„Chyba żaden ekonomista nie ośmielił się porównać współczesnego kryzysu z dobrą wróżką. Tymczasem, koszmar 2020 roku pojawił się nie dlatego, że instytucje regulacyjne starego centrum zapomniały wlać w rynki nowych strumieni pieniędzy (co tylko by lekko zamortyzowało zderzenie z ziemią), a wszystkie rządy rzuciły się do walki z epidemią. Pojawił się dlatego, że ZBYT DŁUGO NIE POZWALANO GOSPODARCE UPAŚĆ I ZRZUCIĆ ZBĘDNY BALAST.
NIE POZWOLONO KRYZYSOWI SPALIĆ ZBYTECZNYCH KAPITAŁÓW, GŁÓWNIE FIKCYJNYCH – wyrażających się tylko w papierach wartościowych. Ale gospodarka kieruje się prawami, zwyczajnie nie podporządkowuje się tekstom podręczników do ekonomiki czy traktatom laureatów nagrody Nobla. TEN KRYZYS PRZERWAŁ TAMĘ. Jeszcze ją pospiesznie łatają, wlewając w rynki tryliony dolarów, ale to już się nie zda na nic. Przez długi czas przygotowywała się przebudowa światowej gospodarki, a jej czyszczenie ze szlamu rozpoczęło się. Dla wykonania takiej pracy Bóg stworzył depresję [podkr. BB]”
(https://www.if24.ru/v-w-ili-l-kakim-budet-krizis/…).

To nie jest cytat z Korwina-Mikkego, ale z Wasilija Kołtaszowa, rosyjskiego ekonomisty znanego z lansowania tezy o konieczności wprowadzenia w Rosji polityki neomerkantylnej w celu uniezależnienia gospodarki rosyjskiej od obstrukcji zagranicznych „partnerów” i ich sankcji. Mniej owe wrogie posunięcia, co blokada umysłowa rosyjskiej elity liberalnej zespolonej wspólnym celem z oligarchią wchodzącą w buty burżuazji kompradorskiej, decyduje o stopniowej, acz konsekwentnej degradacji rosyjskiej gospodarki.

Wasilij Kołtaszow przyjmuje sytuację jako daną i przyjmuje także kapitalistyczne reguły gry. Chce, aby Rosja była w nich lepsza. Jest to możliwe w sytuacji osłabienia gospodarki Centrum, ekspansji gospodarki chińskiej i perspektywie zawiązywania sojuszów bazujących na interesach krajów azjatyckich, afrykańskich czy latynoamerykańskich, jednym słowem – krajów globalnego Południa.

Faktycznie, jeśli nie przyjmuje się perspektywy socjalistycznej, jedynym wyjściem z sytuacji jest próba obrócenia broni przeciwnika przeciwko jemu samemu. Niebezpieczeństwo takiej taktyki polega jednak na tym, że taktyka zmienia się w strategię i program, pod którym lewica socjalistyczna nie może się podpisać.

To program lewicy socjaldemokratycznej, która obraca się i zamyka w perspektywie kapitalistycznej, co najwyżej oczekując, że kapitalizm sam z siebie wyewoluuje w postkapitalizm, praktycznie nieodróżnialny od socjalizmu. Dodajmy, że nieodróżnialny wyłącznie w kategoriach i przy kryteriach socjaldemokratycznych.

Te kryteria upowszechniły się w związku z faktem, że w miarę jak płynie czas i koncepcje lewicy radykalnej stają się coraz wyraźniej odstające od realiów i potrzeb, narasta nostalgia za czasami ZSRR czy – w naszych warunkach – PRL-u. Jest to jednak, niestety, nadal nostalgia za socjaldemokratycznym modelem w gospodarce, który dziś jawnie nie zdaje egzaminu. Jest więc wprowadzany tylnymi drzwiami, stąd dość egzotyczne sojusze taktyczne między socjaldemokratami a poststalinowcami.

W Rosji nurt poststalinowski jest silny, w przeciwieństwie do choćby Polski, gdzie był on zmarginalizowany już przed transformacją, a w jej trakcie nie liczył się zupełnie. Odrodzenie poststalinizmu jest uwarunkowane miejscem Rosji w polityce międzynarodowej. Ale jeśli w XX w. pozycja ZSRR odgrywała rolę w podtrzymywaniu oporu wobec imperializmu wiodących mocarstw Zachodu, o tyle dziś Rosja zajmuje w sercach poststalinowców jako ofiara prześladowań i ewentualny lider ze względu na jej przeszłą historię, rywalizujący o tę pozycję z Chinami, które mają jakby więcej argumentów siły. Zespolone wysiłki dałyby wymierne efekty.

Siłę post- i neostalinowców w Rosji podbudowuje nie tylko żywiołowe, bezrefleksyjne poparcie w kraju, ale i moda na zewnątrz Rosji. Poststalinowcy w koniunkturalnym sojuszu z socjaldemokracją utrwalają wizję skutecznego „realnego socjalizmu” jako wyłącznie model stalinowski. Burżuazyjnym krytykom też pasuje utrwalenie takiej oceny ZSRR i rozciągnięcie jej na Rewolucję Październikową i koncepcję bolszewicką, choćby to było niezgodne z chronologią i faktami. Tym gorzej dla faktów!

W tzw. realu nurt poststalinowski podbudowuje się dzięki powinowactwu między prawicowym a lewicowym populizmem, dodatkowo wzmocnionym populizmem socjaldemokratycznym. Podłożem dla sojuszu staje się stalinowski, socjalistyczny i prawicowy nacjonalizm, znany i wypróbowany sposób na legitymizację władzy. W tej konfiguracji nie mają czego szukać marksiści, dlatego też nie są poszukiwani przez zadowolonych uczestników sojuszu na trupie socjalistycznej perspektywy.

Można jeszcze powiedzieć, że w Rosji przynajmniej nie-stalinowcy usiłują jakoś uzasadnić to utrupienie. I tak, Aleksandr Buzgalin, trwający na posterunku mimo jednoznacznych trudności utrzymania swoich pozycji, musi przechylać się na stronę socjaldemokracji, która w Rosji nie stoczyła się jeszcze do poziomu nieodróżnialnego od poststalinizmu. Przynajmniej na ten moment wydaje się, że jest to niemożliwe, głównie z powodu nie przerwania jeszcze pępowiny łączącej reżym Putina z późnym ZSRR. Poststalinizm pozostaje w odwrocie teoretycznym, chociaż ma spontaniczne poparcie społeczne. Nastroje te jednak nie są przekładalne na zyski organizacyjne. Populizm natomiast zagospodarowuje na lewicy Siergiej Kurginian, przeprowadzając poststalinizm niczym Mojżesz swoje stadko przez Morze Czerwone. Czynnik nacjonalizmu pozostaje czynnikiem nacjonalizmu, nawet jeśli ma uniwersalistyczne zapędy. W wersji zwulgaryzowanej zostanie sprowadzony do powszechnego odczytania, szczególnie że już teraz ma opinię nurtu sekciarskiego. W wydaniu fanów i następców Kurginiana ma szansę roztopić się w populistycznej magmie, stając się jeszcze jednym czynnikiem wymierzonym przeciwko lewicy społecznej.

Aleksandr Buzgalin usiłuje uzasadnić reformistyczny charakter swoich recept (patrz: Еще раз к вопросу о диалектике реформ и революций в XXI веке), uwzględniając to, że lewica rosyjska gra na międzynarodowej arenie, wśród lewicy, która tak, a nie inaczej, się zdegenerowała. Jego recepty nie mogą odbiegać od standardu wyznaczanego na Zachodzie, choćby to był zachód od Bugu. Przecciwwaga na lewicy dla sojuszu poststalinizmu i prawicowego populizmu ze wsparciem socjaldemokracji zasadniczo sypie się nawet na naszym krajowym podwórku. Działacze krajowi z nurtów posttrockistowskich grawitują w kierunku sojuszu populistów, opierając się jeszcze na linii odcinania się od nacjonalizmu i niechęci do „faszyzmu”, co stanowi podłoże wynikowej niechęci do drobnych przedsiębiorców jako drobnomieszczańskiej bazy dla narastania owego „faszyzmu”. Niestety, niebezpiecznie przybliża ich do liberałów.

Lawirując między Scyllą a Charybdą, lewica radykalna, społeczna i klasowa, dotkliwie odczuwa brak własnych kryteriów wyróżniania się pośród tej pstrokacizny. Stąd próba Aleksandra Buzgalina, aby uzasadnić reformizm jako dopuszczalną i skuteczną taktykę w obecnych czasach.
Rodzi się jednak wątpliwość co do poręczności tego narzędzia, które dobrze się sprawdzało – z pewnego punktu widzenia – w okresie kapitalistycznej prosperity. W tamtej epoce reformizm nie musiał specjalnie się bronić, ponieważ kapitalistyczne „państwo socjalne” samo wytrącało broń z ręki ortodoksom. Dziś Buzgalin odwołuje się do realizmu opinii Lenina w tym względzie, czyli do uzasadnień o charakterze teoretycznym, co do tej pory nie było potrzebne – wystarczał argument pragmatyczny.

Aleksandr Buzgalin wyraża opinię nowoczesnej lewicy – reformy mogą stanowić przygotowanie gruntu pod bardziej konsekwentnie prosocjalistyczne rozwiązania. Wiąże ich pojawienie się z przejęciem władzy przez siły lewicowe które będą mogły wprowadzać odgórnie owe rozwiązania, przy masowym poparciu zdecydowanej większości społeczeństwa.

W gruncie rzeczy, nowoczesna radykalna lewica nie ma innego pomysłu – nawet zwolennicy ruchów oddolnych nie oczekują spontanicznej, oddolnej rewolucji o nieopanowanym, żywiołowym charakterze, a parlamentarnych rządów, które odgórnie wprowadzą warunki dla inicjatywy mas (w granicach przewidzianych prawem). Istnieją dwa problemy związane z takim podejściem. Po pierwsze, masy mogą być nastawione populistycznie i podatne na „faszystowski” nacjonalizm. Po drugie, masy mogą żądać czegoś, co wykracza poza horyzonty reformizmu lewicowego rządu.

W obu przypadkach powstaje konflikt między lewicową władzą a masami, w który chętnie wkroczą prawicowe i centrowe siły polityczne przejmując władzę lub przymuszając ją do realizowania polityki coraz wyraźniej konfliktującej ją z dołami społecznymi. Warunkiem braku konfliktu pozostaje silna gospodarka, która może zaspokoić wszelkie roszczenia odsuwając perspektywę konfliktu. A więc – pozostaje powrót do polityki populistycznej. A to jest już tylko metodą utrzymywania władzy przy pozorach demokracji, a nie alternatywą, jaką zdawała się być początkowo.

Wracając więc do cytatu z W. Kołtaszowa, który zwraca uwagę na realia gospodarcze i przywołuje do porządku: 1) recepty lewicy są akceptowalne tylko w warunkach kapitalistycznej koniunktury; 2) gospodarka kapitalistyczna stoi przed zasadniczym problemem – musi zdecydować się na niepopularne pociągnięcia socjalne w celu ratowania samej siebie. Co stanowi szansę dla lewicy, która w tej sytuacji mogłaby przejść do ofensywy, wychodząc z głębokiej defensywy, w której tkwi od dekad.

Paradoksalnie, pandemia stanowi bardzo dogodne dla kapitału usprawiedliwienie dla owych niepopularnych pociągnięć. Można zrzucić na koronawirusa winę za doprowadzenie gospodarek do częściowego załamania, co jednocześnie umożliwi ich odbudowę po owym załamaniu. Szkopuł w tym, że lekkie załamanie nie rozwiązuje niczego, nie na darmo ekonomiści przewidywali, że aktualny kryzys będzie równie dramatyczny, co ten z lat 30-tych XX w., jeśli nie głębszy.

Liberalne rządy zdają sobie sprawę z sytuacji. W końcu są kształcone na podręcznikach, które lansują liberalne poglądy, choć bez przedstawiania ich drastycznych, społecznych konsekwencji. Zatrzymują się na etapie prezentowania rynku jako mechanizmu zapobiegającego na bieżąco zatorom i barierom rozregulowującym ów mechanizm. Na bieżąco – to eufemistyczne ujęcie tego, że jeśli na bieżąco dokonują się procesy „oczyszczające”, to na pewno sam główny mechanizm będzie funkcjonował bez zarzutu. Co nie jest prawdą, choć pewnie amplituda cyklu może się okazać nieco bardziej spłaszczona.

Spłoszone pandemią społeczeństwo przyjmuje argumentację bez szemrania, rządy prowadzą politykę niekonsekwentną, lawirując między interesem gospodarki kapitalistycznej a presją społecznych niepokojów. Zaś grupy usiłujące się bronić zostają same z piętnem – poniekąd słusznym, ale w kogo tu nie można by cisnąć kamieniem – „sobie winnych”. W kapitalizmie nie ma niewinnych.

Tak więc, Wasilij Kołtaszow wykazuje się realizmem w ocenie sytuacji w wymiarze ekonomicznym. Jego ocena jest oceną zgodną z teorią marksistowską, która wskazuje na to, że sprzeczności narastające w gospodarce kapitalistycznej są nieuchronne nawet przy jak najbardziej zrównoważonym i racjonalnym jej prowadzeniu dzięki ingerencji państwa i innym mechanizmom zaczerpniętym choćby z „realnego socjalizmu”.
A ponieważ tak jest, i wiemy, że przezwyciężenie kryzysu jest możliwe za cenę konkretnych i wymiernych ofiar społecznych, jedynym radykalnym programem jest wyjście poza rozwiązania kapitalistyczne. A do tej świadomości współczesna lewica jeszcze nie dojrzała.

A może jednak?

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
22 maja 2020 r.