Thomas Piketty zwracał uwagę w swojej książce Kapitał w XXI wieku, a rozwinął tę problematykę w swej kolejnej książce Kapitał a ideologia, na to, że współczesnym uzasadnieniem nierówności jawi się kryterium merytoryczne. Lewica przywiązuje ogromną wagę do zasady demokratycznej, cóż z tego, że w jej burżuazyjnym wydaniu. Jak to się ze sobą wiąże? Piketty pokazuje w swej drugiej książce bezpośrednie powiązanie. Klasy posiadające zdały sobie sprawę z faktu, że utraciły prerogatywy do rządzenia w warunkach demokracji. Musiały więc znaleźć inne uzasadnienie dla kontynuacji swych rządów, a ściślej – czerpania korzyści z systemu (interesujące uwagi na ten temat znajdują się w artykule recenzyjnym autorstwa Geoffa Manna pt. The Inequality Engine, w „London Review of Books”; https://www.lrb.co.uk/…/n11/geoff-mann/the-inequality-engine).

Intelektualiści wraz z pozostałymi pracownikami umysłowymi (inteligencją) opierają swoje pretensje do wyższych zarobków właśnie na kryterium merytorycznym. Mniej podkreśla się już fakt, że w ten sposób przechodzą oni (przynajmniej potencjalnie, ze względu na obiektywny interes grupowy) do obozu klas wyższych, które wykorzystują to dla podbudowania swego panowania dzięki propagandzie – mają swych literackich przedstawicieli, którzy swoim autorytetem pomagają utrzymać jarzmo, któremu poddane są klasy niższe i podporządkowane.

W tym kodzie przedstawia się zwyczajowo rewolucje jako krwawy odwet klas niższych i wyzyskiwanych, które zadają gwałt swym panom, a jednocześnie ich działania prowadzą do zniszczenia kultury i cywilizacji jako takich. Rozumowanie to ma trafiać (i trafia) do tzw. społeczeństwa, czyli do drobnomieszczaństwa. Co prawda, przyznaje się, że wyzysk jest naganny, ale cena jego zniesienia jest o wiele wyższa i prowadzi do wręcz niewyobrażalnych okropności. Lepiej już znosić to, co jest.

Gotowość społeczeństwa do oddania swego losu w cudze ręce jest wręcz udowodniona przy okazji obecnej epidemii. Środki ostrożności, podjęte przy okazji koronawirusa, zbiegają się w czasie z prognozą wybuchu kryzysu, którego przewidywane skutki miałyby się zrównać ze skutkami kryzysu lat 30-tych XX w. Jasne jest, że pierwszymi ofiarami kryzysu będą ci, którzy znajdują się w najmniej niezbędnych do przeżycia sektorach gospodarki. Buforem w takiej sytuacji są więc drobni przedsiębiorcy oraz ludzie pozbawieni pracy.

Delokalizacja przemysłu powoduje, że kryzys przemysłowy uderza głównie w producentów, którzy są poza krajami centrum. Jednocześnie owo centrum poprzez instrumenty finansowe może ściągać środki i przywłaszczać sobie efekty pracy na peryferiach. Oczywiście, kraje peryferii mogłyby się bronić, ale pod warunkiem, że zdecydowałyby się na zrzucenie zobowiązań wynikających z praw własności. A to nie jest możliwe, ponieważ kraje centrum mają przewagę militarną i przez ostatnie 20 lat demonstrowały swoje możliwości w tej kwestii. Co więcej, w ostatnim dziesięcioleciu udało im się doprowadzić do całkowitego chaosu na obszarach, które mogłyby zakwestionować aktualny ład polityczny świata. Przeszkodą pozostają jeszcze w jakimś stopniu Chiny oraz, poniekąd, Rosja.

Jak przekonuje A. Kołganow (А.И. Колганов. Изменение социальной структуры современного капиталистического общества, https://www.facebook.com/notes/альтернативы/аи-колганов-изменение-социальной-структуры-современного-капиталистического-общес/578859719416174/), przemysł nie przestał być podstawowym czynnikiem gospodarczym we współczesnym świecie. Zresztą, zgodnie z analizą Lenina, jeszcze z początku ub. stulecia, kapitał finansowy wcale nie zastępuje kapitału przemysłowego (a gospodarka wirtualna gospodarki rzeczywistej), a tylko stanowi nowe narzędzie przechwytywania zysków z sektora przemysłowego. Właściciele kapitału przestali kierować swoimi przedsiębiorstwami pozostawiając troskę o to dobrze wynagradzanym menedżerom. Jest to logiczna druga strona medalu sytuacji, w której mogła się dokonać delokalizacja przemysłu. Jest to też zgodne z zaobserwowaną przez Piketty’ego tendencją późnego kapitalizmu do wzrostu nierówności w związku z powiększaniem udziału renty w tym zjawisku. Odziedziczone bogactwo i status są związane z pobieraniem renty, a nie z innowacyjnością czy przedsiębiorczością w ogóle właściciela kapitału. W tej kwestii USA zaczynają doganiać Europę.

Spotyka się opinie, że reakcja na epidemię była przesadzona, nieadekwatna do realnego zagrożenia. Co więcej, reakcja dotyczyła głównie tych sfer społecznych, które w dobie kryzysu stanowią realne obciążenie oraz tych, które, jak wspomnieliśmy, są pierwszą ofiarą kryzysu – czyli drobni przedsiębiorcy. Sfera budżetowa jest poniekąd chroniona przez swego pracodawcę. Natomiast drobni przedsiębiorcy są tą grupą, która natychmiast odczuwa skutki zmniejszonego popytu ze strony głównie sfery budżetowej i pracowników korporacji.

Niezbyt składne czy adekwatne przepisy różnych „tarcz antykryzysowych” pozorujące bardziej niż zapobiegające kłopotom small biznesu cierpiącemu z powodu spadkowi popytu i przez to na niby tylko podtrzymujące istnienie owych firm, są pewną formą ich kontrolowanej upadłości.

Kapitał bada w ten sposób, czy kryzys da się oszukać za pomocą poświęcenia owego segmentu gospodarki i uchronić w ten sposób ważniejszych graczy. Drobni przedsiębiorcy nie stanowią jednak celu tych działań „sanacyjnych” w gospodarce. Jako usługodawcy muszą się dostosować do popytu, który stwarzają inne grupy społeczne. W pewnym sensie załatwia ich rynek, któremu tylko można dać możliwość działania nie ograniczonego interwencją państwa lub interwencją mocno opieszałą i chwiejną. Natomiast zbytnio rozbudowaną (w stosunku do możliwości gospodarczych kapitalizmu w dobie kryzysu) jest rozrośnięta sfera budżetowa i socjalna (emeryci itp.) Jest więc logicznie tą grupą docelową w warunkach podsumowania ostatecznego kresu „państwa socjalnego” – czas wyciągnąć wnioski z procesu, który trwa już jakieś 30 lat.

Jak całkowicie słusznie pisze Geoff Mann we wspomnianej wyżej recenzji książki T. Piketty’ego, „państwo socjalne” było „wybrykiem” historii, a nie jej logicznym rozwojem, na której to błędnej tezie opierają swoje nietrafione wywody lewicowcy o socjaldemokratycznych, optymistycznych temperamentach. Postrzegają oni bowiem kapitalistyczne „państwo socjalne” w kategoriach mechanistycznego, naturalnego procesu ewolucyjnego tej formacji. Obecny kryzys powinien pozbawić ich ostatnich złudzeń.

Wielki kapitał postanowił wyciągnąć wnioski z minionych doświadczeń i nie dopuścić do powtórzenia załamania z lat 30-tych ub. wieku. Wówczas bardzo trudno było wyjść bez większego szwanku z sytuacji, w której postawiła kapitalizm rewolucja socjalistyczna, mimo zdecydowanego, zwierzęcego oporu ze strony imperialistów.

Ruchem kapitału jest przejęcie inicjatywy i próba kontrolowania kryzysu. Praca zdalna w budżetówce jest preludium do obniżania wynagrodzeń i odsiania emerytów, co w efekcie powinno dać odchudzenie tej sfery. Propaganda pandemii jakoś przypadkowo skutecznie przykrywa działanie kryzysu.

Należałoby zastanowić się nad przyczynami owego kryzysu, który był odsuwany już kilkakrotnie bez przezwyciężenia jego przyczyn i bez sprowadzenia gospodarki na niższy poziom, który daje możliwość odbicia od dna. Względnie sprawne funkcjonowanie biurokracji państwowej i ponadnarodowej (w przypadku UE) skutecznie odsuwało skutki kryzysu, kumulując jednak w przyszłości nagromadzone sprzeczności i nierównowagę. Obecnie przyszedł czas krachu, ponieważ dalsze przesuwanie skutków przestało być racjonalne. Po upadku „realnego socjalizmu” nie ma obawy przed konkurencją z powodu wymowy propagandowej tak efektownego krachu, jak ten przewidywany na aktualny moment. Kryzys byłby idealnym zwieńczeniem długotrwałego procesu demontażu kapitalistycznego „państwa socjalnego”.

Dlaczego kontrolowany kryzys nie mógłby się obejść tradycyjnym przerzuceniem kosztów na tzw. peryferyjne gospodarki?

Po pierwsze, chodzi o skuteczny demontaż „państwa socjalnego”, jak wspomnieliśmy wyżej. A „państwo socjalne” dotyczy akurat nie Peryferii. Po drugie, ostatnie dekady pokazały rosnące znaczenie kryzysu ekologicznego, nakładającego się na kryzys kapitalistyczny.

Analogicznie do problemu brudnych technologii typu górnictwa, nie mniejszym problemem jest zanieczyszczenie spowodowane „normalnym” trybem funkcjonowania nowoczesnych społeczeństw, głównie w krajach wysokorozwiniętych. Dla ujarzmienia krajów peryferyjnych wystarczyłyby zapewne metody tradycyjne, spowodowanie głodu i wzniecenie kilku lokalnych wojenek czy porachunków plemiennych. Jednak problem ekologii to głównie problem tzw. Centrum. Dlatego należałoby sprowadzić poziom życia mieszkańców Centrum do poziomu Peryferii, bez wojny, która mogłaby doprowadzić do rewolucji.

Nie oznacza to, że nie ma zagrożenia epidemiologicznego. Niemniej, głównym problemem jest dawno już zdiagnozowana niewydolność służby zdrowia, a nie sam wirus. Oczekiwanie, że kiedykolwiek zostanie osiągnięty taki stan sterylności, iż w ogóle przestaną istnieć wirusy, jest nierealnym oczekiwaniem. Problem także nie leży w istnieniu dzikich zwierząt. Problem raczej leży w braku wystarczającego, naturalnego habitatu dla owych zwierząt. To również jest zdeterminowane ekspansją średnich warstw społecznych, które usiłują naśladować styl życia klas wyższych.

Literatura science fiction nie raz podnosiła temat sugerując rozwiązanie w podróżach kosmicznych i osadnictwie na Księżycu czy na odległych planetach. Pytanie dla najbogatszego 1%, który ma więcej bogactwa niż ¾ ludzkości – po co mieliby się oni narażać na niebezpieczne i niewygodne eskapady w nieznane, kiedy tu, na Ziemi, mają idealne warunki? Do tego, 1% ma szansę żyć jak najbardziej w harmonii z naturalnym środowiskiem. Człowiekowi tak naprawdę przeszkadza nie wirus czy nietoperz, ale drugi człowiek.

Oczywiście, chodzi tu o człowieka, czyli kapitalistę (posiadacza kapitału i praw własności do kapitału) w opozycji do człowieka-konsumenta, całkowicie nieprzydatnego z punktu widzenia efektywności ekonomicznej. Dodatkowo – szkodnika z punktu widzenia ekologii.

Perspektywa socjalistyczna jest odmiennym podejściem do problemu.

Gospodarka socjalistyczna nie potrzebuje ani rezerwowej armii pracy oczekującej na zatrudnienie w sytuacji koniunktury, a skazanej na głód i nędzę w sytuacji oczekiwania na tę ulotną koniunkturę. Nie potrzebuje podsycania popytu, gdy gospodarka kapitalistyczna podupada z powodu wygaszenia swej dynamiki polegającej na niszczeniu otoczenia niekapitalistycznego, w tym i naturalnego. Wzrost stopy życiowej powoduje spadek dzietności, co nie jest dramatem w społeczeństwie, w którym system socjalny rozpada się, gdy jeden pracujący musi udźwignąć na swych barkach coraz liczniejszych niezdolnych do pracy.

Nienaturalna ewolucja kapitalizmu w postaci długiego okresu prosperity stworzyła zbyt liczną warstwę średnią mającą pozytywne znaczenie wyłącznie propagandowe, a nieuzasadnioną z punktu widzenia efektywności gospodarki kapitalistycznej jako takiej. Normalnym procesem ewolucji kapitalizmu byłby proces przewidywany przez Marksa, czyli przekształcanie całego społeczeństwa w rezerwową armię pracy najemnej, której liczebność byłaby wypadkową maltuzjańskiej teorii ludnościowej.

Już gołym okiem widać, że pandemia stała się narzędziem bezpośrednio wykorzystywanym w wojnie ekonomicznej, chociażby w tej między USA a Chinami. Jeżeli przyparte do muru Chiny chcą bronić się skutecznie, muszą także odrzucić politykę socjalną.

Taktyka wypróbowana w okresie Zimnej Wojny polega na stworzeniu przeciwnikowi takich problemów, które stawiają państwową biurokrację w konflikcie ze społeczeństwem. W efekcie to społeczeństwo odrzuca panowanie biurokracji, oszczędzając antagoniście kosztów tej drole de guerre (dziwacznej wojny). Natomiast taktyka planowanego chaosu w wyniku „wojny z terrorem” oraz różnych kolorowych rewolucji czy majdanów powoduje, że Peryferie są całkowicie niezdolne do zjednoczenia się na kształt ruchu państw niezaangażowanych czy prób stworzenia porozumień w ramach globalnego Południa.

Te możliwości były efektem udanej rewolucji socjalistycznej, karmiąc się jej sukcesem i nabytym syndromem niepowodzenia imperializmu. Upadek „realnego socjalizmu” i ZSRR był momentem odzyskania przez kapitał pewności siebie, nawet jeśli była to nieco dęta pewność siebie. Błędy popełnione wówczas przez lewicę skutkują tym, że w ponad 30 lat od tamtego czasu nie udało się przełamać regresu myśli socjalistycznej. Korzenie tego błędu tkwią w głębszej przeszłości, ale to już temat na inne opowiadanie, które snuliśmy niejednokrotnie wcześniej.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski

31 maja 2020 r.