„Ile pracy poświęcono na wynalezienie koła i wymyślenie czym jest ‘wojna hybrydowa’? Wyważano otwarte drzwi, gdy metodologia była od dawna znana i opisana. Zmianie uległy wyłącznie sposoby jej prowadzenia. Bardziej obrazowo, zamieniono śrubokręt na wkrętarkę.” (z postu w dyskusji na profilu K. Janika, link w załączeniu).

Z wypowiedzi w dyskusji da się wysnuć kilka dominujących opinii.

W przeciwieństwie do spotykanych na radykalnej lewicy nadziei, że świat po koronawirusie nie będzie taki sam, w dyskusji dominuje przekonanie, że po pandemii przeważy dążenie do powrotu do konsumpcjonizmu. Jedni widzą w tym warunek odbudowy gospodarczej, inni patrzą na zjawisko przez pryzmat ekologii. Poza tym, będziemy świadkami nasilenia autorytaryzmu władzy politycznej, nie tylko w Polsce.

W sumie, już obecnie daje się zauważyć nostalgia za „dawnymi czasami” sprzed pandemii.
Nostalgia opiera się głównie na przekonaniu, że zostaniemy zmuszeni do przyjęcia narzuconych rygorów. I tu paradoks: rygory te są wprowadzane dla naszego dobra, ale pozostają rygorami, z którymi trudno nam się pogodzić. Przećwiczyliśmy to już w przypadku „wojny z terroryzmem”, która była pretekstem do wprowadzania surowych ograniczeń wolności obywatelskich, nie mylić ze swobodami obyczajowymi. Władza potrzebuje jakiegoś uzasadnienia dla ograniczania tych wolności, aby uniknąć oporu ze strony społeczeństwa.

Jakie są racjonalne (z konkretnego punktu widzenia) przesłanki stojące za tymi posunięciami wymagającymi dyscypliny, to już nie wchodzi w zakres analiz, ponieważ łatwiej jest odwołać się do prostej odpowiedzi o antydemokratycznym charakterze przeciwstawnej grupy „trzymającej władzę”. Etykiety i odwołanie do stereotypów wystarczy za argument i dowód. Potem można już zająć się forsowaniem własnego punktu widzenia.

To rutynowe działanie napotyka w okresach kryzysów zasadnicze trudności. Powstaje nieusuwalna trudność w odcinaniu się od posunięć, które skądinąd wydają się racjonalne. Co więcej, ich odrzucenie kojarzy się z uleganiem teoriom spiskowym, negowaniem istnienia pandemii itd., itp.
Na jedną z przyczyn trudności z poradzeniem sobie z rzeczywistością zwracamy stale uwagę. Lewica nieodmiennie zaciemnia kwestię odmiennego statusu klasy pracowników sektora przemysłowego. Część udaje, że ta grupa społeczna nie jest odrębna od reszty „klasy pracowniczej” i przypisuje jej interesy, które są obce robotnikom przemysłowym. Część pomija robotników pogardliwym milczeniem, albowiem ich „tradeunionistyczne” interesy są w jakiejś mierze reprezentowane jedynie przez populistyczną prawicę.

Zarówno lewica radykalna, jak i ta burżuazyjna, są uwięzione w nostalgii za przeszłością, którą ucieleśnia kapitalistyczne państwo socjalne. Ten model zakłada współdziałanie, a obecna sytuacja domaga się konfrontacji. Rządzące biurokracje pokazały, że są bezradne w walce z pandemią. Co więcej, nie mogą ujawnić, że ta bezradność jest wynikiem wcześniejszych decyzji gospodarczych mających na celu wzmocnienie własnego kapitału na wypadek konieczności walki o rynki zaopatrzenia i zbytu. Odbiciem tych wstrząsów jest rozkład struktur Unii Europejskiej. Gospodarki państw Centrum opierają się głównie na przejmowaniu zysków z gospodarki globalnej dzięki systemom finansowym. Ten system funkcjonuje sprawnie tak długo, jak długo nie zacina się jakieś kółeczko w mechanizmie.

Normalny dla kapitalizmu sposób wychodzenia z kryzysu polega na „twórczej destrukcji” potencjału, po której następuje faza odbicia dzięki odbudowie owego potencjału. Destrukcja, twórcza czy nie, obejmuje obecnie głównie warstwy pośrednie, które są efektem dobrej koniunktury gospodarczej utrzymywanej kosztem ekspansji ekonomicznej i militarnej na resztę świata, i – obciążeniem dla gospodarki własnej. Stąd kurczą się możliwości właśnie tej grupy społecznej, poza wyróżnionymi jednostkami czy środowiskami niezbędnymi do obsługi aparatu władzy. Uratowanie poprzedniego modelu życia zależy od utrzymania własnej gospodarki w tzw. Centrum. Lewica podjęła się reprezentacji interesów tych grup społecznych, które nieuchronnie, wedle logiki kapitalizmu, powinny ulec proletaryzacji.

Ponieważ wszyscy zgadzają się, że powrotu do dawnej normalności nie będzie, to obrona tej warstwy wymagałaby wyjścia poza rutynowe horyzonty lewicowe, do czego ta lewica jednak nie jest zdolna. Na dzień dzisiejszy, jedynym jej zasadniczym i radykalnym postulatem jest żądanie zapewnienia pauperyzującej się warstwie dochodów oderwanych od świadczenia pracy (robotnicy tego nie potrzebują, gdyż na bezrobociu mają – lub nie mają – zasiłki). Oderwanie od świadczenia pracy jest wyrazem narastającej jeszcze przed kryzysem świadomości, że wycena tej pracy nie mieści się w żaden sposób w kryteriach rynkowych. „Klasa kreatywna” odwołuje się do kryterium merytorycznej zasługi, której nie da się pogodzić z modelem rynkowym.

Bezwarunkowy dochód gwarantowany nie jest w zamierzeniu zasiłkiem. To rozwiązanie z innego modelu, który przyjmuje, że dochody grup nieprodukcyjnych są oderwane od świadczenia pracy w sensie ekonomicznym. W sytuacji kryzysu, warstwy pośrednie chętnie przeskakują do rozwiązań ze stadium socjalizmu. Lewica zapomina jednak o tym, że na te dochody gwarantowane musi zapracować gospodarka realna, gospodarka tworząca wartość, czyli sektor przemysłowo-produkcyjny.
Program oparty na świadomości tych zależności stanowiłby zaczyn programu lewicy społecznej.

*

Nawiązując do cytatu, warto zinterpretować go w taki sposób, że zmienia się powierzchnia zjawisk, ale sedno pozostaje takie samo. Czyli, pod tymi technicznymi problemami kryje się nieodmiennie sytuacja społeczna.

Część dyskutantów zwraca uwagę na możliwe zamieszki i bunty społeczne, których się obawiają. Są one traktowane jak zagrożenie. Tymczasem, warto zwrócić uwagę na fakt, że sygnalizowana niemożność zmiany dotychczasowego trendu, który – jak się diagnozuje – prowadzi do tego, co widzimy, może zostać usunięta jedynie za pomocą jakościowego skoku świadomościowego. A ten nie jest możliwy bez udziału grupy społecznej, dla której odwrócenie trendu jest instynktowną, życiową koniecznością. Kiedy taka grupa upomina się o zmianę i ją narzuca, pozostałe grupy traktują nowe warunki, nową sytuację, jako nowy punkt odniesienia. To jest zmiana jakościowa w świadomości.

Inaczej pozostaje nam pomstowanie na parodię demokracji, stałe ograniczanie swobód obywatelskich. Ale jednocześnie, podejście techniczne do problemu (jakie reprezentują dyskutanci) sprawia, że nie ma wyjścia. Oczekujemy jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o to, czym jest pandemia, z którą mamy do czynienia, czym jest ten konkretny koronawirus. Tymczasem odpowiedzi jednoznaczne nie padają. Co więcej, kiedy naukowcy już rozgryzą to zagadnienie, odpowiedź będzie zwyczajnie niezrozumiała dla większości, tak jak niezrozumiałe jest funkcjonowanie rzeczywistości wirtualnej cyberprzestrzeni.

W tym sensie od dawna mamy do czynienia z brakiem demokracji, na którą wszyscy łatwo przystają, bo… tak jest wygodnie. Techniczne rozwiązania ułatwiają korzystanie z konsumpcji, której właściwym celem jest przynoszenie zysku wielkim korporacjom i związany z tym proces konsekwentnego przejmowania na własność wszystkiego, co na planecie ma jakąś realną wartość. Tak jak poszczególne jednostki zostały historycznie pozbawione dostępu do ziemi, która to konstatacja stanowi istotę liberalnej ideologii ekonomicznej, tak rzeczywistość wirtualna pozbawia nas dostępu do tego, co stanowiło podstawę pozyskiwania dochodów indywidualnych w społeczeństwie, w którym dostęp do zasobów przyrody został zapośredniczony przez społeczeństwo. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że jest to społeczeństwo klasowe. Dlatego mamy trend w kierunku dalszej deprywacji, a nie przywracania dostępu w sposób zorganizowany w ramach bezklasowego społeczeństwa.

Wychodzi na to, że możemy sobie dyskutować na tematy ogólne, utrzymując się w klimatach etycznych, które są kryterium analizy i oceny rzeczywistości, ale jednocześnie rozumowanie jest ograniczone tym, co jest aktualnie uważane za sytuację zastaną, w relacji do której możemy się odnieść, nie narażając się na zarzut rozejścia z rzeczywistością. Ta rzeczywistość zastana nie jest poddawana analizie uwzględniającej alternatywę, więc wszelkie rozważania będą miały charakter mimowolnie apologetyczny.

Analiza klasowa pozwala na odsunięcie na margines wszelkich obaw o manipulacje czy uleganie teoriom spiskowym. W walce klasowej są wykorzystywane najprzeróżniejsze formy działań, ważna jest ich skuteczność. Nie tyle kłótnia o to, czy dana teoria jest, czy nie jest spiskowa, ale zminimalizowanie jej znaczenia w relacji do problematyki klasowej, społecznej, daje możliwość wypowiadania się bez nabożnego lęku o wchodzenie w kompetencje „fachowców”, czyli ograniczanie własnej analizy do ocen wartościujących, które sami analizujący uważają za bezwartościowe z naukowego punktu widzenia.

Moralność aktualnego modelu społecznego promuje rozumienie wolności jako nieograniczonej ekspansji potencjału jednostki i społeczeństwa. Wszystko, co ogranicza tę swobodę jest antydemokratyczne, ba, wręcz totalitarne. Dlatego jesteśmy bezradni wobec wszystkiego, co nam narzuca rozwój techniki – skoro to jest możliwe, to ograniczenie urzeczywistnienia się tego byłoby zbrodnią przeciwko wolności.

W jakimś sensie jest to rezygnacja z wolnej woli, która polega na dokonywaniu wyborów. Tu nie ma wyboru. Ponieważ każda jednostka może mieć odmienne zdanie na temat dopuszczalności jakiejś formy działania, to społeczeństwo musi realizować wszystkie działania, które wyrażają wolę poszczególnych jednostek. Tak pojmowana wolność ma sens w odniesieniu do samotnej jednostki, która działa w środowisku krzepko i skutecznie przeciwstawiającym się jej woli (wolnej). Zanim to środowisko odczuje skutki nieograniczonej wolności jednostki, dawno będzie po jednostce. Ze społeczeństwem jest inaczej. Środowisko odczuje dotkliwie skutki wolnej woli społeczeństwa. W gruncie rzeczy państwo jest aparatem przymusu, które pod pozorem uwzględniania wolnej woli jednostek, forsuje wolną wolę tylko niektórych spośród nich. Wyraża się to w zachłannym przejmowaniu prawie całości zasobów ziemi (w tym terenów) przez jednoprocentową elitę po to, aby ta elita mogła realizować jednostkową wolną wolę, która nie zagrozi środowisku. Ba, zmusi te elitarne jednostki do życia zgodnie z ekologią – bo taki też będzie ich wolny wybór, co więcej – podyktowany interesem własnym. A więc będzie to autentyczna wolna wola.

Sytuacja wyraźnie ukazuje nam, że nie da się rozciągnąć modelu harmonijnego współżycia z przyrodą przy zachowaniu zasady wolnej woli na 8 miliardów ludzi.

Dopiero tu pojawia się rzeczywisty problem godny analizy, na którą stać zasadniczo wszystkich, a nie tylko „fachowców” od zaspokajania pragnienia realizowania wolnej woli przez elitę. Nie ma możliwości doprowadzenia do sytuacji, w której wszyscy członkowie społeczeństwa dojdą do porozumienia w sprawie, jakie należy przyjąć kryteria ograniczania jednostkowej wolnej woli w interesie wszystkich.

Można oddać decyzję w ręce „fachowców” – od nauki bądź od polityki. Ale w sytuacji rozchwiania się aparatu władzy, jak w przypadku pandemii, zaczynają grać różnice interesów poszczególnych grup. Są one silniejsze niż opinie i zalecenia „fachowców”, zwłaszcza, że każda grupa społeczna ma swoich „fachowców”, którym dowierza.

Kwestia sprowadza się więc, jakby to nie było zaskoczeniem dla lewicowców, do interesów społecznych.

A więc, jako druga możliwość, interes jakiejś grupy musi zostać narzucony i stać się punktem odniesienia – pozytywnego bądź negatywnego. Dopiero tak można prowadzić dialog społeczny i szukać możliwości przekonywania. Przegrana polityczna nie oznacza stłamszenia wolnej woli, jak to ma miejsce w przypadku dobrowolnego poddania się cudzym opiniom w przekonaniu o swej nieprzezwyciężalnej ułomności, co jest wręcz definicją braku wolnej woli.

Lewicę od prawicy odróżnia takie właśnie podejście do rozumienia swej roli politycznej. Wszystko inne można potłuc o kant, wiecie czego.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
5 maja 2020 r.
ZAŁĄCZNIK: https://www.facebook.com/tomasz.aleksandrowicz.73/posts/2967702369988464).