„Ze współczesną lewicą problem polega nie tyle na tym, że zbyt scholastycznie podchodzi do marksowskiej metodologii, ile raczej wręcz przeciwnie, całkowicie od niej abstrahuje, czy wręcz odcina się, zastępując ją jakimiś eklektyzmami, czy innymi pluralizmami metodologicznymi (co zdaje się zarzucała Pani również Tymkowi w innym artykule)” – Barbara Więckowska w dyskusji z Ewą Balcerek na profilu jej partnera.

Nie rozumiemy się.

Jeżeli zasadniczą sprawą w jakiejś teorii staje się metodologia jako taka, a szczególnie pretendująca do miana naukowej, to siłą rzeczy staje się eklektyczna, ponieważ nauka też rozwija się poprzez zmiany paradygmatów i mody, a jednocześnie zachowuje ciągłość. Ale nie o to nam chodziło. Metodologia marksistowska staje się eklektyczna (inaczej być nie może, jeśli ma być nauką). Lewica akademicka naturalnie kładzie nacisk na zagadnienia metodologiczne. Ta kwestia staje się przedmiotem samym dla siebie. Ale i szuka się zastosowania tej metodologii do różnych kwestii.

Barbara Więckowska: „Stąd też te wszystkie niezbyt szczęśliwe i z góry skazane na porażkę próby pożenienia marksizmu z anarchizmem, czy też wspomnianą przez Panią psychoanalizą (metody marksistowskiej do pojęć freudowskich można użyć tylko w jednym celu: pokazanie, że Freud nie miał racji i że marksizm dysponuje lepszymi narzędziami do rozpatrywania tychże kwestii), a także rozmaite sprzeczności lewicy salonowej, wikłanie się w sorosowe ideologie, czy tez wkradanie się do lewicy radykalnej elementów konserwatywnych jak i wspominane przez Panią potworki typu marksizm chrześcijański itd.”

Te wszystkie próby stosowania marksizmu do różnych zagadnień dają ciekawe rezultaty i mogą stać się zadaniem na całe życie.

Znane z historii literatury zastosowanie metodologii marksistowskiej np. do krytyki literackiej, skutkowało ostatecznie zarzutem, że jest to podejście zubożające, wyjaśniające zbyt schematycznie i monotonnie wszelkie przejawy ludzkich działań jako wynikające z pobudek klasowych i nimi uwarunkowane. W efekcie, patrząc z perspektywy czasu, metodologia marksistowska niewiele wniosła do literaturoznawstwa czy do psychoanalizy. Freud, oczywiście, miał zbyt jednostronne podejście, ale w jakim sensie marksizm lepiej leczy, np. nerwicę natręctw? Marksizm może pokazywać, że różne epoki historyczne warunkują w jakiś określony sposób jednostki, konfrontując je z sytuacjami, które wywołują konflikt. Ale w żaden sposób nie może dać recepty, jaką terapię zastosować, poza stwierdzeniem, że należy znieść ustrój, który generuje sytuacje konfliktowe określonego rodzaju.

Czyli – że powinien stworzyć raj na ziemi, bo wówczas nie będzie obiektywnych powodów do konfliktu. Jeśli konflikt się pojawi, to jednostka będzie uznana za chorą psychicznie. W ten sposób można marksizm ośmieszyć, co stało się faktem w wyniku działania gorliwych marksistów.
Ostatecznie, lewica przejmuje od psychoanalizy niektóre podejścia pozwalające na zastosowanie marksizmu do problemów jednostki. Jeżeli uznaje się marksizm za uniwersalną „religię”, to jest to niezbędne, ponieważ sporą luką jest brak możliwości danej koncepcji, aby odpowiadała na zapotrzebowanie jednostek.

Weźmy kwestie LGBT.

Barbara Więckowska: „Dlatego też nie mogę zgodzić się, że stosując metodę marksistowską do zagadnień tzw. „obyczajowych” możemy olać kontekst ustrojowy. Albowiem to właśnie marksizm jako podstawa teoretyczna pokazuje nam, iż również zagadnienia ze sfery nadbudowy, a więc feminizm, rodzina, prostytucja, kwestie rasowe, religijne, a nawet LGBT itd., rozwiązać możemy TYLKO poprzez zmianę ustroju! I mało tego, to właśnie na gruncie marksizmu jako metody, jakiegokolwiek tematu byśmy nie poruszyli, od czegokolwiek byśmy nie zaczęli, to właśnie poprzez dialektyczną czerwoną nić w ostatniej instancji dojdziemy do stosunków klasowych! Wszystkie drogi marksizmu prowadzą do walki klas.”

To właśnie jest trzymanie się rozwiązań, które skompromitowały w przeszłości.

Różnorodność tożsamości płciowych nie jest skrzywieniem wynikającym ze stosunków klasowych. Zniesienie kapitalizmu nie spowoduje, że zniknie homoseksualizm czy transpłciowość. Tu nie chodzi o rozwiązanie problemu, jak np. problemu zniesienia własności prywatnej.

Jeżeli środowiska LGBT domagają się czegoś, to raczej uznania swojej normalności. Lewica usiłuje połączyć tę kwestię z zagadnieniem nierówności społecznych sugerując, że osoby LGBT są bardziej dyskryminowane ekonomicznie i społecznie niż osoby heteroseksualne. W przypadku dyskryminacji ekonomicznej jest to co najmniej wątpliwe, natomiast jeśli chodzi o dyskryminację społeczną, to środowiska te krzątają się gorączkowo, aby zebrać stosowne dowody. Domagają się zrównania w prawach z rodzinami hetero, co jest realizowane w krajach wiodących kulturowo i politycznie we współczesnym świecie. Można powiedzieć, że u nas jest to kwestia czasu. Prawica ogólnie rzecz biorąc nie kwestionuje prawa osób homoseksualnych do równego traktowania. Spór toczy się o to, czy osoby te powinny ostentacyjnie demonstrować swoją seksualność, czy też zachować ją dla siebie, tak jak teoretycznie wymaga się od osób hetero. W praktyce jednak, agresywne metody konkurencji w ramach powszechnej komercjalizacji wykorzystują oddziaływanie na podświadome bodźce bazujące na sygnałach seksualnych dla lokowania produktów – jak to się dziś mądrze nazywa.

W efekcie więc, seksualność hetero staje się ostentacyjna, a seksualność homo, jeśli chce równouprawnienia, to domaga się możliwości wyrażania się na zewnątrz w równie agresywnej formie, co seksualność „mieszczańska”.

Zauważmy jednak, że prawica konserwatywna nie forsuje agresywnych form ekspresji seksualności hetero. Stąd jej święte oburzenie na ofensywę LGBT, do tego moralnie uzasadnione, bo – jakby to nie było niewygodne dla lewicy – nie obarczone hipokryzją.

Agresywność ekspresji seksualności homo jest więc wzorowanym na metodach kapitalistycznego marketingu sposobem domagania się udziału w korzyściach z ograniczonych zasobów społecznych. W tym sensie LGBT jest ofiarą kapitalistycznych stosunków produkcji. Obok całej masy innych ofiar.
Lewica chce widzieć w środowisku LGBT czynnik rewolucjonizujący nastroje i destabilizujący dla systemu kapitalistycznego na tej samej zasadzie, na jakiej konsekwentna walka o reformy związkowe miałaby zdestabilizować ów ustrój. W sumie więc, walka o prawa LGBT jest analogiczna do walki o prawa związkowe i równie skuteczna w znoszeniu systemu klasowego, co i walka związkowa.

Dlatego nie przemawiają do nas zapewnienia o wyjątkowej rewolucyjności owych środowisk, które skupiają w sobie wiele elementów dyskryminacji, a nie tylko jedno, jak w przypadku białych robotników przemysłowych.

W marksizmie, potencjał rewolucyjności wobec ustroju jest przypisany do miejsca w społecznym systemie produkcji, a nie do wieloaspektowości i natężenia społecznego upośledzenia.

W tym znaczeniu, że zniesienie ustroju kapitalistycznego rozwiązuje problem niesprawiedliwości klasowej, znajdują rozwiązanie problemy ekonomiczne środowiska LGBT. Jeżeli freudyzm traktowałby homoseksualizm jako problem jednostki nieprzystosowanej społecznie, to „marksistowsko” zabarwiona psychoanaliza traktowałaby homoseksualizm jako wyraz buntu przeciwko społeczeństwu mieszczańskiemu. Homoseksualista, który odrzuci psychoanalizę i stawi czoła społeczeństwu, może osiągnąć satysfakcję ze swego życia nawet w przypadku braku sukcesu w życiu erotycznym. Mało to niespełnionych heteroseksualistów?

Ale czy każdy homoseksualista ma zadatki na buntownika przeciwko kapitałowi?

Opieranie sukcesu rewolucji socjalistycznej na niezaspokojonych fantazjach erotycznych wydaje mi się co najmniej nieodpowiedzialne.

Marksistowsko zabarwiona psychoanaliza zwraca jednak uwagę na znamienny fakt, że buntownicza postawa także jest wytłumaczalna i rutynizowana w zależności od wyzwań, jakie stawia system polityczny. Niesprostanie wyzwaniom kapitalizmu tworzy pewne drogi ujścia frustracji, szczególnie w przypadku grup społecznych, które nie są zaangażowane w bezpośredni konflikt antagonistyczny. Upolitycznienie środowisk, których konflikt ze społeczeństwem nie dotyczy sfery bezpośredniej produkcji, tworzy namiastkę siły buntu, mającej podważyć system panujący. Jednak to środowisko nie musi odczuwać dyskryminacji ze strony kapitału (okazało się niedawno nader dobitnie, że wiodące siły kapitalizmu korporacyjnego są sojusznikami owych środowisk), ale raczej ze strony samego społeczeństwa i to tych grup, które są przez kapitał najbardziej uciemiężone.

Jak oczekiwać po lewicy, że będzie stanowiła siłę przewodnią dla buntu antykapitalistycznego, jeśli sama nie potrafi uporać się z własnymi dylematami światopoglądowymi?

Oczywiście, aspekty obyczajowe są uwikłane w stosunki klasowe. W ustroju kapitalistycznym wewnętrzne relacje ekonomiczne wewnątrzrodzinne są ściśle uregulowane, ponieważ panujący ustrój przywiązuje do tych regulacji nadzwyczajną wagę. W ustroju bezklasowym nie będzie takich drobiazgowych regulacji kwestii spadkowych czy praw rodzicielskich, ponieważ nie będzie to potrzebne. W jaki sposób walka o zostanie objętymi kapitalistycznymi regulacjami miałaby przyczyniać się do narastania nastrojów sprzeciwu wobec państwa gwarantującego owe prawa i regulacje?

Nie środowisko więc jest podmiotem, którego poszukuje lewica dla swego buntu, ale jednostki, które wyjdą poza swoje jednostkowe interesy, podobnie jak reszta warstw pośrednich. To jasne.

Jeżeli to przyjmiemy, to powstaje przed lewicą problem, która to klasa/grupa społeczna jest tym poszukiwanym podmiotem antykapitalistycznym. U Marksa ten podmiot był ściśle określony, podobnie jak i u Lenina. Ten podmiot był kwestionowany już za czasów Marksa przez lewicę liberalno-demokratyczną, a w samym ruchu robotniczym – przez przywódców owego ruchu zapatrzonych w naukowy autorytet metodologii marksistowskiej, przystosowanej do obowiązujących trendów empiryzmu i pozytywizmu.

Jeżeli zachowania jednostkowe są wypadkową reakcji owych jednostek na uwarunkowania społeczne, to jest to ograniczenie wolności pojmowanej abstrakcyjnie. Jednak w świetle doktryny liberalnej, wszelkie zdeterminowane reakcje jednostkowe są wyrazem wolności owej jednostki, a postępowe społeczeństwo polega na zapewnieniu możliwości ekspresji każdej z tych reakcji. W efekcie reakcja jednostkowa przestaje być wyrazem kreatywnej reakcji jednostki, a staje się zrutynizowanym rytuałem zbiorowym, gdzie element kreatywności uległ całkowitemu zatarciu. Jedyny racjonalny stosunek marksistowski do problematyki swobód obyczajowych jest taki, aby tworzyć warunki społeczne utrwalające niekomercyjne relacje międzyludzkie. Reakcje jednostek na te warunki będą zróżnicowane i to będzie w porządku. Te reakcje nie będą oznaczały niczego ponad to, czym rzeczywiście są dla jednostki – wyrazem ich swobodnego rozwoju.

Z perspektywy marksistowskiej możemy analizować środowisko LGBT pod kątem wyłącznie politycznym. Marksizm nie jest hybrydą psychoanalizy (nawet marksistowskiej) i socjologii, ale koncepcją polityczną opartą na teorii pracy i wyzysku siły roboczej. Marksizm nie ma ambicji zastępować nauk szczegółowych.

Wydaje się, że nasze teksty są czytane w sposób pobieżny – stąd nieporozumienia. Nie dlatego teksty te są długie, bo mamy słowotok, ale dlatego, że staramy się tłumaczyć każdą kwestię, może nawet zbyt obszernie.

W każdym razie, w wypowiedzi Barbary Więckowskiej dostrzegamy wykład typowej, lewicowej koncepcji, z jaką walczymy od lat. Jeżeli Barbara Więckowska wyrażała niejaką aprobatę dla naszych tekstów do tej pory, to pewnie wynikało to z krytycznego tonu, który uzasadnia się sam kondycją lewicy, natomiast zrozumienie naszych argumentów pozostawia sporo do życzenia. Świadczy o tym treść komentarzy w dyskusji, z których wynika całkowity brak zrozumienia odmienności naszego punktu widzenia od perspektywy lewicy.

Dobrze, że nieporozumienia wychodzą na jaw.

„Dlatego też nie mogę zgodzić się, że stosując metodę marksistowską do zagadnień tzw. „obyczajowych” możemy olać kontekst ustrojowy. Albowiem to właśnie marksizm jako podstawa teoretyczna pokazuje nam, iż również zagadnienia ze sfery nadbudowy, a więc feminizm, rodzina, prostytucja, kwestie rasowe, religijne, a nawet LGBT itd., rozwiązać możemy TYLKO poprzez zmianę ustroju!”

Rozwiązanie to polega na tym, że zagadnienia te tracą na znaczeniu, ponieważ nie generują sprzeczności interesów ekonomicznych. Z drugiej strony, można też zakładać, że zyskują na znaczeniu jako kwestie, które wychodzą na plan pierwszy, skoro plan ekonomiczny przestał być tak ważny w określaniu miejsca jednostki w społeczeństwie. Będą to zapewne zróżnicowania rodzące sprzeczności wewnątrz społeczności ludzkiej, chociaż nie sprzeczności antagonistyczne. Ten dialektyczny proces nabierania znaczenia przez sprzeczności nieantagonistyczne wpływa na podejście do kwestii zasadniczej – sprzeczności antagonistycznej. Dlatego ta kwestia nie jest obojętna politycznie. Stąd też nasz nacisk na jasność w kwestii podmiotu walki klasowej w znoszeniu kapitalizmu.

Chodzi o nie uleganie skłonności do upraszczania procesów społecznych. To jest odbierane często jako dzielenie włosa na czworo czy scholastyka. Dla lewicy wszystko jest TAKIE proste!

Barbara Więckowska: „Nie powiedziałabym w związku z tym, że lewica jest apolityczna, bo ona właśnie upolitycznia kwestie, które do tej pory uważane były za nieprzynależne do polityki. Choć oczywiście pełna zgoda, że poruszanie ich, zamiast zajmowania się walką klas czy walką z kapitalizmem w ogóle, to ogórkowe tematy zastępcze i nie są one najważniejsze. Poza tym to nie jest tak, że tych obyczajowych spraw nie porusza też prawica…”

Właśnie, tematyka sama w sobie nieantagonistyczna, teoretycznie niepolityczna, staje się kwestią polityczną, zmieniając optykę walki politycznej. Żeby była jasność – nie buntujemy się przeciwko temu, że pewne kwestie stają się polityczne. Skoro są podmioty, które się z kwestią utożsamiają, to naturalne jest, że te kwestie stają się polityczne. Ale nie ma powodu, dla którego stanowisko marksizmu miało zmieniać swoją perspektywę tylko z tego powodu, że pojawili się nowi gracze. Jakoś tak w praktyce okazuje się, że ci nowi gracze, zamiast ustawić się jako sojusznicy bądź przeciwnicy ruchu robotniczego, po prostu go wypierają za przykładem kukułki.

Spór o to, czy podmiotem walki klasowej jest klasa robotnicza, czy społeczeństwo jako całość pracowników najemnych (oczywiście przeciwstawione garstce kapitalistów), nie zaczął się wczoraj. Jakoś tak jest, że zwolennicy „szerokiej formuły” politycznie zwalczają tradycyjny, marksistowski ruch robotniczy, skutecznie przyczyniając się do upowszechniania nadziei na „socjalny” wymiar kapitalizmu. Nie bez kozery walka z marksizmem wyrażała się w ożywieniu reformistycznego ruchu związkowego oraz ruchów kontestacyjnych, dążących do poderwania podstaw mieszczańskiego społeczeństwa bez naruszania jego ekonomicznych fundamentów. Lewica rewolucyjna w tym wszystkim pogubiła się i przestała odgrywać decydującą rolę. O co zresztą chodziło.

Wikłanie się w spory między dwoma odłamami społeczeństwa mieszczańskiego (zwolenników i przeciwników swobód obyczajowych) powoduje utratę przez lewicę własnej tożsamości i podmiotowości. To nie oznacza, że lewica rewolucyjna ma być homofobiczna. To byłoby opowiedzeniem się za jedną ze stron konfliktu. A z pozycji podmiotu sprzeczności antagonistycznej powinniśmy kierować się politycznymi wyborami owej społeczności i odnosić się do niej wyłącznie jako do podmiotu politycznego, jeśli już weszła ona na scenę polityczną. Analogicznie do stosunku do reformistycznych ruchów związkowych.

Jeżeli już Barbara Więckowska powołuje się na Engelsa, to warto zauważyć, że z analizy historycznej instytucji rodziny i tego typu relacji międzyludzkich wynika, że są one reakcją na warunki stwarzane przez organizację gospodarczo-polityczną, jaką jest państwo. Uwewnętrzniona kultura tworzy naszą społeczną naturę, czyli odpowiada na nasze potrzeby. Rodzina zastąpiła wspólnotę, kiedy relacje wynikające ze społecznego podziału pracy zaczęły stwarzać zalążki zróżnicowania klasowego. Nawet nasze preferencje i obyczaje seksualne są wytworem kultury. Nie widzimy więc powodu, aby preferować jakiś typ owych relacji w stosunku do drugiego. Możemy zrozumieć dlaczego jakiś typ relacji zaczyna się rozwijać na danym etapie cywilizacji. Niewiele wspólnego ma to z wolnością, którą rzekomo propaguje. Człowiek w ogóle jest tworem kultury ludzkiej i ma ograniczone możliwości wyrażania swej wolności. Społeczeństwo wytwarza jakieś normy, które stanowią punkt odniesienia dla jednostki, która uważa, że jej bunt przeciwko tym normom jest jakimś wielkim przejawem wolności indywidualnej. Bunt jest ściśle ograniczony tym, przeciwko czemu jest skierowany. Bez ram ograniczających nie ma wolności.

Marksizm zdaje sobie sprawę z tego, że jego pojmowanie sprzeczności klasowych jest uwarunkowane konkretnym modelem zniewolenia klasowego i nie przypisuje temu buntowi żadnych uniwersalnych właściwości. Uniwersalizm zawsze popada w sprzeczność sam ze sobą. Celem marksizmu jest wykonanie pracy konkretnohistorycznej, ściśle określonej i bardzo wąskiej z perspektywy ogólnohumanistycznej. Co nie oznacza, że nie jest to praca o znaczeniu skoku jakościowego.
Engels miał może za duży pęd do porządkowania i systematyzowania wiedzy, co zbiegało się z modą na pozytywizm. Nie mamy do niego pretensji o to, że dialektykę postrzegał szeroko, w odniesieniu do społeczeństwa, jak i do przyrody. Nie sposób odmówić przyrodzie dialektycznej natury, jak i społeczeństwu. Tu też Tymoteusz Kochan zwracał uwagę na sztuczne przeciwstawienie.

Walka klas jest dialektyką społeczeństw klasowych, ale po zniesieniu klas społeczeństwo nadal będzie się rozwijało dialektycznie. Wyjaśnianie wszystkiego walką klas prowadzi do tworzenia wyjaśnień bardzo ogólnikowych, praktycznie nieprzydatnych w walce politycznej. Można wyjaśnić, że np. „handlowe” relacje między kobietą a mężczyzną są wyjaśnialne przez utowarowienie wszelkich relacji międzyludzkich w społeczeństwie mieszczańskim, ale nie prowadzi to do postrzegania biologicznej odmienności między obu płciami jako sztucznego, klasowego tworu, który zaczyna zastępować same relacje klasowe.

Prawicy bardzo na rękę jest przesuwanie sporu na płaszczyznę kwestii genderowych, ponieważ może przedstawiać lewicę jako przeciwnika kultury i cywilizacji, podczas gdy lewica kulturowa akceptuje kapitalizm (z ludzką twarzą), nie akceptując jedynie sprawdzonych historycznie sposobów samoobrony zagrożonych i pozbawionych własności jednostek przed wyzyskiem. Lewicowa kontrkultura upiera się przy lansowaniu stylu życia ignorującego zagrożenie ze strony kapitalistycznych stosunków własności. Jej ideologią jest bowiem opieranie się na przymusie biurokracji państwa wobec kapitału produkcyjnego, którego zadaniem jest utrzymywanie owego państwa wraz z jego wydatkami. Ukryty w tym mechanizm popierania wyzysku kapitału wobec produkcyjnej siły roboczej sprawia, że marksista nie może przyjąć takiego programu politycznego. Jest to program wrogi wobec wyzwolenia klasy robotniczej i jako taki jest politycznie oceniany.

Barbara Więckowska: „Zgoda, że pojęcie alienacji użyte było przed Marksem m.in. przez Arystotelesa, którego Marks nota bene cenił. I nawet jeśli go krytykował (podobnie jak Hegla) nie znaczy, że nie mógł używać zaczerpniętych od niego pojęć przystosowując je niejako na swój grunt. Dlatego też dalej uważam, że używanie pojęcia alienacji (w tym również w postaci fetyszyzmu towarowego) nie jest z punktu widzenia marksizmu błędem, o ile tylko użyje się go w ramach marksistowskiej metody materializmu dialektycznego. To, że marksizm ma taką filozoficzną podstawę teoretyczną niewątpliwie daje mu przewagę intelektualną nad np. anarchizmem.”

Anarchizm nie odrzuca pojęcia alienacji. Marks nie miał ambicji konkurowania z Arystotelesem, co nie musi oznaczać, że go nie szanował. Chyba raczej wręcz przeciwnie. Człowiek nie może być kreatywny bez jakiejś postaci alienacji. Natomiast może się spokojnie obejść bez fetyszyzmu towarowego. Krytyka alienacji z pozycji konkretnoklasowych doprowadziła Marksa do skupienia uwagi na fetyszyzmie towarowym jako właściwości kapitalizmu. I na tym się skoncentrował budując to, co dziś nazywamy marksizmem. Rozważania o alienacji, które nie będą analizowały tego zjawiska w jego wszechstronności, a tylko jako fetyszyzm towarowy, będą dyskwalifikujące dla myśliciela. Marks nie był nie tylko marksistą, ale też nie był idiotą.

Miał świadomość budowania politycznej teorii zniesienia systemu, który ma wyróżnioną pozycję w dziejach, ponieważ stwarza materialne warunki dla przezwyciężenia konieczności utrzymywania stosunków klasowych.

Współczesna lewica uogólnia marksizm w doktrynę abstrakcyjną, pasującą wszędzie i zawsze. W ten pokrętny sposób uwiecznia panowanie kapitału. Dlatego jest zwalczana przez nas politycznie.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
3 sierpnia 2020 r.