Nie wygląda na to, żeby w rozpoczętym właśnie roku miała nastąpić jakaś zmiana na lepsze. Dobra zmiana już była i dołączyła do lepszej przyszłości. Walkę klasową w obrębie gender zastąpiła walka między covidianami a antyszczepionkowcami jako kreatywne rozwinięcie postępowej myśli lewicowej.

Ideologię mniejszości nieuchronnie zastępuje ideologia większości, odzwierciedlona w kryzysie pandemicznym, który z natury rzeczy ma charakter masowy. Ciekawe, że wraz z upadkiem tzw. komunizmu nagle przestał mieć znaczenie indywidualizm. Nie ma on już wartości argumentu przeciwko „totalitarnemu” reżymowi, który stawiał sobie zbyt wiele trudnych i sprzecznych zadań, jak np. pogodzenie dostatniego, indywidualnego poziomu życia z zarządzaniem ograniczonymi zasobami, bez dopuszczenia samych producentów do możliwości decydowania o podziale.

Należy zdać sobie sprawę z faktu, że nasza obecna, zachodnia nienormalność to jest normalność 80% reszty świata, ludzi, którzy nie latają odrzutowcami ani nie pływają statkami rejsowymi w celu poszukiwania relaksu w różnych zakątkach świata, których atrakcyjność polega na tym, że są inne niż świat, w którym żyjemy na co dzień, a który stał się nieznośny, ponieważ jest zbyt przepełniony zdobyczami naszej własnej cywilizacji technicznej. Mieszkańcy obszarów, które są jeszcze przyjazne dla człowieka, są pozbawiani uroków i możliwości korzystania z tych zasobów, ponieważ muszą je sprzedawać turystom, aby osiągnąć poziom życia, przed którym owi turyści uciekają, nie będąc w stanie przeprowadzić się na stałe w owe miejsca. Taka możliwość jest dostępna tylko najbogatszym, którzy nie są zainteresowani, aby klasa średnia dołączyła do nich.

Ludzie, którzy liczą na szczepionkę, mają gorącą nadzieję, że w wyniku masowego szczepienia świat wróci do „normalności” sprzed pandemii, czyli do trybu życia, który sprzyja rozwojowi chorób zakaźnych. Samo pojęcie pandemii jest nadużywane, ponieważ tym panikarskim określeniem opisuje się zjawisko, które dotknęło 20% światowej populacji, reszcie dorzucając tylko kolejną, wcale nie najbardziej dotkliwą plagę do repertuaru już im znanych. Ale, w logice „białego człowieka” terroryzm dotyczy tylko buntu przeciwko jedynemu słusznemu światu rozpasanej konsumpcji, zaś pandemia może dotyczyć choćby i mniejszości, ale tej ważniejszej mniejszości światowej populacji.

Tak więc, popularność szczepienia bierze się z niekoniecznie prawdziwego wyobrażenia, że pozwolą one na kontynuowanie życia, jak przedtem. Nawet jeśli sami zainteresowani zaznaczają, że wcale nie chcą życia jak przedtem. Chodzi o to, żeby można było się poruszać swobodnie, nie bać się zarażenia, a wówczas zapomnimy o wszystkich naszych obietnicach rezygnacji z konsumpcyjnego stylu życia bez ryzyka, że zostaniemy za to ukarani. Trudnym do ominięcia argumentem jest fakt, że szczepienia wyeliminowały z naszego życia różne groźne w przeszłości choroby, jak, np. polio, gruźlica itp. Kto zaprzeczy błogosławionym skutkom owych masowych akcji szczepienia dzieci, które uczyniło nasz świat bezpiecznym na przestrzeni owego skądinąd przeklętego XX stulecia, które przyniosło „komunistyczny totalitaryzm” wraz z głupim przekonaniem, że możliwe jest społeczeństwo powszechnego, równego dostępu do godnego poziomu życia?

Szczepienia są poza tym bezpieczne, ponieważ wspomagają nasz system odpornościowy. Zastanawia tylko, skąd bierze się ta nienawiść zwolenników szczepień do zabobonnych antyszczepionkowców, skoro zaszczepieni będą odporni na atak wirusów, w przeciwieństwie do osób niezaszczepionych. Prosta wiara polega na przekonaniu, że zaszczepieni na wirusy nie będą dla nich żywicielami i te ostatnie zdechną z głodu (szczególnie jeśli wybić wszystkie nietoperze, norki i koty), podczas gdy niezaszczepieni będą nosicielami i żywicielami agresywnych wirusów, nawet jeśli będą mieli własną, naturalną odporność.

Na zdrowy rozum mechanizm powinien być podobny w obu przypadkach: organizm odporny na wirusa nie daje mu możliwości rozwoju i namnażania. Szczepienia zastępują brakujący mechanizm odporności własnej organizmu. Czy osoba zaszczepiona nie może być nosicielem wirusa, podobnie jak osoba niezaszczepiona, posiadająca własny, skuteczny mechanizm samoobrony? W każdym bądź razie, w kontakcie między osobą zaszczepioną a niezaszczepioną, osoba zaszczepiona powinna być w lepszej sytuacji, ponieważ na pewno ma system obrony przeciwko wirusowi. Niezaszczepiony – na dwoje babka wróżyła. Jeżeli jednak szczepionka ma być skuteczna wyłącznie dopóki zaszczepiony nie będzie miał kontaktu z wirusem, to całą tę zabawę można o kant d… potłuc.

Ale przecież wyeliminowanie groźnych chorób zakaźnych itd., itp. Problem w tym, że w momencie, kiedy pogorszyły się warunki i poziom życia w rozwiniętych społeczeństwach, owe groźne choroby powróciły, chociaż szczepionki podawane w wieku dziecięcym nadal obowiązują. Czy to nam czegoś nie mówi? Wygląda na to, że niekoniecznie masowe szczepienia, ale masowy wzrost poziomu życia sporej liczby mieszkańców ziemi w „przeklętym” XX wieku był zasadniczym powodem, dla którego zagrożenie ze strony groźnych chorób zakaźnych uległo zmniejszeniu. Nie zmieniło się bowiem nic, poza upadkiem poziomu życia w dostatnim „pierwszym” świecie.

Wykształcenie powoduje, że ludzie zdają sobie sprawę ze znaczenia ekologii, higieny życia codziennego i szkodliwości nadkonsumpcji. Dają nawet temu świadectwo w różnych wypowiedziach. Jeżeli jednak mówią o nadkonsumpcji, to lewica wrzuca w jeden worek nadkonsumpcję stykającą się bezpośrednio z podkonsumpcją.

W tym miejscu wkracza kwestia „masowości”. Nie ma miejsca na indywidualizm w podejściu do pauperyzującej się masy obywateli upadłego pierwszego świata. Problem masowy najłatwiej załatwić szczepionką. Kapitał zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest możliwe powtórzenie zjawiska znanego z XX wieku, a mianowicie wzrostu poziomu życia w takiej skali. Skoro to stało się niemożliwe, to jedynym rozwiązaniem jest masowe szczepienie w nadziei, że zaszczepieni nie będą nosicielami śmiertelnego wirusa. Zaszczepieni są bezpieczni pod warunkiem braku kontaktu z nosicielem wirusa, więc trzeba zaszczepić wszystkich pod hasłem wyeliminowania groźnego czynnika patogennego. Z historii wiemy jednak, że nie ma precedensu eliminacji zagrożenia, a tylko jego poskromienie tak długo, jak długo istnieje odporność zależna głównie od poziomu życia. Szczepienie i dostatek są jakąś gwarancją ochrony w przypadku osób lepiej sytuowanych. Ludzie żyjący w złych warunkach i tak mają przechlapane mimo szczepienia – co sugeruje choćby powrót gruźlicy. Jednak to nie ci biedacy są przedmiotem troski skomercjalizowanej służby zdrowia. Nawet zaszczepieni będą oni mieli osłabioną odporność i często, o wiele częściej niż inni, umierali. Jednak, podobnie jak patriotyczni emeryci, odciążą nieco, a może i wcale pokaźnie, ekologiczne obciążenie dla przyrody, ku uciesze średniaków, którzy marzą o powrocie do „normalnego” trybu życia – nadkonsumpcji.

Przy całym zrozumieniu dla ludzkiej słabości, nie dajmy sobie mydlić oczu. Jeżeli 20% nadkonsumujacej (dziadowsko, ale zawsze) ludzkości stwarza takie zagrożenie ekologiczne, to nie jest możliwe objęcie godnymi warunkami życia pozostałych 80%. To jest arytmetycznie dowiedzione. Przynajmniej w formalnej logice kapitału. Lewica powinna przestać myśleć w kategoriach cudu i zająć się kwestiami społecznymi, które pozostają dla niej prawdziwym wyzwaniem.

Przy okazji wyjaśniamy, że marksizm nie jest malthuzjanizmem, ale racjonalnym programem społeczno-ekonomicznym, w którym adaptacja społeczeństwa do ograniczonych warunków przyrodniczych nie jest sabotowana przez wymóg reprodukcji rozszerzonej: bo inaczej nie będzie komu utrzymać masy staruszków na emeryturze, czy przez konieczność nadprodukcji ludności ze względu na wymóg obronności w świecie, w którym pozostał już tylko jeden pokojowy pakt wojskowy.

Marzenia o automatyzacji i robotyzacji są w dzisiejszej, lewicowej ideologii marzeniem o możliwości wyeliminowania bezpośredniego producenta, a nie rozwiązania problemu klasowego, jak to stawiał Marks, nie bez przyczyny uznający, że jego rozważania w tym względzie nie są na tyle dojrzałe, aby je przedstawić publiczności. To były jego projekcje przyszłości, rozwiązania, które łatwo zbyć lekceważącym – utopia!

Dziś lewica uważa, że usługi nieprodukcyjne i praca służby domowej (choćby i kobiety w charakterze żony i matki) stwarzają wartość dodatkową (niezależnie od faktu, że mąż nie jest jednak kapitalistą, w której to argumentacji lewica przeczy sama sobie). Jest to jednak konieczny aksjomat, aby wyobrazić sobie świat konsumpcji kapitalistycznej bez bezpośredniego producenta materialnych warunków reprodukcji społeczeństwa, które dopiero warunkują możliwość finansowania nadbudowy kulturowej i cywilizacyjnej. Wartość tych koncepcji ukazuje dziś wyraźnie kryzys tzw. pandemii i kres utopii klasy średniej, która na lewicy została zaakceptowana i adaptowana w pojęciu „klasy pracowniczej”, zacierającej klasową odrębność klasy robotniczej (produkcyjnej w sferze produkcji przemysłowej, będącej nowoczesnym odpowiednikiem pracy na roli) od innych klas świadczących pracę najemną.

W wyrazie praktycznym, doktryna lewicowa w nowoczesnym wydaniu, pełni funkcję reakcyjną, podtrzymującą iluzję realności „kapitalizmu socjalnego”.

Beznadzieja sytuacji ideologicznej współczesnej lewicy polega na tym, że społeczny podział pracy stopniowo pozbawił grupy społeczne tytułów własności środków produkcji zastępując je złudnym poczuciem bezpieczeństwa wynikającego z unikalnych cech społeczeństwa mieszczańskiego. Jego trwałość jest uwarunkowana prosperowaniem klasy kapitalistycznej, czyli klasy przywłaszczającej sobie wartość dodatkową rzeczywistą, fizyczną, w postaci surowców i dóbr, które zasilają nieliczne, bogate społeczeństwa, utrzymując w nich porządek odpowiadający interesom klasy panującej. Pęczniejąca i kurcząca się zależnie od stanu kapitału klasa średnia jest produktem ubocznym ekspansywności owego kapitału działającego globalnie.

Przezwyciężenie kapitalistycznego sposobu organizacji produkcji i społeczeństwa zakładało racjonalne i ukierunkowane rozumnie i programowo nowe ułożenie życia zbiorowego. Jedynym niewzruszonym punktem owego programu był i pozostaje wymiar, nazwijmy go etycznym, a więc wymiar zachowania interesu klasy bezpośrednich producentów. Jest w tym określeniu ścisła logika i dyrektywa postępowania w sytuacjach, które przecież mogą być bardzo różne i nieprzewidywalne. Interes bezpośrednich producentów zawiera w sobie nieprzewidywane jeszcze w czasach Marksa, ostre problemy ekologiczne i zawiłości społecznej stratyfikacji, która wydawała się w latach 70-tych znosić „archaiczne” rozumienie klasy robotniczej na rzecz „nowej klasy robotniczej”, a następnie – „klasy pracowniczej” czy „prekariatu”. Te wszystkie określenia służą jednemu celowi – zaciemnieniu jasnej dyrektywy wynikającej ze zrozumienia roli bezpośredniego producenta, którego praca stwarza warunki reprodukcji materialnej społeczeństwa. W oczach „klasy pracowniczej”, wrogiem ekologii jest górnik, a nie kapitalista, któremu jest obojętne w gruncie rzeczy, w jaki biznes zainwestuje. Pozycja górnika w systemie produkcji kapitalistycznej dookreśla problem ekologii, jego wymiar ekonomiczny i społeczny zarazem. Odzwierciedla złożoność struktury kapitalizmu, którą to złożoność Marks opisywał. Bez zniesienia kapitalistycznego systemu produkcji, próba likwidacji antagonisty – robotnika, będzie wywoływała problem moralny, którego nie rozwiąże zamykanie oczu ani stawanie lewicy po stronie kapitalisty, który charytatywnie zainwestuje kapitał w inny interes. Stanowisko robotnika w tym konflikcie antagonistycznym, klasowym wymaga marksistowskiej odpowiedzi. Tej odpowiedzi nie daje współczesna lewica, dla której wszystko musi być proste jak drut, a wewnętrzne sprzeczności są barierą nie do pokonania ze względu na prostacką propagandę, która zastąpiła dialektykę.

Narastanie konfliktu klasowego, w którym lewica coraz bardziej znajduje się po stronie kapitału rozumianego jako warunek reprodukcji struktury społecznej (po odrzuceniu marksizmu), jest nieuchronne. W efekcie, lewica podzieli się nieuchronnie, co budzi tyleż obaw, co i nadziei. I spełnienia tej nadziei możemy sobie życzyć w nadchodzącym roku.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
3 stycznia 2021 r.