W przekonaniu Dmitrija Kożniewa, nie podlega najmniejszej wątpliwości, że lewica rosyjska musi się jeszcze dużo nauczyć od swoich zachodnich „kolegów i partnerów” (tfu!, putiniści jacyś!) Oczywistym jest bowiem, że nowoczesna lewica postrzega swoją walkę klasową jako niekończący się proces samoorganizacji, która – aby nie przerodziła się w poczucie totalnego defetyzmu w obliczu niewzruszoności państwa burżuazyjnego strzegącego nienaruszalności interesów kapitału – powinna zawierać elementy ludowego hapeningu, obejmować problematykę nie tylko ekonomiczną, ale i ubierać ją w różnorodne przyodziewki kulturowo-obyczajowe. W ten sposób lewica kształci społeczeństwo, które w 99% jest obiektywnie po stronie lewicowych wartości, tylko jeszcze o tym nie wie, ponieważ nie do końca kojarzy interesy klasowe transhumanizmu. Nie są to sprawy, które przychodzą samoistnie, należy włożyć dużo wysiłku pedagogicznego, który doskonale idzie w parze z koniecznością istnienia takich profesjonalnych lewicowych polityków dbających o własny rozwój intelektualny i każdy inny w interesie uświadomienia mas.

Nasze marudzenie, że jest to walka o cele oddalające w miarę przybliżania się do celu na zasadzie horyzontu na pełnym morzu, jest oczywiście jałowe, ponieważ, jak mówił klasyk (rewizjonizmu): cel jest niczym, ruch wszystkim!

Tak pojmowany aktywizm polityczny jest celem sam w sobie, ponieważ rozwija umiejętność każdego uczestnika do znajdowania w ruchu masowym enklaw, w których może rozwijać swoją indywidualną postawę. W ten sposób uczestnictwo w ruchu nigdy nie stanie się źródłem frustracji politycznej – czego najlepiej dowodzi niezachwiane samozadowolenie nowoczesnej lewicy.

Rosyjska lewica nie widzi i nie chce widzieć frustracji np. francuskiego społeczeństwa, które zderzyło się z totalitarnym zignorowaniem jego woli w kwestii reformy emerytalnej, nie mówiąc już o zaniepokojeniu związanym z faktem, że jest to kolejne z serii posunięć politycznych, które mocno nadwątlają obraz demokratycznych instytucji na Zachodzie.

Jasne, ta sytuacja może tylko cieszyć lewicę, albowiem pokazuje jej przydatność, jej czujność w wykrywaniu w porę zagrożenia dla demokracji. Pobudzanie inklinacji w kierunku demokracji przejawiającej się na wszystkich poziomach życia, nieważne – społecznego czy indywidualnego, jest bowiem celem samym w sobie nowoczesnej lewicy.

Przy okazji, nie zauważa ona, że wprowadzanie aktywizmu politycznego o tej intensywności na poziomie życia jednostkowego przypomina bardziej mechanizm angażowania społeczeństwa w wybór „zdrowego stylu życia” typu hitlerowskich Niemiec niż ideał demokracji liberalnej, która pozostawia jednostkę i jej prywatność poza sferą polityczności. Właśnie ta wewnętrzna sprzeczność koncepcji nowolewicowej, która przeobraziła walkę polityczną klas społecznych w amerykańską way of life domagającą się tolerancji opartej na silnie arbitralnym kodeksie wartości, jest obecnie kwestionowana i odrzucana. Sytuacja bowiem wymaga rozwiązań politycznych, a nie przeciągania ich w samoistną drogę, która nie ma końca.

Co więcej, zrodzone po drodze całościowo wolnościowe koncepcje mocno pachną autorytaryzmem i brakiem tolerancji dla każdego odmiennie myślącego. Wszak trudno tolerować niezadowolenie z doktryny, która z definicji ma w sobie zawierać harmonię najróżnorodniejszych elementów, w tym całkowicie sprzecznych…

Wiara Kożniewa, całkowicie w zgodzie z wiarą Kagarlickiego, w demokratyczną esencję rosyjskich liberałów opiera się w pełni na wierze w trwałość demokratycznej istoty zachodniego liberalizmu. Tymczasem zachodni liberalizm, którego podstawą jest globalny system racjonalizacji zachowań proekologicznych w gospodarce zderza się coraz silniej z tendencjami do partykularyzacji i egoizmu grupowego (narodowego), ponieważ system globalny właśnie się wali. Obrona interesów gospodarczych Europy wymaga reindustrializacji ze względu na utratę dotychczasowych możliwości przerzucania kosztów utrzymania fikcji gospodarki składającej się wyłącznie z nadbudowy na zewnątrz. Jesteśmy świadkami gwałtownej walki między nurtami w ramach systemu kapitalistycznego. Jeden nurt stawia na zachowanie status quo dzięki całkowitemu podporządkowaniu się hegemonii amerykańskiej w złudnej nadziei, że ancien regime da się utrzymać, zaś drugi wyraża interes agresywnego narodowego kapitału usiłującego oprzeć się na własnym interesie i względnie autonomicznej gospodarce narodowej. W tej sytuacji żaden wariant systemu kapitalistycznego nie ma interesu w utrzymywaniu instytucji demokratycznych. Zachowanie demokratycznego, wolnego świata wymaga silnej ręki i metod dyktatorskich.

Dodatkowo, powiązanie systemu globalnej hegemonii korzystnej dla USA i kurczącego się kręgu satelitów z lewicowością powoduje, że dla swego uwiarygodnienia, hegemoniczne elity polityczne chętnie poświęcą swych intelektualistów, skompromitowanych autorstwem najwyraźniej autorytarnej doktryny. Lewicę, nawet antykomunistyczną, bardzo łatwo oskarżyć o zapędy totalitarne i rzucić na pożarcie w pierwszym odruchu. Alians między neokonserwatystami a nowoczesną lewicą opiera się w gruncie rzeczy na przekonaniu, że USA jako ojczyzna demokracji nowożytnej jest usprawiedliwiona w swych zbrodniach przeciwko ludzkości ze względu na szerszy projekt wolności i demokracji, który musi być chroniona atomowym parasolem przed nawałnicą barbarzyńców. Lewicowe przekonanie, że do tych wartości korzystnych dla hegemonicznej elity i jej akolitów żyjących w Centrum kapitalistycznym da się przekonać tę część społeczeństwa, które w realnym życiu doświadcza całkowicie odmiennych zjawisk i wyciąga całkowicie rozbieżne wnioski, niekoniecznie jest przekonujące dla klasy panującej, która może się posługiwać różnorodnymi metodami zachowania swego panowania klasowego. Raz jest to demokracja, raz – faszyzm. Przekonanie, że wolny rynek idzie w parze z liberalizmem politycznym jest właśnie przypominane przez tę część kapitału i jego elit, które w modelu państwa socjalnego widzą akurat zagrożenie dla wolności przedsiębiorczości. Państwo socjalne jest postrzegane jako relikt „sowietyzmu”, co powoduje, że lewica antyautorytarna, antykomunistyczna, jest faktycznie postrzegana jako zagrożenie dla wolności i demokracji.

Dlatego optymizm Kożniewa czy Kagarlickiego jest całkowicie od czapy.

Dekomunizacja rozumiana jako uwolnienie przedsiębiorczości od ciężaru pozostałości „sowietyzmu” (czyli modelu socjalnego państwa kapitalistycznego) jest niezbędna dla obrony wolności obywatelskiej. Prawica liberalna nie odróżnia komunistów od antykomunistów na lewicy.

Kożniew uważa, że do władzy w Rosji nie mogą dojść nacjonalsocjaliści, ponieważ nie dogadają się z Zachodem. Błędem rosyjskiej lewicy jest niedostrzeganie procesów zachodzących na Zachodzie, gdzie trwa przygotowanie teoretyczne i organizacyjne prawicy gospodarczo liberalnej (antyetatystycznej) i nacjonalistycznej. Ta walka nie pachnie rozwojem demokracji. Rzecz w tym, która ze stron przeważy. W związku z tym będą się zawiązywały najprzeróżniejsze sojusze. W obecnej chwili wszyscy przygotowują się do ostatecznej rozgrywki, w tym i Rosja. Sankcje wobec Rosji nie są sankcjami w obronie wartości, ale w obronie interesów – jak to przedstawialiśmy wyżej. Europa Zachodnia przestaje być centrum świata, a więc nie ma konieczności, aby Rosję mogli poprowadzić wyłącznie ci, którzy oglądają się na Zachód. Dla rosyjskiej lewicy ta perspektywa jest nie do ogarnięcia.

Wystarczy, że w liberalnym kapitalizmie lewicowy kandydat ma możliwość zdobyć władzę, jak np. w Brazylii w przypadku Luli, który zastąpił Bolsonaro. Także we Francji jest szansa zdobycia władzy przez przedstawiciela lewicy. Wszystko tak proste jest w demokracji.

WNIOSKI

Nowoczesna lewica kombinuje całkiem sprytnie, chociaż nie do końca. Faktycznie, zasadniczą wartością pozostaje wolność jednostki i demokracja, która powinna tę wolność jakoś zorganizować w funkcjonalne życie społeczne. Dopóki lewica nie ma władzy, postulaty maksymalistyczne w każdej dziedzinie życia mają na celu wytrenowanie społeczeństwa w poczuciu wartości wolności. Po objęciu władzy przez lewicę, ten maksymalizm postulatów i roszczeń nie musi zostać utemperowany, ponieważ antytotalitarna lewica nie domaga się zniesienia prywatnej własności środków produkcji. Ważniejsze od tego postulatu jest to, w jaki sposób ta własność jest wykorzystywana: w interesie czy przeciwko interesowi społeczeństwa?

Przede wszystkim, gospodarka wolnorynkowa jest efektywna, co wykazuje historia, a więc lewica ma niemal nieskończoną perspektywę pozostawania na pozycji nieodpowiedzialnego rozszczeniowca wobec wroga klasowego, którego sobie hoduje jak udomowione zwierzę. Tj. właściciel środków produkcji robi, co do niego należy, zaś demokratyczne instytucje społeczeństwa przejmują kontrolę nad częścią zysków dla zaspokojenia coraz to rosnących potrzeb społeczeństwa.

Właśnie w ten sposób rozumieją sytuację jak najbardziej prawicowi i liberalni ekonomiści, którzy zwracają uwagę na to, że akurat skomplikowała się bezproblemowa, zyskowna przedsiębiorczość świata zachodniego i każdy naród musi bezwzględnie walczyć o swoje miejsce w międzynarodowym kapitalistycznym podziale pracy. To oznacza, że narodowy kapitał akceptuje tę konieczność i stara się jak najlepiej przygotować do nowego wyzwania. To oznacza jednocześnie, że państwo socjalne stało się przeszkodą w tym dziele. Stąd upadek państwa socjalnego, który daje się obserwować nie od wczoraj.

Prawica przyjmuje do wiadomości, że sytuacja rozwinęła się obecnie do etapu, na którym inne interesy narodowe w ramach kapitalizmu zyskały na wadze i trudno je pomijać w rachubach. Nowoczesna lewica pokłada nieskończoną nadzieję w trwałości zachodniej supremacji ekonomicznej nad wyłaniającymi się gospodarkami. Każda z nich powinna zostać zintegrowana w ramach globalnego modelu pod amerykańską i zachodnioeuropejską hegemonią, jak to było dotychczas. Problem w tym, że to się właśnie skończyło.

Na ewentualność przejścia dotychczasowego modelu hegemonii globalnej Centrum lewica nie ma scenariusza alternatywnego. Stąd jej wierność i lojalność wobec starego układu, w którym wszystko zostało tak sprawnie rozpisane na głosy i role.

Co śmieszniejsze, oligarchiczne elity rządzące w Rosji (i nie tylko, bo w całej Europie Wschodniej z rzadkimi wyjątkami) mają dokładnie takie same oczekiwania, co nowoczesna lewica rosyjska. Kompradorska burżuazja jest zbyt leniwa, aby walczyć o swoją suwerenność, a co dopiero hegemonię. Z taką burżuazją kompradorską lewica rosyjska ma po drodze, nawet jeśli traktuje ją jak użytecznego idiotę swego planu socjalnego.

Nowoczesna lewica rosyjska stoi w opozycji do tej części nacjonalistycznie nastawionej lewicy, którą zresztą w związku z tym traktuje jako „faszystów”. W rzeczywistości są to dwa odłamy lewicy prokapitalistycznej, oba dostrzegające w kapitalizmie możliwość przedłużenia trwania państwa socjalnego. Lewica nacjonalistyczna, opowiadająca się za sojuszem z kapitałem narodowym, myśli realistycznie, podobnie jak prawica na Zachodzie. Także pragnąc osiodłać kapitał w celach socjalnych, przyjmuje rzeczywiste problemy i wyzwania. Co nie czyni z niej formacji sympatyczniejszej od nowoczesnej lewicy liberalnej.

Lewica marksistowska odrzuca koncepcję potraktowania kapitału jako użytecznego idioty socjalizmu, ponieważ zdaje sobie sprawę z faktu, że państwo socjalne było wynikiem unikalnej sytuacji, stworzonej przez istnienie ZSRR, czyli alternatywy dla kapitalizmu. Odtworzyć państwa socjalnego już się nie da, chyba, że pojawi się nowy ZSRR. A z pozycji marksistowskich nie ma mowy o dopuszczeniu do nie wyciągnięcia wniosków z historycznego doświadczenia. Te wnioski idą w zupełnie odmiennym kierunku niż rozważania Kożniewa i jemu podobnych nowolewicowców.

Obecnie mamy walkę między dwiema tendencjami na lewicy, z których żadna nie jest tożsama z marksizmem.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
28 czerwca 2023 r.