Kwestia prymitywizacji obserwacji, że wszelkie zjawiska polityczne mają podłoże ekonomiczne, nie zaczęła się dziś, od kolesia, nad którym pastwi się Budrajtskis. Przenoszenie szerokich mechanizmów społecznych na indywidualną psychologię jest charakterystyczne dla części inteligencji, która nie potrafi się wyzwolić spod jarzma burżuazyjnego indywidualizmu i w efekcie przyczynia się do kultywowania w ruchu robotniczym parodii metody Marksowskiej.

Problem w tym, że lewica tzw. nowoczesna, wykształcona akademicko i nie prymitywna, robi w gruncie rzeczy ten sam błąd, co wyśmiewane „подонки”, kiedy analogicznie przykłada schematy wyzysku klasowego do innych zjawisk niż Marksowski antagonizm między producentami a ich wywłaszczycielami. W szczególności odnosi się to do przenoszenia i zastępowania owego podstawowego, niezmiennego od tysiącleci mechanizmu klasowego, na grupy i warstwy społeczne, które wykształciły się w trakcie wzajemnego ścierania się owych podstawowych klas. Zjawisko rozwija się zgodnie z własną wewnętrzną logiką i nowoczesna lewica konsekwentnie wpada w tę samą pułapkę indywidualizmu, którą wyśmiewa (u innych) Budrajtskis.

Nowoczesna lewica nie jest w stanie prawidłowo zinterpretować trwającego konfliktu rosyjsko-ukraińskiego w logice marksizmu, ponieważ ta lewica dawno już uznała, że w konsekwencji rozwoju historycznego współczesnego społeczeństwa, stare ograniczenia kapitalizmu zostały przezwyciężone w obszarze podstawowego antagonizmu klasowego. Oznacza to, że jeśli chodzi o produkcję podstawowych dóbr służących reprodukcji społeczeństwa, to efektywność gospodarki kapitalistycznej zdołała ten problem rozwiązać w ramach społecznej sprawiedliwości. Produkcja ta została zminimalizowana, a jednocześnie została poddana uwarunkowaniom, które włączają w siebie rozwój technologii opartej na badaniach naukowych, co stanowi decydujące ogniwo w dziele zniesienia antagonizmu klasowego na styku pracowników produkcyjnych i posiadaczy kapitału produkcyjnego. Jednym słowem, w ramach rozwiniętego społeczeństwa burżuazyjnego, pracownicy produkcyjni otrzymują sprawiedliwe wynagrodzenie za ich (przyznajmy, niezbyt imponujący pod dowolnym względem) wysiłek produkcyjny. Gros wartości dodatkowej związanej ze wzrostem produkcyjności i rozwojem sił wytwórczych (co razem daje człowiekowi – już rozumianemu pozaklasowo – wolność od obiektywnej, przyrodniczej alienacji) wynika z pracy pozaprodukcyjnej w sensie bezpośrednim. Ta praca pozaprodukcyjna ma jednak charakter zasadniczy dla rozwoju produkcji i procesu uwalniania ludzkości od fizycznego przymusu nadmiernego wysiłku dla zaspokojenia podstawowych potrzeb. Z punktu widzenia gatunku ludzkiego, ogromny wysiłek pracowników fizycznych, produkcyjnych – godny szacunku ze względu na swój poziom wyniszczenia – nie posuwa jednak sprawy dezalienacji ani o krok. Dlatego społeczeństwo wyżej ceni tych pracowników, którzy uwalniają je od bezsensownego wysiłku produkcyjnego, skoro można oprzeć pracę na zupełnie innych, naukowych zasadach, które powodują, iż większy efekt wymaga mniejszego nakładu fizycznej pracy.

Cóż więc bardziej niż naukowe badania w dziedzinie technologii i technik produkcji zasługuje na miano pracy produkcyjnej? W ten sposób jednak mamy do czynienia ze zniesieniem kwestii antagonizmu między pracownikami bezpośrednio produkcyjnymi a właścicielami środków produkcji. Nie sam fakt okradzenia producentów z narzędzi i materiałów pracy jest ważny, ale sposób wykorzystania owych środków pracy. Nowoczesna lewica (socjaldemokracja w gruncie rzeczy) dawno już uznała, że liczy się techniczna efektywność wykorzystywania środków pracy, a nie ich własność. Co więcej, prywatna własność środków produkcji jest nie tylko lepszą motywacją dla podnoszenia efektywności produkcji (wykorzystania zasobów), ale i usługą oddawaną przez kapitalistę reszcie społeczeństwa, które woli zajmować się kreatywnością niż biznesem (to takie drobnomieszczańskie!)

Warstwy społeczne, które powstały w wyniku akumulacji wartości dodatkowej w ręku właścicieli środków produkcji, nie mają poczucia zagrożenia z powodu braku styczności i własności ze środkami produkcji. Nigdy ich los nie zależał od kwestii owej własności, ale raczej od wielkości zakumulowanego zysku w ręku tych, którzy dzielili wartość dodatkową.

Odwrotnie niż pracownicy bezpośrednio produkcyjni, którzy odczuwają na swoich barkach ciężar rozwijającej się nadbudowy.

Jednym słowem, warstwy i grupy związane interesem z klasą właścicieli, którzy trzymają w swoim ręku zawory wydzielające wartość dodatkową, nie mają powodu, aby postrzegać kapitalizm i w ogóle społeczeństwa klasowe jako systemy wrogie ich interesowi społecznemu. Dopóki mają poczucie godziwego wynagrodzenia, nie mają powodu, aby się buntować.

Klasa pracowników produkcyjnych natomiast nie będzie miała obiektywnie zaspokojonych interesów klasowych nawet przy najlepszym wynagrodzeniu. Rzecz jasna, może być zadowolona z warunków pracy i płacy w społeczeństwie wysokorozwiniętego kapitalizmu, dominującego nad warunkami funkcjonowania swojej gospodarki w otoczeniu krajów słabiej rozwiniętych. W warunkach utraty korzystnego położenia, gospodarka rozwinięta musi powrócić do stanu, w którym zasadniczym źródłem wartości dodatkowej jest wyzysk wewnątrz własnego społeczeństwa. A wówczas interes klasy kapitalistycznej i warstw pośrednich jest identyczny – przykręcić śrubę pracownikom bezpośrednio produkcyjnym, aby utrzymać poziom wartości dodatkowej.

Sprawę komplikuje fakt, że rozbuchana nadbudowa staje się przeszkodą w konkurencyjności danej gospodarki, zaś proletaryzacja warstw pośrednich staje się konieczna dla odbudowy klasy pracowników bezpośrednio produkcyjnych. Jak to widzimy w obecnym momencie historycznym, kraje upadającego europejskiego Centrum kapitalistycznego usiłują ze sobą konkurować o możliwość rekonstrukcji systemu produkcji przemysłowej, co jest niezbędnym warunkiem dla utrzymania przy życiu społeczeństwa. Alternatywą jest pauperyzacja społeczeństwa do granic nędzy włącznie. Co nie jest taką znowuż anomalią w dziejach ludzkości.

Oczywiście, klasa pracowników produkcyjnych może się ubiegać o polepszenie warunków swej pracy i płacy, tak jak cała reszta świata pracy. Nie jest tu wyróżniona w żaden sposób. Nie ma powodu do wyróżnienia wedle nowoczesnej lewicy. Wszyscy pracownicy najemni żyją z pracy najemnej, trudno tu dostrzegać jakąś różnicę jakościową między pracownikami produkcyjnymi a resztą. Jest tak dopóki nie bierze się dziejów systemu społecznego w jego historycznej ewolucji.

Historycznie natomiast i ewolucyjnie, praca produkcyjna różni się wszystkim od pracy kreatywnej. Praca produkcyjna jest związana z przymusem wynikającym z kondycji człowieka w warunkach górującej nad nim przyrody, natomiast praca kreatywna jest związana z czasem wolnym od pracy produkcyjnej. Historycznie więc, praca kreatywna rozwinęła się ponad miarę i potrzeby społeczeństwa rozwiniętego, korzystając z możliwości poszerzenia grupy ludzi utrzymujących się ze sprzedaży usług nieprodukcyjnych w związku z poprawą poziomu życia klasy produkcyjnej i wzrostu jej aspiracji kulturowych i cywilizacyjnych. Jasne jest więc, że wraz z cyklem zawężenia owych potrzeb i aspiracji, niezbędność grupy kreatywnej zostanie mocno ograniczona.

Nowoczesna lewica trzyma się jednak optymistycznego punktu widzenia, który głosi, iż społeczeństwo może się utrzymać na mocy wymiany usług nieprodukcyjnych. Zapomina się, że w ten sposób może cyrkulować pieniądz, ale bez osobnych rozliczeń międzynarodowych za tym pieniądzem nie stoi żadne realne bogactwo. Społeczeństwo rozwinięte i oparte na wysokiej kulturze technologicznej opiera się na zasadzie, że wszystkie produkty niezbędne do reprodukcji życia społeczeństwa można pozyskać z zewnątrz. Zawsze i w dowolnej sytuacji, ponieważ zakłada się, że pozostałemu światu niezbędna jest myśl technologiczna danego społeczeństwa.

A jeśli nie?

Rzecz jasna, będzie to czarna niewdzięczność ze strony reszty świata.

I tak, np. Zachód nie ma żadnego poczucia winy wobec takiej Rosji, której zasoby pozyskiwał za bezcen i za możliwość bogacenia się oligarchów, a jednocześnie dziwi się, że bez niego gospodarka rosyjska nie pada na kolana, nie mówiąc już o twarzy. Co więcej, sam fakt otrzymywania zasobów naturalnych za bezcen uważa się za sprytny manewr mający na celu uzależnienie gospodarek zachodnich. To, że bez tych tanich zasobów społeczeństwa zachodnie nie mogłyby utrzymać swoich gospodarek opartych na wirtualnych podstawach, pozostaje niezauważone.

Społeczeństwa zachodnie, które faktycznie zostały zindoktrynowane nowolewicową propagandą, że gospodarka oparta na usługach nieprodukcyjnych i pozbawiona podstaw w realnej sferze produkcyjnej wytwarza rzeczywistą wartość, która zdoła wyżywić społeczeństwo, właśnie dostrzegają, że była to zwykła bujda na resorach. Istnienie klasy produkcyjnej jest konieczne, nawet jeśli zostaje wyeksportowane poza własne granice.

Identycznie z warunkami wewnątrz danego społeczeństwa, aby utrzymać możliwość przejmowania wartości dodatkowej wytwarzanej w sferze produkcyjnej, trzeba narzucić pracownikom produkcyjnym przymus pozaekonomiczny. Tym niezbywalnym przymusem ekonomicznym jest pozbawienie własności środków produkcji. Dlatego kraje Zachodu nie zadowalają się grabieżą zorganizowaną w ramach kulturalnego, globalnego systemu finansowego, ale muszą także utrzymywać przymus fizyczny, militarny, w krajach podległych.

Te działania mają na celu przeciwdziałanie czynnikowi czasu, który koroduje wszelkie mechanizmy i sprawia, że trudno zachować stale ten sam skutek ich funkcjonowania. Każdy cykl działania mechanizmu zmienia uwarunkowania, prowadzi do kumulacji owych drobnych, niezauważalnych zmian i w efekcie powoduje wstrząsy. Dlatego odebranie własności środków produkcji bezpośrednim producentom jest aktem klasowym, który stale się odnawia i nie znika wraz z ewolucją społeczeństwa klasowego.

Lewica nowoczesna dostrzega interesy ekonomiczne oligarchii rosyjskiej, ale nie dostrzega interesów ekonomicznych oligarchii zachodniej. Trudno je zrozumieć, ponieważ nie są do pogodzenia ze zdrowym rozsądkiem. Ale, przypomnijmy, to Marks twierdził, że zdrowy rozsądek jest przydatny w czterech ścianach własnego domu, ale nie przy badaniu procesów społecznych.

Należy zauważyć, że rozumowanie elity biurokratycznej Europy jest oparte na wzorcu nowolewicowym. Nie bez kozery i nie bez dozy słuszności prawica denuncjuje system europejskiej jako oparty na modelu owej lewicy. Ta lewica uzyskała koncesję w ramach społeczeństwa burżuazyjnego, ponieważ jako socjaldemokratyczna w swej istocie nie kwestionuje ona systemu kapitalistycznego, co opisaliśmy wyżej. Biurokracja, w tym organizowana na coraz wyższym szczeblu (europejskim i globalnym), jest niezbędna po to, aby organizować sprawiedliwy podział w ramach systemu kapitalistycznej produkcji.

Fundament tej konstrukcji, która nie miałaby szansy utrzymania się w ramach wolnej konkurencji narodowych kapitałów, opiera się na uznaniu przewagi systemu kapitalistycznego, który przejawia największą siłę, a jednocześnie stanowi wzorzec demokracji.

Konstrukcja jest dialektyczna, albowiem opiera się na grze globalnych instytucji skojarzonych z instytucjami lokalnej demokracji. Ta konstrukcja stanowi – przy odrzuceniu alternatywy społeczeństwa bezklasowego jako utopii i to totalitarnej utopii – jedyny sposób, aby narzucić kapitalizmowi demokratycznej oblicze.

Lewica nowoczesna musi więc konsekwentnie odrzucać bezklasową alternatywę, zwłaszcza skojarzoną z komunistycznym sposobem produkcji. W jej dogmacie nie jest możliwe zastąpienie efektywności kapitalistycznej. Komunizm daje bowiem w efekcie tylko powrót do alienacji związanej z przyrodą. Realistyczne rozwiązanie socjaldemokratyczne w radykalnej, nowolewicowej formie narzuca więc pewne kompromisy, których nieetyczny wydźwięk jest neutralizowany przez nowolewicową, filozoficzną pogardę dla pracy produkcyjnej jako takiej. Jako cofającej gatunek ludzki do stanu zwierzęcego, do stanu alienacji.

Zachodnioeuropejski model nie może podlegać jakiejkolwiek krytyce, zaś relacje między kapitałem amerykańskim a europejskim, wyraźnie przedstawiane w nacjonalistycznej retoryce prawicy jako relacje między suwerenem a wasalem, nie są przyjmowane do wiadomości. Nowoczesna lewica musi więc zastępować rzeczową analizę ekonomiczną i polityczną moralnym oburzeniem.

U Budrajtskisa wyraża się to w obnażaniu niesłuszności tych „marksistów”, którzy twierdzą, że dla proletariatu nie ma znaczenia, czy w społeczeństwie burżuazyjnym mamy do czynienia z demokracją, czy z dyktaturą – wszystko to jest kapitał i burżuazja, czasami w bardziej lightowej formie, jak to się dziś mówi.

To oburzenie Budrajtskisa służy udowodnieniu, że „policyjna dyktatura” reżymu rosyjskiego jest jednak gorsza niż „burżuazyjna demokracja” Zachodu. Nie ma tu znaczenia, że reżym rosyjski broni się jednak przed likwidacją wynikającą z rachub utrzymania hegemonii USA.

Nie będziemy upierać się przy twierdzeniu, że utrzymanie kapitalistycznego reżymu Putina przedstawia jakąś wartość samą w sobie. Gdybyśmy przystali na aksjomat nowoczesnej lewicy, że utrzymanie dialektyki globalne-lokalne w ujęciu nowoczesnej lewicy rozwiązuje wszystkie realne problemy świata, to pewnie nawet byśmy temu przyklasnęli. Problem w tym, że poza nowoczesną lewicą i jej emanacją w postaci biurokracji europejskiej, która dziś się totalnie kompromituje, wszyscy już zauważają, że sednem problemu nie jest Rosja, ale sama Europa.

Liberalna, demokratyczna Europa jako przeciwwaga dla ZSRR nie ma dziś żadnej roli do odegrania. Zniesienie żelaznej kurtyny, jak twierdził pewien doradca Gorbaczowa, oddaje USA niedźwiedzią przysługę, albowiem pozbawia Stany wroga. Jak dalej, po 30 latach rozwija tę kwestię chociażby Pierre Conesa czy François Martin, istnienie żelaznej kurtyny spełniało istotną rolę, ponieważ skutecznie uniemożliwiało połączenie zachodniej technologii z rosyjskimi zasobami, a więc powstanie realnej groźby dla dominacji amerykańskiej. Do tego należy dodać niespodziewany dla USA sukces gospodarki chińskiej i jej samodzielność oraz ekspansja na Europę, aby zrozumieć, że w tej sytuacji USA są totalnie zmarginalizowane.

W rozumieniu nowoczesnej lewicy, USA dążąc do zachowania swej hegemonicznej pozycji stoją na straży demokratycznych instytucji świata. Ani Rosja, ani Chiny nie są modelem demokracji.

Tak więc, lewica europejska i rosyjska chciałyby zachować wartości demokratyczne i liberalne. Nie jest bez znaczenia, czy mamy do czynienia z systemem policyjnym czy z instytucjami demokratycznymi.

Rzecz w tym, że zachowanie hegemonii amerykańskiej wymaga spełnienia utopijnego warunku utrzymania wasalizacji państw globalnego Południa. A przeciwko temu owe kraje właśnie się zbuntowały. Europa upiera się przy wierności hegemonowi, który traci grunt pod nogami.

Jeśli przyjrzeć się sytuacji Rosji, to można zauważyć, że jest ona beznadziejna w tej konfiguracji. USA nigdy nie pozwolą, aby Rosja stała się częścią Europy. W obecnej konfiguracji i odmowie Peryferii dla dalszego utrzymywania europejskiego pasożyta, trudno sobie wyobrazić, aby choćby europejska część Rosji znalazła się w Europie. Nikogo nie stać na utrzymanie takiego olbrzyma. Natomiast rozwój ekonomiczny Europy obecnie zagraża Stanom. Prędzej czy później odradzać się będą pomysły na połączenie gospodarek Rosji i Niemiec jako perspektywy dla Europy. A to jest wykluczone. Odłączenie od Rosji terenów Syberii i powiększenie ekspansji Chin, także jest dla USA zagrożeniem.

Odpuszczenie Europy Zachodniej i pozostawienie jej grozi w spokoju grozi odrodzeniem więzi między krańcami kontynentu. Jedynym rozwiązaniem pozostaje chaos, z którego nie da się nic zbudować. Prawica czy lewica europejska, każda na swój sposób, starałaby się odtworzyć pewną racjonalność, która zagraża Stanom.

Istnieje wiele sposobów rozwiązania problemów obecnej sytuacji, ale ich realność zależy od wyniku konfrontacji między interesami USA a interesami Europy Zachodniej. Nowoczesna lewica trzyma się idei, dawno już przebrzmiałej, że USA są gwarantem demokracji na świecie. W obecnej sytuacji, kiedy to pozycja USA jest mocno zachwiana w reszcie świata, USA są zainteresowane w chaosie na terenie całego świata, w tym i w Europie.

Potraktowanie Rosji jak wewnętrznej kolonii europejskiej okazało się nośnikiem dynamiki gospodarki niemieckiej i ekspansji chińskiej, a także stworzyło możliwość przejścia Rosji na tory „prawdziwego” kapitalizmu, czyli demokracji burżuazyjnej. Czyli państwa klasowego, z ogromnymi różnicami społecznymi, co nie przeszkadza jednak innym demokracjom pozostawać takimi.

Podobnie, jak w rzeczywistości głównym przedmiotem troski USA są Chiny, dostrzega się obecnie coraz wyraźniej, że głównym przeciwnikiem USA w Europie jest efektywna gospodarka niemiecka. Połączenie rosyjskich surowców i niemieckiej gospodarki mogłoby przestawić gospodarkę europejską na tory gospodarki realnej, co stanowiłoby konkurencję wobec reindustrializacji amerykańskiej.

Dla nowoczesnej lewicy te wszystkie problemy są jednak abstrakcją, ponieważ liczy się realny sprzeciw obywatelski wobec niesprawiedliwego podziału bogactwa, czyli walka o przekonanie kapitału, aby podzielił się swoimi zyskami ze społeczeństwem. Nowoczesna lewica nie zauważa i nie chce widzieć tego, że bez realnej gospodarki nie ma czego dzielić.

Utrzymanie notowań gospodarki europejskiej służy podtrzymaniu wiary w to, że waluta europejska nadaje się do oszczędzania bogactwa. Utrzymanie tych notowań wymagałoby solidarności społeczeństwa z wyzyskującymi je kapitalistami. Socjaldemokracja już w historii pokazywała swoją gotowość do takiego poświęcenia własnych zasad. Z tym, że w obecnej sytuacji ta solidarność nic nie da. Zamiast alternatywy bezklasowej, istnieje silna alternatywa nacjonalistyczna.

Lewica staje się w tej sytuacji wrogiem numer jeden dla sił, które w społeczeństwie rosną. Lewica zdaje się ignorować tę groźbę.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
16 czerwca 2023 r.