Od 60 lat co najmniej, taktyka zachodniej lewicy polega na postulowaniu i żądaniu od kapitału, aby ten dzielił się szczodrzej swoimi zyskami ze społeczeństwem, tj. z „klasą pracowniczą”, która owe zyski wypracowuje. Metoda postulowania należy do arsenału walk demokratycznych i reformistycznych, natomiast żądania – już do zasobów walki rewolucyjnej.

Z marksistowskiego punktu widzenia mamy jednak problem.

Houston, słyszysz nas?

W miarę jak kapitalistyczny sposób produkcji chyli się ku upadkowi, stopa zysku ulega tendencji spadkowej. Obiektywnie.

Oczywiście, lewica radykalna dawno już przyjęła prawicowo-liberalną krytykę owego twierdzenia Marksa i uznała, że spadkowa tendencja stopy zysku jest marksistowskim fake’em. A więc, nie ma powodu, aby strategię reformistyczną zastępować strategią rewolucyjną, a tym bardziej rewolucyjną w znaczeniu tradycyjnego ruchu robotniczego. Co oznacza zmianę sposobu produkcji. Nie przejmując się kwestią podziału, która wedle Marksa wynika wprost ze stosunków produkcji.

A to oznaczałoby pożegnanie z istotą programową nowej i nowoczesnej lewicy antytotalitarnej, rozwiniętej na Zachodzie. Czyli tam, gdzie ceni się demokrację i instytucje demokratyczne, choćby to były instytucje demokracji burżuazyjnej.

Demokracja robotnicza ma sens w sytuacji, kiedy chcemy zastąpić kapitalistyczne, klasowe stosunki produkcji przez stosunki socjalistyczne, bezklasowe. Relacje klasowe w ideologii współczesnej lewicy nabrały innego, horyzontalnego wymiaru, w odróżnieniu od wertykalnych relacji klasowych, które istniały w czasach Marksa. W ten sposób kapitał przestał być wyróżnioną stroną relacji klasowych, ale stał się bardziej technicznym aspektem naszej rzeczywistości społecznej, zasadzającej się na podziale pracy. Przywileje obywatelskie mają swoje naturalne pole działania w społeczeństwie obywatelskim i w sferze konsumpcji, gdzie najlepiej krzewią się cnoty wolności indywidualnej, które są esencją demokracji burżuazyjnej.

W tym kontekście warto przyjrzeć się kwestii inflacji, która stała się aktualnie tematem numer jeden dyskusji ekonomicznych.

Hamowanie inflacji jest ratunkiem dla rentierów, którzy tracą w sytuacji spadku wartości nabywczej środków stezauryzowanych oraz tych, które są zaangażowane w operacje inwestycyjne. Oczywiście, dla pracowników, którzy nie posiadają oszczędności, inflacja oznacza podrożenie tych produktów, które stanowią niemal całość ich koszyka, a mianowicie głównie cen produktów spożywczych oraz energii i utrzymania dachu nad głową.

Nowoczesna lewica domaga się więc, aby płace rosły stosownie do wzrostu cen, czyli do wskaźnika inflacji. To, rzecz jasna, spowodowałoby teoretycznie wzrost siły nabywczej pracowników kosztem kapitału, który i tak robi kokosy na spekulacjach finansowych.

Problem w tym, że lewica nie docenia kwestii gospodarki realnej, która stanowi podstawę wszystkich ryzykownych spekulacji. Gospodarka kapitalistyczna może się dostosować elastycznie tylko w sytuacji, w której nastąpi zmiana struktury społecznej. W krajach kapitalistycznego Centrum trwała dotąd kosztowna polityka utrzymywania pozorów dobrobytu, który to pozór można było utrzymać kosztem taniego zaopatrzenia w produkty niezbędne dla utrzymania społeczeństwa.

Sankcje obnażyły tę prawdę, której lewica nie potrafi przyjąć, ponieważ jest przekonana o tym, że wartość tworzy się w sferze nieprodukcyjnej. Tymczasem, tam ta wartość ulega tylko redystrybucji.

Faktycznie więc, globalna elita zarządzająca całym interesem ekonomicznym zajęła się nie bez przyczyny sposobem produkcji. Zmusiła ich do tego, w przypadku USA, polityka reindustrializacji zapoczątkowana jako świadomy program przez D. Trumpa. Do lewicy rzeczywistość dociera w nieco spowolnionym tempie, ale to już wystarczy, aby wyprzedzała ją na tym polu prawica. Brak lewicowej reakcji na rzeczywiste wyzwanie naszych czasów (reindustrializacja i powrót do zainteresowania sposobem produkcji) ma miejsce tylko na szczeblu lokalnym, krajowym. W polityce globalnej elity liberalnej (w sensie politycznoliberalnym) ten problem jest już podjęty, co widać w sytuacji zaciętej rywalizacji USA z Chinami. Nie chodzi o inny model gospodarczy, ale o to, która część elity będzie ten model wdrażała.

Lewica popiera amerykańskiego pretendenta, ponieważ tradycyjnie kojarzy się jej wciąż z szacunkiem dla wolności i swobód indywidualnych, podczas gdy Chiny są na antypodach takiego wyobrażenia. Co więcej, rywalizacja sprawia, że wykorzystywana jest ta sama broń, co w przypadku Rosji – zasypywanie oskarżeniami, niezależnie od tego czy mają, czy nie mają sensu. Nie jest to trudne, ponieważ model, jaki globalna elita chce nam zafundować w postaci zrównoważonej, przyjaznej środowisku gospodarki, wiąże się z koniecznością potraktowania jednostki ludzkiej jako czynnika wymiennego w owej polityce, na wzór pozostałych elementów ekosystemu, poza członkami elity kierującej globalnymi procesami.

Oczywiście, nic nie istnieje w rzeczywistości w czystej postaci, a poza tym proces dokonuje się przez sprzeczne etapy i kolejne kroki naprzód na zmianę z cofaniem się. To wszystko nie sprzyja czytelności obrazu.

Jednym słowem, walka ze skutkami inflacji poprzez wymuszanie zwiększania płac jest elementem koniecznej polityki lewicy, ale musimy sobie zdawać sprawę z tego, że nie może to być jedyne narzędzie polityczne. Bez tego postulatu indeksacji płac mielibyśmy poddanie się świata pracy bez walki. Jednak w sytuacji obiektywnego braku wystarczającej podaży dóbr konsumpcji wyzyskiwanych grup społecznych, inflacja pozostanie nie do opanowania. Jedynym rozwiązaniem jest znalezienie zaopatrzenia i możliwości samodzielnej produkcji poprzez reindustrializację dzięki wojnie ekonomicznej z pozostałymi konkurentami, czyli z innymi państwami. Dlatego lewica jest obiektywnie bezsilna w obliczu wzrostu fali nacjonalizmu prawicowego, ale i lewicowego.

Jedynym sposobem na opanowanie tej fali jest poddanie jej kontroli przez nacjonalizm hegemoniczny, który może narzucić tę hegemonię i własny interes pod hasłem utrzymania przewagi pewnej grupy wybranych państw nad pozostałym światem.

Poparcie lewicy ten program zyskuje dzięki fałszywej obietnicy utrzymania wolności i demokracji. Tymczasem, dla zbudowania trwałego systemu gospodarki zrównoważonej, opartej na samoreprodukcji i niezależności od zewnętrznych producentów, co już raz zostało negatywnie przetestowane przez pozwolenie gospodarkom wschodzącym na emancypację w dziedzinie produkcji przemysłowej, potrzebne jest utrzymanie relacji klasowych wewnątrz własnego ekosystemu ekonomicznego.

Co nie pozwala na utrzymanie iluzji powszechnej demokracji, jak to miało miejsce dotychczas.

*

Z twierdzenia, że kapitalizm przeżywa kryzys strukturalny, nie wynika postulat, aby oszczędzać kapitał i być wyrozumiałym dla jego trudności. Wszak zgodzimy się z tezą, że twierdzenie o nieuchronnym kryzysie, który uniemożliwi kapitalizmowi znalezienie kolejnego wybiegu pozwalającego na przedłużenie jego agonii, bynajmniej nie służyło Marksowi, Róży Luksemburg czy Leninowi do nawoływania, aby nie zaszkodzić kapitałowi.

Wręcz przeciwnie, to koncepcja oparcia dobrobytu świata pracy na sprawnie działającym kapitalistycznym sposobie produkcji, który zostanie uzupełniony nieprzystającym do niego socjalistycznym sposobem podziału, jest wynalazkiem nowej, nowoczesnej lewicy radykalnej.

Lewica sądzi, że kapitał przesadza w pesymistycznych rachubach i nie daje się ona zwariować konsekwentnie żądając zwiększenia udziału w kapitalistycznych zyskach. Można by prawomocnie zapytać, czy jednak ta konsekwencja i upór nie działają na rzecz upadku samego kapitalistycznego sposobu produkcji, ponieważ lewica poprzez swoje żądania skutecznie naciska na kapitał aż do jego niemożności sprostania wywrotowym postulatom. Można i tak to widzieć.

Jednak taki nacisk, konstruktywny z punktu widzenia kapitalistycznego sposobu produkcji, sprawia, że kapitałowi pozostawia się margines prób i błędów dostosowawczych, za których rachunki płaci, a jakże by inaczej, świat pracy. Jednym z efektów jest spowodowanie, iż wraz z końcem XX w. i upadkiem chromego systemu realnego socjalizmu kapitalizm osiągnął teoretyczną (a więc i praktyczną) możliwość kierowania się ku alternatywnemu systemowi klasowemu. Może to być nawiązanie do konserwatywnego, przedkapitalistycznego modelu opartego na bezpośrednim przymusie nowofeudalnego typu z wbudowanym systemem bezpieczeństwa socjalnego na poziomie dostosowanym do możliwości produkcyjnych systemu, przy przyjmowanych przez społeczeństwa ograniczeniach o charakterze przyrodniczym. Albowiem dyskurs ekologiczny przerodził się w trakcie tego regresu teoretycznej myśli lewicy i regresu jej praktyczno-politycznego programu w narzędzie stworzenia nowego zniewalającego siłę roboczą poczucia ograniczenia naturalnego, a nie społecznego. Dlatego też, przy rozbudowaniu świadomości ekologicznej we wszystkich grupach społecznych powstało podłoże dla przyjęcia przez społeczności nowych ram ideologicznych pod nową religię świecką, która tłumaczy wyzysk kapitalistyczny przyczynami naturalnymi: alienacją i ekologią.

Takie podłoże jest dziełem jak najbardziej myśli nowolewicowej.

Bynajmniej nie Marksowskiej.

Nowolewicową alternatywą wobec perspektywy konserwatywnej jest koncepcja globalnego procesu planowania relacji z otoczeniem przyrodniczym, które ma zabezpieczyć możliwość utworzenia i utrzymania stosunków międzyludzkich opartych na zasadzie wolności indywidualnej, czyli na decentralizacji i rozwiązania problemów społecznych w ramach małych społeczności lokalnych, w których świat produkcji wciąż należy do sfery zniewolenia (alienacja, którą przezwycięża wyłącznie praca pozaprodukcyjna, zaś stosunki z przyrodą w sposób naturalny są domeną alienacji, którą można co najwyżej łagodzić, ale nigdy – przezwyciężyć; patrz: nasza polemika z Andriejem Korjakowcewem i „uralską szkołą filozoficzną”).

Tak więc, kapitalistyczne stosunki produkcji, znajdujące się naturalnie w sferze stosunków z przyrodą, są nieprzezwyciężalnie przynależne do sfery alienacji, a więc walka o przezwyciężenie kapitalistycznego sposobu produkcji jest bezpłodna, bezproduktywna i bezcelowa. Z tego punktu widzenia. Dlatego nowoczesna, antytotalitarna lewica dawno już ją porzuciła na rzecz przestawiania społeczeństwa na tory zainteresowania sferami, w których alienacja może zostać skutecznie przezwyciężona. W tych tylko sferach mogą się rozwijać relacje oparte na zasadach demokratycznych. Przynajmniej jasno.

Z perspektywy marksizmu, obie konkurencyjne wizje rozwoju społeczeństwa postkapitalistycznego schodzą się w jeden i ten sam model. Oba są bowiem modelami opartymi na relacjach klasowych, a więc są może konkurencyjne, ale nie antagonistyczne w sensie nieprzezwyciężalnej sprzeczności między nimi.

Przyjazne środowisku społeczeństwo, w którym produkcja będzie miała charakter klasowego antagonizmu, sprowadza się w optymalnym przypadku do wizji długotrwałego, stabilnego społeczeństwa o zrównoważonej gospodarce. Taki model formacji azjatyckiej.

Można wręcz powiedzieć, że model chińskiego postkapitalizmu ma kolosalną przyszłość przed sobą. Przynajmniej w teorii. Tymczasem, gra idzie o rzeczy dużo mniej strukturalne i teoretyczne, bo o to, które konkretne elity globalne będą miały możliwość poprowadzenia ludzkości w kierunku społeczeństwa zrównoważonego, a więc traktującego jednostki jako czynniki dostosowawcze, a nie jako święte krowy systemu formalnej demokracji, co zresztą jest nic nie znaczącym frazesem.

Progresywna wizja globalnego centrum zarządzającego, które będzie stało na straży organizacji światowej struktury gospodarczej, przyjaznej ekologii, jest w gruncie rzeczy takim samym postulatem stworzenia warunków dla gospodarki zrównoważonej, która najlepiej rozkwita na bazie systemu łączącego zniewolenie w sferze produkcji (akceptowalne w teoretycznych implikacjach dla nowoczesnej lewicy) z pełną wolnością jednostki w sferze pozaprodukcyjnej.

Jest to totalne odwrócenie systemu priorytetów, jaki znamy z marksizmu. A więc, konsekwentnie, odrzucenie marksizmu w jego istocie, a nie w tym, co przestarzałe i adekwatne do XIX w.

Kapitalizm jest systemem o niepowtarzalnej dynamice ekonomicznej. Cała reszta systemów ma albo wbudowane mechanizmy samoregulacji i równowagi, ewentualnie rozwija się bardzo powoli. Dotychczas upadały one w zderzeniu z brakami, których nie był w stanie odsunąć proces produkcji przemysłowej, ponieważ jest ona nieodłączna od kapitalizmu i nadaje mu tę wyjątkową dynamikę. Jednak ta właśnie dynamika jest w stanie zniszczyć środowisko przyrodnicze, czyli spowodować, że społeczeństwo straci podstawy dla swego istnienia, chociaż nadal może istnieć świat, w którym przyroda będzie nieprzyjazna ludziom aż do likwidacji ludzkiej cywilizacji. Tego właśnie boi się lewica świadoma ekologicznie.

Nie ma możliwości utrzymania kapitalistycznego sposobu produkcji i jednocześnie nie zagrażającego środowisku. Projektem globalnej elity może więc być tylko i wyłącznie projekt, w którym produkcja przemysłowa zostanie zredukowana do poziomu, w którym nie będzie ona zagrażała środowisku. Ale to nie da się zrobić bez redukcji populacji. Przy pozostałych parametrach dynamiki ekonomicznej, nie sposób utrzymać skali eksperymentu.

Logika jest tu żelazna.

System bezklasowy oznacza także redukcję tempa wzrostu, co jednak pozostaje skorelowane z naturalnymi procesami spadku populacji związanego ze wzrostem poziomu dobrobytu, który nie sprzyja dzietności. Poza tym, system bezklasowy tym różni się od projektu globalnej elity, że nie prowokuje rywalizacji elit lokalnych. Spontaniczny proces ewolucji kapitalizmu w system postkapitalistyczny, a być może i socjalistyczny, jest dla ludzkości zbyt kosztowny. Co widać w perspektywie wojen, które są – podobnie jak kataklizmy przyrodnicze – czynnikiem adaptacyjnym. Dlatego też wojna jest dla nowoczesnej lewicy procesem naturalnym o wiele bardziej demokratycznym niż globalny projekt równie klasowej i równie elitarnej, zrównoważonej gospodarki proponowany przez Chiny.

Po prostu cel jest ten sam, tylko inne drogi dojścia. Autorytaryzm modelu docelowego jest mniej postrzegany niż autorytaryzm drogi dojścia.

Marksizm proponuje i tak nieuchronny model dyktatury w sferze sposobu produkcji, do którego spontanicznie i możliwie demokratycznie dostosowuje się sposób podziału. Brak demokracji w sposobie podziału w ramach realnego socjalizmu wynikał z braku dyktatury proletariatu w sferze produkcji.

Obecne perspektywy są o wiele mniej demokratyczne niż Marksowski postulat dyktatury proletariatu.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
2 grudnia 2022 r.