Илья Будрайтскис: „большинство участников диссидентского движения сосредоточились на защите гражданских прав, базовых свобод человека, а не на попытках изменения существующего порядка, то есть практически отказались от политической программы” (patrz: https://www.colta.ru/articles/vokrug_gorizontali/29706-ilia-budraytskis-interview-dissidents?fbclid=IwAR14pU0XXb8FKEoifb0CoTZ-VruAMfM5bVlMT7xwfE77BTJtpu5FcIx7TOg).

Brak programu politycznego dysydentów współgrał dziwnym trafem z obecnością programu politycznego w świecie zachodnim. Cały program polityczny polegał na doprowadzeniu do upadku ZSRR i obozu socjalistycznego. Z jednej strony więc, pozorny brak programu politycznego był elementem propagandy, która grała na rzekomo neutralnym politycznie charakterze ruchu dysydenckiego i przybierała wysoce moralizatorskie tony, ośmieszając wszelkie sugestie dotyczące istnienia politycznego celu ruchu, określonego na zewnątrz. Co było prawdą, ale opinia publiczna była łatwo manipulowalna, ponieważ opierała się na interpretacji powierzchownych zjawisk. Tłumaczenie istoty sprawy łatwo zawsze zbijać argumentem o tzw. spiskowej teorii. Z drugiej strony, ruch dysydencki bez własnego politycznego programu był w konsekwencji totalnym poddaniem się antyradzieckiej polityce kształtowanej na Zachodzie i dowodem na własną impotencję polityczną. Nie bardzo wiadomo, czym się tu szczycić. Nie ma przy tym znaczenia to, że ten ruch był pozbawiony kręgosłupa politycznego. Ważniejsze jest to, że tego typu tradycje zaważyły na jakości nurtu lewicowego, ponieważ ustępstwa ideologiczne były głównie kosztem ponoszonym na lewicy, nie na prawicy.

Negowanie dyskusji i niejednoznaczności interpretacji historii ZSRR i ruchu robotniczego, które to dyskusje istniały i istnieją na Zachodzie, w imię nadrzędnego celu, który jednoczy lewicę z prawicą, doprowadziło do niemal całkowitego zaniku lewicy mającej potencjał skutecznego, historycznie umotywowanego oporu wobec lewicy burżuazyjnej. Ruch dysydencki skutecznie zadał cios stanowisku lewicy rewolucyjnej w tym sporze. W konsekwencji doprowadził do kompromitacji lewicy w ogóle jako alternatywy politycznej wobec burżuazyjnej demokracji.

„у нас нет оружия, чтобы противостоять политическому аппарату государства, поэтому мы противопоставляем ему правду и мораль”.

Problem w tym, że dysydencki ruch mający poparcie Zachodu z jego jednoznaczną polityką  potępienia Rewolucji Październikowej i wynikłego z tego ZSRR, nie musiał konfrontować swojej „prawdy i etyki” z prawdą i etyką ruchu robotniczego. Dopóki musiał się z tym konfrontować, ruch dysydencki nie miał większych szans. Praca opozycji w obozie socjalistycznym sprowadzała się do uniemożliwiania lewicowej i rewolucyjnej opozycji robotniczej przejęcia roli rzeczników interesów klasy robotniczej i ruchu robotniczego od biurokracji, która jawnie przechodziła z każdym rokiem bardziej na stronę poglądów wyznawanych przez ruch dysydencki. Warto zauważyć, że z chwilą, kiedy opozycja biurokratyczna przeszła na pozycje antysocjalistyczne, na pozycje obrony interesów związkowych i demokracji burżuazyjnej, w ramach której ta walka wydaje się skuteczna, pozostawanie na pozycjach obrony interesów klasowych stało się obelgą polityczną wewnątrz państwa biurokratycznego. Ruch dysydencki bardzo pilnował, aby w ramach coraz bardziej reakcyjnego i antyrobotniczego systemu biurokratycznego nie było możliwe postawienie na nowo kwestii robotniczej i antagonizmu w stosunkach produkcji. To był jak najbardziej wewnętrzny program polityczny, który miał błogosławieństwo rządzącej biurokracji.

Historia ruchu dysydenckiego w Polsce i nie tylko pokazuje, że istniało pokrewieństwo między antysocjalistyczną opozycją i ruchem dysydenckim a biurokracją rządzącą, dążącą do przekształcenia się w nową klasę burżuazyjną, jak najbardziej kompradorską, która w Rosji zyskała nieco mylące miano oligarchii. Mylące w tym sensie, że sugeruje jakąś istotną, tożsamościową różnicę między kapitalistą a oligarchą.

Tak więc, politycznym programem ruchu dysydenckiego wewnątrz kraju było zwalczanie alternatywnego nurtu lewicowego, który pozostawał przy programie klasowym. Ten program także był przedstawiany jako brak programu politycznego, ponieważ potem jak biurokracja dopuściła krytykę stalinizmu, obarczyła go nie tyle winą sprzeniewierzenia się robotniczemu programowi bolszewików, co winą za jego konsekwentne wprowadzanie. W ten sposób biurokracja wraz z ruchem dysydenckim załatwiła opozycję robotniczą (stawiającą interesy klasy robotniczej w pozycji, którą dla nich przewiduje marksizm) zapisując ją (świadomie nieuczciwie) do tradycji stalinizmu. Z naszej perspektywy więc, argument o jakiejkolwiek moralnej wyższości owych świadomych „krzywoprzysiężców” wywoływać może tylko atak homeryckiego śmiechu. Ta tradycja była bowiem, wręcz przeciwnie, w rzeczywistości najbardziej konsekwentną krytyką stalinowskiego odejścia od zasad rewolucji i od interesów robotniczych w imię dogadywania się na zasadach pragmatycznych z Zachodem. Jest to polityka kontynuowana konsekwentnie przez grupy rządzące ZSRR i Rosją przez cały okres przejściowy (tzw. realny socjalizm), transformacji kapitalistycznej oraz okres rządów Putina.

„для правящей советской элиты распространение рыночных отношений, не переходящих в открытую политическую плоскость, не только не было проблемой, но в значительной степени, напротив, оставалось фактором стабильности. Когда к власти пришел Андропов, главный борец с диссидентским движением, сторонник жестокого подавления любого политического несогласия, он вынашивал планы экономической реформы, которая бы могла легализовать часть скрытых рыночных практик. И посмотрим теперь, например, на современный Китай. И отчасти — на сегодняшнюю Россию.”

Można więc powiedzieć, że gdyby nie ruch dysydencki, Rosja miała szansę przeorganizować się na wzór Chin, przed Chinami. Warto to zauważyć w sytuacji, kiedy wielu lewicowców ma w swoim CV zachwyt dla chińskiej przemyślności. Niemniej, manewr Chin pozwolił temu krajowi przejść od realnego socjalizmu do kapitalizmu bez kataklizmu dla gospodarki i pozycji w geopolityce. Przeciwnie, Chiny wyrosły na konkurenta USA. Pójście ZSRR tą samą drogą niewątpliwie sprawiłoby, że historia FR potoczyłaby się inaczej. Abstrahujemy tu od tego, czy było to możliwe. Chinom udało się, ponieważ wykorzystały trend ku delokalizacji produkcji przemysłowej z wysokorozwiniętych państw kapitalistycznych do Azji. Tymczasem Rosja od początku była uważana za konkurenta i programem Zachodu było zniszczenie rosyjskiego przemysłu, a nie przestawienie go na pracę dla Zachodu. Jako kraj pracujący na Zachód, Rosja mogła być przyjęta wyłącznie jako kraj eksportujący surowce, podporządkowany politycznie kapitalistycznemu Centrum. Podobnie, jak Chiny, Rosja nie miała wejść do klubu wysokorozwiniętych państw kapitalistycznych, ale pozostać kapitalizmem peryferyjnym.

Niekoniecznie było to celem ruchu dysydenckiego, albowiem nadzieją było przeskoczenie kraju na poziom dobrobytu zachodniego z dużym udziałem klasy średniej. Rosyjska opozycja wywodząca się z ruchu dysydenckiego i ta nowa, która określa się w odniesieniu do reżymu Putina, czerpie swoje uzasadnienie polityczne na obecnym etapie z faktu, że Rosja nie weszła do owego ekskluzywnego klubu. Oczywiście, wedle opozycji, powodem jest niedemokratyczny reżym, a nie fakt, że Rosja – w przeciwieństwie do Chin – od początku była postrzegana jako rywal ekonomiczny.

Rosyjska inteligencja stanowiąca rdzeń ruchu dysydenckiego oraz współczesnej opozycji całkowicie godzi się na to, aby Rosja stała się „normalnym” europejskim państwem, pozbawionym ciężaru i kłopotu syberyjskich bogactw, nie mówiąc już o brzemieniu białego, rosyjskiego człowieka, który musi wykarmić darmozjadów z Kaukazu. Na podobieństwo Litwy czy Estonii, Rosja mogłaby włączyć się do UE i korzystać z dobrodziejstwa międzynarodowego kapitalistycznego podziału pracy, który Europie przeznacza rolę kolonizatora korzystającego z przywileju określania reguł międzynarodowej wymiany, oczywiście krzywdzących dla krajów dostarczających niezbędnych towarów i surowców po dyktowanej przez UE cenie.

Problem w tym, że ten świat się skończył, zaś rosyjska klasa kapitalistów chce zachować własność bogactw, które przywłaszczyła w ramach gangsterskiej prywatyzacji lat 90-tych. Godzi się chętnie na odstępowanie zachodniej gospodarce owych zasobów po śmiesznej cenie, kosztem własnego społeczeństwa. Ale utrzymując ów potencjał, Rosja nie może stać się częścią świata pariasów u progu Europy Zachodniej, na podobieństwo Polski czy krajów bałtyckich, nie wspominając już o południowym wschodzie Europy.

Politycznym programem USA dla Rosji pozostaje więc program rozbioru Federacji Rosyjskiej, na co, przypomnijmy, mamy całkowitą zgodę rosyjskiej elity intelektualnej. Gorzej faktycznie z oligarchami, co już wystarczy dla ich oskarżania o ciągoty imperialistyczne. Oligarchia walczy o możliwość zachowania pozycji burżuazji kompradorskiej wobec kapitału zachodniego. Oczywiście, ta polityka nie może przynieść wystarczających środków dla zaspokojenia potrzeb społeczeństwa, zaś istnienie elity kurczy do minimum. Ilu intelektualistów jest potrzebnych oligarchom? Szeroka warstwa inteligencji, czyli współczesnej klasy średniej, jest uzależniona od masowości programów edukacyjnych. W państwie kolonialnym nie ma potrzeby wielu nauczycieli, lekarzy czy naukowców. Zawsze istnieje możliwość znalezienia zatrudnienia dla zastępów wolontariuszy z Zachodu, którzy w swoim kraju powiększaliby szeregi bezrobotnych, a tak – jak wolontariusze – mogą sobie żyć na koszt podatnika kraju, któremu gratis pomagają.

Warto także zauważyć, iż projekt polegający na włączeniu państw byłego bloku socjalistycznego do UE zakończył się zasadniczą klęską. Kraje te uległy oczywistej dezindustrializacji, aby nie stanowić konkurencji dla Zachodu. W ten sposób jednak stały się obciążeniem dla Zachodniej Europy i krajami uzależnionymi od pomocy unijnej. Częściowe przeniesienie najbardziej brudnego przemysłu z Zachodu na Wschód kontynentu nie stanowiło zrównoważenia dla rozwiniętego przemysłu okresu radzieckiego. W efekcie mamy do czynienia z narastaniem na wschodzie i południu kontynentu ruchów nacjonalistycznych i prawicowo-populistycznych. Jest to naturalna reakcja na zahamowanie perspektyw rozwojowych owych krajów w ramach europejskiej pułapki.

W sytuacji Rosji oznacza to jedno – dla Rosji ta droga miniaturyzacji do rozmiarów kolejnego państwa bałtyckiego jest już, w trzydzieści lat po rozpadzie ZSRR, niedostępna. Rosja przechodzi więc podobne procesy, co pozostałe kraje poradzieckie. A mianowicie szuka rozwiązania w nacjonalizmie, a dla zjednania ludności dla tego celu – w prawicowym populizmie.

Jednak proces ten został zrodzony przez konsekwencje bezprogramowości politycznej ruchu dysydenckiego. Jeżeli dziś kraje Europy Zachodniej rozumieją swój błąd, który polegał na pozbawieniu się podstaw suwerenności politycznej poprzez pozbawienie się przemysłu, to wynika to ze zmiany sytuacji politycznej w skali świata.

W konfiguracji, w której USA tracą swoją hegemonię na rzecz Chin, Europa miała szansę na kontynuowanie swojej nędznej egzystencji globalnego pasożyta dzięki wejściu w orbitę gospodarki chińskiej. Jako region wysokiej technologii i przemysłu luksusowego (co jest zachodnioeuropejskim marzeniem analogicznym do amerykańskiego odpowiednika), Europa nie musiałaby się reidustrializować, natomiast problem rosyjski rozwiązałby się dzięki przypisaniu eksploatacji surowców Syberii przez wiecznie głodną gospodarkę chińską. Reakcja USA na chińską konkurencję spowodowała paniczną reakcję Europy Zachodniej i nagłe zainteresowanie reindustrializacją. Jakże charakterystycznie dla lokaja – po śladach swojego pana. Wszyscy odkryli nagle reindustrializację! W terminach pragmatyczno-politycznych, oznacza to zwycięstwo optyki nacjonalistycznej i pogrążanie się Europy Zachodniej w panice podobnej do tej, jaka działa na państwa Europy wschodniej i południowej już od dłuższego czasu dając wygrane partii prawicowo-populistycznych.

Europa nie jest w stanie integrować Europy Wschodniej i Południowej, ponieważ nie ma potencjału gospodarczego opartego na przemyśle, który zapewnia dynamikę wzrostu i ekspansji. Przestawianie się Europy na samodzielny rozwój przemysłowy – jedyny ruch, jaki pozostaje przy upadku perspektywy łagodnej aneksji do gospodarki chińskiej – stanowi kolejne wyzwanie dla przeżywającej podobne turbulencje gospodarki amerykańskiej. Europa z niewolnika żyjącego w luksusie (z zachowaniem dystansu socjalnego w ramach zróżnicowania klasowego) staje się rywalem USA. To jest sytuacja wybuchowa.

Dla ekspansji chińskiej na Europę, rozpad Federacji Rosyjskiej nie jest konieczny, ani nawet pożądany. Własność oligarchów rosyjskich, związanych wielorakimi więzami głównie z Europą, gwarantuje Chińczykom, że te surowce nie dostaną się w monopolistyczne wykorzystanie przez USA. W tym przypadku więc, interes oligarchów rosyjskich i kapitału chińskiego jest zbieżny. Korzyścią klasy kapitalistycznej Europy Zachodniej byłoby zachowanie statusu globalnego pasożyta, ale pozostającego pod kontrolą racjonalności ekonomicznej zrównoważonej gospodarki chińskiej. Oczywiście, niewiele miałoby to wspólnego z wolnością i demokracją. Niemniej, pozory byłyby zachowane. Utrzymanie machiny gospodarczej Europy w stanie funkcjonalnym mogłoby pozwolić elitom wschodnioeuropejskim na satysfakcjonujące życie. Oczywiście, los społeczeństw byłby mniej do pozazdroszczenia, ponieważ wraz z kapitalistycznymi stosunkami produkcji nie ma zbytnio mowy o poprawie poziomu życia dołów społecznych, szczególnie w gospodarkach nastawionych na obsługę sektora produkcji i usług luksusowych. Model chiński nie obiecuje więc nic dobrego dla społeczeństw, ale jego plusem jest to, że poza tym, iż nie różni się in minus pod tym względem od pozostałych proponowanych modeli, stanowi jedyną względnie pokojową alternatywę rozwoju procesu historycznego.

Powrót do Europy podzielonej na rywalizujące państwa budujące przemysł nieuchronnie prowadzi do konfliktów wojennych, albowiem ścierają się interesy narodowych odłamów globalnej burżuazji. Konkurencja o zewnętrzne rynki zbytu i zaopatrzenia jest utrudniona przez rywalizację chińsko-amerykańską. Trudno więc łagodzić wewnętrzne sprzeczności społeczne w sposób, do którego Europa Zachodnia przywykła.

W efekcie mamy zawsze powrót do zasadniczej linii podziału – czyje interesy bierzemy pod uwagę i czyje są wyznacznikiem naszej pozycji politycznej? Nieuchronna wojna w Europie versus ograniczenie wolności i demokracji w przypadku modelu chińskiego, zaś zarówno wojna, jak i ograniczenie demokracji w przypadku modelu amerykańskiego zderzają się z perspektywą socjalistyczną, która zawiera wojnę klasową, ale która jednocześnie zapobiega wojnie nacjonalistycznej, oraz ograniczenie demokracji burżuazyjnej na rzecz demokracji robotniczej.

Wybór należy do nas.

„А что такое сильная центральная власть? Это государство, которое исходит из интересов общего блага, или сильная воля какой-то клики?”

No właśnie, silne państwo, niezależnie od tego jak mocno zaklina się na to, że ma na celu wspólny interes, polega na tym, że jest zaprzeczeniem metod demokratycznych. Wprowadzanie wspólnego interesu w sytuacji ogromnej rozbieżności interesów partykularnych nie może być niczym innym, jak polityką autorytaryzmu.

Mamy tego najlepszy przykład w aktualnym stosunku do wojny rosyjsko-ukraińskiej. Państwa, które mają na celu realizację wspólnego interesu społeczeństw europejskich, włącznie z interesem społeczeństwa rosyjskiego, cierpiącego z powodu mobilizacji wojennej, powodują eskalację wojny poprzez dostarczanie broni Ukrainie. Prowadzą więc politykę, która nie jest najprostszą drogą do osiągnięcia przerwania rozlewu krwi, choćby kosztem interesu nacjonalistycznego Ukrainy. Ale przecież wartością cywilizacji europejskiej jest nie wzmacnianie podziału etnicznego, ale zacieranie granic w ramach wspólnej przestrzeni. Jakie znaczenie ma to, żeby jakiś region, tym bardziej sporny z dowolnego powodu, pozostawał konkretnie w tym, a nie innym organizmie państwowym? We wspólnej Europie, włączając w to Rosję (jak chcą rosyjscy opozycjoniści) jakie znaczenie ma to, czy Donbas należy do Rosji czy do Ukrainy?

Dlatego zresztą rację mają ci, którzy uważają, że fakt pozostawiania Rosji poza strukturami europejskimi i natowskimi jest już aktem wojennym wobec FR. Stanowisko wobec konfliktu wojennego i brak przyjęcia metod dyplomatycznego rozwiązania kwestii poprzez otwarcie Europy dla Rosji i Ukrainy na równi tylko potwierdza to, co widzimy w terenie: nie chodzi o pokój, ale o to, kto zwycięży. Ponieważ zachowanie integralności terytorialnej Ukrainy można przedstawiać ludności jako solidarność z krajem, który ma zostać włączony do Europy. A więc, w pewnym sensie, Europa walczy o swoje granice. A to dowodzi, że intencją UE jest pozostawienie Rosji poza swymi granicami, a nie: pozostawanie Rosji poza granicami – efektem agresji rosyjskiej.

Abstrahując już od tego, że UE nie ma najmniejszego zamiaru przyjmować Ukrainy do swoich struktur. Ukraina jest podobnym kłopotem, co sama Rosja, analogicznym kłopotem, co Polska czy kraje bałtyckie. UE ma już doświadczenie pułapki, w jaką zapędziła ją polityka amerykańska z żądaniem integracji państw, jedynym skutkiem przyjęcia których jest rozpad Unii. Trochę są to rozważania o czymś abstrakcyjnym, ponieważ istnieje spora szansa, że do czasu zakończenia wojny UE przestanie istnieć i problem rozwiąże się sam. Co nie oznacza, że skończy się wojna, wręcz przeciwnie. Raczej rozszerzy się pula jej aktywnych aktorów i teatr działań.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
19 grudnia 2022 r.