Jedna z naszych koleżanek szczyciła się tym, że w okresie Pierwszej Solidarności walczyła aktywnie o prawa człowieka, czyli o… podwyżkę dla siebie. W końcu też jest człowiekiem. Analogicznie, obecne wybory ostatecznie udowadniają tezę, że bazą dla lewicy, o której prawa lewica walczy, jest… ona sama.

Po co jej inna baza?

Rzecz nie bez znaczenia – odpada niezręczny problem wnoszenia świadomości, skoro świadomość kadry zawodowych rewolucjonistów na poselskich pensjach pokrywa się ze świadomością ogółu owej bazy. Mamy tu rzadki przykład doskonałej odpowiedniości radykalnej świadomości społecznej i świadomości klasowej. Cóż za oszczędność dla skromnego budżetu organizacji rewolucyjnych!

Klasowy charakter lewicy uzasadnia się tym, że, obok żądań swobód różnego typu w ramach radykalizowania demokracji burżuazyjnej, domaga się ona zracjonalizowania rozdzielnictwa socjalnego pod patronatem kapitalistycznego państwa opiekuńczego. Żądanie to jest ukształtowane na potrzeby wspomnianej wyżej bazy lewicy, czyli tego, co do niedawna nazywano „klasą średnią” na różnych poziomach zamożności. A więc to żądanie nie ma najmniejszej potrzeby odwoływania się do kwestii zmiany ustrojowej czy choćby do stawiania na porządku dnia kwestii własności. Tym bardziej, że źródłem finansowania odrestaurowanego państwa opiekuńczego nadal ma być kapitał i jego podatki. Efektywność ekonomiczna kapitalizmu pozostaje niewzruszonym dogmatem zarówno na prawicy, jak i na lewicy, powodując, że podziały polityczne przebiegają całkiem inaczej niż w przeszłości.

Co więcej, ewentualna alternatywa ustrojowa musi opierać się na innej bazie niż ulubiona baza lewicy, czyli ona sama. A więc – jest to postulat nierealny.

Tradycyjna baza lewicy została zagospodarowana przez populistyczną prawicę, która wciąż zderza się z faktyczną nierealnością swego programu opartego na założeniu o bezkonfliktowości solidaryzmu społecznego, staczając się nieubłaganie na stare koleiny podporządkowania wymogom kapitału. Przez co jej sojusz z „ludem” stoi pod znakiem zapytania.

Co z tego, skoro lewica z założenia nie weźmie bazy „faszystów”…

Kryterium politycznego wyboru wroga lub sojusznika przez lewicę jest bliskość do „faszyzmu”. Lewica zapomniała już o tym, że faszyzm narasta wówczas, kiedy zagrożony buntem klas uciskanych kapitał odrzuca dotychczasowe metody demokratyczne, aby zabezpieczyć wciąż ten sam cel – swoje panowanie klasowe. Lewica, która nie może pozbierać się ze zdziwienia, że przyduszane społeczeństwo nie decyduje się na sprzeciw i narzeka na marazm, apatię, bierność i ogólne zdurnowacenie mas, jakoś nie potrafi zrozumieć, że zradykalizowany nacjonalizm bez wroga (komunizmu, jak antysemityzm bez Żydów) ma konkretne podłoże – autentyczny sprzeciw oszukanych na moment przez antykomunistyczną i jakże demokratyczną opozycję robotników w latach 1992-93, który naprawdę wystraszył prawicę i świeżo powstałą burżuazję kompradorską w kraju. Lewica, która na tej fali wróciła do władzy, szybko pokazała robotnikom, gdzie ich miejsce oraz czym jest dziś lewica. Kompromitacja lewicy była zupełna i skończona w swej perfekcji. Zagrożenie zostało szybko zażegnane wspólnymi siłami prawicy i postkomunistycznej lewicy, a proces ten objął nie tylko Polskę – powtórzył się jak spod sztancy w pozostałych byłych demoludach. Ale na tym podłożu uzasadnionego niezadowolenia klasowego wyrosła nacjonalistyczna prawica i nie dała się na powrót zepchnąć do klatki, jak i inne upiory nagminnie wywoływane strachem odczuwającego mniej lub bardziej urojone zagrożenie kapitału, które łatwo wywołać, ale trudniej już okiełznać.

Lewica wie, że nie stanowi zagrożenia dla kapitału, więc zżyma się na złe traktowanie. Liberalnemu kapitałowi są dokładnie obojętne związki partnerskie, ale już nie radykalizm klasy robotniczej – podobnie jak i konserwatywnej prawicy, która nie miałaby pola do popisu i utrzymywania wpływu na masy, gdyby nie wciąż podgrzewany straszak „bolszewickiego” lewactwa, choćby i nie mający uzasadnienia w rzeczywistości. Who cares?

Lewica nie pamięta i nie chce pamiętać o tym, że faszyzm jest narzędziem liberalnej skądinąd burżuazji, jej kreaturą, jej marionetką, która czasami zrywa się z uprzęży, jak talibowie. Jeżeli prawica populistyczna odgrzewa obecnie na swoje konto populistyczny radykalizm, to sama się napędza własnym strachem przed siłami, które poruszyła. Dlatego widmo „faszyzmu” nie zniknie, choćby lewica nie wiem jak i do końca zburżuazyjniała. Radykalne procesy społeczne, o które modli się lewica radykalna, zachodzą spontanicznie, bez udziału, a nawet wbrew lewicy.

Liberalna burżuazja nie zrezygnuje ze szczucia na rewolucyjną lewicę, ponieważ przy dominacji ideologii klasy panującej w mediach jak inaczej trzymać w ryzach nacjonalistów, jak nie piętnując ich mianem „bolszewików”. Kto upiera się przy ścisłości naukowej w takich wypadkach?

Walka o odzyskanie własnej, lewicowej z natury, bazy jest w aktualnym stanie teoretycznej i organizacyjnej katastrofy lewicy niemożliwa. Ale: bądźmy realistami, żądajmy niemożliwego!

Żyjemy w czasach, w których tylko niemożliwe jest rzeczywiste. A może tylko istotne jest realne?


Strach się bać…

Ta demokracja to piękny stan
Bo w niej się każdy czuje jak pan
Bo w niej się każdy czuje jak gość
Póki go hołotą nie nazwie ktoś
A wolność słowa też piękna rzecz
I możesz krzyczeć, co zechcesz lecz
Lecz jest poza tym dobro i zło
Prokurator wytłumaczy ci to
Prokurator wytłumaczy ci to

Ref.
Strach się bać
Normalnie strach się bać
Nie ma jak
Przed demokracją zwiać

Ta demokracja to tęcza barw
Coś dla motyli nigdy dla larw
I tylko mały kryje się cierń
W tej palecie dominuje czerń
Wolne wybory chyba to znasz
Co cztery lata do urny gnasz
Aż ze zdziwienia mięknie ci dziób
Wrzucasz kartkę i wybierasz drób.
Wrzucasz kartkę i wybierasz drób.

Ref.
Strach się bać
Normalnie strach się bać
Nie ma jak
Przed demokracją zwiać (x2)

Prokurator wytłumaczy ci to
Prokurator wytłumaczy ci to

Ref.
Strach się bać
Normalnie strach się bać
Nie ma jak
Przed demokracją zwiać (x2)

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
27 sierpnia 2019 r.