z cyklów: „Bez jaj” i „Jaja jak czerwone berety”

Byliśmy już w drodze do kraju. Nasza zielona armia wraz z powietrznym transatlantykiem pozostała nad i za Uralem. Zapewniałem co prawda Czytelników, że w tym roku opuszczę Rajd Barbórki, ale to tylko tak dla zmyłki. Na ten dzień długo czekaliśmy.

Bez trudu przekroczyliśmy granicę między Rosją i Białorusią – wystarczyło szczere zapewnienie, śladem Talibów (czytaj: władz Afganistanu), że Krym jest rosyjski. Łukaszenkowska Białoruś powitała nas owacją – na stojąco. Jakby z wrażenia zamarła.

Trudniej było przekroczyć polską granicę. Nasze awatary zanurkowały zatem w przygranicznym stawie, do którego wcześniej wrzuciłem, jak zapewne już wiecie, niewymiarowe karasie. Udawaliśmy trupy, a te już mięsożerne karasie przepchnęły jakimś cudem (pewnie dopływami Bugu) na polską stronę. W końcu obu stronom przygranicznego konfliktu spodobała się gra w wzajemne przepychanie trupów. Jak widzicie także skorzystaliśmy na niej.

W kraju powitał nas w krótkich spodenkach Łukasz Marcin Jastrzębski takim oto wpisem:

„Jutro w Warszawie odbędzie się konwencja – programowa AGROunii. Rolniczy ruch sprzeciwu jest już zauważany. Duża w tym zasługa Michała Kołodziejczaka, który nie ulega szantażowi prawe – lewe, tylko konsekwentnie krytykuje obecny ustrój Polski. Jasno mówi że chce tworzyć platformę sprzeciwu wobec złodziejskiego ustroju, i broni praw socjalnych mniej zamożnych Polaków – czyli idzie drogą śp. Andrzeja Leppera.

AGROunii jak i samemu Michałowi Kołodziejczakowi życzę jak najlepiej. Broniąc wsi, broni całej Polski.” (patrz:
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=588563845557759&id=100032124470606)

Dałem się zwieść. Moja małżonka bynajmniej. Przeto marzłem na bazarze w Markach (pierwszy dzień pracy), na Rajdzie Barbórki i na Konferencji w Muzeum X Pawilonu (przeciąg nieomal jak w metrze). Aby się rozgrzać szliśmy od metra pieszo. Przeto dotarliśmy na konferencję o ruchu robotniczym w Polsce między światowymi wojnami… by poczuć się wręcz narodową mniejszością za czasów Sanacji, że tak powiem W PRZERWIE.

Przywitał się z nami jedynie Michał Kolasiński, dawny druh Bogdana Radomskiego ze Stowarzyszenia Marksistów i Polskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej. Po wstępnej wymianie zdań i uprzejmości spytałem go KIEDY ODBYŁO SIĘ OSTATNIE ZEBRANIE STOWARZYSZENIA MARKSISTÓW POLSKICH (POD WODZĄ SEKRETARZA GENERALNEGO, PIOTRA STRĘBSKIEGO I PRZEWODNICZEGO, JERZEGO KOCHANA).

Odparł szczerze: Pewnie się cieszysz – organizacja już w zasadzie nie istnieje. Jestem w głębokim dołku.

Poprosił o kontakty do nas. Nie wiedział nawet, że nasza stara strona internetowa została zlikwidowana przez Sekretarza Generalnego SMP jako „jego własność”.

Pewnie już to mógłbym uznać za clou programu.

Niemniej przejdę do ziemskich rzeczy, czyli do programu konferencji organizowanej przez Stowarzyszenie „Czerwona Historia”.

Już na pierwszy rzut oka rzuca się brak referatów lewicowych radykałów dotyczących stanowiska Komunistycznej Partii Polski w zasadniczej skądinąd kwestii – stosunku tej partii do mniejszości narodowych. Jest natomiast w programie konferencji referat dotyczący stanowiska w tej sprawie PPS dawnej Frakcji Rewolucyjnej (prof. Jarosław Tomasiewicz) czy nieznaczącej w okresie międzywojennym Niezależnej Socjalistycznej Partii Pracy (Piotr Ciszewski).

Jako że przybyliśmy już po ich wygłoszeniu nie mogę ich właściwie ocenić. Niemniej, zauważę, że tuż przed wojną polsko-radziecką zjednoczyły się partie socjalistyczne trzech zaborów. Wypada zatem raczej mówić o zjednoczonej i ewoluującej na prawo PPS po odejściu z niej, w dwóch turach, rewolucyjnej lewicy, która ostatecznie w 1921 r. przeszła do KPP, ewentualnie odeszła w niebyt. Przypadek NSPP możemy w zasadzie zaliczyć do politycznego niebytu. Była to partyjka bez liczących się wpływów w klasie robotniczej, zwłaszcza w środowiskach wielkoprzemysłowej klasy robotniczej.

Znamienna jest zatem troska o nią Piotra Ciszewskiego. O co się rozchodzi się prof. Jarosławowi Tomasiewiczowi wiemy nie od dziś. W końcu drukowaliśmy jego artykuły w „Tygodniku Antyrządowym” – nigdy z nim się nie zgadzając.

Pokrótce omówię pozostałe referaty – czasu na dyskusję organizatorzy, jak zwykle, nie przewidzieli. Nie przypadkiem. Ich zdaniem ten postulat za naszego życia jest nie do przyjęcia.

Muszę kolegów z Czerwonej Historii pocieszyć – walczę z Covidem…

A raczej walczy z nią moja osobista flora i fauna, kładąc go na łopatki. Waran przy mnie to mały pikuś. Gdy ja drasnę go zębem, to skona w męczarniach po godzinie. Gdyby waran przypadkiem was ugryzł trzeba paru dni. Oczywiście, gdyby nie było czym zdezynfekować rany.

Przejdźmy jednak do rzeczy po tym solo lirycznym.

Dr hab. August Grabski pewnie do końca już zweryfikował swoje preferencje w drodze do ojczyzny. Jak każdy ma takie prawo. Wszak z małą poprawką. Na jego miejscu nie zarzucałbym Kominternowi za czasów Lenina SEKCIARSTWA i niezrozumienia żydowskiej sprawy i racji. Nie tylko SDKPiL rewolucję stawiała wyżej od niepodległości Polski i dowolnej sprawy narodowej. Takie to już były rewolucyjne czasy.

Oczywiście, żaden z wysłuchanych przez nas referentów nic nie mówił na temat PERSPEKTYW SOCJALISTYCZNEJ REWOLUCJI w II Rzeczypospolitej. Co innego bunty na tle narodowościowym. Te cieszyły wśród referentów szczerym uznaniem.

Mimo to, wykład Małgorzaty Kulbaczewskiej-Figat o ukraińskim Sel-Robie uważam, w gruncie rzeczy, za poprawny, choć zaledwie powierzchniowy. Nie dowiedzieliśmy się, o co tak naprawdę chodziło w rozłamach, jakie było stanowisko Kominternu i Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy przy każdym kolejnym. W przeciwieństwie do niej, Zbigniew Marcin Kowalewski w swoim czasie referując ten temat w artykułach jasno opowiedział się za… ukraińskimi lewicowymi komunistami-nacjonalistami, wywodzącymi się z grona ukraińskich narodowolców. Małgorzata o tej wpływowej w ówczesnych czasach partii nawet nie wspomniała. Jakby ktoś nie wiedział chodzi o borotbistów.

Przyjmijmy zatem, że to postęp godny pochwały… internacjonalistycznej.

Przechodząc z marszu do wykładu Alexa o białoruskiej „Hromadzie” przyznam, że nieco mnie rozczarował. Autor miał nie tylko kłopoty językowe z wyciąganiem stosownych wniosków. Powinien zapoznać się z przemówieniami rewolucyjnych posłów w polskim Sejmie, wydanych w PRL przez wydawnictwo „Książka i Wiedza”. Życzę pożytecznej lektury. Dodam tylko, że posłowie ci nie przypadkiem znaleźli się we sejmowej frakcji KPP – WESPÓŁ-ZESPÓŁ Z NIĄ TWORZYLI REWOLUCYJNE KIEROWNICTWO.

Mniejsza o sprawę narodową.

Na koniec wrócę do referatu Małgorzaty – trudno zgodzić z jej wnioskiem końcowym, obarczającym polski autorytaryzm i defensywę główną odpowiedzialnością za rychły upadek Sel-Robu (Jedność) i, przy okazji, „Hromady”. W tym przypadku zgodziłbym się z wymienionym przez nią autorem z Ukrainy. Małgorzata najwyraźniej zapomniała o represjach związanych ze stalinowską kolektywizacją (1929-1933), która cały ruch komunistyczny i rewolucyjny oparty na chłopstwie, delikatnie mówiąc, POWALIŁA NA KOLANA, chłopskim działaczom i licznie zgromadzonym tu rewolucjonistom odbierając życie lub co najmniej łamiąc kręgosłupy, choćby tylko moralne. Tego aż nadto.

Do omówienia pozostał referat Darka Zalegi, wspaniałego gawędziarza. W tym przypadku nie mam nic do dodania. To, na co czekałem z niecierpliwością od pierwszych minut wykładu, wypowiedział pod koniec. W przeciwieństwie do niego zacząłbym od ruchu komunistycznego. Z pewnością nie starczyłoby mi czasu na… polsko-niemieckich socjalistów i miejscową specyfikę. Darek inaczej rozłożył akcenty – powiedzmy zaryzykował – wyszło wspaniale.

Co byłoby jednak, gdyby występował jako przedostatni? Pewnie na efektowną końcówkę zabrakłoby zwyczajnie czasu.

Pewne jest jedno – wówczas bym go tak nie chwalił.

Ale skoro wyszło, jak wyszło, zacytuję go z okazji imprezy równoległej, na którą nie przypadkiem nie znaleźliśmy czasu. Mowa tu o konwencji, wspomnianej już na wstępie felietonu, AgroUnii z udziałem Piotra Ikonowicza, Jana Śpiewaka i oczywiście plejady endekokomunistów lub, jak kto woli, komunistów-endeków:

„Już widzę związki zawodowe w firmach agrobiznesu” (patrz: https://www.facebook.com/jacek.cezary.1/posts/2447876478680334).

Te zdanie wpisuje się w tych ciemnych czasach w historię rewolucyjnej lewicy.

Z Bogiem panowie-towarzysze i mimo Boga!

Post Scriptum: Do dziś nie wiem czemu nie przyjął mnie do grona swoich znajomych na Facebooku kierujący Muzeum X Pawilonu Jan Engelgard – ideowy endek, wieloletni redaktor naczelny „Myśli Polskiej”.

A już myślałem, że współczesna endecja ma nadany jej tu i teraz przez władze Polski tradycyjny zaszczyt opiekowania się w X Pawilonie komunistami i rewolucjonistami.

Pozdrawiam lewicowych populistów i Piotra Ciszewskiego.

Włodek Bratkowski
5 grudnia 2021 r.