Barbara Więckowska, okazując wcześniej niejaką sympatię dla naszych tekstów, jednocześnie przy ich interpretacji wykazała, że utożsamia się dokładnie z tym, co my krytykujemy. Podejrzewając, że zaszło jakieś nieporozumienie, podkreśliłam raczej to, co jest dla nas nie do przyjęcia. No i okazało się, że Barbara obraziła się śmiertelnie, ponieważ do tej pory sądziła, że ma takie same poglądy, co my, a teraz nagle objawiło się jej, że nasze poglądy to dokładnie to, co krytykujemy.

Kobieca logika czy ki diabeł?

Ze względu na wrodzoną delikatność (tak, tak!) nie polemizowałam z Barbarą, ale wykorzystałam jej uwagi jako pretekst dla ponownego wyjaśnienia naszych poglądów.

Weźmy po kolei.

1. „[Ewa Balcerek] oskarżyła mnie o reformistyczne odchylenia w kierunku konformistycznej lewicy salonowej, która przewrotu ustrojowego dokonać chce przy pomocy powierzchownej krytyki społeczeństwa mieszczańskiego poprzez dążenie do idealistycznie (w sensie filozoficznym) pojmowanej „wolności”, zarzucając mi przy tym, że jako podmiot walki z kapitalizmem uznaję raczej LGBT, aniżeli miejsce zajmowane w przemysłowej strukturze stosunków produkcyjnych”.
Mówiłam więc o nowoczesnej lewicy, a niekoniecznie o Barbarze, wyjaśniając tylko i doprecyzowując z czym się nie zgadzam. Niekoniecznie odnosiłam się do Barbary. Tak było w przypadku kwestii LGBT.

Barbara uważa, że pisząc: „marksizm jako podstawa teoretyczna pokazuje nam, iż również zagadnienia ze sfery nadbudowy, a więc feminizm, rodzina, prostytucja, kwestie rasowe, religijne, a nawet LGBT itd., rozwiązać możemy TYLKO poprzez zmianę ustroju! I mało tego, to właśnie na gruncie marksizmu jako metody, jakiegokolwiek tematu byśmy nie poruszyli, od czegokolwiek byśmy nie zaczęli, to właśnie poprzez dialektyczną czerwoną nić w ostatniej instancji dojdziemy do stosunków klasowych!”, głosi poglądy zgodne z naszymi. Otóż jest inaczej.

Ustosunkowałam się do lewicy, która faktycznie zastąpiła podmiot marksowski radykalną młodzieżą i różnorodnymi mniejszościami. Niekoniecznie jest to zarzut w stosunku do Barbary. Biorąc pod uwagę ww. cytat z Barbary, wolałabym jej raczej postawić zarzut prymitywizowania marksizmu, a tego nie chciałam robić, bo – wbrew jej żalom – nie zależy mi w tym momencie na „jebaniu” lewicowców, którzy nie mogą się wyzwolić spod uroku stalinowskich czytanek.

Jednym słowem, nie podjęłam wątku, który Barbara akurat faktycznie mocno forsowała w swoich komentarzach, sugerując, że to i nasze poglądy. Nie podjęłam też wątku Marksa jako krytyka literackiego, a ściślej – wykreśliłam swoje uwagi na ten temat, ponieważ byłaby to walka na dwa fronty: przeciwko nowoczesnej lewicy i przeciwko lewicy poststalinowskiej.

W pewnym stopniu uznaję skargę Barbary, że polemizując z nowoczesną lewicą, mogłam sprawić wrażenie, że wmawiam jej obce poglądy. Przypadkowo wyszło chyba na to, że zrobiłam to, co ona sama wcześniej w stosunku do nas. A więc – nie rób bliźniemu, co tobie niemiłe. Choć nie była to zemsta, tylko podążanie za własnym tokiem myślenia, nie bardzo licząc się z komentarzami, które służyły wyłącznie za pretekst.

Nadrabiam teraz ten brak respektu i ujawniam, że uważam, iż krytyka dowolnego zjawiska społecznego, naukowego czy artystycznego wyłącznie z perspektywy klasowej jest nieadekwatna. Kiedy Marks odnosił się do dzieł Balzaka jako doskonale oddających ducha burżuazji, to robił to w kontekście swojego dzieła, którego celem było wyjaśnianie burżuazyjnych stosunków społecznych, a nie w charakterze krytyka literackiego. Masowe powielanie schematu „obnażania” czy „demaskowania” ukrytego podłoża klasowego i przedstawianie tego jako krytyki literackiej w rzadkich przypadkach było przejawem geniuszu krytyka-literaturoznawcy, a częściej chałturą. Podobnie, jeśli chodzi o kwestie obyczajowe, w tym prostytucję, gender i feminizm, to stwierdzenie, że wszystko to rozwiąże za jednym zamachem zniesienie klas, także trąci prymitywizmem. Do tej kwestii w jakiś sposób – nie wprost, wciąż z delikatności uczuć – ustosunkowałam się dopiero w poprzedniej polemice, wykazując (jak mniemam) zdolność do zdobycia się na obiektywizm, zauważając polityczność kwestii obyczajowych. A nie, tak po prostu – jebać te kwestie, bo wszystko nam załatwi bezboleśnie klasowy walec.

Natomiast co do kwestii istotnej z naszego punktu widzenia, a mianowicie kwestii podmiotowości klasy robotniczej, to nie zauważyłam nigdzie deklaracji Barbary w tymże duchu. Czytać nas i nie zauważyć tego elementu – to chyba mistrzostwo świata! Nasza polemika z lewicą w kwestii LGBT dotyczy faktycznie kwestii podmiotowości walki z kapitałem, ale nigdzie Barbara nie podjęła tego wątku w swoich poprzednich komentarzach. LGBT wrzuciła w kontekst, który bynajmniej nie dotyczył tej kwestii. Barbara zastosowała interesujący chwyt (nie wiem na ile świadomy), a mianowicie krytyczny stosunek do LGBT wsadziła w kontekst czysto stalinowskiego, schematycznego, z naszej perspektywy drugorzędnego problemu rozwiązywania kwestii LGBT. Dla środowiska LGBT oraz dla jakże nowoczesnej lewicy nie ma problemu LGBT (a także feminizmu czy prostytucji), w taki sposób, jak istnieje problem nierówności społecznych. Dla nas istnieje problem lewicy obyczajowej, a nie problem LGBT.

Rozumiem, że Barbara zgadzała się z nami w kwestii przedstawionego przez siebie „rozwiązania problemu LGBT”. Szkoda tylko, że my się ze sobą w takiej interpretacji nie zgadzamy.

Podobnie nie jest dla nas problemem marksistowska krytyka freudyzmu, gdyż obawiam się, że ma ona podobny status, co wyżej wzmiankowana „marksistowska” krytyka literacka. Natomiast zetknęliśmy się na radykalnej lewicy z radykalną krytyką ruchu robotniczego z pozycji freudyzmu.

2. „Nie wiem jak można połączyć marksizm, którego podstawą jest w końcu materializm z opartą na idealistycznych aksjomatach doktryną chrześcijańską, co z gruntu wydaje się nielogiczne.”

Pragnę zauważyć, że Barbara całkowicie nie zrozumiała tekstu lub przeleciała go wzrokiem bez zrozumienia. Pisaliśmy o tym, że „ubóstwiony” marksizm jako teoria odnosząca się do wszystkiego (skądinąd w podobnym duchu, jak sugerowany przez Barbarę sposób na krytykowanie wszystkiego z pozycji klasowych) staje się czymś podobnym do chrześcijaństwa. Nie pisaliśmy w inkryminowanym tekście o „połączeniu marksizmu z doktryną chrześcijańską”, chociaż, zapewniam, można to robić, czego żywym przykładem Marek Zagajewski, prominentny członek Stowarzyszenia Marksistów Polskich. Polemikę z nim na ten temat mamy również w swoim dorobku.

Nota bene, tenże Marek Zagajewski słusznie zwraca uwagę na to, że Marks uważał religię za „opium ludu”, a nie „dla ludu”, ale to drobiazg.

3. „Wracając do LGBT to można to zjawisko rozpatrywać z marksistowskiej perspektywy jako wynikające z uwarunkowań stosunków produkcji np. za pomocą foucaultowskiej ekonomii rozrodczości, co w dużym uproszczeniu brzmiałoby następująco: „w kapitalizmie homoseksualizm nie cieszy się dużym szacunkiem, gdyż z homoseksualnej miłości nie ma dzieci, a więc i również produkcji taniej siły roboczej, co nie przynosi burżujowi zysku. Jest więc z punktu widzenia kapitalisty homoseksualizm nieopłacalny. Dlatego też relacje homoseksualne będą w kapitalizmie deprecjonowane”. Czy z tej analizy wynika ujęcie homoseksualizmu jako podmiotu klasowego i głównego czynnika sprawczego walki ustrojowej, na to pytanie odpowiedź pozostawiam Wam.”

Przytoczony cytat ilustruje słuszność naszego zarzutu wobec lewicy, a obnaża fałsz twierdzenia Barbary, że różni się ona z ową lewicą w kwestii podmiotowości klasy produkcyjnej. Różnica znika, co widać na załączonym przez Barbarę obrazku (czyli cytacie). Co sprawia, że faktycznie coś jest w oburzonym odczytaniu przez Barbarę moim zaszufladkowaniu jej: „[Ewa Balcerek] oskarżyła mnie o reformistyczne odchylenia w kierunku konformistycznej lewicy salonowej, która przewrotu ustrojowego dokonać chce przy pomocy powierzchownej krytyki społeczeństwa mieszczańskiego poprzez dążenie do idealistycznie (w sensie filozoficznym) pojmowanej „wolności”…” etc.

Otóż – rozpatrywanie homoseksualizmu z perspektywy „uwarunkowań stosunków produkcji” nosi ten sam smętny charakter, co rozpatrywanie walorów artystycznych dzieła literackiego z perspektywy „uwarunkowań stosunków produkcji”, czyli – ma się nijak do istoty zagadnienia. Bardzo w „nowolewicowym” duchu, tak właśnie rozważana tu jest ta kwestia. Postuluje się sensowność rozpatrywania homoseksualizmu jako szczególnego przypadku stosunku produkcji. W tym wypadku – negatywnego, bo nie przynoszącego reprodukcji siły roboczej. Sam pomysł oczekiwania (choćby niespełnionego) od kogoś przynoszenia zysku czyni z niego podmiot relacji produkcji. A takie ujęcie wpisuje się w litanię produkcyjnego upodmiotowienia różnych grup społecznych, które stało się swoistym hobby lewicowej rodzinki. Na pytanie (w zamierzeniu retoryczne) Barbary pragnę odpowiedzieć, że jak najbardziej wynika! Przynajmniej dla nowoczesnej lewicy, bo przecież nie dla nas.

Jak się to uzasadnia? Ponieważ homoseksualista jest pracownikiem najemnym, to jest podmiotem relacji produkcyjnej, ponieważ lewica nie uznaje marksowskiego rozróżnienia na pracę produkcyjną i nieprodukcyjną. Będąc stroną (deprecjonowaną) relacji najemnej, wytwarzającej wartość, jest bardziej dyskryminowany niż robotnik (biały hetero), a więc jest podmiotem bardziej skłonnym do buntu przeciwko swojej pozycji na rynku siły roboczej. Ergo – staje się potencjalnie „głównym czynnikiem sprawczym walki ustrojowej”. Co lewica głosi wszem i wobec niczym Nową Ewangelię. Lepsza byłaby tylko czarnoskóra robotnica lesbijka.

Podsumowując: Barbara Więckowska w swoich przyjaznych z pozoru komentarzach pod naszym tekstem, tak naprawdę usiłowała wmówić nam nie nasze poglądy. Które szczerze polubiła na facebooku. Szkoda, że nie były nasze.

Odwdzięczyłam się jej (nie do końca złośliwie) polemiką z nie jej poglądami, ale lewicowej rodzinki. Co powyższym nadrabiam, żeby nie było, że nie szanuję przeciwników w polemice.

Bardzo jestem wdzięczna Barbarze za jej komentarze, ponieważ, jak zwykł mawiać mój ojciec: „Tłumaczę im i tłumaczę. W końcu sam zrozumiałem, a oni wciąż ani w ząb” – bez tej polemiki nie zdołałabym sformułować paru myśli, które nieskromnie uważam za dość interesujące. Mam nadzieję, że polemika pozwoliła także Barbarze spojrzeć na temat z niecodziennej perspektywy.

Ewa Balcerek
9 sierpnia 2020 r.