Odnosimy ostatnio wrażenie, że życie z upodobaniem usiłuje zilustrować marksistowskie, XIX-wieczne tezy.

I tak, zgodnie z diagnozą co do stanu świadomości politycznej drobnomieszczaństwa, kolega Andriej Korjakowcew raczył z entuzjazmem powitać kryzysowe przemówienie W. Putina jako rewolucyjną decyzję o wprowadzeniu – ni mniej, ni więcej – welfare state (jego wpis na własnym profilu facebookowym z dnia wczorajszego). Bez żadnych walk klasowych, oddolnego nacisku marionetkowych mas robotniczych, ot, czysta racjonalność kapitału objawiła się Putinowi. Neomerkantylizm to wcielona racjonalność takiego kraju, jak Rosja, która niepowstrzymanie prze do statusu potęgi ekonomicznej – zadanie ułatwione dzięki globalnemu kryzysowi. Zresztą, strategia działania poprzez zwiększenie zasięgu państwa socjalnego jest nieobca także i innym podmiotom światowej gospodarki, w tym i Stanom Zjednoczonym. Niemal 2 bln USD mają zostać przeznaczone na utrzymanie zdolności konsumpcyjnej tych obywateli, którzy zostaną pozbawieni środków do życia z powodu utraty pracy. A bezrobocie ma być w tym rzucie kryzysu bezprecedensowe w USA.

Trend światowy jest więc oczywisty! Co może innego zrobić kapitał, jak nie ulec presji w obliczu tak masowej skali problemu, jakim jest zepchnięcie „klasy kreatywnej” do roli „ludzi zbędnych”?

To zbyt wielki problem, żeby go zignorować. Podobnie jak wielkie banki nie mogą upaść, tak i 90% społeczeństwa nie kwalifikuje się do tak pięknej katastrofy. Dopóki państwa oglądają się jedno na drugie w oczekiwaniu na pęknięcie u sąsiada i muszą pokazywać się na jego tle jako efektywniej radzące sobie, dopóty działa szantaż ilościowy. Które państwo pierwsze będzie musiało odpuścić sobie prężenie muskułów? Później, z ulgą i pewnym poczuciem bezpieczeństwa, pozory welfare state powoli będą mogły odpuszczać sobie pozostałe. Ważne, żeby nie być pierwszym, bo zagryzą na zasadzie „łapaj złodzieja!”

Nawet 70% masy społecznej, uosobionej w klasie kreatywnej, to zbyt wiele, żeby mogła upaść nie pociągając za sobą upadku image’u systemu w ogólności i konkretnego państwa w szczególności. Rywale z ukrywaną satysfakcją i nieszczerym współczuciem będą mieli uzasadnienie dla swego własnego wycofywania się z kosztownego programu socjalnego, gdy tylko szlak zostanie przetarty. Populizm idzie w parze z autorytaryzmem, ponieważ kapitaliści przestają być zdolni do zarządzania swoimi interesami jako klasy, a biurokracja musi te sprzeczne interesy pogodzić, co nie musi być trywialnym zadaniem.

Gdyby nie była tak ważna opinia publiczna, która może wizerunkowo pożreć każdego, biurokracja państwowa nie miałaby motywacji do rozsupłania kiesy. Na razie odczuwa zresztą pewien rodzaj solidarności z resztą swojego drobnomieszczańskiego środowiska. W miarę zaostrzania kryzysu i przyspieszania krachu, solidarność będzie topniała niczym wiosenne śniegi (nieco przestarzałe wyrażenie, którego sensu zapewne nie pojmą młodsze pokolenia). Im dalej od biurokracji centralnej, tym iluzja welfare state bardziej iluzoryczna.

Warstwy pośrednie – zupełnie jakby nakręcone przez nas – idealnie ilustrują ukazywaną przez nas istotę ich „rewolucyjności” – jakże korzystnie odbijającej się na tle zburżuazyjniałej i nieruchawej klasy robotniczej! Łatwy radykalizm! Samą swoją masą drobnomieszczaństwo jest w stanie wywrzeć skuteczną presję w sytuacji, kiedy biurokracja czuje się niepewna i zdezorientowana. Drobnomieszczaństwo nie musi odwoływać się do jakiejś głupiej solidarności z robolami, których współczynnik inteligencji i zdolności percepcji rzeczywistości znajdują się na jednym poziomie. Co Korjakowcew ilustrował swoją rozmową z autentycznym robolem. Na szczucie roboli do desperackiej walki w interesie ogółu przyjdzie czas, kiedy presja samej masy nie wystarczy, a biurokracja poczuje się panią sytuacji.

I coś takiego, jak robol, miałoby odgrywać wiodącą rolę w ewentualnym sojuszu rewolucyjnej inteligencji z bojową klasą robotniczą? Drobnomieszczaństwo odczuwa w pełni swą dziejową misję ucieleśnioną w jej zdolności wywierania presji na rządzącą (gran)biurokrację aparatu państwa kapitalistycznego. Jeżeli Hegla można bronić przed zarzutem idealizowania biurokracji państwa pruskiego jako wcielonego Rozumu, to parodia heglizmu w wykonaniu guru Kołtaszowa i jego proroka – Korjakowcewa wcielającego Rozum w Putina i dialektyczną logikę dziejów – w historię kapitalizmu rosyjskiego po 1991 r., jest nie do obrony.

Tymczasem klasa robotnicza w tych samych warunkach kryzysu percypuje rzeczywistość nieco inaczej. Pokazała to już sytuacja we Włoszech, ale schodząc na własne podwórko, warto zobrazować zjawisko polską specustawą. Tu także życie usiłuje dorównać marksistowskim diagnozom.

Premier Morawiecki wciela się tu w odwrotną stronę Rozumu. Jak alarmuje portal money.pl, czeka nas, tj. roboli, „wydłużenie rozliczenia czasu pracy do roku, wprowadzenie 12-godzinnego dobowego czasu pracy, zwiększenie liczby nadgodzin oraz znaczące pogorszenie warunków zatrudnienia, o ile zgodzą się na to związki zawodowe – to propozycje rządu dla pracodawców dotkniętych skutkami pandemii COVID 19, zawarte w nowelizowanej specustawie” (https://msp.money.pl/…/co-nas-czeka-po-koronawirusie-mozliw…).

Oczywiście, to zastrzeżenie o zgodzie związków zawodowych ma charakter retoryczny. W noweli specustawy mamy zapis: „warunki i tryb wykonywania pracy w okresie przestoju ekonomicznego lub obniżonego wymiaru czasu pracy pracodawca ustala w układzie zbiorowym pracy, lub w porozumieniu z zakładowymi organizacjami związkowymi”.

„A jeśli nie ma związków zawodowych w firmie? – pyta autor artykułu – Pozostają przedstawiciele pracowników, albo pracodawca – po okresie 2 dni wyczekiwania na ich wyłonienie – sam podejmie decyzję, bez konsultowania jej z kimkolwiek.”

W razie czego znacjonalizuje się główne sektory gospodarki i problem z głowy: „Francja jest gotowa do nacjonalizacji firm ‘w razie potrzeby’ – podaje AFP, powołując się na francuskiego ministra finansów Bruno Le Maire’a. To reakcja francuskiego rządu na pandemię koronawirusa” (https://www.money.pl/…/koronawirus-francja-gotowa-do-nacjon….)

Lewica typu Korjakowcew i ska oraz ich polskie odpowiedniki na pewno nie będą protestować – w końcu welfare state musi się opierać na jakimś solidnym fundamencie gospodarczym. Nie może go podważać jakiś nieodpowiedzialny, egoistyczny ruch robotniczy.

Jak czytamy w specustawie: „istotą równoważnego systemu czasu pracy jest przedłużenie dobowego wymiaru czasu pracy – maksymalnie do 12 godzin na dobę. Jest to jednak przedłużenie kosztem skróconego lub wolnego dnia pracy w innym terminie”. Niemniej, „te rozwiązania są już na rynku pracy stosowane” – pociesza nas autor artykułu.

Na naszych oczach solidarność spiżowej jedności świata pracy (99%), przeciwstawionego 1% właścicieli wielkiego kapitału rozpada się niczym domek z kart. Jakże mogłoby być inaczej, skoro wielki kapitał wychodzi naprzeciw oczekiwaniom klasy kreatywnej co do redystrybucji wartości dodatkowej. Przynajmniej jak na razie. Dzięki wirusowi widać, które sektory gospodarki są materialnym zabezpieczeniem owej redystrybucji.

Wyraźnie klasa kreatywna woli ufać redystrybucji wedle kryteriów kapitału niż wedle kryteriów klasy robotniczej zorganizowanej w dyktaturę proletariatu.

Po co więc udawać, że w tym względzie istnieją w marksizmie jakieś wątpliwości? Wszystkie strony zajmują wybrane przez siebie pozycje polityczne, sytuacja się klaruje. Polityczna polaryzacja stała się faktem.

 

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
26 marca 2020 r.

Wydłużenie rozliczenia czasu pracy do roku, wprowadzenie 12-godzinnego dobowego czasu pracy, zwiększenie liczby nadgodzin oraz znaczące pogorszenie warunków zatrudnienia, o ile zgodzą się na to związki zawodowe – to propozycje rządu dla pracodawców dotkniętych skutkami pandemii COVID 19…