Rewolucja burżuazyjna zmieniła świadomość w ten sposób, że po raz pierwszy uznano, iż wszyscy ludzie są równi. To znaczy – wszystkie jednostki ludzkie są równe w społeczeństwie, w obliczu jego instytucji. To była faktycznie rewolucyjna zmiana, której nie przyswoili wszyscy, nawet do tej pory.
W Polsce do tej pory funkcjonuje przekonanie, że nierówność klasowa jest lepsza od komunistycznego egalitaryzmu, który pozostaje sprzeczny z efektywnością ekonomiczną, a więc i z interesem społeczeństwa rozumianego jako aglomerat dopełniających się czynników społecznego przeciwstawienia się Naturze. Rozumienie równości wobec prawa jest wciąż pochodną równości człowieka wobec Boga, a więc czymś, co pozostaje aspektem wychodzącym poza ramy doczesnego świata.
Pozostała wątpliwość wyrażająca się w prostej obserwacji, że nie wszyscy są jednakowi, a więc, co za tym idzie, nie są równi. Lewica liberalno-demokratyczna konsekwentnie doszła w swej ideologii do przekonania, iż odmienność nie przeczy równości. Nowoczesna Nowa Lewica doszła nawet do wniosku, że równe traktowanie odmienności jest warunkiem niezbędnym wolności.
Jest to logiczny wywód w kwestii burżuazyjnej definicji wolności.
Odmienność dotyczy dowolnej sfery istnienia jednostki. Nowoczesna lewica uznała, że – w przeciwieństwie do marksistowskiej koncepcji – najmniej zastosowania ma ona w sferze ekonomicznej, a więc logicznym jest poszukiwanie gwarancji wolności w akceptacji równości wszelkiej odmienności, w dowolnej sferze ludzkiej aktywności czy przejawiania się.
Co więcej, w teorii ekonomicznej, która odrzuca marksistowski punkt widzenia, a więc przyjmowanej przez lewicę liberalno-demokratyczną, stosunek do własności pozostaje w związku z uwarunkowaniami dla wolności. O ile jednak ekonomia liberalna utrzymuje, że tylko własność prywatna jest i może być gwarantem realnej wolności jednostki, o tyle lewica liberalna nie mogąc uznać tego argumentu, obchodzi go poprzez dowodzenie, iż brak własności prywatnej w ogóle jest rozwiązaniem tego problemu.
Stąd to skrótowe twierdzenie właściwe globalistom, że „nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy!”
Oczywiście, liberałowie prawicy dokonują tu pewnego zabiegu w ramach zrozumiałego i nagminnego „ustawiania przeciwnika”. Jako marksiści mamy głęboko gdzieś to, że prawica ustawia nowoczesną Nową Lewicę w dowolny sposób – na nic innego ta ostatnia sobie nie zasłużyła swoim służalstwem wobec klasy panującej. Ale jest tu problem uczciwości intelektualnej, której brak w tym wypadku kompromituje prawicę. Otóż stwierdzenie „nie będziesz miał – na własność – niczego” pomija istotny element liberalno-lewicowego rozumowania, a mianowicie to, że nie posiadając niczego na własność, zakłada się, iż każda jednostka będzie mogła użytkować wszystko, co tylko jest dostępne w wyniku postępu technologicznego i społecznego.
W ten sposób, lewica liberalna dekretem znosi klasę panującą, czyli taką, która posiada monopol na posiadanie i użytkowanie swojej własności prywatnej.
Jak zawsze, lewica liberalna popisuje się swoją naiwnością wynikającą w wiarę w postęp i tak naprawdę wierzącą, że w wyniku rewolucji burżuazyjnej została ustanowiona faktyczna równość między jednostkami ludzkimi i tylko chodzi o to, aby to wyegzekwować. Egzekucja praw człowieka dokonuje się poprzez instytucje demokratyczne i cała reszta z tego wynika. Mamy nieskończoną perspektywę walk „klasowych”, ponieważ zawsze w wyniku postępu technicznego będzie sens walki o upowszechnienie owoców owego postępu.
Jak widzimy, jest to totalnie odmienna wizja od wizji marksistowskiej, niemniej w interesie zarówno liberalnej lewicy, jak i liberalnej prawicy pozostaje, aby udawać, że nie ma tu zasadniczej odmienności perspektywy i zadań w walce klasowej.
Ku wielkiemu rozczarowaniu lewicy liberalnej, stosunki społeczne zmierzają w kierunku restauracji klasycznej klasowej struktury społeczeństwa, co przekreśla optymizm dotyczący łatwej, nieskończonej nigdy (cel jest niczym, ruch jest wszystkim) walki „klasowej” w ramach burżuazyjno-egalitarnego społeczeństwa. Dla marksistów jasne jest, że faktyczne pozbawienie obywateli własności prywatnej jest równoznaczne ze zgromadzeniem owej własności w rękach nielicznych – co stanowi kwintesencję społeczeństwa klasowego. Jeżeli formalna własność nie ma znaczenia w danym społeczeństwie, to pełnię prawa własności stanowi prawo do decydowania o zastosowaniu owej własności. Ze stosunku produkcji (zastosowanie środków produkcji) wynika stosunek podziału, a więc cała misterna, lewicowa konstrukcja ideologiczno-teoretyczna pada na mordę, co zresztą nie jest dla marksisty żadnym zaskoczeniem.
Struktura prawna danego społeczeństwa wynika ze stosunków klasowych, zaś instytucje demokratyczne wyrażają w rzeczywistości tylko to, co mogą w ramach określonej struktury podziału pracy. To, co dzieje się obecnie, a mianowicie gwałtowny upadek jakiejkolwiek popularności koncepcji lewicowych w społeczeństwie zachodnim, które przeżywa okres dezintegracji i ponownej integracji na zupełnie innych zasadach, jest wyrazem normalnego procesu, w którym rzeczywistość bierze nieuchronnie górę nad sztucznymi, ideologicznymi konstrukcjami opartymi na negowaniu klasowej struktury, a więc wagi tej struktury w stosunkach produkcji i ograniczania ich do sfery formalno-prawnej.
Trzymanie się koncepcji „nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy”, ponieważ będziesz mógł swobodnie dysponować (nieodpłatnie) wszystkim, co jest dostępne w danym społeczeństwie z racji swego statusu człowieka i obywatela, staje się kontrproduktywne, ponieważ ludzie widzą, że nie istnieją realne (oparte na relacji sił w procesie produkcji) czynniki, które mogłyby zagwarantować realizacje owej lewicowej utopii. Stanowi ona tylko rozszerzenie wizji tzw. państwa dobrobytu czy opiekuńczego, które rozpadło się właśnie na naszych oczach i żadne nowolewicowe zaklęcia nie są w stanie tego zmienić. Ba, nie są w stanie nawet zamulić zwykłej świadomości społecznej ludzi.
Ta świadomość radykalizuje się w sposób całkowicie nie odpowiadający nowoczesnej lewicy. W tym wypadku nie odpowiada to również marksistom, ponieważ społeczeństwa kupują z braku lepszego towaru ideologię nacjonalistyczną jako jedyną realną odpowiedź na zagrożenie dla społecznego dobrobytu.
Lewica antymarksistowska tradycyjnie stacza się na pozycje nacjonalistyczne w obliczu krachu swoich wizji. Lewica radykalna, okrakiem siedząca na wartościach nowolewicowych i neostalinowskich jednocześnie, usiłuje nadal prowadzić walkę z przerostem nacjonalizmu, ale nie może tego robić konsekwentnie, ponieważ jest pozbawiona wizji odrzucenia kapitalistycznego sposobu produkcji i zastąpienia go innym. Neostalinizm, nieodrodne dziecko stalinizmu, polega na odrzuceniu alternatywy socjalistycznego czy komunistycznego sposobu produkcji, ponieważ w nurcie poststalinowskim nie ma miejsca dla uznania wagi sposobu produkcji w kwestii klasowej.
Oczywiście, zmienia się forma, jaką przybiera współcześnie siła robocza, ale nie zmienia się zasadnicza rola antagonizmu mieszczącego się w sposobie produkcji materialnej, czyli dóbr niezbędnych do reprodukcji społecznej. Mieszanie bazy z nadbudową i zastępowanie stosunków w bazie przez stosunki w nadbudowie prowadzi do tego, co dziś obserwujemy – do eliminacji koncepcji lewicowych z horyzontu realnego życia społecznego. Do zastępowania klasowego zarządzania środkami produkcji i ich wykorzystaniem, czyli roli decydenta przyznanej klasie robotniczej w ścisłym tego słowa znaczeniu, czyli bezpośrednim producentom środków reprodukcji społeczeństwa, przez instytucje z natury aklasowe, jaką są instytucje demokracji burżuazyjnej.
Lewica radykalna reprezentuje jedynie bardziej radykalną postać lewicy liberalno-demokratycznej, ale pozostaje równie bezradna w obliczu wyzwań związanych z powrotem klasycznych stosunków klasowych.
Nowoczesna lewica sama zresztą ogranicza swoje progresywne koncepcje poprzez ideologię ekologiczną, która stoi w sprzeczności z wymogiem walki o upowszechnianie nowoczesnych usług. To upowszechnienie szkodzi ekologii, więc lewica musi godzić się z ograniczeniem dostępu do określonych usług. Tak więc koncepcja, że nie będąc właścicielem prywatnym możesz korzystać ze swobodnego dostępu do wszystkiego czym dysponuje klasa panująca, staje się fikcją.
Prawica, oczywiście, nie obiecuje, że udostępni wszystkim członkom społeczeństwa wszystkie możliwe usługi, ale obiecuje, że jest to możliwe w jakimś stopniu, jeśli dane społeczeństwo zdobędzie przewagę ekonomiczna nad innymi i w ten sposób będzie mogło korzystać z renty eksploatacyjnej w stosunku do reszty świata, co odtworzy warunki europejskiego cudu gospodarczego drugiej połowy XX w. i spełni w ograniczonym zakresie aspiracje przynajmniej jednego lub kilku społeczeństw zachodnich kosztem całej reszty.
Wystarczy, aby społeczeństwa stały się nacjonalistyczne, sorry, patriotyczne, i porzuciły idee rewolucyjne na rzecz przyrodzonej, nieegalitarnej struktury społeczeństwa. System formalno-prawny ma chronić jednostkę przed wynaturzeniami systemu klasowego wyzysku, a nie przed normalnym mechanizmem tegoż wyzysku. W krajach Europy Wschodniej jest to o tyle prostsze, że społeczeństwo pamięta jeszcze niechęć do socjalizmu opartą na ideologicznym praniu mózgów polegającym na mitologizowaniu sytuacji poddaństwa i braku egalitarnej wolności, które istniały w przedwojennej Polsce.
Dążenie do osiągnięcia jednostkowego sukcesu, wiara we własność prywatną, która jest obecnie wzmacniana przez żałosny koniec nowolewicowej utopii powszechnego dobrobytu w ramach kapitalistycznego sposobu produkcji i lęk o indywidualne przeżycie, które łatwo rodzi zanik solidarności, w tym klasowej, szczególnie w sytuacji braku klas, które mogłyby organizować sojusze interesów wokół interesów antagonistycznych. Pozostaje tylko ideologia nacjonalizmu, która przyciąga część lewicy radykalnej z uwagi na jej przywiązanie do obrony interesów tradeunionistycznych wszystkich pracowników oraz powoduje kapitulację liberalnej lewicy burżuazyjnej.
Aktualnie obserwujemy to na przykładzie stosunku owej liberalnej lewicy do konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Lewica tzw. antytotalitarna stoi na stanowisku wyzwolenia narodowego małych państw, szczególnie reakcyjnego typu. Stąd różnica w obecnym podejściu do imperializmu rosyjskiego i amerykańskiego. W XX w. Nowa Lewica walczyła o demokrację w USA, co zakończyło się sukcesem, a więc USA stały się bytem pozytywnym, krzewiącym z kolei demokracje na całym świecie. Natomiast ZSRR, a następnie Rosja pozostały bytem negatywnym, pozbawionym instytucji demokratycznych. Ten wzajemny stosunek między dwoma bytami politycznymi określa lewicowe postrzeganie sytuacji politycznej poprzez pryzmat wartości. W sytuacji konfliktu lewica popiera (warunkowo lub bezwarunkowo) ten byt, który jest bardziej demokratyczny. Kwestia narodowa nie ma tu większego znaczenia.
Nowoczesna lewica jest patriotyczna w stosunku do reakcyjnego reżymu zagrażającego własnemu państwu, ale też całkowicie bezkrytyczna wobec przewagi realnej bytu „demokratycznego”. Własne interesy narodowe są tu podporządkowane interesowi lewicowej polityki internacjonalistycznej, która obiecuje równość różnych narodów, a nawet zniesienie sprzeczności narodowych interesów w skali globalnej. Dlatego lewica nie dostrzega sprzeczności między własnym nacjonalizmem a programem lewicy w skali międzynarodowej. Wydaje się jej, że pozostaje w zgodzie ze swymi lewicowymi (czytaj: marksistowskimi) ideałami.
W istocie, są to ideały lewicy nacjonalistycznej w sensie nacjonalizmu zachodnioeuropejskiego imperializmu. Reszta świata jest tu postrzegana albo jako zbiór antydemokratycznych samodzierżawców, albo jako obszar zasiedlony przez istoty nie mające statusu człowieka w sensie „człowieka i obywatela”, czyli mieszkańców regionów głęboko zacofanych rozwojowo, co także sprowadza ich do kategorii poddanych systemów autorytarnych i antydemokratycznych.
Dlatego lewica cieszy się z krwawych zamachów bytów demokratycznych na suwerenność bytów autorytarnych, jak w przypadku Arabskiej Wiosny, różnych kolorowych rewolucji itp.
Lewica uważa – na swoje usprawiedliwienie – że owe wydarzenia są wyrazem prodemokratycznego buntu mas ludowych owych niedemokratycznych bytów państwowych.
Lewica całkowicie pomija kwestię organizacji systemu produkcji w owych miejscach. Tymczasem, tylko racjonalne, a więc marksistowskie podejście do tej kwestii dawałoby możliwość organizacji wolnego od wyzysku społeczeństwa, nie oddając go w pacht zachodniemu imperializmowi. Niezależnie od tego, jak bardzo byłby on formalno-demokratyczny.
Społeczeństwa na Globalnym Południu mają ten sam problem, co społeczeństwa zachodnie – zmiana systemu wyzysku. Muszą ocenić, czy opłaca się im przechodzić na zachodni model wyzysku społecznego, czy nie. Przy okazji, mają do czynienia z elitami rodzimymi, które mają własne, prywatne interesy związane z przyjęciem zachodniego protektoratu. Zachodni system kapitalistyczno-prywatny wiąże się z rezygnacją z tradycyjnego systemu solidarności lokalnej i tradycyjnych metod produkcji dóbr niezbędnych dla własnej reprodukcji. W skali jednostki przejście na kapitalistyczny wolny rynek może wiązać się z osobistym wzbogaceniem, ale ma to odniesienie tylko wobec nielicznych jednostek – z założenia. Doświadczenie w dobie globalnej wioski jest transmitowane szybko i społeczeństwa mają świadomość nie tylko Ziemi Obiecanej wieszczonej przez misjonarzy powszechnego dobrobytu i demokracji dla wszystkich, ale i zagrożeń w skali masowej. Do wyboru nie mają nic innego, żadnej alternatywy socjalistycznej, a tylko nacjonalizm własnych elit. Okazuje się, że podobnie jak w przypadku klas produkcyjnych Zachodu, lud Globalnego Południa raczej wybiera antyprogresywną ideologię tradycyjnego wyzysku, gdzie jednak każdy ma swoje miejsce, a nie jest pozostawiony sam sobie, w ramach oczywiście ideologii wolności jednostki.
Grupy pośrednie Globalnego Południa są tymi, które są najbardziej zainteresowane modelem zachodnim, ponieważ nie mają one żadnego odniesienia do antagonizmu klasowego między klasami podstawowymi. Interesuje je tylko to, która klasa panująca jest w stanie wydusić skuteczniej z klasy producentów wartość dodatkową stanowiącą podstawę dla realizacji zysku. W warunkach formalnej demokracji, podział zysku jest najkorzystniejszy dla warstw i grup pośrednich, ponieważ one same jako baza ideologiczna systemu najskuteczniej mogą same narzucać swoje interesy. W przypadku, kiedy nie istnieją instytucje demokratyczne, te warstwy i grupy społeczne są zdane na wynik walki o podział między klasami podstawowymi, odbywającej się na poziomie produkcji, a nie późniejszym, w którym uczestniczą grupy obsługujące biurokratyczne struktury państwa.
Konflikt między Rosją a NATO, wyrażający się w proxy wojnie na Ukrainie, wpisuje się w proces zmiany historycznej, czyli przejścia międzyustrojowego w skali świata.
Pewne przypadkowe czynniki, jak doradztwo prezydentów USA przez Brzezińskiego, co skutkowało przypisaniem Rosji ciągnącej się roli dziedzica ZSRR, a nie nowego członka europejskiej wspólnoty, czy sojusz między amerykańskimi posttrockistami (neokonami) a nowolewicową wizją postzimnowojennego (antyrosyjskiego) ładu, to wszystko spowodowało, że konflikt stał się nieunikniony, chociaż Rosja dążyła do wtopienia się w europejski system amerykańskiego protektoratu.
W pewnym sensie, integracja Rosji z Europą Zachodnią była nie do przyjęcia ze względu na możliwość gwałtownego rozwoju gospodarczego Europy do rangi rywala USA. Stany Zjednoczone bardzo uważnie kontrolowały zagrożenia związane z ewentualnym pojawieniem się takiego rywala.
Prowokując do wojny, USA sądziły, że przetną wrzód, jakim była niemożność utrzymania sytuacji braku zacieśnienia związku między Rosja a Niemcami jako lidera gospodarki europejskiej.
Europa Zachodnia z nowoczesną lewicą nie jest zainteresowana staniem się centrum światowego rozwoju gospodarczego. Pozostaje sferą luksusowej konsumpcji, z wymierającą ludnością rodzimą, która nie sprawia żadnych kłopotów.
Na postrzeganiu Niemiec waży historia. Niemcy nie są krainą luksusowej konsumpcji, zaś ich władanie zamorskimi terenami ma charakter bardziej turystyczny niż historyczno-kulturowy. Jeśli nie są potężną gospodarką, to za granicą czują się nie u siebie, w przeciwieństwie do Francuzów czy Brytyjczyków. Ich naturalnym obszarem ekspansji jest Europa Wschodnia, a ściślej Mitteleuropa. Tradycja podporządkowania terenów wschodnioeuropejskich idzie w parze z rosyjskimi ambicjami stania się dodatkiem do gospodarki zachodnioeouropejskiej. A kto mówi zachodnioeuropejskiej, ten mówi – niemieckiej. Gospodarka w ścisłym tego słowa znaczeniu istnieje tylko w Niemczech…
W sposób naturalny mamy więc odrodzenie się starej, historycznej okoliczności – podporządkowania obszaru między Rosją a Niemcami sytuacji wynikającej z aktualnego stanu relacji obu państw. Jak to już pokazywaliśmy w poprzednich tekstach, obszary między Rosją a Niemcami są skazane na pozostawanie pod wpływami jednego lub drugiego. Na suwerenność, na samodzielne istnienie nie ma tu miejsca.
Nie tylko Polska i społeczeństwa Europy Środkowo-Wschodniej pozostające po II wojnie światowej w tzw. bloku wschodnim są ofiarami politycznego złudzenia polegającego na uznaniu, że okres powojenny oznaczał diametralną zmianę polityki klas panujących. Zachodnia lewica, podkreślająca swoje przywiązanie do ideałów wolnościowych i demokratycznych, przyswoiła międzynarodowej lewicy głębokie przekonanie o takiej właśnie metamorfozie. Alternatywa uosobiona w modelu radzieckim była konsekwentnie przedstawiana jako kamuflaż mający na celu ukrycie rzeczywistą tendencję do totalitarnego zniewolenia społeczeństw poddanych owemu reżymowi.
Dlaczego ta propaganda ideologiczna okazała się skuteczna?
Od początku przeciwko władzy radzieckiej była skierowana bezpardonowa antypropaganda, która miała za cel dowodzenie, że piękne slogany bolszewickie wysuwające na plan pierwszy obronę interesów najbardziej wyzyskiwanych mas społecznych są tylko i wyłącznie frazesami mającymi maskować czysto polityczną manipulację świadomością. Jednak początkowo przykład Rewolucji Październikowej jako czynnika przerywającego wojnę imperialistyczną oraz tworzącego podstawy dla przejęcia władzy przez masy pracujące wydawał się przekonujący.
Mocarstwa imperialistyczne zrobiły wszystko, aby metodami wojny i sankcji gospodarczych zniweczyć wysiłek bolszewików i radzieckiej klasy robotniczej. Tutaj ogromne i decydujące znaczenie miała zdrada zachodniej socjaldemokracji, która dokonała wyboru polegającego na uznaniu, że pokojowe i ewolucyjne zmiany w systemie burżuazyjnego panowania będą owocowały w perspektywie stałym polepszaniem warunków bytu i pracy mas pracujących. Była to diagnoza idąca całkowicie wbrew przewidywaniom Marksa, wskazującego na nieuchronność pauperyzacji i proletaryzacji społeczeństwa z panującym kapitalistycznym sposobem produkcji. Dlatego też socjaldemokracja zachodnia poczyniła pewne wysiłki, aby wykazać rzekome błędy teoretyczne ekonomicznej analizy Marksa, w szczególności tego, co dotyczy teorii wartości opartej na pracy, z czego wynikały wnioski na temat tendencji zniżkowej stopy zysku, która uzasadnia powszechną pauperyzację społeczeństwa i zanik tzw. klasy średniej.
Istnienie owej klasy średniej oraz jej poszerzanie się było argumentem na rzecz ewolucyjnego sposobu zmiany społecznej i złagodzenia systemu wyzysku. O ile przed wojną te argumenty nie były zbyt przekonujące dla klasy robotniczej Zachodu, a więc propaganda imperialistyczna nie miała zbyt wiele miejsca do popisu, o tyle po wojnie sytuacja uległa pewnej zmianie. O ile także w okresie przedwojennym, inteligencja była nieco uniesiona formalną stroną rewolucyjnego zrywu postrzeganego jako coś romantycznego i odnoszącego się do kondycji ogólnoludzkiej, a nie do kondycji bardzo konkretnej klasy robotniczej, o tyle po wojnie, w miarę narastania procesu postępu technologicznego rola klasy robotniczej stała się całkowicie przestarzała. I tak właśnie była postrzegana przez lewicę.
Oczywiście, już sam fakt, że rewolucja socjalistyczna została pozbawiona wsparcia mas robotniczych krajów najwyżej rozwiniętych było ciosem dla powodzenia walki bolszewików o wyzwolenie społeczne. Zawężenie rewolucji do jednego państwa, nawet jeśli obejmowałoby ono 1/6 globu, czyni niemożliwą zmianę systemu gospodarczego w skali planetarnej. System kapitalistyczny odznacza się dynamiką, która jawi się wyjątkową cechą, niespotykaną ani przed, ani po systemie kapitalistycznym. Ta wyjątkowość kapitalistycznego sposobu produkcji była podkreślana przez Marksa i przedstawiana jako niepowtarzalny czynnik umożliwiający przejście do systemu bezklasowego. Była to niepowtarzalna kombinacja uwolnienia jednostki, co było konieczne dla uwolnienia rynku siły roboczej, oraz dynamiki produkcji bogactwa, która prowadziła do rozwoju nadbudowy kulturowo-cywilizacyjnej stanowiącej wartość samą w sobie i fundament świadomości możliwości zaistnienia społeczeństwa, w którym nie ma konieczności niewolników.
Robotnicy jako bezpośredni producenci są faktycznie niewolnikami systemu produkcji, ponieważ staje się jasne, że ich formalna wolność jako jednostek stoi w sprzeczności z ich kondycją biernego czynnika produkcji. Tak naprawdę, robotnicy nie stają się wolnymi obywatelami. Są przedmiotami równie jednorazowego użytku, co narzędzia i surowce pracy. Ich rola i funkcja społeczna nie zmieniła się od czasów starożytności, gdzie niewolnicy stanowili nie pracowników, ale przedłużenie siły ramienia właściciela środków produkcji, czyli ziemi z wszystkim, co do tej ziemi należało. Niewolnik, podobnie jak robotnik w systemie fabrycznym, nie ma własnego, autonomicznego istnienia, co wyklucza go z grona istot ludzkich. Świetnie to zrozumiała Hannah Arendt prawidłowo przypisując klasę robotniczą do kategorii animal laborans, którą stanowili niewolnicy. Marks również dostrzegał istotnościową kontynuację relacji społecznych mimo zmieniających się, zewnętrznych pozorów formalno-prawnych.
Konflikt interesów między trzema grupami społecznymi: właścicielami środków produkcji (ludzi działających podmiotowo), drobnymi właścicielami środków produkcji: rzemieślnikami i dostawcami usług nieprodukcyjnych (homo faber) oraz niewolnikami (animal laborans, w tym robotnikami) wyraził się w okresie burżuazyjnym jako sprzeczność między świadomością robotniczą a świadomością inteligencką jako najbardziej przenikliwą formą świadomości drobnomieszczańskiej.
Sam fakt uznania, że siłę roboczą można zastąpić w wyniku postępu technologicznego (automatyzacja i robotyzacja) był podstawą dla drobnomieszczaństwa, aby uznać siebie za drugą klasę antagonistyczną. W tej roli klasa robotnicza przestała być potrzebna. Taka jest geneza nowolewicowej ideologii, która kwestionuje po dziś dzień samodzielność i jedyność kondycji klasy robotniczej jako przedłużenia kondycji niewolniczej.
Wyzwolenie chłopstwa w ramach postępujących stosunków burżuazyjnych spowodowało stałość przywiązania chłopstwa do ustroju kapitalistycznego jako gwaranta własności prywatnej. Niestety, w procesie kapitalistycznej monopolizacji własności środków produkcji, chłopstwo musiało zniknąć, podobnie jak wszelkie znaczące grupy społeczne między dwiema klasami antagonistycznymi. Człowiek bowiem jest jeden. Może on być tylko albo wolny i posiadający własność środków produkcji, albo zniewolony i pozbawiony tychże. Kondycja grup pośrednich jest uzależniona od systemu politycznego danego społeczeństwa. Dlatego nowoczesna lewica przypisuje zasadnicze znaczenie instytucjom politycznym i walczy o ich demokratyczny charakter, nie bacząc na fakt, że rzeczywisty charakter tych instytucji zależy wyłącznie od panującego sposobu produkcji. Demokracja i dyktatura są tylko narzędziami sprawowania realnej władzy wyznaczanej przez relacje produkcji.
Nowoczesna lewica uważa, że można pozostawić problematykę produkcji klasie kapitalistów, zadowalając się politycznym przejmowaniem zysku wytwarzanego w ramach gospodarczych mechanizmów systemu kapitalistycznego. Piszemy o tym, że dla lewicy procesy produkcyjne są „czarną skrzynką”, która jej nie interesuje jako przedmiot analizy na podobieństwo analiz Marksa, ale co najwyżej jako fałszywe ubolewanie nad wyzyskiem wynikającym z istnienia owej „czarnej skrzynki”. Pisaliśmy o sposobach samousprawiedliwiania się lewicy wystarczająco często, aby teraz się nie powtarzać.
Automatyzacja i robotyzacja, a obecnie sztuczna inteligencja, to wszystko to są sposoby samousprawiedliwwiania się lewicy w systemie kapitalistycznego Centrum i Peryferii. Jeśli grupy pośrednie są producentem bogactwa, a nie tylko wartości dodatkowej służącej do gry o podział realnego zysku realizowanego w ramach systemu wyzysku globalnego, imperialistycznego, to lewica reprezentująca interesy owych grup pośrednich czuje się dziedziczką walki robotniczej i spadkobierczynią marksizmu. Kapitał wyzyskuje pracowników nieprodukcyjnych i realizuje swoje zyski dzięki imperialistycznemu kapitalistycznemu podziałowi pracy (otoczenie niekapitalistyczne). Grupy nieprodukcyjne, wyzyskiwane przez własny kapitał, wytwarzają wartość dodatkową, tj. tworzą ramy i stosunki przyszłego podziału rzeczywistego bogactwa, w które należy teraz zamienić ową wartość dodatkową. A czyni się to poprzez zawłaszczanie bogactwa jeszcze nie zawłaszczonego. Kapitaliści walczą między sobą o to zawłaszczanie. A wartość dodatkowa służy im jako tytuł do zagarniania odpowiedniej części realnego bogactwa. Jest to wzmocnione przez hegemonię imperializmu wiodącego (USA). Ten imperialista-hegemon wyznacza pozostałym szakalom ich udział w podziale globalnego ścierwa. Nowoczesna lewica bierze w tym czynny udział na swoim, krajowym poziomie. Konkurencja międzyimperialistyczna prowadzi do zawężenia możliwości realizacji zysku, do jakiego upoważnia kapitalistę posiadana wartość dodatkowa, a więc wewnętrzne bogactwo staje się ograniczone. To powoduje, że grupy pośrednie nie mogą być opłacane na poziomie godnym rozwoju kulturowo-cywilizacyjnego. Lewica walczy o podział kurczącego się obiektywnie bogactwa.
Kurczy się ono w wyniku wchodzenia kolejnych społeczeństw na drogę kapitalistycznego rozwoju. To gwarantuje nam perspektywę wojen imperialistycznych w niedalekiej przyszłości, z lewicą popierającą własne reżymy na starej zasadzie wspierania systemów demokratycznych przeciwko systemom, które z definicji nie mogą sobie pozwolić na demokrację, ponieważ są zmuszone do walki o byt państwowy z braku alternatywy socjalistycznego zniesienia państw jako takich. Trudno jednak to dokonać bez zmiany sposobu produkcji. A to, jak dowodzimy, jest odrzucane przez nowoczesną lewicę w ramach słusznego przywiązania do demokratycznych instytucji.
Lewica jest złapana w sieć ustanowionej przez samą siebie niemożliwości – zmiana sposobu produkcji jest odrzucana przez lewicę, ponieważ opiera się ona w marksizmie na uznaniu zasadniczej roli systemowi produkcji materialnej, a więc takiej, która produkuje bogactwo, a nie tylko reguły wtórnego podziału bogactwa, które w dobie imperializmu jest wytwarzane na zewnątrz.
Warto pamiętać, że kapitalizm zaczynał się jako system merkantylistyczny, gdzie realizacja zysków była wspomagana i napędzana przez zagarnianie zewnętrznych bogactw, mimo istnienia źródeł akumulacji wewnętrznej, polegającej na degradacji i upadku starych kategorii majątkowych. Zewnętrzne i wewnętrzne źródła transformacji wartości dodatkowej w bogactwo uzupełniały się wzajemnie.
W obecnej dobie wróciliśmy w jakimś sensie do sytuacji Rosji Radzieckiej, z tym, że kapitalistyczne Centrum przechodzi swoisty kryzys strukturalny nie polegający na zmienności koniunktury, który to problem kapitał rozwiązuje skutecznie posługując się najróżnorodniejszymi narzędziami, w tym militaryzacją. Obecny kryzys strukturalny jest charakterystyczny tym, że kapitalistyczne Centrum przestało wystarczająco produkować wartość dodatkową dającą tytuł do zawłaszczania realnych bogactw w skali świata. Obecnie wartość dodatkową produkują kraje tzw. Globalnego Południa i prawomocnie domagają się możliwości realizacji wartości dodatkowej w należny im zysk. To polega na roszczeniu do przejęcia bogactw przynależących dotychczasowemu kapitalistycznemu Centrum. Taka jest kolej rzeczy w przypadku systemu dynamicznego, jakim jest kapitalizm.
Różnica między Rosją radziecką a Chinami jest taka, że obecne Chiny są producentem kapitalistycznym, pretendującym do roli imperialistycznego hegemona. Dla utrzymania systemu kapitalistycznego z jego indywidualistyczno-wolnościową dynamiką, niezbędne jest doprowadzenie do zmiany hegemona. To spowoduje przepływ bogactwa z jednego naczynia połączonego do drugiego, co jest warunkiem utrzymania kapitalizmu. Lewica jest więc w sytuacji niemożliwej, wewnętrznie sprzecznej. To odbiera jej możliwość kreowania wizji przyszłości. Jest ona zbyt mocno przywiązana do przeszłości, która odchodzi nieuchronnie na naszych oczach.
Utrzymanie kapitalizmu wymaga zmiany biegunowości w imperialistycznym międzynarodowym podziale pracy. Alternatywą jest zmiana sposobu produkcji, czyli to, co nowoczesna lewica odrzuciła w swej ideologii.
Prawica suwerenistyczna jest gotowa na zmianę Centrum i Peryferii, z gotowością do walki o sprzymierzenie się ze zdobywającym przewagę hegemonem. Lewica jest gotowa na walkę o utrzymanie status quo. Jednak ponieważ nie jest możliwe utrzymanie zasad demokratycznych w toku imperialistycznej walki, to projekty lewicy, które teoretycznie powinny stanowić alternatywę dla modelu dyktatury robotniczej, a więc globalny rząd kierujący się zasadami łagodnej hegemonii po to, aby narzucić demokratyczne instytucje podległym organizmom społecznym, przestaje być wiarygodny. Hegemoniczny rząd globalny musi stosować metody czysto dyktatorskie dla zachowania własnej hegemonii, co skutkuje brakiem demokracji w podległych lokalnych organizmach społecznych.
Rzecz idzie więc o zmianie sposobu produkcji, co wpłynie na zmianę reguł podziału wtórnego. Na obraz społeczeństw przedkapitalistycznych produkcja bogactwa nie będzie oderwana od produkcji wartości dodatkowej, co gwarantuje brak dynamiki danego społeczeństwa. Czyli brak rozróżnienia na Centrum i Peryferie, co niszczy cały system globalnej hegemonii.
Produkcja bogactwa lokalnie i lokalne jego dzielenie zgodnie z regułami wkładu pracy i potrzeb. Wymiana międzynarodowa nadwyżek, o których istnieniu decyduje bezpośredni producent, stanie się wyznacznikiem międzynarodowego podziału pracy, tym razem socjalistycznego.
Dlatego potrzebne jest uwzględnienie perspektywy interesu klasy robotniczej jako producenta bezpośredniego, a ściślej – nadanie tej perspektywie rangi dyrektywy politycznej. Jest to całkowita odwrotność politycznego programu lewicy nowoczesnej, co daje szanse kolejnej odsłonie przebudowanego kapitalistycznego sposobu produkcji, ze zmianą biegunów Centrum i Peryferii. A wszystko poprzedzone wojnami o zdobycie gospodarczej przewagi i narzucenie własnego imperialistycznego porządku.
Nieistnienie klasy robotniczej na Zachodzie sprawia, że jest to obszar nadający się na Peryferię kapitalizmu, na obszar realizacji wartości dodatkowej w postaci zysku. Zasoby nagromadzone na Zachodzie są rezerwuarem bogactwa, na jakie kapitał będzie zamieniał swoją wartość dodatkową w celu dokonywania kapitalistycznej akumulacji. Taka jest dialektyka procesu dynamicznego. Dynamika kapitalistycznego Zachodu zmieniła się w ociężałość nagromadzonego bogactwa, co prowadzi do ustania zdolności do prowadzenia dynamicznej działalności ekonomicznej, a więc proces wymaga zmiany biegunów, aby utrzymał się nieskończony proces.
Przejście do socjalizmu miałoby znaczenie skoku jakościowego, czyli wprowadzenia procesu na wyższy etap, gdzie nie byłoby potrzeby prostej, mechanicznej zmiany miejsc między czynnikami procesu, a gdzie narzucałby się nowy sposób przebiegu procesu. Jak na rzekomych marksistów, to zrozumienie dialektyki jest zerowe u nowoczesnej lewicy.
Dostosowanie się lewicy do wymogów warunkujących możliwość zmiany o charakterze ustrojowym jest niewyobrażalna, bo opiera się na uznaniu wiodącej roli podmiotu historycznego, którego istnienie jest obliczone na zaniknięcie w wyniku postępowej ewolucji społecznej. Od początku przygody ludzkości na tym świecie, polegała ona na wyzwalaniu się od zależności od przyrody. Człowiek jest jedynym zwierzęciem, które zmienia swoje otoczenie, dostosowuje je do swoich potrzeb, zamiast dostosowywać się do otoczenia naturalnego.
Dlatego celem wydaje się całkowite uwolnienie się od konieczności narzucanych przez otoczenie naturalne. Niewolnik czy robotnik jest w tym sensie uosobieniem konieczności przyrodniczej, zaprzeczeniem wolności od tej konieczności. W oczach progresywnej lewicy te postaci historii są elementem przekraczalnym z mocy samego procesu ewolucji człowieka, a nie z mocy walki klasowej, która zakłada istnienie świadomości progresywnej i hamującej ją świadomości zacofanej.
Prymitywizm takiego rozumienia postępu wychodzi w pełni w sytuacji, kiedy jednocześnie rodzi się świadomość ekologiczna, wskazująca wyraźnie na istnienie sprzeczności między liniowo rozumianym postępem procesu dezalienacji a koniecznością uświadomienia sobie faktu, że pełne przejęcie władzy nad własnym losem wiąże się z odpowiedzialnością i ostateczną utratą wolności w tym sensie, że każdy krok w pełni odpowiedzialnej za swój los jednostki jest nacechowany wahaniami związanymi z tym, że nie ma żadnej odgórnej granicy, która by unieszkodliwiała realizację owej absolutnej wolności.
Weźmy bowiem starogreckiego człowieka działającego, aktywnego, czyli podmiotu w pełnym tego słowa znaczeniu, właściciela środków produkcji, a więc warunków pełnej autonomii wobec przyrody. Ta autonomia jest możliwa tylko dlatego, że istnieje cała grupa społeczna (niewolnicy i obywatele gorszej kategorii), którzy odgradzają wolny podmiot od skutków niepodporządkowania się warunkom otoczenia przyrodniczego. Prawa przyrody w sensie najbardziej podstawowym nie tyczą się tego podmiotu. Podstawowe potrzeby są w pełni zaspokojone, oczywiście w stopniu, na jaki pozwala poziom rozwoju starożytnego społeczeństwa. Nam się wydaje, że to jest niezbyt ambitny poziom. Niemniej, podmiot aktywny jest zabezpieczony w sensie społecznym. Zanim on nie zostanie poddany skutkom sprzeciwienia się prawom przyrody, wcześniej zniknie całe społeczeństwo, a on dopiero na końcu. Dla obywatela zresztą nie ma sensu życie poza społeczeństwem, więc jest to skutek przyjmowany.
Co więcej, podmiot w ten sposób uaktywniony, wyraża swoją wolność w ten sposób, że podejmuje działania nie liczące się z realnością. Rzuca wyzwanie granicom realności marzeń i w sposób nieunikniony ginie w efekcie działania praw natury, które stanowią górny pułap nieskończonych (społecznie) możliwości. Śmierć i unicestwienie jest zresztą uważane za godną cenę za taką dumną manifestację własnej podmiotowości. Właściwie, jak pisze Hannah Arendt, tylko takie samospalenie w zderzeniu z nieuchronnością Fatum (granice możliwości przyrodniczej, ilustracja nieprzezwyciężalności przyrodniczej alienacji w zamian za moment chwały związany z poczuciem obiektywizacji) jest sensem istnienia wolnego podmiotu.
Jednocześnie, jak rozumie Arendt, jest to związane z jednostkowością i wyjątkowością takiej pozycji. Pełnowartościowe podmioty nie mogą być liczne. Dlatego jedynym godnym człowieka stanem jest arystokracja. Animal laborans nie jest człowiekiem, zaś homo faber jest ogniwem przejściowym między światem zwierzęcym a ludzkim. Lewica natomiast opiera swą utopię na upowszechnieniu stanu arystokratycznego. I dlatego od razu zderza się ze swoim własnym brakiem wiedzy, która jest elementarna w przypadku każdego godnego tego miana arystokraty – życie zgodne z modelem arystokratycznym jest samoofiarą na ołtarzu bezsensownych z punktu widzenia praktycznego życia wyzwań.
Z perspektywy społeczeństwa, garstka szaleńców-samobójców jest do udźwignięcia. W średniowieczu taka garstkę powiększyła grupa zakonników, poświęcających swe życie wyzwaniom wynikającym z pragnienia przeciwstawienia się zwyczajnemu życiu większości społeczeństwa.
Społeczeństwo jest poduszką amortyzującą szaleństwo samoświadomej jednostki, która cieszy się względnie nieograniczoną wolnością. Śmierć jest dowodem tego, że doszło się do najwyższej granicy wolności dostępnej jednostce. Bez społeczeństwa, jednostka ma owe granice bardzo blisko siebie, tuż nad głową.
Społeczeństwo obfitości daje kolejnej grupie, drobnomieszczańskiej, poczucie nieograniczonej wolności. Amortyzuje aktywność tej grupy klasa producentów bezpośrednich. Nic się dla bezpośredniego producenta nie zmieniło poza tym, że kaskaderów, których trzeba zabezpieczać, jest teraz więcej, co wymaga więcej pracy wyalienowanej.
Jednocześnie, samoświadomość ekologiczna stanowi wyobrażoną górną granicę wolności. Z tą różnicą, że jeśli dla wyidealizowanego prototypu człowieka aktywnego Hanny Arendt śmierć była najwyższą nagrodą i dowodem swojej wolności, to dla współczesnego społeczeństwa, które dąży do upowszechnienia wolności od przyrody (do dezalienacji), śmierć nie jest już jednostkowa, ale rzecz idzie o samobójstwie całej społeczności ludzkiej.
Dlatego problematyka producenta bezpośredniego nabiera innego wymiaru. Im większe wyzwanie konieczności przyrodniczej stawia ludzkość, tym większa jest cena za osiągnięcie chwilowej wolności. Już nie jednostka, która przechodzi do legendy, ale cała ludzkość umiera w momencie apogeum swego skutecznego wyzwania wobec przyrodniczej konieczności.
W sumie dla Wszechświata nie ma to większego znaczenia. Wszechświat nie odróżnia jednostki od całego gatunku. Gatunek to też jednostka, bo liczba nie stanowi skoku ilościowego, jeśli nie przyłączy się tu jakiś inny element wyróżniający.
Jednostka ignorująca prawa przyrody czy ludzkość w ten sposób postępująca – w czym różnica?
Ewolucja społeczna idzie w kierunku zyskiwania samoświadomości własnych działań, w kierunku odpowiedzialności, która jest odwrotną stroną rosnących potencjałów podmiotu. Im wyższy poziom potencjału, tym większe zapotrzebowanie na uregulowanie w najmniejszej liczbie zasad.
Planowanie na ogólnym poziomie staje się koniecznością. Planowanie nie obliczone na obejście czy przechytrzenie konieczności przyrodniczej, ale na zderzenie z ową koniecznością i przewidujące takie zderzenie. W skali społecznej mamy więc nastawienie nie na śmierć samobójczą dla chwały, ale na ograniczenie siły, z jaką zderzymy się z przyrodniczą koniecznością. Będąc społeczeństwem, możemy rozłożyć szok zderzenia na wiele głów, co osłabi ów szok. A przede wszystkim, zapobiegnie śmierci społeczeństwa. Przeszkody są wewnątrz społeczeństwa, gdzie jednostki usiłują zachowywać się jak arystokratyczni ludzie czynu mający świadomość (dziś już niezbyt zgodną z realnością), że ryzykując sobą nie stawiają pod znakiem zapytania istnienia całej ludzkości. Ryzyko dla całej ludzkości wynika tu tylko z samoistnego działania przyrody jako naturalnej katastrofy. Dziś, ze względu na rozwój technologiczny, jednostki mogą spowodować katastrofę naturalną, traktując to jako przejaw swojej podmiotowości i wolności.
Dla dialektyka, najbardziej fascynujący jest tu przejaw działania praw dialektyki. Wolność jest związana z istnieniem nieprzekraczalnej granicy tej wolności. Inaczej znajdujemy się daleko od naturalnej granicy owej wolności, od realizacji jej pełnej potencjalności. Jednostki mogą uderzać w te granice, bo nie powodują zmiany w stanie całości społecznej. Jeśli całe społeczeństwo znajduje się blisko owej granicy wolności, która jako jedyna pozwala poznać to, że w ogóle zbliżyliśmy się do wypełnienia owej wolności, to bariery stawiane wolności stają się bardziej subiektywne, związane z rozumem. Rozum jest już z definicji ograniczeniem wolności, ponieważ opiera się na logice, czyli wykluczeniu wywodów, które ignorują reguły obowiązujące powszechnie.
Człowiek jest czynnikiem rozumowym w przyrodzie, a więc jego naturalnym ruchem ewolucyjnym jest odchodzenie od wolności (niefrasobliwej nieświadomości ograniczeń) na rzecz panowania nad swoimi zdolnościami rozumienia świata. A rozumienie świata jest odbieraniem mu pozorów niczym nie ograniczonej wolności i spontaniczności.
Jeżeli zatrzymujemy się na takim rozumieniu dialektyki, które zakłada tylko miotanie się pomiędzy sprzecznościami bez możliwości wyjścia z tego beznadziejnego stanu, to możemy tylko zmieniać bieguny, nie zmieniając procesu, który między nimi zachodzi. Tymczasem istnieje jeszcze możliwość pogodzenia wolności i rozumu w życiu społecznym. Rozum pozwala rozumieć ograniczenia i nie przeciwdziała im, jeśli mają one charakter obiektywny. Natomiast wolność jednostkowa pozostaje wolnością nieograniczona, jeśli nie zmienia niczego w ludzkim środowisku naturalnym, którym jest dla człowieka społeczeństwo. Cała trudność polega na zbudowaniu społeczeństwa, które imitowałoby działanie Natury, stwarzając złudzenie wolności całości, ale dając ją w sposób niemal nieograniczony jednostce. Jednostka ma pełną wolność doskonalenia samej siebie bez względu na koszty, jakie musi w związku z tym ponieść. Społeczeństwo musi sobie zapewnić trwałość, której nie naruszy wolność jednostkowa. Ta trwałość musi więc naśladować konieczność przyrodniczą, a więc ograniczać się do podstawowego czynnika, a mianowicie do trwałości mechanizmu zabezpieczającego reprodukcję środowiska społecznego. A to właśnie jest definicja sfery produkcji materialnej. Sfera produkcji materialnej stanowi najbardziej niewzruszoną konieczność związaną z materialnością, przyrodniczą stroną naszego bytu. Nie można mu odbierać tego charakteru niewzruszonej konieczności po to, aby wolność jednostkowej przypadkowości mogła być ograniczona tylko tą koniecznością społeczno-przyrodniczą. Nie ma innego sposobu przezwyciężenia dialektycznej sprzeczności między wolnością a koniecznością, jak znalezienie sfer bytu, które im odpowiadają w sposób naturalny.
Inteligencja ma wewnętrzną niesposobność do zrozumienia tej dialektyki. O ile arystokratyczna jednostka aktywna ma świadomość tragizmu swojej wolności jednostkowej, o tyle świadomość grup pośrednich zakłada jednoczesną powszechność wolności i jej nieograniczoność przez poczucie odpowiedzialności. Absolutna wolność dowodzi się śmiercią jednostki, co jest już sposobem na powrót do stanu poprzedniego, a więc do jedynej możliwej rzeczywistości, umożliwiającej wolność absolutną. Jak pisze Hannah Arendt, sens tej samobójczej postawy ma racjonalne uzasadnienie w niezachwianym przekonaniu o trwałości społeczeństwa, które może przekazać legendę owej jednostki. Wolność i konieczność mają dla grup pośrednich charakter względny, nie są absolutne, ponieważ społeczeństwo jest harmonią między tymi skrajnościami i nie może trwać w warunkach realizacji jednego z ekstremów. Społeczeństwo jest stanem harmonii między sprzecznościami dialektycznymi. Społeczeństwo musi oddychać w rytm konfliktów wewnętrznych i trwa dopóki potrafi je równoważyć. Dialektyka wolności absolutnej jednostkowej i konieczności przyrodniczej jest tego przykładem.
Instytucje najbardziej demokratyczne stają się swoim przeciwieństwem w momencie, kiedy usiłują ująć w ramy prawne to, czego nie da się z góry uregulować. Stają się puste w środku, czyli formalne, nie mające rzeczywistej mocy kreowania świata realnego. Nie odpowiadają żadnej potrzebie, tylko usiłują ograniczyć ewentualne szkody wynikające z przyjęcia danego rozwiązania prawnego. Szkody wynikające z wewnętrznego imperatywu kategorycznego, który ma sens jako motyw działania jednostki, ale nie społeczeństwa.
Istnienie ZSRR, nawet w takiej postaci wypaczonej i zdegenerowanej, jak to miało miejsce w rzeczywistości, miało ten sam sens, co instytucje religijne dla tradycyjnego społeczeństwa. Dawało model i drogowskaz działania, a nie poczucie wypełnienia się nieuchronnego fatum.
Problem w tym, że model radziecki opierał się na szczególnej roli klasy robotniczej w tym znaczeniu, w jakim to przedstawiamy w duchu marksizmu Marksa. Ten model był zanegowany przez liberalno-demokratyczną lewicę, prekursorkę amerykańskiej Nowej Lewicy. Grunt pod ponowne zrozumienie znaczenia produkcji dóbr podstawowych kładzie się obecnie, co wyraża się we wzroście liczby ludzi zauważających bezsens mierzenia dochodu, czyli realnego bogactwa, miarką PKB (produktu krajowego brutto – w przeciwieństwie do produkcji krajowej brutto).
Oczywiście, okoliczności są inne, ale sam powrót problemu dowodzi tylko, że problemy zasadnicze, jak powiedzielibyśmy – podstawowe antagonizmy – są niepomijalne. Historia przywraca postawienie problemu, jeśli nie znajduje on rozwiązania na minionym etapie.
Jaki jest sens moralny nauki Kościoła, niezależnie od całej świeckiej, głęboko destruktywnej roli w życiu społecznym? Nawet jeśli Kościół sprzeniewierza się własnym naukom moralnym, to stworzył i opieczętował swoim autorytetem pewne zasady postępowania, które są uważane za przyzwoite i słuszne.
Dlatego fakt, że stalinizm sprzeniewierzył się zasadom bolszewizmu, to, że sami komuniści radzieccy popełnili wiele błędów i że biurokracja radziecka i realsocjalistyczna nie realizowała głoszonych przez siebie zasad nie stanowi o samej słuszności zasad marksizmu i wartości, które są głoszone przez program komunistyczny. Na tej samej zasadzie, na jakiej Kościół utrzymuje swój autorytet moralny mimo wstrząsających nim skandali i zbrodni popełnianych w trakcie swojej długiej historii.
Prawicowa krytyka marksizmu koncentruje się na „zbrodniczej” idei negowania własności prywatnej środków produkcji, co utożsamiają z negacją wszelkiej własności prywatnej, a ściślej – osobistej. Ta krytyka ma odzew u tych grup społecznych, które utożsamiają się z wyzyskiem siły roboczej przez kapitał, co obejmuje również i nowoczesną lewicę. Cała reszta wartości programu socjalistycznego jest uważana za frazes i mydlenie oczu naiwnym wyznawcom ideowym.
Problem polega na tym, że w tym programie opartym na zbiorowisku frazesów nie mających nic wspólnego z rzeczywistymi zamiarami komunistów, jedynym na poważnie traktowanym zarzutem jest ten o zniesieniu prywatnej własności. Prawicowi krytycy nie chcą zauważyć, że takie postawienie sprawy unicestwia logikę owej krytyki. Jeśli komuniści poważnie traktują wymaganie zniesienia prywatnej własności środków produkcji, to cała reszta wartości programu wynika z tego wymogu. Jeśli ktokolwiek z wyznawców zniesienia prywatnej własności środków produkcji potraktuje poważnie ten wymóg, to wyniknie z niego poważne traktowanie całej reszty haseł, które traktuje się jak zbiór pustych sloganów. I faktycznie, bez punktu o zniesieniu prywatnej własności środków produkcji cała reszta jest i pozostaje tylko zbiorem frazesów.
Ale jeśli potraktować sprawę poważnie, to od razu zmienia się status całej reszty punktów programu, niezależnie od tego, jak to sobie wyobrażają mniej lub bardziej uczciwi przywódcy ruchu robotniczego.
I tak jak z Dekalogiem. Jeśli wierzy się w boskie pochodzenie Dekalogu, to nie ma znaczenia jak moralnie czyści lub nieczyści są funkcjonariusze instytucji Kościoła. Najgorsze postępki nie są w stanie zachwiać moralną stroną Dekalogu. Nawet najbardziej święte postaci Kościoła nie są w stanie nadać wartości tym zaleceniom Dekalogu, które nie odpowiadają współczesnym kanonom moralności.
Nowoczesna lewica nie wierzy w wartość programotwórczą wymagania dotyczącego zniesienia prywatnej własności środków produkcji uważając, że własność mieszana i wolny rynek są czynnikami efektywności gospodarowania. Ale ponieważ niekoniecznie zgadza się to z nauką marksizmu, to nowoczesna lewica posługuje się argumentem nieuczciwości przywódców bolszewickich. Tymczasem, jeśli jeszcze coś na świecie podtrzymuje jakąś pamięć o bolszewikach i ich rewolucji, to fakt zakwestionowania przez nich prywatnej własności środków produkcji, z czego wynika cała reszta programu i uznanie klasy robotniczej za podstawową siłę rewolucyjną.
To samo przekonanie daje możność postrzegania stalinowskiej kontrrewolucji jako sprzeniewierzenia się programowi bolszewików i przypisanie (Trocki) biurokracji poststalinowskiej dążenia do powrotu na kapitalistyczną drogę rozwoju, co zostało zwieńczone „sukcesem” w zakończeniu Zimnej Wojny upadkiem ZSRR. ZSRR był Kościołem upadłym, ale przechowującym Dekalog rewolucyjny z głównym wyznaniem wiary – zniesieniem prywatnej własności środków produkcji.
Zasadnicza linia polityki USA wobec Europy i jej konfliktów z uwzględnieniem sprzeciwienia się Rosji radzieckiej nieuchronnej ewolucji kontynentu w kierunku wasalizacji wobec Stanów Zjednoczonych jako nowego mocarstwa imperialistycznego została odmrożona po 1991 r. Wielkość Federacji Rosyjskiej jest dla USA zagrożeniem wizją odrodzenia się światowego centrum kapitalistycznego w Europie, rywala Ameryki. Dla nowoczesnej lewicy jest to, jak wielokrotnie pisaliśmy, Rosja jest ucieleśnieniem carskiej reakcji i radzieckiego totalitaryzmu, które zachowały mocarstwowość przy upadku pozostałych mocarstw kontynentalnych. Dla obu adwersarzy ZSRR podstawowym elementem na płaszczyźnie ideologicznej jest negacja prywatnej własności środków produkcji. Lewica radykalna jeszcze jakoś rozumie różnicę między upaństwowieniem a uspołecznieniem, chociaż to rozróżnienie w oczach nawet wyznawców ma charakter analogiczny do dyskusji scholastycznej o diabłach i aniołach. Nowa lewica w ogóle nie zawraca sobie tym głowy, zastępując problem darmowym dostępem do dóbr produkowanych przy zastosowaniu prywatnych środków produkcji, ponieważ tak stanowią instytucje demokratyczne.
Filozoficzne uzasadnienie tego wymagania jest takie, że skoro społeczeństwo staje się środowiskiem naturalnym człowieka, to dostęp do jego dóbr powinien być wolny. Ponieważ zasadniczym środkiem produkcji jest praca, której nosiciel formalnie nie należy do nikogo poza samym sobą, to logicznie owoce jego pracy są mu należne w ilości niezbędnej do życia. Reszta należy do kapitalisty, który zachowuje prywatną własność środków produkcji, poza prawem własności do siły roboczej.
Jeżeli kapitał chce utrzymać społeczeństwo, to musi się godzić na ten szantaż. Problem w tym, że kapitalista niekoniecznie chce zachować społeczeństwo takie, jakim ono jest. Wraz z utratą statusu Centrum kapitalistycznego Zachód traci możliwość narzucania swoich tytułów własności niezbędnych do przejmowania bogactw tworzonych w reszcie świata. Tworzenie wartości dodatkowej jako ekonomicznie uzasadnionego tytułu własności traci na znaczeniu, ponieważ nie są to aktywa obiektywne, tylko uzależnione od pozycji siły Zachodu. Społeczeństwo nie jest kapitałowi potrzebne, skoro tworzą się nowe społeczeństwa gdzie indziej.
Są to wszystko działania mające na celu utrzymanie status quo, chociaż w zmienionych dekoracjach. Raczej nie widać perspektywy przejścia na poziom zmiany jakościowej.
Dlatego tak ważne są filozoficzne podstawy koncepcji marksizmu.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
28 kwietnia 2025r.