Większość komentatorów zakładała, że konflikt na górze daje swobodę eksperymentowania na żywym ciele miasta buntownikom i rebeliantom – przez niektórych zwanych powstańcami i rewolucjonistami – do czasu prezydenckich wyborów w USA.

Tymczasem w Portland i Seattle – znajdujących się pod rządami wybrańców miejscowej społeczności, wysuniętych przez Partię Demokratyczną, trwa już na dobre pacyfikacja „nowych komun”, o czym ponownie donosi Sania, były policjant, utożsamiający się, jak łatwo zgadnąć, z siłami porządku.

Jego zrewoltowani współziomkowie z „NOWĄ AMERYKAŃSKĄ REWOLUCJĄ” i buntem w Rosji wiążą wciąż wielkie nadzieje (
https://expert.ru/expert/2020/27/novaya-amerikanskaya-revolyutsiya/?fbclid=IwAR3GylLSVQwcCvt7BpW-JTzUgK09_UA3Aavc7cGXDmnKTmHSL0qgMMZ52ZQ) choć jak widać władzom Seatle i Portland ona już się zdecydowanie przejadła.

Okazuje się, że wystarczyło wejść na odciski sprawujących władzę.

Tak oto kończy się „LATO MIŁOŚCI”.

Kto by się liczył z „WYBOREM LUDU” (http://vybor-naroda.org/stovyborah/169856-rasy-i-klassy-kak-protivostojanie-formiruet-novoe-bolshinstvo.html?fbclid=IwAR2eRQYdoTs6Gc3VIAOsuJ3_His5-OYQu_X2YzKqPACNm3Ghue2CGVDn8zk), który miał stworzyć NOWĄ WIĘKSZOŚĆ, skoro w USA liczą się przede wszystkim MNIEJSZOŚCI?

Na czele z rządzącą oligarchią.

Te będzie można jakoś dowartościować, a problemy – wyeksportować. Nowa radykalna lewica tu i teraz czeka z otwartymi rękami i zakutymi łbami. Można byłoby powiedzieć „po zęby” – tylko z bronią krucho.

Wszak to nie oni żywią i bronią, a przy okazji – gówno produkują, nie mając u tych, co produkują, posłuchu.

Co naocznie pokazały wybory prezydenckie w Polsce.

Włodek Bratkowski
1 lipca 2020 r.