Nie tylko nam nasuwa się porównanie obecnej sytuacji do wydarzeń sprzed sierpnia 1914 r. Borys Kagarlicki, we wstępniaku na rabkor.ru, też dał się ponieść owej atrakcyjnej poetyce. Faktycznie, sytuacje nigdy się nie powtarzają dosłownie – podobieństwo nasuwa się z siłą dopiero w świetle naszej wiedzy o tym, co stało się z ówczesną lewicą. A przecież socjaldemokracja na początku XX wieku, w przeciwieństwie do tego, co dziś sobą reprezentuje, była siłą dynamiczną, wiodącą w ówczesnej polityce. Abstrahując od innych okoliczności i zadań, mogła zapobiec wybuchowi wojny przechodząc do akcji rewolucyjnej, która byłaby realizacją wyobrażeń reformistycznej lewicy o pokojowym zniesieniu władzy kapitału. Poparcie społeczeństwa było gwarantowane, zaś przewodnictwo klasy robotniczej w tym ruchu antywojennym i społecznym – niekwestionowane. Klasa robotnicza była zorganizowana, gotowa, czemu dała wyraz w żywiołowym buncie 1918 i 1919 r. Niemiecka socjaldemokracja odegrała rolę dezorganizatora, rozbijacza mobilizacji klasy robotniczej. Stanęła po stronie klasowego wroga w decydującej rozgrywce. Nie był dla niej argumentem wybuch rewolucji w Rosji, który wskazał możliwości działania i potencjał klasy robotniczej. Dla robotników niemieckich był to zrozumiały i jasny sygnał, dla „przywódców” niemieckiej klasy robotniczej – hasło do haniebnego odwrotu i pełnego poparcia dla kapitału w jego dławieniu rewolucji socjalistycznej. Ta rewolucja miała i powinna była się wydarzyć po zachodniej stronie kontynentu europejskiego, zgodnie z przewidywaniami Marksa i kalkulacją o najniższych kosztach takiej rewolucji, która sprowadzałaby się do przejęcia bez zdecydowanego oporu politycznej nadbudowy państwa, którego gospodarcze podstawy przechodziły w ręce bezpośrednich wytwórców siłą bezwładu i krachu samych właścicieli środków produkcji.

To nie Marks się pomylił i to nie Lenin zrobił poprawkę do jego teorii. Rewolucja rosyjska miała być sygnałem, że proletariat rosyjski rzuca na szalę swoje życie, aby poprzeć oczekiwaną zgodnie z teorią i programem socjaldemokracji światowej rewolucję w Niemczech, która za tym przykładem poszłaby przez całą Europę. Lenin i Róża Luksemburg z Karolem Liebknechtem najwyraźniej nie docenili wagi różnic teoretycznych, które zarysowały się między nimi a rewizjonistami i kapitulującymi przed rewizjonizmem „ortodoksami” II Międzynarodówki. Nie mieściło się im w głowach, że mają do czynienia nie z pluralizmem poglądów, ale z piątą kolumną we własnych szeregach.

Obecnie sytuacja jest diametralnie inna. Lewica nie ma żadnego wpływu na rozwój wypadków. Poza, oczywiście, „lewicą” reprezentowaną przez Partię Demokratyczną w USA, lidera światowej lewicy walczącej o globalną demokrację opartą, jak w koncepcji nowoczesnej socjaldemokracji, na kapitalistycznym sposobie produkcji. Zachowanie efektywnego, kapitalistycznego sposobu produkcji jest obecnie zagrożone, więc „lewica” walczy jak lew o jego zachowanie. Sama burżuazja mogłaby się pogubić, jak zawsze, i stchórzyć. Dlatego niezbędna jest jej lewica, która odważnie weźmie na siebie reprezentowanie interesów kapitału. Po to, aby potem zażądać od kapitału „sprawiedliwego” podziału wartości pochodzącej z wyzysku bezpośrednich producentów.

Nowoczesna lewica teoretycznie uzasadnia koncepcję, że zmienił się system produkcji wartości, że robotnicy i sfera produkcji materialnej nie mają dziś decydującego znaczenia. Niezależnie od wartości tej koncepcji z teoretycznego punktu widzenia, ważne jest to, że praktycznie prowadzi ona do uzasadnienia wykreślenia z programu nowoczesnej lewicy punktu o przejęciu przez klasę robotniczą własności i dyspozycji środkami produkcji. Poza klasą robotniczą, aspiracje do własności środków produkcji nie istnieją. Z własnością wiążą się zobowiązania. Jasno wyrażali to klasycy ekonomii, a najsilniej ekonomiści początków kapitalizmu, jak na przykład fizjokraci. Tylko ta działalność, która ma charakter produkcyjny, tj. tworzy nową wartość, a nie pośredniczy w obrocie owej własności w społeczeństwie, powinna być obciążona świadczeniami na rzecz państwa. Klasa robotnicza, w tej perspektywie i zgodnie z Marksem, przejmuje wraz z uprawnieniem do podejmowania decyzji co do wykorzystania wartości dodatkowej powstałej w zastosowaniu produkcyjnym środków produkcji, przejmuje zobowiązanie wobec społeczeństwa. To się nazywa „dyktatura proletariatu”: dyspozycja środkami produkcji wraz z wynikającymi stąd zobowiązaniami wobec społeczeństwa.

Lewica usiłuje narzucić kapitałowi takie samo zobowiązanie, nie rozumiejąc, że w przeciwieństwie do klasy robotniczej, kapitał może się skutecznie opierać owej presji i czyni to w praktyce. Bojąc się dyktatury proletariatu, lewica poddaje się dobrowolnie dyktaturze kapitału przeciwstawiając jej jedynie instytucję demokracji, którą kapitał znosi jednym ruchem ręki tworząc wizje zagrożenia związane z brakiem efektywności modelu wolnorynkowego i konieczności konkurencji wewnątrzkapitalistycznej, prowadzącej w konsekwencji do wojny.

Jeżeli więc dziś zagraża nam wybuch mniej lub bardziej ograniczonego konfliktu wojennego, w którym nikt nie zapanuje nad żywiołowym przebiegiem wydarzeń, to lewica nie stanowi nawet hipotetycznej przeciwwagi dla wojennych podżegaczy. W pewnym sensie to dobrze, bo nie mamy złudzeń, jak Lenin czy Róża. Lewicowy ruch antywojenny (jak na złość aktualnie nie istniejący nawet w tak żałosnej postaci, jak ten z okresu agresji USA i sojuszników na Irak czy na Libię) nie może być niczym innym, jak wysiłkiem ludzi pracy na rzecz odtworzenia warunków kapitalistycznego wyzysku po zwycięskim finale zmagań między burżuazjami narodowymi o nowy podział światowych rynków surowców i zbytu.

We współczesnym wydaniu kryzysu i jego przezwyciężania, rzecz idzie także o radykalną restrukturyzację społeczeństw, czyli o likwidację pozostałości po państwie socjalnym. A to oznacza likwidację tzw. klasy średniej. Dla systemu kapitalistycznego, jest ona czystym marnotrawstwem. Z teoretycznego punktu widzenia marksizmu oraz z praktycznej logiki kapitału, dzieje się tak, ponieważ klasa średnia (drobnomieszczaństwo w jego różnorodności) nie stanowi źródła odnawialnej wartości. Przeciwnie, działania kapitału jednoznacznie wskazują na to, że w przeciwieństwie do „marksistów”, kapitał doskonale zdaje sobie sprawę z tego faktu. Warstwy pośrednie stanowiły źródło pierwotnej akumulacji dla kapitału i ulegały w ramach tego wysysania niszczeniu. Obecnie jest podobnie. W okresie „państwa socjalnego”, warstwy pośrednie zgromadziły jakieś bogactwo, które obecnie może zasilić bardzo potrzebujący narodowy kapitał, który gotuje się do walki o eliminację swych rywali. Nowoczesna lewica jest reprezentantem owych warstw pośrednich, więc ulegnie likwidacji wraz z nimi. Nietrudno zauważyć, że intelektualni reprezentanci interesów owych warstw już szykują się do nowej roli elitarnej grupy obsługującej klasę właścicieli środków produkcji. XX-wieczna struktura zróżnicowanych grup społecznych, które w wyniku skutecznej walki ruchu robotniczego uzyskały dostęp do tych samych (choć na niższym poziomie) usług, co klasy wyższe, ulega obumarciu. Społeczeństwo podlega polaryzacji z wąską grupą intelektualistów i artystów obsługujących elitę. Usługodawcy obsługujący niższe grupy społeczne, nigdy się z nimi nie utożsamili, aspirując do obsługi elity, co jest niemożliwe w szerokiej skali. Dlatego, wraz z pauperyzacją bezpośrednich producentów, proletaryzacji będą ulegać i już ulegają ci, którzy wciąż walczą o utrzymanie się w tzw. klasie średniej.

*

Na tym tle można zrozumieć Borysa Kagarlickiego.

„Sztuka polityki polega na tym, aby od początku starać się uniknąć sytuacji, w której niewiele od ciebie zależy, a wszystkie twoje kolejne kroki są już określone decyzjami i wydarzeniami, które miały miejsce w przeszłości i których już nie można zmienić.

Niestety, rosyjskie elity znajdują się właśnie w takiej sytuacji. Zagnawszy siebie w obecną sytuację, mają tylko dwa warianty działania, oba skrajnie niekorzystne. Albo przeciągać eskalację, doprowadzając do rzeczywistej wojny, która w dowolnej sytuacji skończy się źle, albo ‘wyskoczyć’, zaprzestając po raz kolejny przygotowania do działań wojennych, odsyłając wojska na miejsca ich dyslokacji. Ale to oznacza przyznanie się do przegranej bez wojny.

Dla społeczeństwa, takie wyjście byłoby najmniej ‘kosztowne’”

Кому нужна война?

Kagarlicki najwyraźniej wyobraża sobie, na podobieństwo propagandystów kremlowskich, że rosyjska elita władzy, tym bardziej w przeszłości (może za Jelcyna?) postawiła sobie za cel odtworzenie imperium z ambicjami na podporządkowanie sobie Europy, a może i świata. Tymczasem, nawet propagandyści kremlowscy zdają sobie sprawę z tego, że lata dziewięćdziesiąte były rezygnacją Rosji z suwerenności politycznej. Już wówczas Rosja postawiła się w sytuacji, w której niewiele od niej zależało i co rzutowało na dalsze lata. Wszystkie kolejne kroki Rosji były w związku z tym określone decyzjami i wydarzeniami z przeszłości. Taki ruch Rosji był spowodowany wiarą w to, że cała interpretacja systemu kapitalistycznego, jaka dominowała w ZSRR była z gruntu fałszywą świadomością i że odrzucenie własnych błędów i pokajanie się da w efekcie przyjęcie kraju do grona europejskiej cywilizacji tak na płaszczyźnie politycznej, jak i gospodarczej. Oczywiście, na Zachodzie, w przeciwieństwie do wschodniego barbarzyństwa, rządzą dżentelmeni, więc należy dać wiarę ich zapewnieniom o wiecznym bezpieczeństwie Rosji, a nawet niektórym podpisom pod dokumentami.

Potem, jak dobra wola Zachodu została sprawdzona dzięki jej akceptacji rosyjskiego oligarchatu jako zamiennika burżuazji kompradorskiej z zachowaniem kompradorskiej funkcji, tym bardziej operatywnej, że opartej na korupcji (łatwiejszej do podporządkowania i wydojenia), pierwszym zgrzytem była wzgarda i brak nadziei na choćby stowarzyszenie ze zintegrowaną ekonomicznie Europą. Cywilizowanej Europie nie był potrzebny barbarzyński reżym oligarchiczny, bardziej pasujący do wschodniej despotii niż do burżuazyjnej demokracji. Elity rosyjskie zrozumiały, że Unia boi się zbyt dużego kęsa, jakim jest cała Rosja. Wystarczyłoby państwo wielkości Księstwa Moskiewskiego, uwolnione od ciężaru darmozjadów z Kaukazu i innych kompromitujących współlokatorów, nie pasujących cywilizowanej Europie.

Jeżeli jeszcze w wizji rewolucjonistów rozszerzanie Europy socjalistycznej na tereny sięgające centralnej Azji nie przedstawiało problemu, to Unia Europejska – wbrew twierdzeniu konserwatywnej, liberalnej prawicy – pozbyła się już jakichkolwiek podstaw do oskarżania jej o to, że jest krypto Socjalistycznymi Stanami Zjednoczonymi Europy. Rozkład Europy zaczął się równolegle z upadkiem ZSRR i bloku realsocjalistycznego. Rosja jest dla kapitału światowego przedmiotem, a nie podmiotem polityki, w tym polityki ekonomicznej. Niedopuszczenie Rosji do podmiotowości jest warunkiem jej postrzegania w kategoriach rezerwy surowcowej, siły roboczej i rynku zbytu dla zachodniej gospodarki. Jeżeli Rosja odgrywa jakąś poważniejszą rolę w powstaniu zagrożenia wojennego, to tylko na tej zasadzie, że stanowi kość niezgody między rywalizującymi i konkurującymi imperializmami zachodnimi, które nie mogą pokusić się o zawłaszczenie jej bogactw bez wywołania reakcji ze strony rywali.

Rozumowanie Kagarlickiego wpisuje się w rozumowanie rosyjskiej inteligencji, która łudzi się wciąż, że gdyby Rosja przejawiała więcej uległości, to wpisałaby się bezkonfliktowo w system zachodniego kapitalizmu i stałaby się jednym z krajów Unii. Tymczasem to Zachód nie potrafi dogadać się w swoim gronie, jak skonsumować Rosję. Sytuacja polityczna jednocześnie się komplikuje, w grę weszły Chiny korzystając z zamieszania. Stany Zjednoczone są wybitnie zainteresowane wojenną destrukcją europejskiego ładu, która da im możliwość ekspansji gospodarczej i odzyskanie hegemonii globalnej. Społeczeństwa Europy są podzielone na zwolenników zachowania starego układu, gdzie USA zachowują status żandarma, oraz na tych, którzy widzą w tym zagrożenie dla siebie i dla dotychczasowego poziomu życia. Mając źródło zaopatrzenia w tani gaz i ropę pod bokiem, Europa boi się podporządkowania Rosji, której elity aspirują do akceptacji przez elity europejskie za wszelką cenę. Czy w perspektywie nie ma zagrożenia utraty samodzielności na rzecz Rosji? Oczywiście, ma to podstawy. Niemiecka gospodarka oparta na rosyjskich surowcach i rynku zbytu zdobyłaby w Europie hegemonię. Dałoby to spójny system kapitalistycznego wyzysku? Oczywiście, że tak! Nie ma alternatywy dla kapitalistycznego wyzysku społeczeństw bez odrzucenia władzy kapitału jako takiej. Wszystkie kalkulacje, który hegemon byłby lepszy, który bardziej despotyczny, ale dalej, więc może mniej by się wtrącał, są oparte na aksjomacie, że nie ma alternatywy dla kapitalizmu. Dopiero w jego ramach lewica chce budować kruche instytucje mające zabezpieczyć biologiczny byt zainteresowanych społeczeństw (dochód gwarantowany jako postulat pod adresem kapitału, którego deklaratywne przyjęcie będzie gwarantowało praktyczną lojalność lewicy wobec tegoż kapitału).

Dziwi, że Borys Kagarlicki troszczy się o suwerenność kroków rosyjskiej oligarchii, a zupełnie nie zwraca uwagi na suwerenność kroków rosyjskiej lewicy. A do niej stosuje się idealnie uwaga Kagarlickiego: sztuka polityki polega na tym, aby „od początku starać się uniknąć sytuacji, w której niewiele od ciebie zależy, a wszystkie twoje kolejne kroki są już określone decyzjami i wydarzeniami, które miały miejsce w przeszłości i których już nie można zmienić”. Tej sytuacji rosyjska, ale i wszelka inna lewica nawet nie stara się unikać. Wszystkie jej kroki są określone sytuacją stworzoną przez jej wrogów. Ta lewica usiłuje posterować kapitalistami (oligarchami), tak aby stworzyli oni warunki odpowiednie dla poczynienia przez lewicę prób wyrwania się z tej określonej przez jej wrogów sytuacji. Jak to zrobić inaczej – tego nie potrafią sobie nawet wyobrazić,… bo nie chcą.

Kagarlicki podsumowuje: „W dowolnym wypadku, jeśli w Kremlu spodziewają się łatwego zwycięstwa, to się mylą. I nie dlatego, że ukraińscy żołnierze stanowią jakąś poważną siłę, a dlatego, że nie można z sukcesem prowadzić wojny nie posiadając ani strategii, ani żadnego precyzyjnego celu. Dla okupacji Ukrainy brak sił i zasobów, a co najważniejsze – nie ma ani możliwości, ani chęci rozwiązywania problemów ukraińskiej gospodarki i społeczeństwa. Gdzie się zatrzymać i dokąd zmierzać – nikt nie wie. Nie istnieje też żadne zdolne do zaistnienia nowe kierownictwo, które można by było przywieźć i osadzić na kijowskim stolcu” (tamże). I tak dalej, i temu podobne pochlebne uwagi Kagarlickiego o rzekomych ambicjach elity władzy. Pochlebne, bo ta elita akurat nie ma ambicji wykraczających poza akceptację przez „naszych zachodnich partnerów i kolegów”. Chwiejność Putina odzwierciedla nastroje elity władzy i oligarchów. Niekoniecznie zaś nastroje społeczeństwa i reprezentujących te nastroje bardzo zróżnicowanych grup politycznych, od prawicowych nacjonalistów do lewicowych patriotów.

Kreml zdaje sobie sprawę z tego, że na bagnecie nie da się długo usiedzieć. Nie jest wszak dużo głupszy od Kagarlickiego, a na pewno żywotnie zainteresowany. Ale eskalacja wojenna jest korzystna dla USA, zaś Rosja nie ma ruchu, ponieważ wszelkie jej kroki zostały z góry określone przez siły jej nieprzyjazne. Tak samo Ukraina nie ma ruchu, ponieważ dokładnie tak samo nie weszła pod parasol Unii Europejskiej, co było aktem jej rezygnacji z określania własnych kroków samodzielnie. Oba kraje obiektywnie tracą na wojnie, ale są coraz bezwzględniej zmuszane przez zewnętrzne okoliczności do starcia. Europa jest nie tylko podzielona politycznie, ale i w kryzysie gospodarczym spotęgowanym przez chaos napędzany pandemią. Europa również nie jest wolna od sytuacji, w której jej kroki są określone przez wcześniejsze wydarzenia.

Sytuacja ogólna jest tak zapętlona, że wymaga miecza Damoklesa. Wojna jest cięciem. Ale to bynajmniej nie lewica trzyma w dłoni miecz. Co najwyżej brzytwę, której się chwyta kurczowo wśród spienionych fal oceanu.

*

Celowo w tym rozumowaniu pomijamy ChRL – w końcu na kropkę nad „i” jeszcze za wcześnie.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
3 lutego 2022 r.