Zasadnicze podziały między różnymi nurtami lewicy w kwestiach politycznych mają swoje korzenie w rozbieżnościach na gruncie teorii. I tak, np. część lewicy z entuzjazmem wita wydarzenia w Białorusi jako zwiastun nieuchronnie nadciągających przemian o charakterze demokratycznym, inna zaś część – patrzy ze zgrozą na te same wydarzenia jako na końcowy akord demontażu pozostałości po socjalistycznej alternatywie dla kapitalizmu. Obie strony podpierają się teoretycznymi wskazówkami przekazanymi przez klasyków.

Trafnie streścił podłoże owej dwoistości w ideologicznej jedności Andriej Kołganow w artykule pt. Диктатура пролетариата (https://vk.com/@alternativy-ai-kolganov-diktatura-proletariata).
Kołganow przytacza stanowisko Marksa, dla którego państwo okresu przejścia od kapitalizmu do społeczeństw bezklasowego nie może przybrać innej formy, jak tylko formę rewolucyjnej dyktatury proletariatu. Następnie powołuje się na jego sformułowanie dot. Komuny Paryskiej nt. formy, jaką powinna przybrać organizacja państwa proletariackiego okresu przejściowego, a mianowicie postać demokratycznej republiki, która jest instytucją ucieleśniającą dyktaturę proletariatu.

Te sformułowania zderza ze stanowiskiem Lenina, które odbiegają od powyższego. Dla Lenina, czerpiącego z doświadczenia Rewolucji Październikowej i całokształtu sytuacji, którą wywołał jej wybuch, dyktatura proletariatu zawiera w sobie przywołanie faktu, iż rewolucyjna dyktatura proletariatu polega na uciekającym się do przemocy nad burżuazją przejęciu i utrzymaniu przez proletariat władzy nie związanej żadnymi ograniczeniami prawnymi. To stanowisko, kładące nacisk na przemoc i pomijanie prawnych ram działania, zostało wykorzystane w późniejszym okresie do uzasadnienia przemocy nad społeczeństwem jako całością i nad proletariatem w szczególności.

Ta dwoistość ma bez wątpienia podłoże w rozbieżności teoretycznej. Niemniej, warto zauważyć, że owa rozbieżność nie sprowadza się, ani nawet nie polega na zaznaczonej powyżej postawie wobec instytucji demokracji. Kołganow jest zbyt rzetelnym myślicielem, aby nie wspomnieć o zasadniczej dla stanowiska Marksa sprawie, czyli o kwestii ekonomicznego panowania klasowego proletariatu jako o podstawie dla wszelkich dalszych rozważań o prawnych formach instytucji władzy państwowej oraz o tym, że sama instytucja państwa (organu stojącego na straży zasad prawnych) ma charakter przemijający wraz z samą istotą społeczeństwa klasowego.

Ten element, wspomniany zdawkowo przez Kołganowa w ramach jego rzetelności naukowej, jest totalnie pomijany w rozważaniach postmarksistów dominujących na współczesnej lewicy, tak na nowolewicowym, jak i na neo(post)stalinowskim skrzydle. Tymczasem ma on decydujące znaczenie, jeśli chcemy uczciwie zanalizować istotę dylematu, który nieuchronnie rozbija jakże upragnioną przez wielu jedność lewicy, zbudowaną choćby na zgniłym kompromisie.

Zapewnienie klasowego panowania ekonomicznego danej klasy jest już zalegalizowaną prawnie, demokratyczną w formie, dyktatorską w treści, istotą przemocy klasowej. Demokracja może istnieć wszędzie, tylko nie w stosunkach produkcji. Demokracja utrzymuje się więc jako instytucja zawsze i wszędzie dopóty, dopóki nie ingeruje w stosunki produkcji. W wypadku takiej ingerencji państwo burżuazyjne niezmiennie odwołuje się do swego monopolu na przemoc, a w przypadku, kiedy demokratyczne instytucje państwa stawiają opór, burżuazja wspiera dyktatorski przewrót, który przywraca pożądane przez nią relacje sił.

Przewaga państwa w takiej sytuacji polega nie tylko na nagiej sile, która jest ostatecznością, ale na fakcie, że dyktatorska istota państwa jest ukryta pod postacią demokratycznej powłoki instytucji, których naruszenie przybiera postać naruszenia demokracji jako takiej. Dlatego zdobycie władzy politycznej ma ogromne znaczenie – działa siłą przyzwyczajenia i rutyny, zaś dopiero dążenie do zmiany uchodzi w oczach opinii publicznej za „rewolucyjny” przewrót. Dlatego nawet dyktatorskie reżymy chcą za wszelką cenę utrzymać nie tyle pozory demokracji, co przekonanie, że destabilizacja ich władzy jest znacznie poważniejszym problemem. To, że sprawa ma miejsce tylko w głowach ludzi, jest widoczne, kiedy zdamy sobie sprawę z tego, iż takie poparcie oparte wyłącznie na lęku przed zmianą rozwiewa się niemal w mgnieniu oka, jeśli świadoma propaganda zdoła wytworzyć obraz taki, iż zmiana jest czynnikiem mocniej stabilizującym niż jej brak – czyli jeśli uda się opinii wmówić, że moment zachwiania jest krótkotrwałym momentem prowadzącym do solidniejszej stabilności.

W przypadku reżymów, które stanowią odosobnione wyspy w morzu przeciwstawnych systemów i tendencji, łatwo jest uzyskać taki zwrot nastrojów opinii publicznej. Nie trzeba chyba dodawać, że wszelkie tego typu manipulacje są właśnie manipulacjami, a nie wywodami opartymi na solidnej analizie zjawisk i procesów.

Zasadniczym elementem całego naszego rozważania serio traktującego marksizm i jego teorię jest więc trzymanie się podstawowej tezy, a mianowicie, że warunkiem sensowności wszelkiego typu rozważań o prawnej formie instytucji władzy pozostaje kwestia ekonomicznego panowania proletariatu. To panowanie ma postać bezwzględnej klasowej dyktatury nad kapitałem i jego przedstawicielami. Jeżeli nie jest zabezpieczone ekonomiczne panowanie proletariatu, funta kłaków nie są warte jakiekolwiek rozważania nt. formy instytucji państwa proletariackiego.

Jeżeli spojrzymy na tę kwestię z takiej właśnie perspektywy, to zauważymy, że stanowisko Lenina nie jest wcale tak odległe od stanowiska Marksa, który kwestię panowania klasowego proletariatu uważał za niewzruszony fundament i przyjmując to bezwzględne panowanie klasowe za dane, nie widział żadnego problemu w przyznawaniu pełnej wolności i demokracji instytucjom nadbudowy.

Podobnie jak grupy aspirujące do rozszerzenia pojmowania demokracji w ramach demokracji burżuazyjnej stykają się z niewzruszonym oporem demokratycznych instytucji państwa burżuazyjnego, tak i aspiracje wykraczające poza ramy historycznie przemijalnego państwa jako instytucji klasowego panowania napotykają na spodziewany opór ze strony rzeczywistej władzy. W państwie robotniczym jest to przede wszystkim aspiracja do odebrania proletariatowi monopolu panowania klasowego.

Ponieważ zasadniczo państwo proletariackie wykonuje swoją władzę wyłącznie w tym obszarze (stoi na straży utrzymania panowania klasowego proletariatu), nic poza tym nie ogranicza swobód obywatelskich. W tym sensie, demokracja proletariacka jest o wiele szersza od demokracji burżuazyjnej. Instytucja państwa obumiera, więc większość kwestii rozwiązuje się na poziomie lokalnym, istnieje różnorodność przyjmowanych rozwiązań, w gruncie rzeczy nie ma regulacji, które by odwoływały się do autorytetu sił przyrodzonych czy nadprzyrodzonych. Zwyczaj i obyczaj stanowią horyzont społecznej świadomości, a w ten sposób są kształtowane dynamicznie, co nie oznacza, że nie bez konfliktów. Konflikty te nie mają jednak charakteru antagonistycznego, prowadzącego do konfliktu klasowego, czyli do dyskryminacji w dziedzinie dostępu do środków utrzymania.

W tym względzie panował więc w ruchu robotniczym ogólny optymizm co do poziomu demokratyczności instytucji nowego państwa proletariackiego. Na tym optymizmie i na domniemaniu jasności co do znaczenia kwestii panowania klasowego opierał swoje wywody Lenin, ale i Marks przed nim.

Historycznie okazało się jednak, że zadanie zbudowania panowania klasowego proletariatu, na którym to panowaniu opiera się koncepcja demokratycznej formy instytucji państwa okresu przejściowego, napotyka na zasadnicze trudności. Burżuazja nie oddaje swej władzy bez walki i to walki bezwzględnej.

Silny ruch robotniczy wymusił na kapitale ustępstwa i włączył partie robotnicze w układ sił państwa demokratycznego. W przeciwieństwie do koncepcji Marksa, partie socjaldemokratyczne zaczęły rozpatrywać zadanie budowy demokratycznego państwa niezależnie od dyktatury panowania proletariatu w sferze gospodarczej.

I ta zmiana miała charakter teoretyczny, charakter rozbieżności z kanonem teorii Marksowskiej. Na początku XX wieku skutki tych „niewinnych” zmian dostrzegali różni marksiści, tacy jak Róża Luksemburg, ale niekoniecznie mieli wystarczający dystans czasowy, aby ogarnąć te skutki w ich pełni. Również spory z Leninem dotyczące demokratycznego charakteru ruchu zapowiadały burze teoretyczne i praktyczne, które stały się faktem po kilkunastu latach.

„Rewizjonizm” w marksistowskiej teorii precyzyjnie dotyczył istoty późniejszych kontrowersji. Pozornie paradoksalnie obracał się wokół koncepcji proletariatu, w istocie sprowadzał zagadnienie ustrojowe do zagadnienia formy instytucji państwa. W ruchu robotniczym zwyciężył trend nawiązujący do popularnych w XIX wieku liberalnych nurtów demokratycznych i narodowowyzwoleńczych, skupiających wokół siebie szerokie rzesze nowego społeczeństwa obywatelskiego, współgrającego z panowaniem burżuazji.

Mimo diagnozy, że przewidywania Marksa co do polaryzacji społeczeństwa na garstkę kapitalistów i sproletaryzowane społeczeństwo nie spełniły się, teoretycy ruchu robotniczego wykoncypowali w tej sytuacji, że niedoproletaryzowane społeczeństwo jest właściwym proletariatem. Dało to asumpt do wyciągania już samodzielnych wniosków, które nawiązywały do Marksowskiej leksyki, choć nie do ducha teorii.

Lenin działał w, powiedzmy, starym paradygmacie. Nie ulegało dla niego wątpliwości, że demokracja proletariacka jest możliwa wyłącznie w warunkach bezwzględnego klasowego panowania proletariatu w gospodarce. Państwo okresu przejściowego organizuje życie społeczne na zasadach pełnej demokracji, ponieważ cała nadbudowa nie wchodzi w sferę życia gospodarczego i jakiekolwiek konflikty w tej nadbudowie nie wpływają na kształt stosunków produkcji. Mają więc pełną swobodę. Zauważmy, że swobody młodego państwa radzieckiego w pełni potwierdzały odpuszczenie sfery nadbudowy, co często prowadziło do ekscesów obyczajowych, które niekoniecznie znajdowały uznanie w oczach mniej „wyzwolonych” społeczeństw przyglądających się radzieckiemu eksperymentowi i były wykorzystywane dla nienawistnej propagandy antyradzieckiej. Ale mniejsza o to.

Gorszą sprawą było to, że bolszewikom nie udało się stworzyć stabilnego systemu klasowego panowania proletariatu. Trwają spory o to, dlaczego tak się stało, jakie błędy popełniono, jaki był wpływ otoczenia i zdrady zachodniej socjaldemokracji. Faktem pozostaje, że w tych nadzwyczajnie trudnych warunkach władzę polityczną i panowanie nad środkami produkcji przejęła biurokracja państwowo-partyjna, która w swej walce z proletariatem w celu jego klasowego ujarzmienia odwoływała się do oparcia, którego szukała w innych grupach społecznych. Te inne grupy były bardziej związane z tradycją ruchów liberalno-demokratycznych i narodowych, niechętnych wobec samodzielności ruchu robotniczego i jego samoistnych celów.

W dziedzinie teorii ekonomicznej wyrażało się to w imputowaniu marksizmowi uogólnienia pojęcia „proletariat” na zróżnicowane grupy drobnomieszczańskie, zarzucając (niespełnione) Marksowskie proroctwo co do tego, że grupy drobnomieszczańskie ulegną pełnej proletaryzacji. Ten błąd teoretyczny ma szacowne, drugomiędzynarodówkowe, socjaldemokratyczne korzenie, niemniej pozostaje błędem.

Tak jak widzimy dziś, w jaki sposób burzliwe konflikty polityczne kłębią się na powierzchni życia społecznego, pozwalając interesom ekonomicznym toczyć się zupełnie niezależnym torem, tak możemy z dzisiejszej perspektywy dostrzec, skąd bierze się możliwość imputowania marksistom (w tym Leninowi) antydemokratycznych zapędów.

Słabość systemu radzieckiego polegała zasadniczo na braku oddzielenia panowania ekonomicznego od instytucji państwa demokratycznego. Jeżeli Lenin szczerze i uczciwie mówił o nieograniczaniu się panowania ekonomicznego prawami państwa okresu przejściowego, to nie mówił o jakiejś swojej arbitralnej decyzji, ale o tym, że prawa właściciela środków produkcji w odniesieniu do posiadanych środków produkcji nie podlegają żadnym ograniczeniom. To oznacza wyłącznie prawo do arbitralnego kształtowania pierwotnego podziału wartości dodatkowej i do niczego więcej. Analogicznie do burżuazji.

Teoretycznie, grupy drobnomieszczańskie – jak wskazuje doświadczenie XX wieku i bieżące – rozumieją kwestię demokracji, poza kwestiami kulturowo-genderowymi. jako kwestię wpływu na podział wtórny. W teorii więc, nie ma konfliktu z proletariatem.

Przy okazji, warto zauważyć, że w rozumieniu tych kwestii zasadniczą rolę zaczyna odgrywać świadomość odmienności interpretowania zasadniczych pojęć teorii marksistowskiej. Wyżej wzmiankowana kwestia braku pełnej proletaryzacji drobnomieszczaństwa postawiła na porządku dziennym kwestię rozumienia pojęcia proletariatu i konieczność doprecyzowania podmiotu panowania klasowego w postaci przemysłowej klasy robotniczej, której konflikt antagonistyczny dotyczy.

Pełna proletaryzacja społeczeństwa urealnia zadanie powszechnego zaangażowania wszystkich członków społeczeństwa w pracy produkcyjnej. Utrzymanie podziału i rozwój sfery usług nieprodukcyjnych (kosztem proletaryzacji otoczenia niekapitalistycznego) spowodowało utrudnienie tego procesu. Trudno jednak mieć pretensję do rzeczywistości, choćby i była ona kształtowana w sposób sztuczny, w ramach walki ustrojowej. Biurokracja radziecka musiała się dostosowywać w nie mniejszym stopniu niż zachodnia burżuazja do warunków owej walki ekonomicznej i propagandowej. Ponieważ system proletariacki z założenia opierał się na dynamice systemu produkcji kapitalistycznej, ale jej nie kontynuował w produkcji ilościowej inaczej jak z musu konkurowania, był skazany na porażkę gospodarczą – podobnie jak wszystkie formy ustrojowe, które zetknęły się z dynamiczną i bezwzględnie grabieżczą formą gospodarki kapitalistycznej. Nic w tym dziwnego.

System radziecki oferował inną wizję społeczeństwa rozwijającego się po kapitalizmie, dialektycznie zachowującego demokrację opartą na burżuazyjnym oddzieleniu wolności od indywidualnego posiadania środków produkcji. Stopień rozwoju ekonomicznego w kapitalizmie pozwala na zepchnięcie produkcji materialnej, pozwalającej na reprodukcję społeczeństwa, na margines aktywności społeczeństwa ludzkiego i powiększenie zakresu czasu wolnego oraz zajęć pozaprodukcyjnych, rozwijających osobowość. Tej sfery dotyczy kwestia swobodnego ułożenia relacji międzyludzkich, opartych na poszanowaniu, a nie na ocenianiu wartości posiadanego majątku.

Sfery gospodarczej nie może ograniczać żadne prawo, które narzuca arbitralne rozwiązania oparte na arbitralnych i zmiennych przekonaniach powszechnej, nierzadko mylnej, opinii publicznej, tak jak prawa do posiadania i dysponowania własnością nie ogranicza żadne prawo stanowiące o różnych formach dyspozycji i stopniach tej dyspozycji w ramach normalnych stosunków obywatelskich, jak np. prawo do korzystania z transportu miejskiego, ale już nie do dyktowania trasy kierowcy autobusu.

Takim ograniczeniom nie może podlegać panowanie klasowe proletariatu nad środkami produkcji. Jest to jednocześnie pełne zastosowanie rzymskiego prawa własności, czyli jak najbardziej odbywa się w granicach prawa i to prawa uznawanego (formalnie) przez samych burżua. Tego prawa nadrzędnego nie może ograniczać żadne prawo stanowione w ramach swobodnego kształtowania relacji międzyludzkich w demokratycznym społeczeństwie.

W tym sensie należy rozumieć wypowiedź Lenina. Wskazuje ona tylko proroczo na zjawisko, które dziś jest przedmiotem ekstazy lewicy, a mianowicie ograniczanie sfery wolności demokratycznych do sfery obywatelskiej, z całkowitym i świadomym (przynajmniej po naszych licznych artykułach lewica nie ma już usprawiedliwienia) odpuszczeniem sfery produkcji materialnej jako wyjętej spod zasad demokracji.

Lewica postmarksistowska usiłuje w te relacje wprowadzać zasady demokracji obywatelskiej, czyli zastosować te prawa, które są przydatne w sferze nadbudowy, zwiększające wolności indywidualne (płace) i grupowe (warunki pracy) bez naruszania relacji panowania klasowego.

Dyktatura proletariatu – podobnie jak dyktatura burżuazji i kapitału – polega na dyktacie finansowym (ekonomicznym) określonej klasy w stosunku do sfery polityki. Tymczasem lewica usiłuje wprowadzić – odwrotnie – dyktat demokratycznych zasad do sfery gospodarczej. Marksiści wcześniejszych pokoleń mieli jasną świadomość, że taka zabawa może być tolerowana przez kapitał do momentu, kiedy nie pojawią się schody, a wówczas cała ta dziecinada zostanie wyrzucona na zbity pysk bez dwóch zdań. Dopóki takie zabawy utrzymują mobilizację robotników na poziomie samospalającego się wrzenia związkowego, to OK. Niemniej, kiedy zaczynają się poważne problemy dotyczące panowania klasowego burżuazji, ta utrzymywana na związkowym poziomie świadomość ma utrudnione zadanie przekształcenia się w świadomość klasową.

Biurokracja „realnego socjalizmu” wykorzystała antyrobotnicze sentymenty drobnomieszczaństwa dla utrwalania swej władzy. „Realny socjalizm” nie stanowił alternatywy dla kapitalizmu, ale podtrzymywał zainteresowanie teorią marksizmu, nawet jeśli w spaczonej postaci. Podtrzymywał także problematykę i zainteresowania takiej lewicy, która na Zachodzie przestała istnieć. Te względy grają rolę w dzisiejszym poparciu dla niezasługujących realnie na żadne poparcie reżymów Łukaszenki czy Putina. Ich upadek będzie miał jednak wpływ na lewicę. Nie ma powodów, aby przypuszczać, że lewica będzie musiała się w efekcie ewakuować, tak jak to miało miejsce na Ukrainie. Fakt bowiem, że nawet taka drobnomieszczańska, akademicka i całkowicie oswojona przez kapitalizm lewica zachodnia jeszcze się utrzymała (sprowadzona do swego realnego wyrazu w postaci amerykańskiej Partii Demokratycznej czy „lewicowca” Macrona we Francji) wynika z zaszłości bloku wschodniego. Po upadku Putina lewica rosyjska ewoluuje w przyspieszonym tempie, a wzór, do którego będzie równała, będzie jeszcze marniejszy niż to, co wskazano powyżej. Prawicowy populizm w sposób wystarczający zastępuje potrzebę lewicowości w tzw. masach ludowych. Lewica marksistowska nie różni się od lewicy drobnomieszczańsko-demokratycznej już niczym.

Trzymając się kontrowersji, na którą wskazał Kałganow, i wybierając tak jak on, lewica ta pokazuje wyraźnie i bez wątpliwości kierunek swej ewolucji. Kałganowowi można tylko wyrazić wdzięczność, że przedstawił sprawę wyjątkowo obiektywnie i dosadnie.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
22 sierpnia 2020 r.