Lewica widzi rozwiązanie problemu kryzysu w wymuszeniu na bogatych, aby podzielili się swym bogactwem z resztą społeczeństwa. Jak pisze Paul Mason (https://www.aljazeera.com/…/o…/tax-rich-200416122400217.html) problem jest taki, że – zgodnie z ustaleniami T. Piketty’ego – bogactwo w XXI wieku pochodzi w większym stopniu nie z działalności gospodarczej, ale z jego dziedziczenia i pomnażania. To pomnażanie znowu nie jest związane z działalnością gospodarczą, ale ze spekulacyjnymi ruchami cen, np. wzrost cen nieruchomości czy wykupowanie długów państwa. Podobnie jak w XVIII wieku (co też podaje Piketty w swojej książce Kapitał w XXI wieku), całe rodziny brytyjskie pokoleniami mogły spokojnie i dostatnio żyć z odsetek od obligacji państwa.

Wynika stąd, że problemy i kryzysy gospodarcze są jak najbardziej na rękę tym grupom społecznym, ponieważ na trudnościach pomnażają one swój majątek.

Tradycyjne opodatkowanie działalności gospodarczej, szczególnie w sytuacji, kiedy to najbardziej wydajne pod tym względem firmy ponadnarodowe transferują swe zyski do rajów podatkowych, staje się wątpliwe. Należałoby, pisze Mason, opodatkować majątki po uprzednim zakazie ich przenoszenia za granicę.

Kto jednak ten nakaz wyegzekwuje, jeżeli państwa (poprzez zadłużenie) są w kieszeni tych, których nakaz miałby dotyczyć?

Od siebie, jako marksistów, dodajmy, że ze względu na dialektykę realnej i wirtualnej gospodarki wszelkie gromadzenie środków finansowych jest narażone na ryzyko, że okaże się kupą makulatury lub kont bez pokrycia. Elity (1% światowej populacji) zgromadziły rzeczywisty majątek w swoich rękach (ziemia, nieruchomości, cenne kolekcje dzieł sztuki itp.), który zabezpiecza im przetrwanie nawet w okresie najgłębszego kryzysu. Tymczasem środki finansowe, które powinny zasilić gospodarkę narodową, mogą zostać zżarte przez inflację w sytuacji, kiedy gospodarka nie rozwija się wystarczająco dynamicznie lub wcale. Podobnie jak w przypadku papierów pochodnych, kiedy zabraknie rzeczywistego fundamentu, na którym opiera się ich krucha wartość, złudzenie transferu bogactwa może szybko się ujawnić.

Oczywiście, rządy narodowe usiłują utrzymać status quo. Jednak w momencie, kiedy strategia się zawali wraz z krachem gospodarczym, rządy będą usiłowały trzymać się elit, które utrzymają się na powierzchni, zapominając o tych masach, które mogą tylko pociągnąć je w dół. Pandemia dodana do kryzysu jedynie powoduje przyspieszenie nieuniknionego chaosu. Ale dzięki temu, możemy go zdiagnozować zawczasu i przygotować odpowiedni program.

Istota tego programu polega na zrozumieniu, gdzie leży sedno problemu.

Program nowoczesnej lewicy polega całkowicie na zdaniu się na dotychczasowy model gospodarki, w którym należy tylko inaczej, czyli sprawiedliwiej, redystrybuować dochód z produkcji. Gospodarkę lewica traktuje jako czarną skrzynkę, której wewnętrzne mechanizmy jej nie interesują, a tylko produkt wychodzący na zewnątrz – zysk.

Tymczasem, jak to wynika z powiedzianego wyżej, dochody Centrum kapitalistycznego nie biorą się z samej produkcji, ale z transferów finansowych, z całej piramidy spekulacyjnej, której trwałość opiera się na wahaniach nastrojów graczy, jak to na giełdzie. Dochody krańcowych papierów pochodnych opierają się na zaufaniu do całego łańcucha papierów wartościowych, które je poprzedzają. Koszty ponoszą właściciele tych ostatnich w łańcuszku, najmniej pewnych papierów. Dla gracza posiadającego rzeczywisty majątek, gra spekulacyjna ma jedynie znaczenie jako przynosząca nadzwyczajną wartość dodatkową. Nie stanowi ona życiowej kwestii dla tego gracza, który jest zabezpieczony dzięki posiadaniu majątku materialnego.

Gospodarka kapitalistyczna, pozbawiona możliwości ekspansji, w naturalny sposób umarła, pogrzebana pod pozorami jej trwania w postaci spekulacji na międzynarodowych rynkach finansowych. Kiedy nastąpi krach, 1-procentowa elita wycofa się do swoich posiadłości, pozostawiając reszcie trud uporania się z chaosem. Potem wróci, aby kontynuować swoje zarabianie na uporządkowanym już terenie.

Należy brać pod uwagę to, na co zwraca uwagę także Mason, a mianowicie fakt, że dla pracowników przedsiębiorstw kapitalistycznych ich firmy są jedynym żywicielem. Nie ma dla nich większego znaczenia czy są to firmy socjalistyczne, czy kapitalistyczne. Doświadczenie „realnego socjalizmu” wyraźnie im to uświadomiło. I trudno mieć do robotników o to pretensję. Stąd bierze się łatwość, z jaką prawicowi populiści przejmują tę grupę społeczną. Lewica nie chce tego dostrzegać, podczas gdy sprawa ma kluczowe znaczenie. To jest właśnie zasadnicza przyczyna słabości „nowoczesnej” lewicy.

Kluczowe znaczenie wynika stąd, że tę właśnie produkcję przemysłową będzie musiała przejąć sensowna i odpowiedzialna lewica, odrzucając infantylne pomysły „nowoczesnej” lewicy o wystarczającym zadaniu przejęcia zysków kapitalistów. Wyżej opisane ukazuje iluzoryczność takiej nadziei.

Aby uniknąć sytuacji, w której owoce pokonania chaosu dzięki niezliczonym ofiarom społecznym przejmą ponownie cwani spekulanci, nie wystarczy głosić hasła przejmowania zysków z gospodarki kapitalistycznej. Może lewicy wydaje się, że jest taka cwana. Ale to podejście odzwierciedla jedynie mentalność drobnomieszczańską, która stoi za takim rozumowaniem. W przeciwieństwie do robotników przemysłowych, dochody drobnomieszczaństwa pochodzą właśnie z wartości dodatkowej, stąd jej horyzont mentalny odzwierciedla takie właśnie widzenie sytuacji. Nacjonalizacja przedsiębiorstw jest w tym programie albo równoznaczna z pozostawieniem zarządzania w rękach menedżerów (biurokracji gospodarczej), albo z uspołecznieniem rozumianym jako prawo do zarządzania wartością dodatkową zakładu pracy przez całą społeczność lokalną. W obu wypadkach fikcją pozostaje decydowanie o losach nadwyżki przez bezpośredniego producenta.

Krytyka strategii działania bolszewików podczas rewolucji spotkała się z krytyką ze strony demokratycznych oponentów, atakujących bolszewików z lewa. Istota sprawy polega na tym, że decydowanie o nadwyżce nie powinno sprowadzać się do załogi czy nawet ich reprezentacji w ciałach zrzeszających różne załogi. Program budowy społeczeństwa bezklasowego nie jest programem odwołującym się wyłącznie do świadomości społecznej, nawet w jej zradykalizowanej formie, ale wymaga teoretycznej podstawy, jaką daje marksizm oraz partia robotnicza zbudowana na programie marksistowskim. Przykład Jugosławii pokazuje, że nawet szczere chęci zbudowania systemu samorządowego, jeżeli nie uniknie się biurokratycznego wypaczenia (o co nie jest trudno w skomplikowanej sytuacji ekonomiczno-politycznej), prowadzą do pustej samorządowej powłoki okrywającej realny, biurokratyczny model, w którym „społeczeństwo” (czyli w praktyce biurokracja państwowo-partyjna) ogranicza sprowadzony do izolowanej załogi samorząd w imię dobra ogólnospołecznego i pragmatyki zarządzania.

Przesmyk między Scyllą a Charybdą polega na połączeniu autentycznego samorządu robotniczego z perspektywą społeczeństwa bezklasowego. Polega to na opieraniu decyzji planistycznych na kryterium interesu klasowego klasy robotniczej, który nie jest widoczny z perspektywy izolowanego zakładu i wymaga upolitycznienia poprzez partię reprezentującą te interesy.
Oczywiście, ta droga ma swoje niebezpieczeństwa, które ujawniły się w budowie zdeformowanych państw robotniczych. Jednak dzisiejsza perspektywa lewicowa bierze bezkrytycznie owe deformacje za sedno swej polityki, obstając przy „realnym socjalizmie” jako alternatywie wobec kapitalizmu. Tymczasem alternatywą jest program przenikający i uogólniający rzeczywiste stosunki produkcji, ponieważ to w obrębie produkcji ustanawiają się relacje klasowe.

Sfera produkcji materialnej pozostanie nam w garści, potem jak pękną bańki mydlane spekulacji finansowych, na których opierał się dotychczasowy wyzysk przez spekulantów wykorzystujących narzędzia stworzone na bazie gnijącego systemu, niezdolnego do dalszej ekspansji ze względów naturalnych. Ograniczenie wyzysku pracy jest naturalną barierą niszczenia środowiska.

Lewica utożsamia się z tymi grupami społecznymi, które wyrosły na kapitalistycznym przejmowaniu wartości dodatkowej. To nie ich wina, ale też z tego powodu nie są to grupy samodzielne, na których można oprzeć program przekroczenia kapitalizmu.

Stąd bierze się konflikt między lewicą a jej teoretyczną bazą, który przybiera różnorakie ideologiczne formy, uzasadnienia i usprawiedliwienia przedstawiane przez „nowoczesnych” teoretyków ruchu rzekomo robotniczego (modniej – pracowniczego).

Nostalgia „nowoczesnej” lewicy za państwem socjalnym nie wystarczy jako program walki ze strukturalnym kryzysem kapitalizmu, w obliczu jakiego stoimy. Wyzwania są o wiele poważniejsze. Przejęcie produkcji przemysłowej stawia od razu przed rządem „rewolucyjnym” dylemat – w czyim interesie przejęto ten przemysł? Czy rewolucyjny wysiłek mas ma służyć jedynie przechowaniu i odrestaurowaniu aparatu produkcyjnego po to, aby przekazać go kapitałowi po uspokojeniu kryzysu, czy też jest to czas na wywalczenie socjalistycznego w treści, nie tylko w formie, systemu gospodarczego, w którym rzeczywistym dysponentem wartości dodatkowej będzie tworzący materialne podstawy wszelkiej wymiany dóbr i usług w społeczeństwie robotnik?

Jeżeli kryzys będzie tak głęboki, jak się to przewiduje, to dylemat ten nie będzie jedynie papierowy i zależny od spekulacji politycznych liderów lewicy. Kryzys obudzi bowiem ruch tych grup i klas społecznych, których żądania okażą się tak niespodziewane dla „nowoczesnej” lewicy, że zepchną w kąt jej wypracowane dekadami teoryjki jako należące do innego, minionego już bezpowrotnie świata.

Ta lewica jest całkowicie nieprzygotowana na podjęcie takiego wyzwania. Jednak wstrząs, jaki nas czeka, obudzi niespodziewane zasoby intelektualne, które dziś pozostają uśpione.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
21 kwietnia 2020 r.