z cyklu „Jaja jak czerwone berety”

Do napisania tego felietonu skłoniła mnie „świnka z klasą” (ta od zaciskanie pasa) oraz Krzysztof Podgórski, co to często odłącza możliwość komentowania na Facebooku swoich dociekań naukowych. W przeciwieństwie do nich – i im podobnych – MAM TEN LUKSUS, ŻE NIE MUSZĘ. A zatem zapierdalam dalej, przechodząc do „cysorza, co ma klawe życie”, a obecnie nagłaśnia, jak przystało na człowieka „prawdziwej lewicy” o imionach Jarosław August IDEĘ POKOJU, a ściślej jakiś tam „kongres pokoju” Kongres pokoju, godząc w pracę naukową Krzysztofa. A zatem felieton ten piszę poniekąd w imieniu tego ostatniego, nie licząc na wdzięczność wyżej wymienionych.

Jak przystało na nędzarza ruszam nocą z przytupem jeża i pieśnią na ustach: Motörhead – God Was Never on Your Side

Pieszo, acz z wózkiem – takiego drugiego, jak mój „ruski czołg”, nie ma w kosmosie. Dziś na nim 14 kartonów po bananach. Nie dziwota, że nawet walce drogowe schodzą mi z drogi.

Za mną Afryka i Azja!

Niech mi tu cysorz, co to robi na Ruskich, nie wyjeżdża z pokojem i tak nie przebije ekspertów od Kultury masowej przez duże „K”, powszechnie dostępnej (nie tylko dla Ruskich): „Motörhead это хорошая музыка, под которую можно идти на войну”

Kolekcja też nie byle jaka – w końcu rodem z USA.

„GOD WAS NEVER ON YOUR SIDE” po rusku jeszcze mi w uszach grzmi:

A teraz coś dla ukojenia z naszych dociekań:

ZA PÓŹNO KOPAĆ STUDNIĘ, GDY MASZ JUŻ PRAGNIENIE 

Wszystkie znaki na ziemi i na niebie wskazują, że Unia Europejska znajduje się na równi pochyłej. Warto przypomnieć sobie, iż Wspólnota Europejska, która następnie przerodziła się w Unię, jest projektem z lewicowym rodowodem. Oczywiście, z politycznie poprawnym, lewicowo-antytotalitarnym rodowodem, który od początku miał stanowić przeciwwagę dla radzieckiego „eksperymentu” i jego rozszerzenia w Europie w wyniku II wojny światowej.

Projekt europejski miał pokazać, że możliwy jest porządek społeczny dający wszystkim członkom społeczeństwa prawo do równego korzystania z efektów postępu gospodarczego i socjalnego. Miał dowieść, że takie sprawiedliwe socjalnie społeczeństwo jest możliwe bez zniesienia własności prywatnej środków produkcji, bez kwestionowania gospodarki wolnorynkowej, a jednocześnie bez konieczności zawieszenia instytucji demokratycznych. Wręcz przeciwnie, instytucje demokratyczne były gwarantem, że kapitalizm funkcjonuje dla dobra ogólnego i – w dodatku – efektywnie.

W przeciwieństwie do obozu „realnego socjalizmu”, państwa zachodnie rychło przestawiły gospodarkę na tory powiększania udziału sfery usług kosztem przemysłu. Przywiązanie do wielkiego przemysłu wydawało się w „realnym socjalizmie” daniną składaną na ołtarzu ideologii marksistowskiej, która – nie wiedzieć czemu – przywiązywała takie wielkie znaczenie do tego kłopotliwego i nieekologicznego sektora produkcji. Przemysł zachodni, odbudowany po wojennych zniszczeniach, jako technologicznie bardziej zaawansowany, miał przewagę na zewnętrznych rynkach zbytu, co odbijało się korzystnie na zyskach i ściąganiu nadzwyczajnej wartości dodatkowej do kapitalistycznego Centrum. Na tej bazie mogła się spokojnie rozwijać sfera usług nieprodukcyjnych.

Obozowi „realnego socjalizmu” został więc narzucony pewien perwersyjny wyścig, którego realny socjalizm nie mógł wygrać, ponieważ po wojnie państwa znajdujące się w orbicie radzieckiej musiały się odbudowywać z realnej pracy, a nie z programów pomocowych. Gospodarka radziecka również musiała się odbudowywać z ogromnej zapaści wojennej. Budowa przemysłu i wejście krajów biednej Europy Wschodniej na ścieżkę rozwoju przemysłowego było możliwe dzięki dostępowi do tanich źródeł energii w ZSRR. Z perspektywy czasu widać wyraźnie, że dług, jaki te kraje zaciągnęły wobec ZSRR przekracza wyobrażenie i normalizuje lamenty o tym, jakoby ZSRR żerował na swoich satelitach pod względem ekonomicznym. Czerpiąc z wzajemnej wymiany, ZSRR płacił drogo swoimi zasobami naturalnymi za każdą nową technologię, za każdy towar, jaki „otrzymywał” w ramach tej wymiany. Jednak, co tanie, to niedoceniane…

Zachodnioeuropejska gospodarka napotkała na początku lat 70-tych na nieoczekiwaną barierę w dalszym skutecznym rozwoju przemysłowym ze względu na szok naftowy, czyli gwałtowny wzrost cen ropy naftowej. Lata 70-te stały się więc początkiem projektu korzystania przez zachodnioeuropejski przemysł z taniej ropy radzieckiej. Można powiedzieć, że Zachód skorzystał z koncepcji dywersyfikacji swego portfela energetycznego dzięki pomocnej dłoni wyciągniętej przez kierownictwo radzieckie.

Jednocześnie, końcówka XX wieku to także delokalizacja przemysłu zachodniego do Trzeciego Świata. Tanie źródło energii na wschodzie kontynentu pozwoliło zachodniej Europie rozwijać wizję gospodarki sprowadzonej do nadbudowy, do sfery usług, ponieważ nie było konieczne utrzymywanie przemysłu, którego celem byłoby wytwarzanie niezbędnej energii dla funkcjonowania gospodarki. Francja de Gaulle’a oczywiście pomyślała o zabezpieczeniu dostaw energetycznych dzięki programowi rozwoju energetyki atomowej, podobnie Niemcy. W Niemczech jednak mocniej działały naciski ekologów i wcześniej zaczęto tam wycofywać się z energetyki opartej na atomie. Było to możliwe dzięki stabilnym dostawom tanich nośników energii z ZSRR, a następnie, po upadku ZSRR, z Rosji.

Jeżeli więc rozpatrywać zarzuty o brak perspektywicznego myślenia elit politycznych Zachodu, które nie doceniły rzekomo przemyślnego cwaniactwa Rosjan knujących spisek mający na celu wspomożenie budowy silnej gospodarki zachodniej po to, aby zadać jej zdradziecki cios po pół wieku, to warto by do nich zastosować odrobinę zdrowego rozsądku. Gospodarka europejska miałaby wcześniej poważne problemy i budowa wspólnej Europy nie byłaby możliwa w takim kształcie, jaki przybrała. Przede wszystkim, warto zauważyć, że bez taniej ropy i gazu rosyjskiego, gospodarka zachodnioniemiecka nie byłaby w stanie skonsumować połączenia z wschodnią częścią kraju. A co dopiero mówić o zbudowaniu gospodarki opartej bądź co bądź na przemyśle, stanowiącej lokomotywę nastawionej na czystą konsumpcję gospodarki europejskiej w pozostałej części (poza Włochami, które także zachowały swój przemysł w pewnym stopniu).

Nie od dziś próbujemy wytłumaczyć, że odejście od przemysłu na rzecz gospodarki opartej na usługach nieprodukcyjnych jest stawianiem wołu przed karetą. Nie pasują do siebie. Sfera nadbudowy musi opierać się na bardzo dobrze przemyślanej i zaplanowanej sferze produkcyjnej. Sfera produkcyjna stanowi łącznik miedzy społeczeństwem a przyrodą i jej zasobami, które są niezbędne do produkcji dóbr niezbędnych do normalnego, materialnego funkcjonowania społeczeństwa.

Wytwarzanie nie dóbr, ale „wartości” stało się fetyszem lewicy, który opierał się na fakcie, że za „wartość” można kupić wszystko, czego się potrzebuje od producenta. Nie trzeba samemu być producentem. Jeżeli społeczeństwa Afryki francuskojęzycznej burzą się dziś przeciwko neokolonizacyjnym zapędom Francji, to podkreślają wagę konieczności oderwania swojej waluty od franka CFA, który jest narzędziem transferu „wartości” korzystnego dla Francji. Surowce i półprodukty, realne bogactwo wytwarzane w tych krajach, jest transferowane do Francji w zamian za środki, których dyspozycja znajduje się w rękach banków francuskich, stanowiących gwarancję (niepotrzebną) wartości franka CFA, dzięki stałemu parytetowi z euro. System finansowy wystarczy, aby zapewnić złudzenie, że „wartość” jest równie rzeczywistą kategorią, co konkretne dobro czy surowiec.

Ten mechanizm mnożenia wartości narzędzi finansowych i walutowych tylko maskuje przywłaszczanie sobie wartości rzeczywistych, materialnych, o które się rozchodzi w realnym świecie. Dopóki ośrodki dominujące mogą stwarzać złudzenie, że ich waluta ma jakąś wartość, dopóty mogą przywłaszczać sobie rzeczywiste bogactwo w zamian za „kolorowe papierki”. Kryzys dostaw nośników energii obnażył ten mechanizm. Okazało się, że żadna potęga gospodarcza nie stoi za wartością euro. Załamanie gospodarki niemieckiej, która stanowiła jeszcze jakieś materialne zabezpieczenie owej waluty, jest tu wymowne.

W przypadku Francji, mamy możliwość oparcia gospodarki na własnych źródłach energii, ale odbudowa potencjału atomowego nie dokona się w pięć minut, zaś wycofanie się z przemysłu skutkuje brakiem zaplecza produkcyjnego oraz wykwalifikowanej kadry. Źródła energii są zastępowalne, chociaż niekoniecznie już tak tanie, jak dotychczas. Gorzej z faktem, że gospodarka jest zorientowana na sektor usług, na nadbudowę, a nie na przemysł. Powstaje ogromny problem, co zrobić z nadmiarową ludnością w tym sektorze, a która nie da się łatwo przestawić na pracę w przemyśle. Gospodarka będzie musiała wrócić do proporcji nieco bardziej racjonalnych, szczególnie, że będą ze sobą konkurowały gospodarki europejskie, o zbliżonym profilu kadrowym.

Konkurencja, która tu się pojawia, raczej nie pozwala mieć nadzieję na współpracę i komplementarność. Każda z gospodarek będzie usiłowała wyjść z kryzysu samodzielnie i kosztem pozostałych, co nie rokuje dobrze kooperacji.

Wydaje się, że stary, radziecki model RWPG, jakby nie był ułomny, dawał lepszą perspektywę, albowiem dawał wszystkim uczestnikom solidną podstawę we własnym przemyśle, zaś komplementarność opierał na bardziej wyspecjalizowanej produkcji. Siermiężnie, ale solidnie.

Efektywność ekonomiczna kapitalistycznej gospodarki, na jaką stawiała lewicowa opozycja w byłych demoludach, polegała na stawianiu na zyski, które zamieniano natychmiast na dobra mające rzeczywistą wartość materialną. Nie zauważano, że taka wymiana była możliwa wyłącznie w pewnej rzeczywistości zależności politycznej. Paradoksalnie, z chwilą, gdy zachodnia Europa została zmuszona do zastosowania sankcji, czyli rezygnacji z wymiany „kolorowych papierków” na rzeczywistą wartość materialną, okazało się, że cała procedura generowania „wartości” przestaje mieć sens, ponieważ nie może być wymieniona na dobra materialne.

Nawet ogromny dodruk pieniędzy nie wystarczy, aby Francuzi ogrzali swoje domy. Ekonomiści w panice nawołują do odbudowy przemysłu. Co przypomina stare, chińskie przysłowie, że kiedy już masz pragnienie, za późno jest, by kopać studnię.

NIECH ŻYJE WOJNA!

Antonio das Mortes
30 października 2022 r.