Samounicestwiająca się logika Nowej Lewicy jest mniej więcej taka sama, jak w przypadku interpretacji dzieł literackich przez pryzmat walki klas, niezależnie od tego, jaki jest zamysł samego dzieła, jego autora. Jaki jest zamysł artystycznego utworu dowolnego rodzaju.

A więc, różni myśliciele, w różnych czasach po Marksie, poddają się pokusie, aby przepuścić swoje obserwacje najróżnorodniejszych zjawisk życia społecznego przez pryzmat walki klas, przez pryzmat marksizmu z jego specyfiką koncentracji na stosunkach produkcji. I tak, np. Frantz Fanon poddaje obserwacji współczesne mu społeczeństwo zachodnie i analizuje je przez pryzmat rasizmu. Czemu nie? W końcu dostrzega on wiele zjawisk, szerzej niż sam Marks, jak mówią co poniektórzy lewicowcy, nie ograniczając swego horyzontu do kwestii relacji w systemie produkcji czy do stosunków własnościowych. Ale stosując je do sytuacji ludów kolorowych.

Rzecz jasna, postrzeganie kwestii rasizmu w takim kontekście pozwala dostrzec faktyczne powiązania między pozornie oddalonymi zjawiskami. Zjawisko rasizmu, w ujęciu Fanona, zyskuje na pogłębieniu, ponieważ całkiem słusznie tłumaczy uzasadnienie świadomościowe i ideologiczne obecne w racjonalizacji wyzysku czarnej siły roboczej jako zastępującej na polach bawełny w Ameryce białych robotników rolnych, ponieważ czarni byli ponoć lepiej przystosowani do wycieńczającej pracy w upale. Całkowicie prawomocnie można powiązać kwestię czarnej siły roboczej z procesami rozwoju przemysłu w USA czy z kwestią tworzenia się hierarchii dziobania w ramach świata pracy.

Zgadzamy się, że ten sposób ujęcia problematyki pozwala na dokonanie całkiem ciekawych i ważnych obserwacji, które wnoszą coś świeżego i poszerzającego horyzonty w postrzeganie kwestii czarnej siły roboczej. Podobnie zwrócenie uwagi na kondycję kobiet w ramach organizacji wyzysku proletariatu przez kapitał ma swoje zalety.

Problem zaczyna się w momencie, kiedy takie postrzeganie kwestii robotniczej przez pryzmat zjawisk towarzyszących głównemu nurtowi walki klasowej toczącej się wokół stosunków w produkcji i stosunków własności środków produkcji przenosi punkt ciężkości na owe zjawiska poboczne (z tego konkretnego punktu widzenia) i zastępuje główny temat. I tak, kwestia kobieca przekształca się niepostrzeżenie w feminizm, zaś emancypacja kobiety z klasy burżuazyjnej zaczyna kształtować postrzeganie emancypacji kobiet z klasy robotniczej na swoją modłę. Odwrotnie nie jest to raczej możliwe. Co w swoim czasie trafnie zauważył Jan Neruda w „Cesarskich fiołkach”.  I tak, praca zarobkowa zaczyna być postrzegana jako narzędzie uwolnienia się kobiety spod męskiej dominacji, zaś męska dominacja wobec kobiet zaczyna przykrywać stosunek klasowy między mężczyznami jako reprezentantami rodziny w relacji do klasy kapitalistów. Rasizm natomiast zaczyna przesłaniać stosunki klasowe, ponieważ ma – podobnie jak feminizm – szerszy zasięg niż żałośnie partykularna walka klasowa wąskiej, wybranej grupy pracowniczej, wrzuconej w mocno specyficzny, tj. konkretnohistoryczny stosunek społeczny. Ten ostatni nie interesuje w zasadzie szerszej grupy, identyfikującej się z problemem pobocznym podatnym na ujęcie bardziej uniwersalne i ambitniejsze, tłumaczące wszak więcej za jednym zamachem niż w przypadku dążącego z definicji do samoograniczenia tematu klasy robotniczej jako kontynuatorki walki chłopstwa jako poprzedzającej ją wyzyskiwanej klasy produkcyjnej.

Poza tym…

Z jednej strony, wraz z rozwojem techniki i technologii wydaje się, że problem klasy produkcyjnej zostaje przezwyciężony. A w międzyczasie już okazało się, że także inne społeczne zjawiska można analizować przy zastosowaniu efektywnej metodologii walki kasowej. Powoli upadają ostatnie bariery nie pozwalające na dokonanie ostatecznego zlania owych zjawisk – walki robotników i walki o szerszy zasięg emancypacji.

Różne grupy społeczne są wyzyskiwane w kapitalizmie, więc czemu idea zniesienia tego systemu miałaby być związana wyłącznie z walką szczególnej klasy robotniczej? Jej wyzysk nie ma nawet najbardziej efektownego charakteru. Klasa robotnicza, podobnie jak klasa chłopska, może przekształcić się w klasę głęboko reakcyjną…

Z drugiej strony, podmiana podmiotu walki klasowej skutkuje zmianą stosunku do samego systemu kapitalistycznego. To właśnie obserwujemy w przypadku współczesnej lewicy. Trwający dekady proces początkowo nowatorsko rozwijający nowy, marksistowski punkt widzenia, pozwalający na postrzeganie różnych zjawisk w logice walki klasy robotniczej, w logice współpracy na rzecz celów owej specyficznej walki, niepostrzeżenie przekształca się w perspektywę, która podważa początkowy, ściśle zawężony cel walki.

Jest to zgodne z istotą bytu bytów podmieniających klasę robotniczą (jak ją rozumiał Marks), z istotą stosunku społecznego, w jakim tkwi dana, bardziej predestynowana do uniwersalnej misji grupa. Niekoniecznie tkwi ona w stosunku antagonistycznym wobec klasy kapitalistów, a więc logicznie i spontanicznie utożsamia się ona ze swoim najgłębszym interesem społecznym, a nie z interesem antykapitalistycznym.

W ten sposób z dopełnienia marksizmu przechodzimy niepostrzeżenie i nieuchronnie do… odrzucenia marksizmu. W imię rozumienia marksizmu jako teorii tłumaczącej wszystko. Czyli nic.

Warto zauważyć, że całkiem ciekawa szkoła interpretacji dzieł literatury światowej w duchu walki klas nie znalazła ostatecznie uznania i obumarła w zapomnieniu. Pozwólmy więc miłosiernie na to samo w odniesieniu do całkiem interesujących z czysto intelektualnego punktu widzenia analiz postmarksistowskich.

Nie negując, ale przeciwnie – doceniając z całą pokorą wkład w myśl humanistyczną Gyorgy Lukacsa czy Frantza Fanona, zgodnie z tezą, że pierwszy, kto porównał kobietę do kwiatu był poetą, zaś drugi – już tylko grafomanem, zgłaszamy jednocześnie ostrzeżenie przed wszystkimi, którym grafomańska sława wydaje się atrakcyjna.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
21 stycznia 2023 r.