z jednej strony, teoria marksistowska przynosi zrozumienie takiego determinizmu, a z drugiej – daje możliwość wykorzystania osiągniętego zrozumienia do manipulacji społeczeństwem. Marksiści, zdaniem Brysa, powinni się skupić na tłumaczeniu potencjalnie buntowniczej klasie robotniczej, że jej bunt nie ma sensu, a jeśli się nie da, to powinni skierować ten bunt na jałowe tory.

Mieszanka ideologii komunistycznej i manipulacji wyćwiczonej w czasach panowania biurokracji realsocjalizmu dała spektakularne efekty w Chinach.

Warto dodać, że część prawicy także uważa, iż marksizm jest idealną ideologią dla manipulacji nastrojami klasy robotniczej, z którą przyszło się jej zetknąć w ramach zagospodarowania owej klasy przy okazji prawicowego populizmu.

Odżywają sojusze biurokracji z okresu prawicowej, nacjonalistycznej legitymizacji władzy nomenklaturowej. Część lewicy jest na te wpływy podatna.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
7 czerwca 2020 r.