„Dyskusja na temat tego, co stanowi pracę produkcyjną, a co nieprodukcyjną, trwa przez całą historię myśli ekonomicznej” (Passas Konstantinos, „Productive and Unproductive Labour in the Greek Economy: 1970-2005”, dostępne w Internecie)

Jak pisze zacytowany wyżej autor, „odróżnienie pracy produkcyjnej od nieprodukcyjnej pozostawało stałym problemem w literaturze marksistowskiej, ale także w ekonomii głównego nurtu, jak na to wskazuje rosnące znaczenie ‘realnej gospodarki’ w dniach obecnego kryzysu” (tamże).

Dla Passasa, jak i dla większości marksistów, brak umiejętności prawidłowego przedstawienia zagadnienia w ujęciu ilościowym skutkuje bowiem rozdęciem wielkości wartości dodatkowej oraz tendencją stopy zysku niezgodną z teorią Marksa. Czyli problem ma charakter czysto teoretyczny, a nawet może być interpretowany jako kłótliwość marksistów, którzy bronią ostatniego przyczółka sensowności swojej teorii, którą jako przeżytek nieprzydatny dziś już do niczego niezliczoną ilość razy pochowano na wieki wieków, amen. Trudność odróżnienia jednej kategorii pracy od drugiej wynika z faktu istnienia bardzo wielu definicji pracy produkcyjnej – „nierzadko socjoekonomiczna definicja utożsamiająca pracę produkcyjną z pracą zatrudnioną przez kapitał jest zderzana z definicją analityczną utożsamiającą pracę produkcyjną z pracą zatrudnioną w produkcji”, pisze Passas.

Definicje związane z pracą produkcyjną można pogrupować w trzech kategoriach: (a) definicja socjoekonomiczna (ujmująca pracę produkcyjną jako pracę zatrudnioną przez kapitał), (b) definicja wartościujące, (c) definicje analityczne. Wg Passasa, „klucz do zrozumienia racji stojącej za licznymi definicjami pracy produkcyjnej można odnaleźć w historii i ewolucji systemów gospodarczych. […] Dwa procesy opisują ewolucję kategorii pracy produkcyjnej w czasie: (a) ekspansja i (b) kurczenie się i zmiana. Proces ekspansji kategorii jest utożsamiany z ekspansją definicji analitycznej, w miarę jak dominujący sposób produkcji rozszerza się obejmując nowe gałęzie i zajęcia. Przeciwnie, w okresie, kiedy dominujący sposób produkcji zmienia się, pociąga to za sobą zmianę w socjoekonomicznej treści kategorii i jej analityczne wycofanie się do tych gałęzi, w których ten nowy sposób obecnie przeważa. Tak więc, kiedy sposób produkcji ekspanduje, także kategorie opisujące go również ekspandują, a uwaga jest zogniskowana na analitycznym elemencie odróżnienia pracy produkcyjnej od nieprodukcyjnej; z drugiej strony, kiedy sposób produkcji zmienia się, wtedy ogniskowa przesuwa się na socjoekonomiczny aspekt odróżnienia, albowiem to jest ten element, który wyraża nieprzystawalność różnych sposobów produkcji” (tamże).

Dialektyczny proces zmiany definicji Passas opisuje jako następstwo ekspansji, kiedy to socjoekonomiczna kategoria pracy produkcyjnej rozlewa się na nowe gałęzie i zawody, oraz etapu kurczenia się i zmiany, kiedy to zmienia się socjoekonomiczna zawartość kategorii, a sama analitycznie ujęta kategoria kurczy się do tych gałęzi, w których rozpoczyna się nowy sposób produkcji.

Ten opis dialektycznego mechanizmu pomija istotny aspekt. Passas opisuje go, tak jakby utożsamiał się ze specyficznym, pojedynczym etapem tego procesu i przedstawiał mechanizm z punktu widzenia tego właśnie procesu. Tymczasem, mamy w historii do czynienia z dwoma procesami „ekspansji i kurczenia się” kategorii pracy produkcyjnej, pierwszy – od Arystotelesa do merkantylizmu, a drugi – od fizjokratów do ekonomii neoklasycznej i keynesizmu. „Cykle te odzwierciedlają ekspansję i kurczenie się przedkapitalistycznego i kapitalistycznego sposobu produkcji. […] Warto zauważyć, że oba te cykle zaczynają się od uznania ziemi za jedyną działalność produkcyjną, a kończą się uznaniem wszystkich zajęć, które podpadają pod dominujący sposób produkcji za produkcyjne” (tamże).

Proces dialektyczny w zamierzeniu Marksa dotyczy całości historycznego mechanizmu. Ta perspektywa zmiany sposobu produkcji (okres przedkapitalistyczny i kapitalistyczny) pozwala na dystans wobec definicji pracy produkcyjnej W UJĘCIU WYŁĄCZNIE PRACY POMNAŻAJĄCEJ KAPITAŁ, która stanowi horyzont intelektualny współczesnego, „wulgarnego” marksizmu wyznawanego przez współczesną Nową Lewicę.

Polega to na tym, że ponieważ wszystkie sfery ludzkiej aktywności (pierwotnie nie mające niż wspólnego z działalnością gospodarczą) zostają stopniowo podporządkowane kapitałowi i zaczynają służyć jego pomnażaniu, pomijając fakt, że sam kapitał wdziera się stopniowo w sfery aktywności, które pierwotnie nie mają nic wspólnego ze sferą gospodarczą. Ten kapitał nie służy celowi produkcyjnemu, a więc i praca przezeń zatrudniana nie służy celowi produkcyjnemu, jeśli tylko spojrzeć na sprawę z punktu widzenia dialektycznego mechanizmu ewolucji przed- i kapitalistycznego sposobu produkcji.

Nazywamy to „wulgarnym” marksizmem, ponieważ, podobnie jak wulgarna ekonomia, charakterystyczną cechą tej formacji intelektualnej jest przyjmowanie punktu widzenia pojedynczego kapitalisty osadzonego na specyficznym, konkretnym (bynajmniej nie charakterystycznym, wzrostowym, ale raczej schyłkowym, rozkładowym) szczeblu rozwoju gospodarki kapitalistycznej. Ograniczony punkt widzenia pojedynczego kapitalisty zadowala się stwierdzeniem, że zastosowanie jego kapitału do dowolnego segmentu działalności ludzkiej przynosi mu jakiś zysk i wystarczy mu do dumnego oświadczenia, iż jest on pełnoprawnym kapitalistą pomnażającym bogactwo społeczne w jakiś niewytłumaczalny sposób, zapewne związany z niewidzialną ręką boską wolnego rynku.

Kiedy system zaczyna się zapadać sam w sobie (jak to mamy dziś) z tego powodu, że sfera produkcyjna przestaje dawać sobie radę z utrzymaniem (zapewnianiem zysku) każdego kapitału włożonego w sferę nieprodukcyjnej nadbudowy, praca produkcyjna zaczyna ulegać analitycznemu kurczeniu się do… swej pierwotnej postaci.

Element idealizmu w trzeźwym i poprawnym skądinąd myśleniu Passosa polega na myśleniu rzeczywistości ze sferą koncepcji. W „wulgarnym” marksizmie, kategoria pracy produkcyjnej nie ulega wcale analogicznemu do rzeczywistości skurczeniu; wręcz przeciwnie, upór, z jakim „wulgarny” marksizm trzyma się szerokiej kategorii pracy produkcyjnej wskazuje na głębsze przyczyny, wykraczające poza interes czysto teoretyczny. Rzeczywistość ekonomiczna wymusza (poprzez kryzysy i implozję systemu) zawężenie kategorii pracy produkcyjnej do takiej, która przystaje do rozległego, historycznego mechanizmu dialektycznego. Idzie to w parze z dziejowym kataklizmem tym silniejszym, im dłużej przeciąga się sztuczne podtrzymywanie przy życiu systemu gospodarczego, pociągające za sobą kolosalne koszty społeczne. „Wulgarna” teoria zawsze służy samouspokajaniu i odkładaniu katastrofy na później.

Natomiast rzeczywistość coraz wyraźniej wymusza świadomość faktu, że podstawą materialnego bogactwa jest i pozostaje ta sama sfera działalności gospodarczej, co zawsze, czyli sfera związana z przetwarzaniem przyrody. Podobne rozterki intelektualne miały miejsce już we wcześniejszych epokach, nasza nie stanowi wyjątku.

Już niechęć Tomasza z Akwinu do uznania lichwy (a także wszelkiej działalności handlowej, która przynosiła sprzedawcy więcej niż wynosiła cena produkcji) za pożyteczną działalność produkcyjną stanowiła element wartościujący (jeden ze sposobów definiowania pracy produkcyjnej), pośredni między kryterium socjoekonomicznym towarzyszącym zmianie sposobu produkcji a kryterium analitycznym, kiedy to dany sposób produkcji ogarnia wszystkie rodzaje zawodów i zajęć. Jak i wówczas, tak i dziś, postulat objęcia „nobilitującym” mianem aktywności produktywnej jest wysuwany jako obrona przed rzekomo zbyt restrykcyjną i krzywdzącą moralnie odmową tego miana w zasadzie wszystkim formom ludzkiej aktywności, z pracą kobiety we własnym gospodarstwie domowym włącznie.

I tak, np. Helen Boss Heslop wyraża ten sprzeciw explicite: „teorie wartości dodatkowej i dystrybucji [dochodów] odmalowują wybranych członków społeczeństwa […] jako de facto ekonomicznych ‘pasożytów’ utrzymywanych bez należnej wzajemności przez prawdziwych wytwórców [pracujących na rzecz tego] społeczeństwa” (Helen Boss Heslop, Theories of Surplus and Transfer: Parasites and Producers in Economic Thought, Routlegde Revivals, Boston 1990, s. 11).

Marks, nawiązujący w tym względzie do A. Smitha, jawi się nam więc jako XIX-wieczny następca Tomasza z Akwinu. Przeciwstawienie produkcyjny/nieprodukcyjny, które, jak pisze H. Boss Heslop, początkowo miało swoje uzasadnienie, z początkiem XIX w. stało się „niesławnym i złym przewodnikiem w działalności ludzi w warunkach ograniczoności czasu i zasobów”. Jednocześnie, licznych niewtajemniczonych wciąż pociągała prostota i pozorne powiązanie owej dychotomii z zagadnieniem dobrobytu społecznego (por. tamże, s. 3).

Mozolne rozpracowywanie przez Marksa (za klasykami ekonomii) tego problemu jawiło się więc od początku w łonie ruchów postępowych XIX w. jako swego rodzaju scholastyczne dzielenie włosa na czworo, ewentualnie zastanawianie się, ile diabłów zmieści się na czubku igły.

Tymczasem, dla Passosa, „głównym wkładem Marksa do dyskusji jest rozróżnienie między produktywnością z pozycji prostego procesu pracy a produkcyjnością z pozycji kapitalistycznego procesu produkcji” (Passos, „Productive and Unproductive…”). To rozróżnienie „opiera się na Marksowskiej koncepcji produkcji kapitalistycznej jako jedności procesu pracy i procesu waloryzacji, gdzie pierwszy prowadzi do tworzenia wartości użytkowych, a drugi – wartości i wartości dodatkowej. W ten sposób aspekt socjoekonomiczny zostaje odłączony od aspektu analitycznego, albowiem czynnik socjoekonomiczny jest utożsamiany z tym, co jest specyficznie produktywne w kapitalistycznym sposobie produkcji, podczas gdy czynnik analityczny jest utożsamiany z tym, co jest produktywne z punktu widzenia procesu pracy w ogóle (w każdym sposobie produkcji). Jasne, że to, co jest produktywne w ogóle, ze względu na proces pracy, stanowi granicę tego, co może być specyficznie produktywne dla kapitału, ze względu na proces waloryzacji […]” (tamże).

Dyskusje o pracy produkcyjnej i nieprodukcyjnej, względnie ożywione w latach 70-tych, zamierały w latach 90-tych, zaś na początku lat 2000-ych nikogo nie interesowały już wnioski z nich wynikające. Było to związane w sposób oczywisty z upadkiem tzw. bloku wschodniego i alternatywy wobec „wulgarnego” sposobu myślenia w ekonomii burżuazyjnej. Ta kapitulacja, pomijająca milczeniem ciekawą i zasadniczo dającą rozwiązanie problemu dyskusję, wyraziła się w przyjęciu przez ideologów marksizmu-leninizmu (stalinowskiego chowu) tezy o tym, że realny socjalizm był najdłuższą i niekoniecznie efektywną drogą do kapitalistycznej modernizacji. I to jest jedyny powód do wątpliwej dumy tej formacji ideowej, która do marksizmu „wulgarnego” doszła własnymi ścieżkami, spotykając się z zachodnim „wulgarnym” marksizmem w ustalonym z góry miejscu. Tym miejscem jest kwintesencja „wywrotowości” teorii marksistowskiej jako takiej – naukowo uzasadnione zakwestionowanie racjonalności gospodarki kapitalistycznej, czego można dokonać tylko uzasadniając, że pracą produkcyjną nie jest wszelka działalność pomnażająca kapitał. Ta bowiem teza czyni system kapitalistyczny nie tylko koniecznym, racjonalnym, ale i pożądanym.

Trudno o bardziej dosadny wyraz kapitulacji

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
21 czerwca 2019 r