Chichot historii polegający na tym, że PiS dostaje w twarz na odlew taką samą „kolorową rewolucją”, jaką z lubością funduje „totalitarnemu reżymowi” Łukaszenki – bezcenny.

Warto pamiętać jednak, że romans z Kościołem i konkordatem rozpoczęła lewica, zjednoczona pod sztandarem Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Dzisiejsza radykalizacja związana jest z oburzeniem na pogwałcenie nie tylko praw kobiet, ale i zwykłego, zdrowego rozsądku i miłosierdzia, które nie pozwala na świadome przyczynianie cierpień żywym istotom – ludzkim czy zwierzęcym pod hasłem, że życie jest największym i najświętszym skarbem, który jednak bardzo łatwo składa się na ołtarzu Większych Wartości, np. na wojnie rozpętywanej w imię ich obrony. Charakterystyczną cechą religijnego sposobu myślenia jest odrzucanie miary ludzkiej w uzasadnianiu wartości. Jedynymi wartościami godnymi tego miana są wartości uświęcone arbitralną wolą Boga.

Wyznawcy religii utrzymują, że tylko boska wola daje wartościom cechę absolutu, nawet jeśli w praktyce jest równie chimeryczna, co wartości sankcjonowane decyzją społeczną. I tak, „absolutna” wartość życia pozostaje wartością absolutną, mimo że religia dopuszcza wysyłanie ludzi na śmierć na wojnie (oczywiście sprawiedliwej, obronnej, broniącej zagrożone, ideologiczne wartości, które – okazuje się – mają wyższy poziom niż „absolutna” wartość życia). Religia powoduje jednak, że wartościowanie wartości jest mniej arbitralne i poddane ludzkiemu kaprysowi, szczególnie rozbuchanemu w dobie postmodernizmu, postprawdy, postmoralności, postwartości itp. Dlatego prawica konserwatywna krzyczy o upadku cywilizacji zachodniej w wyniku przyjęcia relatywizmu etycznego, proponowanego ponoć przez lewicę – najchętniej, marksistowską. To by się pięknie komponowało ideologicznie.

W sumie, sprowadza się to nie tyle do drastycznego ograniczenia liczby odstępstw od reguły (od cechy „absolutu”) wartości społecznych, co do ograniczenia liczebności instytucji władnych sankcjonować tego typu odstępstwa. W sytuacji braku zaufania do świeckich instytucji władzy, społeczeństwo ma tendencję do obdarzania pozostałościami zaufania instytucji religijnych, ponieważ kryteria, którymi się one kierują w sankcjonowaniu odstępstw, są mniej więcej stałe i przewidywalne.

Radykalne nurty obywatelskiego protestu wykorzystują społeczne poparcie dla wywalczonego przez „system słusznie miniony” prawa kobiet do swobodnej decyzji w sprawie aborcji, ponieważ w tej kwestii akurat mogą się oprzeć na jak najbardziej konserwatywnym nastroju społecznym – ze względu na przyzwyczajenie się społeczeństwa do tej zdobyczy w czasach, kiedy prawo to nie podlegało ideologizacji, nie służyło innym celom kojarzonym z „seksualnym rozpasaniem” przywleczonym z Zachodu, tylko było równie siermiężne i mało atrakcyjne, jak i pozostałe prawa społeczne. Raczej spokojnie dominujące w PRL wychowanie katolickie współgrało ze spokojnym wykonywaniem prawa do aborcji w nadzwyczajnych sytuacjach, nie budzących sprzecznych emocji.

Trudno porównywać tamte czasy z dzisiejszymi – dziś nie ma mowy o spokojnym podejściu do problemu, które było atutem w PRL. Dziś wartości są traktowane skrajnie instrumentalnie przez  obie strony konfliktu, więc możliwości wypracowania kompromisu nie ma.

Radykalna lewica traktuje walkę o prawa kobiet jako instrument do mobilizowania społeczeństwa przeciwko „faszystowskim” rządom prawicy populistycznej, ponieważ na gruncie sporu o kwestie społeczne, lewica ta posiada nader wątpliwe atuty. Będzie więc zagłuszać nieczyste sumienie sztucznie potęgowanym oburzeniem w kwestii oczywistej, spychając prawicę PiS-owską na pozycje coraz bardziej skrajne, co jest możliwe do przełknięcia przez populistyczny elektorat PiS-u wyłącznie dlatego, że emocje wywołane zaangażowaniem w konflikt po obu stronach wyłączają zdolność do racjonalnego myślenia. W sumie, obie strony mają kobiety głęboko gdzieś, a ich macice służą do ozdabiania wątpliwych etycznie sztandarów wyszywanych propagandowymi „haftami” półmózgich, zacietrzewionych ideologii wzajemnej nienawiści. Obie strony jednocześnie usiłują przedstawić same siebie jako ucieleśnienie miłości bliźniego egzekwowanej z toporem w zakrwawionej dłoni. Takiego steku nienawistnych, obraźliwych epitetów, jak z ust światłych intelektualistów, trudno usłyszeć nawet w wykonaniu kibolskich chamów. Nie ma hamulców po obu stronach, z tym, że hipokryci z PiS mają o tyle łatwiej, żeby się reflektować, ponieważ mogą wyżyć się w działaniu. Druga strona, w poczuciu praktycznej bezradności, daje popis bezsilnego upodlenia.

Ciekawe nawet, że w dobie postwartości, co sugerowałoby bardziej stoickie podejście do sprzeczności i konfliktów wartości, mamy dopiero do czynienia z rozpętaniem czysto ideologicznych namiętności. A to sugeruje, że pod powierzchnią, akceptowalną dla spolaryzowanych stron konfliktu, kryją się różnorodne motywacje, nie mające szansy na stanie się konfliktem „sztandarowym”. Takie kwestie załatwiane przy okazji, sojusze klecone naprędce i nietrwałe, oparte na przemilczaniu kwestii spornych wśród samych „sojuszników”.

Polaryzacja dokonuje się samoistnie, ponieważ jest napędzana przemożnym pragnieniem zatryumfowania nad przeciwnikiem, co skłania konkurentów do zawiązywania „zgniłych” kompromisów. Niekiedy dają temu upust sami delikwenci, którzy przez jakiś czas usiłują utrzymywać pion ideologiczny, ale w końcu tracą go w wyniku jakiegoś przełomowego wydarzenia, które przekonuje ich, że przeciwnik ostatecznie stracił w ich oczach resztki człowieczeństwa i taki „ostatni sprawiedliwy”, zachowujący względny obiektywizm, ląduje wśród ujadających wulgaryzmami sojuszników, którzy po raz kolejny zyskują argument, że ich napompowane oburzenie prowadzące do utraty resztek godności polemicznej było od początku do końca uzasadnione. Czego kolejny przyłączający się sojusznik, który stracił wiarę w uczciwy dyskurs polityczny z wrogiem, jest bijącym po oczach dowodem.

Dalej działa mechanizm tłumu prowadzący do zachowań na pograniczu, a po jakimś czasie i przekraczających granicę przemocy fizycznej.

Obie strony zachowują się w przekonaniu o własnej wyższości moralnej nad przeciwnikiem. Strona konserwatywna, opierająca się na absolutnych wartościach religijnych, w rzeczywistości cechuje się totalną hipokryzją, ponieważ wyznawana wartość absolutna życia jest faktycznie wartością relatywistyczną, ponieważ traci atrybut absolutu w momencie zderzenia z innymi wartościami absolutnymi. Okazuje się, że znajdują się one w relatywistycznych stosunkach między sobą, wyznaczanych przez oś: Bóg, Honor, Ojczyzna, która dopiero ukazuje pragmatyczne kryteria wartościowania.

Druga strona natomiast, nie jawi się jako mniej zakłamana, ponieważ domaga się uznania przez społeczeństwo takich wartości, które są stosunkowo nowe i niezakotwiczone w społecznym obyczaju nadającym relacjom pieczęć tradycji, silniejszej ponad regulacje prawne, które z definicji są narzucaniem społeczeństwu zachowań czy wartości, które są niezgodne z jego opartym na zakorzenionym obyczaju odczuciem. Narzucanie regulacji prawnych było w przeszłości przywilejem instytucji panowania klas dominujących. Wywoływało tradycyjny opór społeczeństw, które były z natury konserwatywne. Inaczej nie mogłyby trwać jako społeczeństwa. Byłyby właśnie, jak współczesne, postmodernistyczne zbiorowości ludzkie, pozbawione korzeni, zbudowane w oparciu o racjonalistyczne uzasadnienia i argumentację.

Ten mechanizm może być przez lewicę wykorzystywany wyłącznie w celu zbudowania społeczeństwa, w którym nie będzie służył niewoleniu mas, ze świadomością przemocy, jaka się za tym mechanizmem kryje. Redukowanie tej przemocy może się dokonać za pomocą upodmiotowienia owych mas, czyli że byłby to proces samoedukacji. Taki mechanizm postulował Lenin pisząc o trudnym zadaniu dorastania mas do kultury, w tym politycznej.

Społeczny konserwatyzm jest wytworem czasu i docierania się, nierzadko opartego na przemocy. Tak religie opanowywały nowe obszary – początkowy gwałt przeradzał się w mocną więź, tworząc barierę dla nowszych koncepcji. Masy są często instrumentem samozniewalania, co wywołuje u elit odruch pogardy związany z ich niedostatkiem intelektualnym. Ten mechanizm tworzy naszą specyficzną kulturę ludzką, z której jesteśmy dumni, chociaż – jak tak się zastanowić – to jest ona wynikiem przerażających gwałtów. Ale jednocześnie, to uwewnętrznianie zewnętrznych motywów i ich racjonalizacja dają nam możliwość odbijania się od symbolicznej rzeczywistości i tworzenia nowych etapów kultury. Postmodernizm zastępuje mechanizm wrastania zmian i reform społecznych, tak aby były one przyswojone przez zróżnicowane środowiska społeczne, nie zawsze gotowe intelektualnie na przyjęcie nowych idei. W ten sposób narzuca się ludzkości mniej lub bardziej równomierne tempo przyswajania powszechnej kultury i cywilizacji. Brak tego mechanizmu powoduje zróżnicowanie kultury i cywilizacji między różnymi grupami społecznymi – różnice klasowe mogą stać się różnicami gatunkowymi. W ten sposób kształtuje się samoodnawialna trwałość zróżnicowania na masy i elity. Postmodernizm, z całą jego demokratyczną frazeologią, utrwala to zróżnicowanie. Elita to racjonalna, kierująca się rozumem część społeczeństwa, gotowa przyjąć rozwiązania uzasadnione racjonalnością mniej lub bardziej opartą na nauce jako demokratycznym modelu Boga, zaś motłoch to ta ciemna część społeczeństwa, która intuicyjny sprzeciw wobec systemu wartości elit opiera na konserwatywnej wierze w boską Opatrzność, ponieważ jego zniewolenie jest wciąż odnawiane za pomocą uwewnętrzniania coraz to nowych, zniewalających koncepcji, sięgających do racjonalności znajdującej się na zewnątrz własnego rozumu. Masom odmówiono bowiem prawa do kierowania się własnym rozumem – to, co masy mogą wykoncypować, nie jest bowiem zgodne ani z racjonalnością religijną, ani z racjonalnością elitarną.

Rzeczywista emancypacja mas wymaga więc odrzucenia obu stron konfliktu, aby dać wreszcie miejsce jej własnej racjonalności. Dlatego ważne są stawki, które kryją się za manifestującymi się na powierzchni konfliktami. Do ich dostrzeżenia niezbędne jest porzucenie zacietrzewienia, które redukuje zdolność widzenia istoty poza zjawiskami.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski 
28 października 2020 r.