Ciekawe, że protesty społeczne we Francji kompletnie lub niemal kompletnie pomijają kwestię wojny na wschodnich rubieżach kontynentu. Jeśli sprawę skojarzyć z nielicznymi jeszcze, ale obecnymi w przestrzeni publicznej stwierdzeniami, że protestom brakuje rozmachu całościowego potraktowania problemu przebudowy społeczeństwa, to nasuwa się obserwacja, że są to sprawy powiązane.

Faktycznie, protesty społeczne we Francji, tym razem rozpalone próbą przeprowadzenia reformy emerytalnej, którą zdecydowanie forsuje rząd, pozostają w ramach ogólnego odczucia, że jest to kolejna próba zamachu chciwego kapitału na resztki państwa socjalnego. W mediach oficjalnych dominuje argumentacja, że nie ma potrzeby przeprowadzania reformy, skoro budżet wydatków emerytalnych pozostaje zbilansowany, a nawet wykazuje nadwyżkę. W związku z tym, kasandryczne przepowiednie o tym, że fundusz ten się załamie z powodu stałego zmniejszania się liczby zatrudnionych przypadających na jednego emeryta. Nie ma takiego zagrożenia, twierdzą przeciwnicy reformy z lewej strony sceny politycznej.

Jeśli zastanowić się nad bardziej radykalnymi propozycjami poszerzenia zakresu świadczeń socjalnych, a nawet – w przypadku Bernarda Friota – propozycjami nawiązania do programów społecznych kreślonych po II wojnie światowej w ramach kohabitacji gaullistów i komunistów w rządzie francuskim, która pozwoliła na wprowadzenie we Francji postępowych rozwiązań społecznych, to także przekonanie o możliwości ich wprowadzenia opiera się na optymistycznym założeniu co do liniowego rozwoju potencjału ekonomicznego w Europie.

Jednym słowem, lewica ma pełne zaufanie do kapitału, że ten utrzyma tempo wyciskania zysków, co pozwoli rządowi zabezpieczyć państwo socjalne. I wszystko pozostanie po staremu…

Tymczasem, sam kapitał wykazuje się o wiele niższym poziomem optymizmu. I tu wracamy do kwestii wojny rosyjsko-ukraińskiej, która nie jest źródłem problemów kapitalistycznego rozwoju Europy, ale detonatorem wewnętrznych sprzeczności, które do tej pory udawało się jakoś łatać dzięki uprzywilejowanej pozycji w międzynarodowym kapitalistycznym podziale pracy, zabezpieczonym mechanizmem globalnego systemu finansowego. Ze względu na zakwestionowanie owego systemu finansowego przez kraje, które pozostawały w nim podporządkowane i ponosiły ciężar finansowania rozwoju poprzez zadłużenie krajów kapitalistycznego Centrum, kapitał zachodni naturalnie dzieli się na grupy narodowe i usiłuje rozegrać partię, tak aby znaleźć się w obozie zwycięzców. Musi bowiem nastąpić selekcja naturalna, która pozwoli tym, co przetrwają, utrzymać kontrolę nad zasobami reszty buntującego się świata.

Środki, którymi dysponują budżety państw należących do kapitalistycznego Centrum, są wirtualne. Można za nie nabyć bogactwo fizyczne, ponieważ dzięki przewadze w międzynarodowym kapitalistycznym podziale pracy, ich posiadanie jest przepustką do bezpiecznej tezauryzacji własnych zysków. Euro, oparte na dolarze, zachowuje wciąż swoją atrakcyjność środka tezauryzacji dla reszty świata. Ale gwarancja wynika tu ze struktury siły we współczesnym świecie. W systemach finansowych głównie rzecz polega na zaufaniu i tak było od początku powstającego systemu bankowego, który w następstwie rozwinął się do globalnego systemu finansowego, ale jego istota nie uległa zmianie.

Z tego wynika, że zabezpieczenie finansowe, na które liczy dziś lewica w swym nieuzasadnionym optymizmie, a na którym opiera się, m.in. siła funduszu emerytalnego, może się w każdej chwili załamać, jeśli załamie się gospodarka danego kraju. Dlaczegóż by miała się załamać gospodarka francuska, zapytacie. Otóż, faktem jest, że kapitał francuski, przeciwnie, nie przejawia nadmiernego optymizmu. Lewica uważa, że kapitał, jak zwykle, demonstruje swoje nastroje i obawy po to, aby nastroić społeczeństwo do wspólnego wysiłku, z którego śmietankę, jak zwykle, spije kapitał.

Faktycznie, trudno się dziwić tym obawom. Rzecz też nie w tym, aby lewica namawiała społeczeństwo do zmniejszania presji na kapitał, bo mamy trudne czasy i kapitał francuski może zostać wykolegowany przez kapitał niemiecki.

A taka właśnie jest atmosfera w wielu dyskusjach, w których biorą udział nadzwyczaj nawet kompetentne profesjonalnie osoby. Trudno natknąć się na sensowne i pogłębione rozważania, w których nie przewijały się z natarczywą regularnością wypowiedzi obnażające makiaweliczne wręcz cele polityki niemieckich ekologów, których najgłębszym dążeniem było od zawsze zniszczenie francuskiej energetyki – opartej na atomie. Wszystko to pod pretekstem świetnie działającego francusko-niemieckiego małżeństwa.

Przypadek energetyki francuskiej jest o tyle ciekawy, że jej sukces opierał się właśnie na programie powojennego kompromisu gaullistowsko-komunistycznego, który nawet najbardziej liberalnym ekonomistom francuskim każe stwierdzić, że przypadek EDF stanowi niezaprzeczalny przykład sukcesu komunistycznej strategii gospodarczej. Są bowiem gałęzie gospodarki, które wymagają istnienia na poziomie krajowym i pozostawania usługą publiczną kontrolowaną przez państwo, nie podlegającą prawom rynku.

Oczywiście, należy dodać koniecznie, że tylko od tego, pod czyją kontrolą znajduje się aparat państwa, zależy to, czy kapitał zdoła prędzej czy później rozmontować ten skuteczny i efektywny mechanizm ekonomiczny. Ale tak daleko ekonomiści burżuazyjni wolą się nie zapuszczać. Zaś nowoczesna lewica, w ramach polityki decentralizacji i wzmocnienia konkurencji, która bez najmniejszych wątpliwości będzie się opłacała konsumentowi, sprzyjała rozmontowywaniu francuskiej energetyki. Z przyczyn ideologicznych (artefakt epoki stalinowskiej i jej wpływu na zachodni świat powojenny), nowoczesna lewica – po „sukcesie” dezindustrializacji w ramach kapitalistycznej transformacji w krajach posocjalistycznych, doskonaliła mechanizmy Unii Europejskiej. W tym samym duchu.

Tak zreformowany kapitalizm stał się postkapitalizmem. I dlatego nie może stanowić problemu. Wbrew samym kapitalistom i burżuazyjnym ekonomistom, którzy realistycznie przygotowują się do wewnątrzkonkurencyjnej walki na śmierć i życie.

Czy to oznacza, że koncepcje prawicy nacjonalistycznej, która chętnie kupuje solidarystyczne pomysły, których beneficjentami będzie nieodmiennie kapitał, a koszty poniesie świat pracy, mają rację bytu? Lewicowi populiści i nacjonaliści wchodzą jak w masło w tego typu niedwuznaczne propozycje. Nie mają one jednak nic wspólnego z lewicowym programem.

Obecny chaos i słabość kapitału powinny stanowić hasła zagrzewające do boju o przebudowę społeczeństwa w duchu nie tyle państwa socjalnego, pozostającego wciąż na łasce i niełasce kapitału i jego perypetii w ramach wewnątrzkapitalistcyznej konkurencji, co w duchu walki o zbudowanie społeczeństwa bezklasowego.

W tym też sensie słuszne jest stwierdzenie, że narzucenie Francuzom perspektywy, iż aktualna walka o zatrzymanie reformy emerytur wyczerpuje jej cele, jest błędem. Jeżeli walka ograniczy się do tego celu, to kapitał narzuci społeczeństwom udział w wojnach o nowy podział świata na sfery wpływu kapitałów narodowych i ich grup. Ale do tego potrzebna jest świadomość, że nie wystarczy nam burżuazyjne państwo socjalne.

Wojna rosyjsko-ukraińska wraz z zaangażowaniem Europy jest amerykańską próbą obrony dotychczasowego kapitalistycznego międzynarodowego podziału pracy. Próby utrzymania jedności i solidarności w ramach UE są wystawiane na coraz bardziej wymagające próby. W tym procesie ulegają rozpadowi dotychczasowe więzi, w tym owo sławetne „francusko-niemieckie małżeństwo” doskonałe. Od jego stanu zależy w dużej mierze kondycja całej UE. Dopóki utrzymuje się perspektywa utrzymania przez USA swojej hegemonii, od której zależy wartość waluty europejskiej, dopóty Komisja Europejska za wszelką cenę trzyma pozory jedności i solidarności kontynentu. Jednak wraz z wybuchem przeciwnej założeniom wspólnoty europejskiej koncepcji narodowej, która powoli powodowała erozję całości, utrzymanie UE ma charakter coraz bardziej utopijny.

Z jednej strony, nowolewicowy nurt, który stanowił trzon koncepcji europejskiej podporządkowanej globalnej strategii amerykańskiej (pod pretekstem obrony instytucji demokratycznych), opierał się na sprzeciwie wobec idei nacjonalistycznych. Z tej racji zresztą istnieje od dawna tradycja uznawania prawicowych partii nacjonalistycznych za protofaszystowskie i politycznie niepoprawne, a więc skazane na pozostawanie na marginesie systemów demokratycznych. Dlatego też czy to we Włoszech, czy to w Polsce, prawica nacjonalistyczna cieszy się politycznym ostracyzmem „jedynie słusznej lewicy”. Ciekawe, że ten ostracyzm wyraża się głównie, a nawet wyłącznie w odniesieniu do kwestii obyczajowych, jak np. walka o prawa LGBT. Co ciekawsze, całkowicie zanika niezgodność polityczna między tzw. internacjonalistyczną lewicą a „faszystowską”, nacjonalistyczną prawicą w odniesieniu do stosunku do Ukrainy. In extremis, w ocenach politycznych owej lewicy znika całkowicie jakiekolwiek zahamowanie wobec imperialistycznej polityki NATO, zaś retoryka narodowo-patriotyczna wydaje się wracać do pełni łask.

O ile takie państwa, jak Polska czy kraje bałtyckie lub też Węgry nie miały przez lata w Unii wiele do powiedzenia ze względu na swój ściśle określony i wyspecyfikowany stosunek do instytucji demokratycznych, o tyle w wojennym praniu okazuje się, że zdołały nadać amerykańskiemu, ekonomicznemu pragmatyzmowi patriotyczny i nacjonalistyczny rys ogólnohumanistycznych wartości. Intelektualiści rodem ze studiów telewizyjnych odkryli nagle, że cywilizacja zachodnia to nie zbrodnicza Rewolucja Francuska czy grecki humanizm, ale wartości krwi i wiary.

Nic dziwnego, że w tym zamieszaniu trudno czepiać się nowolewicowego niezrozumienia dla różnicy między socjalizmem a państwem socjalnym. Jeżeli lewica nie zrozumie teorii wartości opartej na pracy i wciąż będzie myliła wyzwolenie pracy z państwem socjalnym, to nie będzie miała żadnych teoretycznych fundamentów, aby odrzucić prawicowo-patriotyczną gadkę o solidarności pracy i kapitału w opozycji do takiej samej solidarności innych państw narodowych. Najbardziej postępowa, wolnościowa lewica internacjonalistyczna pokazała bowiem obecnie, że w praktyce jest zdolna wykonywać nie taką ekwilibrystykę.

Niemniej, napawa optymizmem fakt, że świadomość konieczności nie dania sprowadzić ruchu protestu do jednej kwestii reformy emerytur gdzieś się pojawia. Sądzimy bowiem, że nawet najbardziej demokratycznie organizowanie Zgromadzenia Powszechne nie zaprowadzą ruchu dalej, niż w przypadku Żółtych Kamizelek. Świadomość konieczności przejęcia władzy, który zdaje się stanowić krok do przodu, nie ma podstaw bez programu odrzucenia kapitalizmu. Tylko odrzucenie kapitalizmu i zastąpienie go socjalizmem może stanowić program polityczny. A to powoduje, że konieczne jest poszukiwanie nie możliwie największego wspólnego mianownika – co nigdy nie doprowadzi do powstania programu alternatywnego do kapitalistycznego sposobu produkcji – tylko zgoda na podziały polityczne. Sytuacja polityczna może doprowadzić do wymuszonych kompromisów ze strony kapitału. Nie da się obronić programu socjalistycznego w gospodarce  na zasadzie kompromisowych rozwiązań rekompensowanych najszerszą demokracją w sferze politycznej.

Perspektywa wojny kapitalistycznej między samymi grupami kapitału daje nam przewagę strategiczną. Trzeba ją podbudować programem gospodarczym i politycznym, aby wygrać.

Państwo socjalne jest perspektywą nierealistyczną przez najbliższe pół stulecia. Perspektywą realistyczną jest wojna. Wojnę klasową można zakończyć szybko w sytuacji kryzysu gospodarczego, czego nie da się powiedzieć o wojnach narodowych.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
15 lutego 2023 r.