Zachodnia opinia publiczna, nawet jeśli bywa odporna na masową propagandę mediów głównego nurtu w sprawie konfliktu Rosja – Ukraina, nieodmiennie cofa się gdy przyznaje, że kraje Europy Wschodniej mają złe historyczne doświadczenia związane z Rosją i ZSRR. Tutaj następuje coś w rodzaju bezwarunkowej kapitulacji przed argumentacją wschodnioeuropejskich nacjonalistów wzorowanej na kapitulacji wobec wszelkich roszczeń ofiar Holokaustu (i ich zstępnych).

Jest w tym więcej z magicznego myślenia niż z naukowej racjonalności.

Z perspektywy rewolucyjnej lewicy sprawa przedstawia się całkowicie inaczej. Historyczne doświadczenia wrogości różnych władców regionu Europy Wschodniej, które skutkowały podbojami i niekiedy wymazywaniem z mapy całych państw, zostały zniesione ostatecznie i bez reszty przez Rewolucję Październikową i braterstwo narodów WBREW władcom i klasom panującym. Jedynym skutecznym sposobem walki z carskim samodzierżawiem była walka rosyjskich rewolucjonistów. Historia pokazuje, że transformacja ustrojowa prowadzona wedle reguł odpowiadających klasom panującym prowadzi, jak to miało miejsce w Federacji Rosyjskiej, do odrodzenia Rosji przedrewolucyjnej, Rosji dążącej do odrodzenia dążeń imperialnych. Jeżeli bowiem wykluczona jest droga braterstwa narodów, odrzucenia klas panujących wszelkiego typu, w tym i burżuazji, to nie pozostaje inna droga, jak droga zwaśnionych nacjonalizmów. I to mamy dziś przed oczami. Nie wolno nam zapominać o tym, co jest przyczyną, a co skutkiem.

Z perspektywy ludów Europy Wschodniej nie ma sprzeczności interesów między nimi. Tę sprzeczność tworzą kapitalistyczne interesy i nic więcej. A ponieważ mamy do czynienia z globalnym kapitalizmem, zainteresowane permanentnym konfliktem umożliwiającym grabież zasobów i ludności są wszystkie, nawet odległe, grupy kapitału.

Rewolucyjny ruch robotniczy oparty na marksizmie był w stanie wytłumaczyć te wszystkie, proste wszakże, sprawy społeczeństwom. Nie bez kontrakcji burżuazji, która do zwalczania ruchu robotniczego wykorzystywała siły podszywające się pod hasła i ideały ruchu. Mamy więc do czynienia z chrześcijańskimi związkami zawodowymi czy z koncepcją państwa korporacyjnego opartego na idei narodowej. W końcu można ideę narodową podeprzeć frazesami o sprzeczności interesów między różnymi państwami. Rozumiejąc przy tym, że jest to równoznaczne ze sprzecznościami między społeczeństwami, a nawet między narodowymi odłamami światowej klasy robotniczej.

Państwo radzieckie miało oczywiste problemy z utrzymaniem linii rewolucyjnego marksizmu, w tym też z uniknięciem nacjonalistycznego przechyłu. Z punktu widzenia taktyki było bardzo pociągającym odwoływanie się do wpajanych stuleciami emocji, kiedy nie było dość czasu, aby wgłębiać się w prawdziwe korzenie różnorakich kwestii budowy socjalizmu w warunkach izolowanego i zwalczanego zbrojnie państwa, które wedle teorii powinno obumierać, a nie się wzmacniać. Międzynarodowy ruch robotniczy rozumiał te trudności i miał wyrozumienie dla odstępstw od marksizmu w młodym państwie radzieckim. Jednak w ramach zawłaszczonego przez stalinizm ruchu robotniczego trudno było stale i otwarcie wskazywać na rozbieżności między teorią a praktyką. Wszelka samokrytyka była odbierana jako odsłanianie miękkiego podbrzusza ruchu robotniczego i samoosłabianie.

Problem nie polegał na tym nawet, że istniały te rozbieżności. Słabość pierwszej udanej próby wprowadzenia socjalizmu w dziejach jest sprawą oczywistą. Problem polegał na tym, że na zewnątrz poddanego stalinizacji ruchu robotniczego lewica socjalistyczna i socjaldemokratyczna nie stanowiła rzetelnej, marksistowskiej alternatywy, do której mogły równać klasy wyzyskiwane reszty globu, a przy okazji stanowić model wzorcowy dla zdeformowanego obiektywnymi trudnościami systemu radzieckiego. Ta lewica była tylko dodatkowym do chrześcijańskich związków zawodowych i narodowych państw korporacyjnych aspektem walki z doświadczeniem budowy marksowskiego socjalizmu. Tj. socjalizmu odrzucającego kapitalistyczny system produkcji i prywatną własność środków produkcji. Idea socjalistyczna zachodniej lewicy przyjmowała z marksizmu wszystko poza trzema elementami: krytyką kapitalistycznego sposobu produkcji, krytyką prywatnej własności środków produkcji oraz zgodnym z historycznym procesem powstawania kapitalizmu definiowanie produkcyjnej klasy robotniczej w odróżnieniu od klasy pracowników najemnych, która stanowi co najwyżej proletariat (amalgamat, z którego wywodzą się tak robotnicy, jak i pracownicy sfery nadbudowy).

W praktyce więc, zachodnia lewica odrzucała marksizm, ponieważ wymienione elementy teorii stanowią fundament marksizmu.

W efekcie, do którego wykazania zmierzamy, zachodnia lewica nie uznała pretensji ZSRR do stanowienia choćby próby doświadczenia budowy społeczeństwa socjalistycznego, a w perspektywie – bezklasowego. Wedle jej interpretacji, stalinizmu nie można tłumaczyć jako obiektywnego procesu degeneracji modelu społeczeństwa w wyjątkowo niesprzyjających warunkach zewnętrznych. Przypomnijmy, że takie rozumienie stalinizmu było jeszcze udziałem Trockiego. Posttrockiści poszli raczej tropem ukazywania personalnych cech konfliktu w łonie kierownictwa bolszewickiego oraz łatwym śladem późniejszego rozwoju stalinizmu w kierunku nawiązującym do reżymu przedrewolucyjnego, czyli do odradzania zewnętrznych symboli imperialnych jako zrozumiałych dla mas, którym nie dane było przeżyć i przyswoić prawdziwych owoców transformacji ustrojowej państwa radzieckiego.

Zachodnia lewica przyjęła więc, antytrockistowską, interpretację ZSRR jako pretekstu do odrodzenia imperialnych i imperialistycznych aspiracji carskiego samodzierżawia.

Zrozumiałe jest, że w tych warunkach, dla lewicy zachodniej i dla zniewolonych posttrockistowską konkwistą umysłów lewicy wschodnioeuropejskiej ZSRR jest tylko i wyłącznie symbolem neocarskiego imperializmu i wielkorosyjskiego szowinizmu. W ich pojmowaniu nie ma więc miejsca na przekreślenie przeszłości dzielącej społeczeństwa poddane każde swojej klasie panującej i przyjmującej jej interesy jako własne. W ramach partykularnego nacjonalizmu, nazywanego, rzecz jasna, patriotyzmem.

Paradoksalnie, choć tylko pozornie paradoksalnie, a faktycznie całkowicie zrozumiale, nowoczesna lewica, po upadku ZSRR, straciła fundament, który stanowił o tym, że zachodni kapitał jeszcze się z nią w jakikolwiek sposób liczył. Lewica całkowicie weszła w buty apologetów zachodniej demokracji jako jedynego wyróżnika Zachodu wobec Wschodu. Jeżeli bowiem ZSRR miałby być tylko kapitalizmem państwowym, to między oboma rodzajami kapitalizmu trudno czynić rozróżnienie na lepszy i gorszy w kategoriach gospodarczych. W sumie po obu stronach można wskazać na przykłady skrajnego wyzysku. Argumentem demokratycznej opozycji było w tej kwestii wskazywanie na to, że podobno klasyczny kapitalizm (rynkowy) był efektywniejszy. I dlatego należało zreformować kapitalizm państwowy ZSRR w kierunku zachodniego modelu, a nie odwrotnie. Chociaż w praktyce było tak, że 30 chwalebnych lat od II wojny światowej raczej opierało się na kopiowaniu modelu interwencji państwowej niż odwrotnie. Nie wspominając już o tym, że ten sam mechanizm prymatu polityki nad wolnorynkowym modelem był jedynym skutecznym w przezwyciężaniu Wielkiego Kryzysu w okresie przedwojennym. Po czym wrócono do klasycznej metody przezwyciężania kryzysów za pomocą wojny.

Utrzymanie demokratycznych instytucji było wynikiem ekonomicznego dobrobytu zapewnionego przez kreatywne wdrażanie rozwiązań rodem z gospodarki planowej plus możliwości wyzysku krajów kolonialnych i neokolonialnych w ramach podziału na Centrum i Peryferie. Obecnie, kiedy załamuje się dobrobyt Centrum w Europie, mamy wyraźny pokaz tego, co dzieje się z instytucjami demokratycznymi.

Niestety, nie ma już alternatywy w postaci modelu radzieckiego. W odróżnieniu od lewicy wzorowanej na nowolewicowym nurcie zachodnim, lewica rewolucyjna postulowała i postuluje nadal krytyczne rozwijanie modelu radzieckiego. Takim krytycznym rozwijaniem modelu radzieckiego nie jest chiński eksperyment rynkowy i kapitalistyczny – żeby nie było niejasności.

Warto więc zastanowić się nad spuścizną zachodniej lewicy w kontekście dzisiejszej sytuacji politycznej i gospodarczej. Przytoczmy słowa badaczy, których trudno podejrzewać o prokomunistyczne sympatie, ale których rzetelność w odniesieniu do rekapitulacji faktów jest pomocna w naszych rozważaniach: „Touraine wskazuje ich [ruchów społecznych – BB] cechy wspólne i na tym tle kreśli specyfikę ‘Solidarności’. Naczelną cechą wszystkich ruchów masowych w krajach bloku sowieckiego było to, że łączyły one walkę o wyzwolenie klasowe (związkowe), narodowe i dążenie do demokracji. Ta zbitka, inaczej niż w przypadku masowych ruchów związkowych na Zachodzie, których głównym celem było dążenie do zaspokojenia żądań ekonomicznych, stanowiła o ich sile, ponieważ aktywizowała o wiele większe odłamy społeczeństwa, na ogół niemal wszystkich jego członków”.

Antykomunistyczna lewica opozycyjna w PRL faktycznie odwoływała się do idei narodowej, zgodnie z tradycją socjalistyczną, do której nawiązywała w przeciwieństwie do tradycji komunistycznej. Sprzeczność między dwoma odłamami ruchu robotniczego w Polsce oddziaływała na całe przyszłe doświadczenie tego ruchu. Nie było tu miejsca dla przezwyciężenia wrogości narodowej w wyniku Rewolucji Październikowej. Rozszerzenie ZSRR na region Europy Wschodniej nie było postrzegane jako szansa na wyjście modelu radzieckiego ze stanu sztucznej izolacji i możliwości pójścia w kierunku demokratyzacji, ale jako kontynuacja carskiego w istocie zniewolenia narodu polskiego.

Warto zauważyć, że to poszerzenie oddziaływania radzieckiego faktycznie prowadziło do demokratyzacji wewnętrznych stosunków i do odejścia od stalinowskich metod rządzenia. Byłoby postrzegane – jak w przypadku narodów nie mających z Rosją negatywnych doświadczeń na tle narodowościowym – jako proces realnej demokratyzacji idącej w parze ze stopniowym wzrostem dobrobytu, a przynajmniej stabilizacji ekonomicznej.

Waga tego postulatu jest szczególnie duża w dzisiejszej sytuacji, kiedy to Europa Zachodnia zaczyna doceniać znaczenie gospodarczej stabilizacji, w warunkach, w których trudno marzyć o powrocie do dawnego dobrobytu opartego na rencie neokolonialnej.

Co chcemy podkreślić – opadanie fali rewolucyjnej na Zachodzie w ramach powojennego wybuchu dobrobytu i burżuazyjnienie bynajmniej nie tylko klasy robotniczej, rychło zresztą spacyfikowanej (Margaret Thatcher i neoliberalizm) i zdelokalizowanej, było wyzwaniem dla zachodniej radykalnej lewicy. Dla podtrzymania radykalizmu, owa lewica odwoływała się do różnych środków pobudzających, bynajmniej nie tylko LSD. Do arsenału tych środków należało podwieszanie się i wspieranie tzw. nowych ruchów społecznych. Do tego zjawiska nawiązuje A. Touraine zauważając konieczność aktywizacji społeczeństwa, które zapadało w letarg „małej stabilizacji”, odpowiednika tejże w krajach bloku wschodniego.

Ruchy radykalizacji demokracji opierające się na postulatach obyczajowych i nowokulturowych uważały, iż przedstawiciele różnorakich, uciskanych mniejszości w łonie społeczeństwa burżuazyjnego będą stanowić awangardę ruchu emancypacji społecznej, ze względu na łączenie w sobie wielości systemów ucisku. W praktyce niewiele udało się z tych grup wycisnąć, ponieważ ich postulaty mieściły się w modelu społeczeństwa burżuazyjnego, nie wychodząc poza domaganie się praw przysługujących w ramach burżuazyjnej demokracji. Ambicją liderów ruchów społecznych nie było zresztą wyjście poza system „postkapitalistyczny” (tj. baza kapitalistycznych stosunków produkcji i nadbudowa egalitarystycznej redystrybucji), ale radykalizacja instytucji burżuazyjnej demokracji. Jak najbardziej w zgodzie z antykomunistycznym ruchem socjalistyczno-socjaldemokratycznym.

Żądania ekonomiczne (związkowe) nie wychodziły poza pomysły decentralizacyjne udekorowane tzw. partycypacją pracowniczą typu anarchistyczno-wolnościowego. W streszczeniu, sprowadza się to zamazania różnicy interesów między pracownikiem produkcyjnym a społecznością lokalną, która ma jak najbardziej wolnościowe prawo do rozporządzania wytworzonym produktem przez pracownika bezpośrednio produkcyjnego. Wszak wszyscy przyczyniają się do powstawania wartości dodatkowej, w tym i artyści-performersi. Wszyscy mają więc prawo do podziału środków konsumpcji materialnej, skoro w zamian dają robotnikowi swoje dzieła pracy kreatywnej w ramach dobrze pojętej wspólnoty.

Aktualna sytuacja bardzo dobitnie uświadamia nam fikcyjność takiej interpretacji społecznej wzajemności. Bijący na alarm ludzie, którzy zauważają wagę dostępu do surowców matki-natury i ich przerobu na własnym terenie, mówią nam faktycznie o tym, kto tak naprawdę wytwarza wartość dodatkową reprodukującą społeczeństwo. Wszak, wedle teorii nowolewicowych, zwiększenie zatrudnienia w strukturach administracji czy w obsłudze instytucji finansowych lub nawet w firmie EDF powinno owocować wzrostem wartości dodatkowej do podziału wśród członków społeczeństwa. Dlaczego lewica nie postuluje wzrostu zatrudnienia w różnych instytucjach państwowych jako sposobu na podniesienie bogactwa państw Zachodu? Skąd załamanie w momencie, kiedy załamuje się zachodnia reszta przemysłu, kiedy brakuje surowców i rynków zbytu? Czyż nie należałoby zmotywować naukowców do pisania więcej opracowań naukowych, literatów do pisania więcej powieści, aktorów do wzmożenia aktywności artystycznej? To wszystko przecież spowodowałoby wzrost wartości dodatkowej i Zachód mógłby się obejść bez gazu rosyjskiego, a nawet amerykańskiego.

Wydarzenia współczesne obalają teorie nowolewicowe jak pijak flaszkę wódki – w mgnieniu oka.

Te wydarzenia odsyłają w przeszłość nowolewicowe troski o motywowanie walki społecznej w ramach społeczeństwa burżuazyjnego. Pozostaje trzeci czynnik owej mobilizacji, a mianowicie postulat wyzwolenia narodowego. Ten postulat został przyswojony przez zachodnią lewicę jako reakcja na jego skuteczność w wypadku walki z radzieckim modelem ustrojowym.

W miarę stabilizacji modelu poststalinowskiego przechodzenie do systemu bardziej demokratycznego i bardziej zróżnicowanego klasowo i warstwowo (na wzór zachodni) pozwalało na zaspokojenie aspiracji warstw pośrednich do odróżniania się pod względem konsumpcji od „robola”. Czyli – następowało równanie do modelu społecznego kapitalizmu. W odróżnieniu od kapitalizmu, w realsocjalizmie nie następowało odchodzenie od przemysłu, który – w sytuacji braku możliwości wyzyskiwania Peryferii – pozostawał źródłem tworzenia wartości dodatkowej. Zresztą, dzięki temu stanowił przedmiot wyzysku ze strony Europy Zachodniej, która mogła bezpiecznie (jak się wówczas wydawało) odchodzić od swojego, brudnego przemysłu.

W krajach realsocjalizmu nie mieliśmy więc możliwości likwidacji klasy robotniczej. Poddanie się wyzyskowi przez Zachód, w ramach dopuszczenia nas do łaskawej „współpracy” gospodarczej (opartej na odmiennych zasadach niż nasza współpraca z krajami Trzeciego Świata) nie pozwalało na zelżenie wyzysku klasy robotniczej, która pozostawała wciąż siłą wybuchową w bloku. Lewica opozycyjna w Polsce stawiała więc, nolens volens, na klasę robotniczą mimo nowolewicowej świadomości teoretycznej.

O ile lewica rewolucyjna, nieliczna w kraju, proponowała walkę robotniczą w relacji z tak rozumianą sytuacją klasową robotników, o tyle nowolewicowa opozycja demokratyczna musiała sterować żywiołowością robotniczą w oparciu o program, który chował specyficzne interesy klasy robotniczej. Zostały one zastąpione przez narodowy resentyment, czyli przez ideologię klas panujących. Znakomicie ułatwiało sprawę ignorowanie historycznego faktu wyzerowania animozji narodowych w wyniku Rewolucji Październikowej i odrodzenie tej nienawiści, która zawsze była tylko udziałem klas panujących państw podbitych. To lewicowa opozycja demokratyczna odwołała się do ideologii klas panujących, aby przekierować walkę polskiej klasy robotniczej na tory plemiennej, etniczej walki narodowej.

Dla zachodniej lewicy odkryciem był potencjał narodowej ideologii jako czynnika wzmacniającego więdnący radykalizm ruchu pracowniczego, zrzeszonego w tzw. nowych ruchach społecznych.

To ta właśnie „praca u podstaw” nowej lewicy przyczyniła się do odrodzenia ruchów nacjonalistycznych, których pojawienie się jest dziś wytykane przez lewicę jako odrodzenie ruchów faszystowskich. Bez zakorzenienia w grupie robotników produkcyjnych, te ruchy faszyzujące miałyby równie marginalne znaczenie, co ruchy lewicowe. Jednak kto spowodował taki zwrot wśród robotników? Jeżeli lewica głosiła przez dekady, że prawdziwym źródłem nieszczęść zespolonego wspólnym nieszczęściem narodowym pozostaje Rosja jako kontynuacja carskiego samodzierżawia spotęgowanego przez ZSRR, to trudno się dziwić, iż ksenofobia w społeczeństwie urasta do rangi narodowej psychozy.

Niemniej, taktyka nowolewicowa jest zrozumiała historycznie. Wspieranie idei socjalizmu przez odwoływanie się do wszelkich ruchów endogennych kapitalizmowi w nadziei na to, że rozdymanie dowolnych sprzeczności tego systemu doprowadzi do jego przerodzenia się w socjalizm, jest wyłącznie ślepą wiarą w historyczny determinizm. Kapitalizm nie musi się z koniecznością dziejową przekształcić wyłącznie w socjalizm. Może się cofnąć w nowy feudalizm i w ten sposób rozwiązać problemy i sprzeczności, które są faktycznie podnoszone w ramach społeczeństwa burżuazyjnego.

W socjalizm może się przekształcić kapitalizm tylko i wyłącznie poprzez walkę klasy robotniczej. To świadomy czynnik nadaje kierunek historycznej ewolucji. Spontaniczne ścieranie się różnorodnych sprzeczności właściwe każdemu ustrojowi nosi w sobie zalążki bardzo różnych, niezdeterminowanych z góry przemian. W zależności od tego, jaki nurt bierze górę. Taka jest różnica między determinizmem dialektycznym a antydialektycznym współczesnej myśli naukowej.

Współcześnie górę bierze czynnik narodowościowy. Jeżeli coś jest pewne, to to, że nie przyniesie on nic korzystnego z perspektywy socjalistycznej. Skuteczność w mobilizacji społeczeństwa przeciwko ustrojowi, którego jedynym filarem była klasa robotnicza, nie jest żadnym nowym cudem nad Wisłą. Opozycja demokratyczna mogła zmobilizować polską klasę robotniczą jedynie pod hasłem narodowym. I to właśnie zrobiła. Efektem jest współczesny wzrost ruchów o charakterze faszyzującym.

Tak jak lewica dziś obnaża charakter rządów PiS. Nie bierze pod uwagę faktów. Wbrew nadziejom nowolewicowym, akces Polski do zachodniej cywilizacji nie przyniósł polskim robotnikom (ani większości spauperyzowanego społeczeństwa) dołączenia do zachodniego dobrobytu. Było to niemożliwe, ponieważ zachodni dobrobyt opierał się na podporządkowaniu Drugiego i Trzeciego Świata zachodniemu kapitałowi. Włączenie Drugiego Świata do zachodniego świata skutkowało oczekiwanym i zrozumiałym posypaniem się zachodniego dobrobytu. Dlatego nie było możliwe zmienienie statusu Rosji z Peryferii na „partnera”. Dziś, w ramach normalnego i oczekiwanego kryzysu strukturalnego starczego kapitalizmu mamy walkę imperializmów zachodnich o surowce rosyjskie. Interesem USA było wyrwanie tych zasobów spod quasi-monopolu zachodnioeuropejskiego, a szczególnie niemieckiego, który był motorem gospodarki europejskiej.

Ponieważ mimo upływu czasu, los przegranych transformacji zamiast się łagodzić, ulega stałemu zaostrzeniu, zaś rozdmuchanie narodowego czynnika w polityce aktywizuje siły prawicowo-populistyczne, władza przypadła logicznie i zrozumiale tej sile politycznej, która na poważnie wzięła pod uwagę to, że nie ma dla Polski perspektywy w ramach takiego Zachodu, jakim on dziś jest. Rząd Kaczyńskiego nawiązuje do idei piłsudczykowskiej, która stanowi ideowe spoiwo dla nurtów postrzegających realia europejskie. PiS nawiązuje do przedwojennych koncepcji polityki sanacyjnej w sposób nawet bardziej bezpośredni niż sobie to wyobrażamy. Zgniły Zachód nie jest dla pozbawionej perspektyw rozwojowych Polski alternatywą poradziecką. Dla utrzymania kursu na opiekę socjalną, co jest wymogiem elektoratu Kaczyńskiego, a bez zmiany ustrojowej (oczywiste dla Kaczyńskiego) Polska musi wywalczyć sobie silną pozycję w Europie Środkowo-Wschodniej. Lewitowanie w kierunku zachodniego Centrum straciło sens, ponieważ Zachód utracił swoją atrakcyjność cywilizacyjną. Zatracił chrześcijańskie korzenie, które uzasadniają brak wyrzutów sumienia w przypadku konieczności podporządkowywania sobie innych obszarów i niewolenie innych narodów. Inne, poza „naszym” kręgiem cywilizacyjnym, narody są naszymi wrogami, Innymi w nowoczesnokulturowym znaczeniu tego słowa, odhumanizowanymi istotami z kosmosu. Silna Polska, silne przywództwo Polski owładniętej duchem odnowy i sanacji świata zachodniej, chrześcijańsko-łacińskiej cywilizacji pozostaje warunkiem odnalezienia przez Europę jej niekwestionowanej dominacji nad światem.

Lewica bowiem odrzuciła novum wniesione przez Rewolucję Październikową – anulowanie dziedzictwa antagonizmów narodowych. Tym samym nawiązała do dziedzictwa klas panujących, a nie ruchu robotniczego. Dlatego współczesna, nowoczesna lewica jest matką chrzestną odrodzonego faszyzmu jako ruchu politycznego.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
15 września 2022 r.