Okresy, kiedy jasność ideologiczna staje się jednoznaczna, są bardzo krótkie. Spory ideowe przed Rewolucją Francuską nie miały jednoznacznego zwycięzcy. Dopiero powodzenie w uznaniu zamieszek przy okazji wątpliwego szturmu na Bastylię za początek rewolucji, do której – w oczekiwaniu sukcesu – przyłączyła się chybotliwa większość (normalny objaw!), mająca różnorodne cele i interesy własne, stanowiło jakościowy przełom, próg, po którego przebyciu wszystko zaczęto odnosić do zwycięskiej koncepcji. Dialektyka negatywności (sprzeczności i konfliktów) zaczęła znowu swoją krecią robotę w momencie szczytu przełomu pozytywnego, jakościowego.

Tajemnicą skuteczności opóźniania dialektycznego mechanizmu negacji jest świadome ograniczanie zakresu rewolucyjnej zmiany. Jest to działanie niejako wbrew naturalnej skłonności organizmu zyskującego nieoczekiwaną przewagę i usiłującego zagwarantować ją sobie na wieczność. Najskuteczniej to zrobić dzięki objęciu zmianą możliwie całej dostępnej przestrzeni w logicznym przeświadczeniu, że jeśli zmiana obejmie najszerszy zakres aktywności, wówczas cofnąć ją będzie bardzo trudno, jeśli w ogóle możliwe.

Przyłączanie się grup społecznych do zwycięskiej idei jest sprawą normalną. Każda taka grupa usiłuje przyswoić na własnym terenie nową zdobycz. Okazuje się, że można zreinterpretować w logice nowego sposobu myślenia zasadniczo całe życie. Nowa idea daje możliwość skutecznej argumentacji nie na zasadzie przekonania nieprzekonanych, ale na zasadzie bezradności inaczej myślących wobec kategorycznej odmowy przyjmowania ich argumentacji. Kryterium prawdy staje się kryterium większości. Broń jest obosieczna, ponieważ jej skuteczność zależy w zasadniczym stopniu od wahań nastrojów mas. Stąd mamy licznych wyznawców koncepcji, że masy się nie mylą, czyli czcicieli kościoła „żywiołowości” i instynktu politycznego mas.

W efekcie, ze stuprocentową pewnością mamy do czynienia z manipulowaniem masami i ich świadomością, ponieważ masy „spontanicznie” lgną do zwycięskich idei, w których dostrzegają sposób na racjonalną adaptację. Nie bez znaczenia jest też fakt, że „masy” nie są jednorodne. Najczęściej kryterium „masowości” jest liczebność, natomiast kryterium zróżnicowania są konsekwentnie do takiego szerokiego podmiotu aktywności ogólnie pojmowane ogólniki jak Dobro i Sprawiedliwość. Problem w tym, że dialektyka świadomości polega jak raz na mutacjach genetycznych owych ogólnych pojęć.

W efekcie lewica postrzega ze zdumieniem, że owe masy opowiadają się za zasadami, które ewidentnie szkodzą ich własnemu interesowi. Nie tylko robotnicy okazują się nosicielami osobowości autorytarnej, ale i drobni przedsiębiorcy popierają silną rękę władzy, jeśli tylko ta zapewnia im pacyfikację siły roboczej i wsparcie w okresie kryzysu, natomiast nie wymaga od nich solidarności społecznej w okresie prosperity. Okazuje się, że doktrynalne przekonanie o tym, iż społeczeństwo podzieliło się dwubiegunowo na wielki kapitał i całą resztę jego przeciwników, jest nieadekwatne do rzeczywistości. „Masy” kierują się instynktem w tym sensie, że wyczuwają, w jakim systemie wartości będą mogły się najlepiej dostosować do narzuconych warunków.

Lewica obyczajowa natomiast obstaje przy wizji świata, w którym podstawowe kwestie reprodukcji materialnej społeczeństwa zostały skutecznie rozwiązane (nota bene, przez system kapitalistyczny), a pozostaje oczywista kwestia pełnego rozwoju wolności, która przy założeniu abstrahowania od warunków materialnych w żaden sposób nie ogranicza wolności współobywateli.

Ta lewica nie może zrozumieć, dlaczego „ciemne masy” są tak bezinteresownie zawistne o wolność jednostek, nie zagrażającą wszak ich własnej wolności. Ba, nawet promującą ich własną wolność obywatelską.

W czasach Marksa szła walka, zapewne nie do końca uświadomiona przez samych klasyków (na co wskazuje przykład F. Engelsa), o wyodrębnienie świadomości klasy wiodącej, której misją była zmiana warunków reprodukcji społeczeństwa na poziomie elementarnym, materialnym, fizycznym. Ten poziom stanowi warunek możliwości rozwoju cywilizacyjnego, kulturalnej nadbudowy nad reprodukcją społeczną. Fakt, że rozwój zachodniej cywilizacji doznał przyspieszenia w wyniku zaprzęgnięcia nauki w mechanizm ujarzmiania przyrody, sprzyjał schlebiającemu próżności warstw wyższych przekonaniu, że rozwój materialny jest w rosnącej mierze wynikiem rozwoju sił duchowych, zaś wkład prostej siły roboczej traci na znaczeniu. Powoływano się przy tym na samego Marksa, który wskazywał na wzrost organicznego składu kapitału jako na tendencję historyczną.

Uważano, że w dużej mierze naukowa składowa teorii ekonomii marksistowskiej znosi ideologiczną tezę o dziejowej roli klasy robotniczej jako klasy pracowników fizycznych, zatrudnionych w przemyśle. Taki był zamysł rewizjonizmu i korzenie socjaldemokracji w dzisiejszym tego słowa znaczeniu.

Ideologiczna składowa marksizmu wyrasta jednak z krytycznego przewartościowania koncepcji utopijnych towarzyszących całemu okresowi pisanej historii ludzkości, czyli całego okresu istnienia społeczeństwa klasowego. Istota tej składowej w marksizmie polega na zrozumieniu, że rozwój ludzkości, cywilizacji ludzkiej, nie jest procesem neutralnym, przyrodniczym lub boskim zamysłem (co na jedno wychodzi, albowiem deiści są także wyznawcami boskiego planu), ale procesem dialektycznym, w którym istnienie człowieka z jego samoświadomym rozumem stanowi jakościową różnicę w stosunku do świata zwierzęcego, przyrodniczego. Pojawienie się obdarzonej rozumem istoty, zdolnej do przekształcania świata, a nie tylko do adaptacji do zastanych warunków, stanowi zasadniczą sprzeczność, czyli mechanizm napędzania dialektycznego procesu, gdzie sprzeczności rodzą się na bazie nieustannej zmiany dążącej do swego apogeum i nieuniknionego konfliktu oraz rozkładu.

Stawiając sobie jako cel przebudowę społeczeństwa ludzkiego, marksizm świadomie samoogranicza swoją optykę do interesów specyficznej klasy społecznej (klasy robotniczej). Współczesna lewica koncentruje się na troskliwej aranżacji towarzyszących elementów wystroju nowego społeczeństwa. A akurat tu można by dać upust żywiołowości i wolnej konkurencji rozwiązań.

System kapitalistyczny, który doprowadził do szczytu możliwości panowania nad przyrodą i uczynił ją bezbronną wobec rabunkowej gospodarki naturalnymi bogactwami, jednocześnie postawił wolność jako główną wartość moralną. Niczym nieograniczona arbitralność w czerpaniu z bogactw Natury jest faktycznie najwyższym wyrazem wolności, do jakiej dążył człowiek gatunkowy, usiłujący wyrwać się ze świata zwierzęcego. W stadium zwierzęcym, człowiek instynktownie czerpał z owej natury, podobnie, jak czynią to inne zwierzęta do tej pory. Nie zdając sobie sprawy z tego, że doświadczają maksymalnej wolności. Nie był jednak w stanie – jak i owe zwierzęta – zagrozić Naturze, która w swej bujności i witalności zawsze leczyła zadane jej rany. Jednak cywilizacja ludzka przerosła swą dynamiką dynamikę samoreprodukcji przyrody.

Głównym zamysłem Marksa nie było narzucenie ludzkości samoograniczenia w eksploatacji przyrody, chociaż wywody teoretyczne prowadziły go także i w tym kierunku badawczym (nieograniczone możliwości eksploracji w dziedzinie sztucznego świata stworzonego przez ludzką cywilizację opartą na fundamencie rozwoju intelektualnego raczej niż podbijania poziomu luksusu konsumpcyjnego).

W tym miejscu pojawia się świadomość wagi ideologicznej składowej marksizmu, jaką jest interes klasowy klasy bezpośrednich producentów materialnych (tworzonych na styku z żywą przyrodą) warunków bytu społeczeństwa. Utopie historyczne wskazują na główną wartość człowieka gatunkowego, jaką jest poszanowanie i niewykorzystywanie drugiego człowieka w charakterze narzędzia do podnoszenia własnego dobrobytu. Dopóki Natura była zdolna do neutralizacji aktywności człowieka, dopóty zniesienie klasowych stosunków pozostawało moralnym wyborem wolnego człowieka. Jednak w momencie, kiedy Natura ujawniła swą niewydolność w tym zakresie (neutralizacji skutków ekspansywnej cywilizacji), problem przestał być wolnym wyborem, a stał się palącą kwestią dotyczącą samego istnienia gatunku.

Lewica, która zajmuje się kwestiami obyczajowymi, przyjmuje argument o niemożliwości kontynuowania dotychczasowego, konsumpcyjnego modelu społeczeństwa, szkodzącego środowisku naturalnemu. Jednocześnie, dramatyzm wyboru polega na konieczności ograniczenia wolności części społeczeństwa. Wolności rozumianej jako prawo do nieograniczonego korzystania z zasobów przyrody w dowolnym miejscu i czasie.

Ta wolność dotyczyła i dotyczy w praktyce niewielkiego ułamka ludzkości, głównie ulokowanego w tzw. złotym miliardzie. Problem w tym, że w naszych czasach różnice społeczne wróciły na własne podwórka. Kraje dawniej w pełni podporządkowane reżymowi kolonialnemu wytworzyły, po tzw. upadku „komunizmu”, własne systemy nowoczesnego zróżnicowania klasowego, z wyzyskiem własnej siły roboczej na własne potrzeby. W krajach niegdysiejszego Pierwszego Świata musiały odtworzyć się grupy społeczne, niezbędne do zapewnienia materialnej reprodukcji społeczeństwa. Jest to związane z koniecznością wyrzucenia ich z owego „złotego miliarda” i z polityką ponownego przypisania owych grup społecznych do ziemi, na wzór chłopów pańszczyźnianych, oczywiście, w upiększonej postaci, gdzie łańcuchy będą pozłacane.

Ludzkość stoi przed przełomowym wyborem: albo odrzucenie klasowości i rzucenie się w wir nieeksplorowanej do tej pory przygody ze społeczeństwem bezklasowym i trudnościami, jakie ono niesie (których nie zdołał jeszcze przeanalizować Marks, ale które filozoficznie przeczuwał), albo odrodzenie stosunków klasowych w tradycyjnej postaci, co zaowocuje stabilizacją stosunków społecznych, rozwojem tzw. sustainable economy (gospodarki zrównoważonej, czyli odrzucającej dynamikę kapitalizmu), szansą na zapanowanie nad kryzysem ekologicznym itd., itp., ale kosztem zróżnicowania ludzkości na panów i poddanych. Ci ostatni nie będą więcej znaczyli niż zwierzęta, a nawet mniej, ponieważ w przeciwieństwie do zagrożonych gatunków, homo sapiens wykazuje się nadreprezentacją w przyrodzie.

Warto więc sobie uświadomić różnicę, jaka dzieli marksistów od reszty lewicy. I zawsze dzieliła. Zarysowana wyżej alternatywa została rozwiązana przez marksizm już na początku swego istnienia. Nie boimy się podejmować nieznanych wyzwań na drodze uznania jedności gatunku ludzkiego, ze wszystkimi wynikającymi stąd problemami logistycznymi i moralnymi. Pozostałe rozwiązania, jak by nie stanowiły pozornej różnorodności, sprowadzają się do modelu konserwatywnego w bazie społecznej. Różnice w sferze obyczajowej są drugorzędne i różne rozwiązania mogą podlegać fluktuacji sprawiając wrażenie dynamiki i burzy w szklance wody, tak jak rzecz miała się w dotychczasowej historii.

Strukturalny kryzys kapitalizmu XXI wieku przybrał charakter niepokojący, prowadząc do destabilizacji sytuacji materialnej sporych rzesz ludności w krajach wysokorozwiniętych. Nie bez znaczenia jest zwrócenie uwagi na problematykę reindustrializacji w owych krajach, gdzie dotychczas powodem do dumy był poziom zastąpienia produkcji materialnej przez sektor usług. Był to model konsumpcjonistyczny, bezpośrednio prowadzący do dzisiejszych problemów z ekologią i zrównoważonym rozwojem. Dążenie do uniknięcia problemów z odradzającą się klasą bezpośrednich producentów materialnych warunków reprodukcji społeczeństwa jest najgłębszym podłożem kontrowersji i wojny między kapitałem produkcyjnym a spekulacyjno-finansowym, między gospodarką rzeczywistą a gospodarką wirtualną. Konserwatyści starego typu usiłują wejść po raz drugi do tej samej rzeki, co jest niemożliwe i o czym wiadomo już od czasów Heraklita. Nowocześni konserwatyści, zrodzeni przez antykomunistyczną, tzw. wolnościową lewicę, mają świadomość niemożliwości odtworzenia starego konserwatyzmu, który szybko zreprodukuje tradycyjne problemy i walkę klasową.

Rozwiązaniem jest dla nich swego rodzaju społeczny darwinizm, gdzie kryterium doboru będzie dostęp do kurczących się środków utrzymania. Jest to z ich punktu widzenia najbardziej humanitarny i zobiektywizowany sposób doboru naturalnego. Nie bez znaczenia jest fakt, że skazane na degradację grupy społeczne są nosicielem wstrętnej dla światłych humanistów osobowości autorytarnej i należą do wstecznego ciemnogrodu. Tak się szczęśliwie złożyło, że „złoty miliard” będą stanowić sympatyczni, metroseksualni przedstawiciele wszystkich dostępnych płci, kochający bliźnich i zwierzęta, pozbawieni agresji lub wyhamowani przez dawkowanie zioła.

Chociaż niespecjalnie czuliśmy pociąg do studiowania myśli teologicznej, w pamięć zapadła nam teza wyczytana w Theillarda de Chardin o tym mianowicie, że ewolucja odbywa się od jedności do różnorodności i odwrotnie. Słuszność spostrzeżenia tego myśliciela potwierdza obserwacja współczesności – zanikowi różnorodności biologicznej towarzyszy zadziwiające, przyrodnicze dążenie do odtworzenia różnorodności w ramach tego gatunku, który zdominował świat naturalny. W przeciwieństwie do różnych świeżo nawróconych na lewicę społeczną w odróżnieniu od kulturowej, w tendencji do proliferacji zróżnicowań płciowych mających genezę w kulturze, dostrzegamy tę właśnie tendencję jako jeszcze jeden przejaw działania praw dialektyki. Historia przyrody wskazuje na ewolucję systemów reprodukcji gatunkowej, a ich różnorodność może przyprawić o zawrót głowy. Historia cywilizacji jest przykładem narzucania stabilnych ról płciowych w ramach podporządkowywania pewnych grup społecznych panowaniu innych, gdzie „biblijna” rodzina była, m.in. efektem planowej hodowli siły roboczej. W przeciwieństwie do anarchii relacji seksualnych w warstwach wyższych społeczeństwa, choć i tam system rodzinny (o wiele bardziej rozbudowany i skomplikowany) służył głównie zabezpieczeniu majątku.

Wszystkie tendencje, które obecnie obserwujemy w formie zalążkowej, przydadzą się w przyszłości bądź okażą się ślepym zaułkiem ewolucji, świadcząc o hojności natury i o szafowaniu stworzonym przez nią materiałem genetycznym.

Szacunek osobie ludzkiej możemy okazać tylko w ramach społeczeństwa bezklasowego, choćby nas to sporo kosztowało i wymagało wielkiego trudu, błędów, upadków, zwątpień. Ale, tak naprawdę, tylko ta przygoda ludzkości ma wartość. Czas wreszcie wyjść z prehistorii ludzkości i zacząć właściwą historię. Żyjemy w węzłowym, najciekawszym momencie historii ludzkości, porównywalnym tylko z tym, który Biblia opisuje metaforycznie jako wygnanie z raju, czyli utworzenie się warunków obiektywnych dla wyjścia człowieka ze świata zwierząt. Dotychczas trwał eksperyment z nowouzyskaną samoświadomością, którą usiłowaliśmy jako gatunek pogodzić ze zwierzęcym jeszcze postrzeganiem naszego miejsca w przyrodzie: wolność jako nieograniczone czerpanie w sytuacji, kiedy wytworzyliśmy sobie możliwość wyczerpania zasobów Natury. Samoograniczenie jest decyzją świadomą. Zwierzęcą pozostałością jest pragnienie przerzucenia ograniczeń na ujarzmioną część ludzkości w ramach systemu klasowego, aby ułamkowi ludzkości pozostawić możliwość nieograniczonego czerpania na dotychczasowych zasadach.

Wszystko inne jest ideologiczną zasłoną, aby uprzyjemnić nam nowe niewolnictwo.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
5 kwietnia 2021 r.