Odkąd odmówił posłuszeństwa mój stary laptop, czyli mniej więcej od powrotu żony z urlopu, czasu mam jakby więcej. W sam raz na przymusowy urlop. Naprawa potrwa – podobnie jak instalacja nowego, choćby ze względu na sezon urlopowy – mniejsza o COVID.

Katastrofa w postaci niekończącego się pasma urlopów zaległych nakłada się po części na sezon grzybowy z prozaicznego powodu – nie mogę doczekać się końca suszy. Gdyby nie artykuły Ewy, które wymiatają znajomych z Facebooka nie weszlibyśmy w strukturalny kryzys kapitalizmu z przytupem.

A tak mam poczucie luzu – cisza i spokój dookoła, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

O 13. ruszam na grzyby.

Włodek Bratkowski
6 sierpnia 2020 r.