Jeżeli najmądrzejsi tego świata pozostają w tłumaczeniu współczesności na poziomie takich ogólników, jakie wykłada na stół prof. Grzegorz Kołodko (Grzegorz W. Kołodko: Nienawiść w czasach zarazy), to trudno się dziwić, że marksowskie argumenty trzeba powtarzać do znudzenia w telegraficznym skrócie.
Grzegorz Kołodko powołuje się na swoje wcześniejsze wypowiedzi, z których jednoznacznie wynika, że postulowane przezeń zmiany nie zostały wprowadzone w życie, co logicznie prowadzi do ciągłego powtarzania się złych skutków tego zaniechania. Przytacza ze swej listy niektóre Wielkie Sprawy Przyszłości z miną domorosłego Kolumba, któremu jeszcze nie zakomunikowali, że nie dopłynął do Indii. Stąd jego mina odkrywcy Ameryki.
Te Wielkie Sprawy to:
„1. Nie zostały usunięte systemowe i strukturalne źródła poprzedniego globalnego kryzysu finansowego i gospodarczego. Górę wzięła zachłanność możnych tego świata i uległość elit politycznych wobec ich nacisków.”
Od obiektywnego ekonomisty raczej oczekiwalibyśmy ujawnienia mechanizmów, które leżą u podłoża subiektywnej zachłanności możnych i uległości elit. Inaczej jest to puste moralizatorstwo.
„2. Nie udało się do końca wyeliminować wpływów neoliberalizmu – ideologii, czyli systemu (marnych) wartości oraz polityki i złej regulacji gospodarki – służącego wzbogacaniu nielicznych kosztem większości. W rezultacie globalizacja, skądinąd nieodwracalna, wciąż nie ma charakteru dostatecznie inkluzywnego, co jest warunkiem sine qua non zrównoważonego rozwoju.”
Jak wyżej – tłumaczenie naukowe sprowadza się do ujawnienia niegodziwości ludzkiej duszy, podlanego uczonym słówkiem „inkluzywność”, zupełnie jakby była ona atrybutem procesu globalizacji, sztucznie odłączonym przez ludzi złej woli od obiektywnego mechanizmu.
„3. Nie udało się zahamować procesów dewastacji naturalnego środowiska człowieka i ocieplania klimatu. Ludzkość sama siebie wprowadza na drogę do termicznej zagłady, choć wcale nie musi w tym celu trafić do piekła; zgotuje je sobie tu, na Ziemi.”
W sumie więc, jak się na to zanosiło wcześniej, mroczne strony ludzkiej duszy stoją za brakiem determinacji w hamowaniu procesów dewastacji naturalnego środowiska.
„4. Poza wyjątkami, nie udało się stłumić eskalacji nierówności dochodowych i majątkowych oraz wprowadzić gospodarki i społeczeństwa na ścieżkę ich redukcji. Bez tego nie ma szans na zachowanie spójności społecznej w dłuższej perspektywie czasowej.”
Jak wyżej – a niby komu miałoby zależeć na tłumieniu eskalacji nierówności dochodowych, skoro są one tak wyśmienicie chronione przez slogan o zróżnicowaniu wedle kryterium merytorycznego i straszak „urawniłowki”? Znowu mamy mądre słówko „spójność społeczna”, które niby ma służyć za dowód we własnej sprawie: spójność społeczna jest dobra i pożądana. Przez kogo?
„5. Pogłębia się nierównowaga demograficzna skutkująca z jednej strony niebywałym rozstrzeleniem współczynnika rozrodczości i, w ślad za tym, dysfunkcjonalną nadwyżką bądź deficytem rąk do pracy, z drugiej zaś masową migracją. Wielkie jej fale, idące w dziesiątki milionów osób – zarówno uchodźców z miejsc, w których żyć spokojnie nie można, jak i imigrantów z regionów, gdzie żyć przyzwoicie się nie da – dopiero zaczną napływać do krajów bogatych.”
Typowy dla Europy egocentryzm – równowaga demograficzna byłaby wówczas, gdyby krzywa demograficzna krajów ubogich dostosowywała się do zapotrzebowania na ręce do pracy w bogatym Centrum. Dzięki wirusowi istnieje szansa, że potoki migrantów przestaną jednak napływać do Europy.
„6. Narastają napięcia polityczne na tle niezdolności do koncyliacyjnego rozwiązywania piętrzących się ponadnarodowych problemów i braku mechanizmów sterowania współzależną gospodarką światową. Unoszą się upiory ksenofobii i szowinizmu, nowego nacjonalizmu i protekcjonizmu, czemu towarzyszy druga zimna wojna i wojna handlowa wypowiedziana przez Stany Zjednoczone nie tylko Chinom i Rosji, lecz także własnym sojusznikom.”
Niezdolność do koncyliacyjnego rozwiązywania piętrzących się ponadnarodowych problemów wynika – być może – z faktu, że gospodarka kapitalistyczna jest gospodarką dynamiczną i dla swego ruchu potrzebuje niczym kania dżdżu nierównowagi, która prowadzi do piętrzących się problemów na skalę globalną. Jeśli nie ma zdolności (woli) szukania koncyliacyjnych rozwiązań, to może oznaczać, że podmioty predestynowane do prowadzenia koncyliacyjnych negocjacji nie są nimi zwyczajnie zainteresowane. A dlaczego? Bo sądzą, że w złożonej sytuacji mają przewagę i większe niż rywale szanse na przetrwanie trudności. Coś jak błędne rachuby Rosji w „wojnie o ropę” z Arabią Saudyjską.
G. Kołodko nie wyobraża sobie, że decydenci polityczni mogliby mieć inne widzenie świata i areny politycznej, oparte na pragmatycznym rachunku. Podobnie jak cała lewica, G. Kołodko jest wkurzony brakiem zdrowego rozsądku u głównych polityków, którzy już dawno powinni zauważyć, że można by osiągnąć to samo bez niepotrzebnych nerwów i wzajemnych złośliwości. Gospodarka kręciłaby się jak świeżo naoliwiona ku powszechnemu zadowoleniu. Po co więc ryzykować te wszystkie kryzysy i konflikty?
Globalizacja jest dla G. Kołodki perspektywą nieuniknioną i wymuszającą łagodzenie konfliktów (nieracjonalnych wszakże przy współczesnym zagrożeniu). Realność wszechobejmującej racjonalizacji mechanizmów społecznych i gospodarczych została jednak zakwestionowana z pozycji filozoficznych przez prof. W. Czajkowskiego (Uwagi o Marksie i (jego) utopiach) jako koncept utopijny. Utopijny u Marksa, ale może niekoniecznie u Kołodki?
Część lewicy także nie wierzy w racjonalność globalną, preferując projekty antyglobalizacyjne, ewentualnie, polubownie: alterglobalizacyjne, czyli globalizacyjne inaczej.
Wszystkie problemy wyliczone przez G. Kołodkę sprowadzają się do jednego – nie udało się, mimo niezliczonych forów dyskusyjnych i szczytów gromadzących decydentów tego świata, spowodować, aby mądre pomysły zostały wprowadzone w życie.
Swoją drogą, nie bardzo wiadomo, dlaczego eksperci doradzający głowom państw mieliby zarabiać takie krocie, jeśli nie potrafią wymyślić nic więcej ponad to, co z marszu wypowiada pierwsza lepsza licealistka ze Szwecji…
Ale tak oni, jak i ona, nie potrafią zachęcić decydentów do działania zgodnego z udzielonymi radami.
Jeżeli na tym polega problem, to może to oznacza, że pole do popisu mieliby eksperci akurat w kwestii wyjaśniania, dlaczego decydenci nie zabierają się do wdrażania programów, które rozwiązałyby wszystkie problemy współczesnego świata od jednego razu.
*
Recepty neokeynesistowskie opierają się na założeniu, że mechanizmy gospodarcze są obiektywne i neutralne, ale jednocześnie warunki ich funkcjonowania ulegają zmianie, w związku z czym należy czasami ingerować w ich działanie, aby naprostować sytuację i udrożnić system, aby kręcił się on jak dotąd.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
8 kwietnia 2020 r.
Gdy dzisiaj internauta pyta: „Panie profesorze, czy to już JWK – Jeszcze Większy Kryzys, o którym Pan pisał?”, odpowiadam: „Tak”.