Sytuacja w Kazachstanie zeszła z nagłówków agencji informacyjnych potem, jak prezydent Tokajew opanował zamieszki w kraju z pomocą niewykorzystanych w działaniach antyprotestacyjnych, ale stwarzających odpowiedni nastrój i nacisk sił ODKB. Niemniej, po chwilowym wyciszeniu i wysunięciu postulatu nie represjonowania osób biorących udział w protestach zakładowych, robotnicy Kazachstanu powrócili do akcji strajkowej. Tym razem, pracownicy kombinatu «Маэк КазАтомпром» przeprowadzili mitingi (w ubiegłym tygodniu) i wysunęli żądania podwyżek o 100% zamiast obiecanych 30%. Także pracownicy Total Е & P Dunga GmbH (Mangytsau) zagrozili strajkiem w przypadku nie podwyższenia płac o żądane 50%. Żądania robotników są wynikiem wzrostu cen produktów spożywczych, które uderzają przede wszystkim w biedniejsze warstwy społeczeństwa.

Struktura gospodarcza Kazachstanu, powstała w wyniku kapitalistycznej transformacji, prowadząca do skokowego wzrostu bogactwa w porównaniu z siermiężnymi czasami ZSRR, okazała się jednostronna i niezrównoważona. Wzrost kapitalistycznej renty od pozbywania się dysponowania własnymi zasobami jest przechwytywany przez elitę. Warunkiem bogactwa na jednym biegunie, jest więc ubóstwo na drugim. Co więcej, degradacja struktury społecznej okazuje się sytuacją niemożliwą do odwrócenia w systemie kapitalistycznym. Gospodarka bowiem wchodzi w system zależności w skali globalnej, co przeciwdziała tendencjom do zmiany w danym kraju, albowiem pociąga to za sobą zmiany w pozostałych gospodarkach. Nawet jeśli jakiś rząd usiłuje to zmienić, mierzy się nie tyle z wyzwaniem pokonania nawet niekoniecznie aktywnego przeciwdziałania, co z siłą bezwładu.

To sprawia, że nawet siły polityczne, które dochodzą do władzy na szczerych hasłach radykalnej zmiany, w praktyce kapitulują. Gra bezwładu polega na tym, co ma się do czego adaptować. Konieczność adaptacji znosi wagę argumentu o kosztach adaptacji. Dlatego łatwiej tkwić w status quo.

Nic nie wskazuje na to, aby sytuacja gospodarcza w Kazachstanie miała ulec zmianie, a niezadowolenie społeczeństwa zmaleć. Gospodarka kazachska, głównie przemysł wydobywczy, znajduje się pod kontrolą lub w posiadaniu zagranicznego kapitału. Nie można więc rozpatrywać sytuacji w Kazachstanie tylko i wyłącznie z perspektywy tego izolowanego kraju. Nie można też pozwalać na narzucenie perspektywy międzynarodowej jako ograniczonej do pozorowanego konfliktu między autorytarnym a demokratycznym sposobem sprawowania władzy – w obu przypadkach równie antyrobotniczej.

W warunkach zaostrzonego kryzysu gospodarczego w skali światowej, wyzysk – szczególnie w krajach podporządkowanych obcemu kapitałowi – będzie się zaostrzał. Rząd Kazachstanu ma tu ograniczone pole manewru, ponieważ jego rola sprowadza się do roli gwaranta bezpieczeństwa owego wyzysku. Jego pozycja polityczna jest więc całkowicie podważalna. Sytuacja dla klasy robotniczej (nie tylko Kazachstanu) jest w obecnej międzynarodowej konstelacji politycznej nad wyraz interesująca. Odpychanie Rosji przez Zachód i uniemożliwienie Niemcom wchłonięcia jej potencjału surowcowego przez co sprawia, że kapitał zachodnioeuropejski znalazł się w impasie. Krajom wysokorozwiniętego kapitalizmu brakuje silnej, zorganizowanej klasy robotniczej, którą kapitał potrafił mobilizować w przypadku konieczności prowadzenia imperialistycznej wojny. Jak pokazało doświadczenie rewolucji rosyjskiej, liczenie na solidarność zachodnich „rewolucjonistów” nie bardzo się sprawdza, ale jednocześnie ewentualna rewolucja nie musiałaby się zderzyć z tak masową kontrrewolucją. Ewentualna rewolucja w krajach zacofanych, surowcowych, miałaby bezpośrednie przełożenie na poziom życia na kapitalistycznym Zachodzie i spowodowałaby zamieszanie, niesprzyjające podejmowaniu zagranicznej interwencji.

Mogłyby wówczas zafunkcjonować inne elementy, jak radykalizacja nastrojów społecznych na Zachodzie oraz mobilizacja odrodzonej lewicy. Nie bez znaczenia są masy imigrantów, którzy nie są jeszcze podatni na neutralizację nastrojów w efekcie drobnomieszczańskiej stabilizacji, a jednocześnie nie byłyby skłonne do poddania się ksenofobicznej nagonce podżegaczy imperialistycznej interwencji.

Bezpłodne, tlące się i nie mogące zakończyć się żadnym sensownym efektem protesty i bunty, które są codziennością w krajach zachodnich, miałyby konsekwentne dopełnienie w brakującym programie robotniczej alternatywy.

Świat stoi na krawędzi wojny z powodu niemożności ustalenia podziału globu między kapitalistyczne potęgi. Wojna wydaje się bezsensowna, jeśli przyjąć, że idzie o jakiś wyimaginowany opór Rosji. To, że Rosja się nie opiera, tylko wzmaga zagrożenie konfliktem globalnym. Lokalna wojna w okolicy Donbasu, gdzie Rosja musiałaby zostać pokonana po wygraniu bitwy, byłaby destabilizująca dla Europy. Oznaczałoby to rozpad Unii Europejskiej i wyścig indywidualnego podwieszenia się pod amerykański kranik surowcowy. Brak istotnego oporu Rosji nie skłania Europy Zachodniej do odpuszczenia rywalizacji o jej bogactwa, jak to by było, gdyby teza o amerykańskiej ochronie przed rosyjską agresywnością miała jakieś pozory prawdy. Dlatego bierność Rosji jest motywem dla konfliktu szerszego, przynajmniej europejskiego. A to nie może nie odbić się na pokoju w reszcie świata.

Jak zawsze, jedyną siłą zdolną zapobiec wojnie jest postawa społeczeństw krajów, które do tej wojny dążą i pchają innych. Jednak mobilizacja w zainteresowanych krajach jest uzależniona od harmonogramu mobilizacji do protestów nieklasowych, niezdolnych do stworzenia programu zniesienia systemu, albowiem nie mającego czym go zastąpić. Zmiana rządu nie jest zmianą systemu.

Trzeba dostrzec alternatywę dla systemu w mobilizacji klasy robotniczej. Tutaj mamy do czynienia z innym sposobem organizacji społeczeństwa, a nie tylko ze zmianą rządu. Chodzi bowiem o zmianę stosunków produkcji, a nie tylko o atrapę zmiany, jaką jest postulat zmiany redystrybucji.

*

Perspektywa aspiracji demokratycznych szeroko pojętego społeczeństwa, przybierająca pozory lewicowego radykalizmu, jest płaszczyzną, na której dokonuje się podstawienie konfliktów. Sprzeczność wewnętrzna takiej perspektywy ujawnia się w kontrowersjach na lewicy w interpretacji zjawiska tzw. kolorowych rewolucji. Część lewicy dostrzega słusznie w „kolorowych rewolucjach” kapitalistyczną mistyfikację, strategię sił, dla których ewoluujący kapitalizm z dominantą demokracji formalnej zmienia się w postkapitalizm i przestaje być problemem. Ta perspektywa obiecuje upowszechnienie modelu społecznego, w którym demokracja pozostaje deklarowanym celem nadrzędnym, ale wzajemne powiązania i zależności różnorodnych składników istnienia i funkcjonowania społeczeństwa zacieśniają się i komplikują aż do sytuacji, w której przestają być ogarniane przez samych obywateli. Czego jesteśmy świadkami już w chwili obecnej.

W tej skomplikowanej sieci wzajemnych powiązań, gdzie jednostki są tak usytuowane, że nie postrzegają siebie w relacjach dalszych niż krąg najbliższych osób, demokracja staje się założeniem, a nie faktem stwierdzanym empirycznie. Zapośredniczanie relacji międzyludzkich przez instytucje i sieci sprawia, że możemy oceniać wyłącznie to, co odnosi się faktycznie do nas samych. Nie konfrontujemy się z ocenami i odczuciami innych ludzi, więc zasada, iż nasza wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innych ludzi, staje się abstrakcją. Zapośredniczenie pracuje na to, aby nasze odczucie wolności było możliwie absolutne, abyśmy nie stykali się z przeciwdziałaniem innych jednostek. Taką wolność obiecuje świat wirtualny, w którym zderzenie z wolnością drugiego człowieka rozwiązuje się przy pomocy zerwania znajomości czy banu.

W przeciwieństwie do świata rzeczywistego, przestrzeń wirtualna jest wciąż miejscem, w którym taka ucieczka przed niechcianym kontaktem jest możliwa. Mówienie o demokracji w takim stanie rzeczy zakrawa na kpinę ze zdrowego rozsądku.

Jednak ten świat obiecuje zapewnienie warunków życia bez potrzeby podejmowania wysiłku w materialnej, alienującej rzeczywistości. Materialne warunki przetrwania są zapewnione przez instytucję, która ma czuwać nad sprawiedliwą dystrybucją dóbr. Podstawą jej akceptacji jest mechanizm demokratyczny. Podobnie jak poczucie wolności, tak i demokracja są nigdy nie zaspokojone do końca, ponieważ w świecie wirtualnym – jak powiedzieliśmy wyżej – oba te pojęcia nie mają ograniczeń. Odczucie perspektywy, drogi ku ciągłemu poszerzaniu rzeczywistej demokracji jest więc stałe i daje poczucie nieskończonej wolności dla inicjatywy jednostki.

Ta droga i ta perspektywa nie obejmuje jednak zasadniczego elementu całej układanki, czyli oddziaływania na materialne podstawy dla funkcjonowania pozorów braku sprzeczności w owej wirtualnej rzeczywistości.

Materialne podstawy, inaczej baza dla całej instytucji społeczeństwa demokratycznego, leży w produkcyjnej bazie, której nie obejmuje wirtualny świat harmonii i demokracji.

Współczesna lewica, owszem, pasjonuje się walkami i strajkami, ponieważ jako akcje z konkretnymi postulatami ekonomicznymi wpisują się one w ogólniejsze żądanie demokratycznej kontroli nad redystrybucją. W radykalnej wersji, lewicowe postulaty polegają na zniesieniu kontroli kapitalistów nad redystrybucją wypracowanych dóbr i usług i przejęcie ich przez demokratycznie zorganizowane społeczeństwo. Im bardziej zdecentralizowany mechanizm kontroli, tym bardziej demokratycznie.

Bezpośredni producenci są w tej sytuacji ubezwłasnowolnieni tak samo, jak w warunkach kapitalizmu. Ilustracją tego stanu rzeczy był tzw. realny socjalizm z biurokracją usiłującą pośredniczyć między wyzyskiwaną klasą robotniczą a resztą społeczeństwa, przyswajając sobie korzyści płynące z pozycji pośrednika w każdej sytuacji. Stąd bierze się zjawisko, iż po obaleniu realsocjalizmu, postulaty nowoczesnej lewicy nieodmiennie obracają się w kręgu żądań, aby restaurować biurokrację (bardziej demokratyczną) zajmującą się redystrybucją, po przejęciu jej z rąk kapitału.

Bez kontroli robotniczej (bezpośrednich producentów) nad redystrybucją nie ma mowy o wyjściu z zaklętego kręgu lewicowej bezsilności.

Z drugiej strony, mamy do czynienia z programami politycznymi, które także odwołują się do kryterium wolnościowego, z tą przewagą, iż odnoszącego się do świata rzeczywistego. O ile projekty lewicowe „kupują” rozwiązania kapitalistyczne ze względu na oderwanie pojęcia sprawiedliwości (wolności) od pojęcia własności (prywatnej), o tyle projekty prawicowe wiążą obie kwestie na gruncie realnym. Warstwy pośrednie, pozbawione faktycznej własności środków produkcji, nie są wyczulone na ten problem. Własność społeczna oznacza we współczesnym słowniku lewicowym istnienie mechanizmu demokratycznej kontroli nad redystrybucją efektów zastosowania owej własności. Państwo, jako instytucja z definicji wroga demokracji, jest złym gospodarzem owej własności. Chodzi więc o takie przeorganizowanie instytucji państwa, aby realizowało faktycznie sprawiedliwą redystrybucję. Społeczeństwo musi poddać aparat państwa nadzorowi, aby straciło ono swoją władzę polityczną, pozostawiając jej funkcję organizacyjną. Pewien stopień pogodzenia lewicy z aparatem państwa bierze się z faktu, iż odrzucając postulat zniesienia kapitalizmu, nowoczesna lewica zdaje sobie sprawę z tego, że konieczny jest aparat biurokratyczny dla nadzoru kapitału. Nadzorując aparat państwa poprzez instytucję demokratycznej kontroli, społeczeństwo pośrednio kontroluje kapitał. I to wystarczy dla realizacji sprawiedliwej redystrybucji. Natomiast kapitał nadzoruje klasę robotniczą i w ten sposób kontynuuje produkcję dóbr przeznaczonych do sprawiedliwej redystrybucji.

Oczywiście, w obecnej dobie ten mechanizm uległ pewnej komplikacji, ponieważ mechanizmem sprawniejszej kontroli nad rzeczywistym kapitałem sprawują instytucje finansowe. Są one jednak powiązane dość ściśle z aparatem państwa, który stanowi dla nich instytucję gwarantującą bezpieczeństwo na wypadek załamania koniunktury czy kryzysu. Instytucje finansowe także kontrolują rzeczywistą gospodarkę, przez co powstaje konflikt między społeczeństwem a owymi instytucjami o to, kto ma czerpać zasadnicze korzyści z redystrybucji wartości wytworzonej w ramach rzeczywistej gospodarki. Globalne instytucje finansowe panujące nad rzeczywistą gospodarką muszą neutralizować społeczne żądania stwarzając płaszczyznę i motywację do walki o radykalizację demokracji. To działanie odsuwa lewicę coraz bardziej od zainteresowania walką w ramach rzeczywistej gospodarki, która stanowiła wcześniej zasadniczy element lewicowej polityki. I to skutecznie.

Wspomniane wyżej prawicowe programy odnalazły w tej sytuacji pole dla odbudowy własnej pozycji. Ponieważ pole rzeczywistości wirtualnej zostało zagospodarowane przez lewicę, prawicy pozostało pole gospodarki rzeczywistej. Paradoksalnie, dla zagospodarowania owego pola, prawica potrzebuje instrumentarium pojęciowego, którego jest pozbawiona, ponieważ jej własny światopogląd nie miał czasu ani okazji, by takie wytworzyć. Co nie oznacza, że cele klasowe programu prawicy uległy zmianie na lewicowe. Zwyczajnie, desygnaty pojęć z arsenału lewicy, zbudowane w ramach teorii Marksa, zostały przez lewicę usunięte i zastąpione przez desygnaty adekwatne do nowej sytuacji.

Prawica przejmuje owe pojęcia w „nowolewicowej” interpretacji, ponieważ usiłują one opisać nową sytuację i zmieniony typ rzeczywistości, do jakiej się odnoszą. Mimo niechęci do nowoczesnej lewicy, prawica przejmuje bezkrytycznie owe pojęcia, ponieważ pozwalają one opisać konflikt o nadzór przejmowanej wartości do redystrybucji w języku odpowiadającym świadomości trzeciego elementu tej 4-elementowej rozgrywki – klasy robotniczej. Prawica w tej grze może, dzięki oddaniu robotników przez lewicę, posługiwać się robotnikami jako narzędziem. A także manipulować tą lewicą, która odrzuca nowolewicowy światopogląd, trwając jednocześnie w koncepcjach programowych, które nie stanowiły poważnej systemowej alternatywy dla kapitalizmu (stalinizm), ale mobilizowały klasę robotniczą.

W przeciwieństwie do programu nowoczesnej lewicy, prawicowa myśl odwołuje się do hasła wolności (jako koncepcja wolnościowa) rzeczywistej, opartej na byciu w twardej rzeczywistości materialnej. A ta, zgodnie z deklaratywnie odrzucanymi liberałami typu Hayeka, opiera się na własności prywatnej. Dla ludzi żyjących w świecie rzeczywistym, zmagających się z materialną rzeczywistością, których byt zależy od materialnych warunków i dóbr, które są ich światem codziennym, codziennie oddawanym w wyniku prawnie uregulowanego bezprawia własności prywatnej, istota konfliktu sprowadza się właśnie do kwestii własności.

Podział pierwotny ma charakter codziennego konfliktu, w którym bezpośredniemu producentowi odbiera się to, co właśnie wytworzył i czego spieniężenie przynosi ogromne zyski właścicielowi środków i narzędzi, którymi pracuje robotnik. To nie jest wymiana, jak w przypadku pracowników nieprodukcyjnych, to jest codzienny, powtarzający się konflikt, w którym własność środków produkcji jest natychmiast rzucającym się w oczy powodem klasowej niesprawiedliwości. Inne grupy społeczne bronią się przed własnością środków produkcji, domagając się tylko korzystnej dla siebie redystrybucji.

Prawica przekierowuje refleksję robotnika na tory myślenia według których rozwiązaniem sprzeczności klasowej byłoby rozszerzenie własności prywatnej. W sytuacji dzisiejszej wieży Babel i pomieszania pojęć, prawica może nawet deklarować się jako zwolenniczka socjalizmu… gildyjnego i państwa korporacyjnego, paternalistycznie chroniącego prawo wszystkich i każdego z osobna do cieszenia się taką własnością prywatną, jaka mu przypadła od Boga.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
8 lutego 2022 r.