„Żyjemy w czasach, kiedy coraz więcej ludzi jest i będzie zbędnych z gospodarczego punktu widzenia. Państwo opiekuńcze (w innych miejscach Bauman nazywał je ‘państwem socjalnym’) jest polityczną instytucjonalizacją spontanicznej miłości, którą wszyscy jesteśmy winni wszystkim naszym bliźnim.”

Przypomniał nam o tym Tomasz Marek Sosnowski (patrz: Bauman: od komunisty do teoretyka płynnej nowoczesności).
Jak to się ma do kwestii racjonalności społecznej?

Waldemar Czajkowski, w swym artykule o utopiach Karola Marksa (Uwagi o Marksie i (jego) utopiach), kwestionuje przypisywany Marksowi postulat „społeczeństwa racjonalnego” jako pierwszą z licznych utopii zawartych w jego pracach.

Skupmy się więc na tej pierwszej utopii.

Kwestia zyskała na znaczeniu w obecnej sytuacji epidemii koronawirusa. Oparcie się na żywiołowości i wierze w spontaniczne dostosowanie się społeczeństwa do warunków pociąga za sobą wizję realnych kosztów takiej decyzji, liczonych w ofiarach ludzkich.

Jeżeli świat po wirusie (i w warunkach permanentnego kryzysu kapitalizmu) będzie zmuszony zachować różne rozwiązania wprowadzone w obliczu zagrożenia, któremu czoła może stawić wyłącznie zorganizowane społeczeństwo, a nie samotne jednostki, to wymóg zracjonalizowania mechanizmu społecznego przestanie być taki utopijny, jakby się to śniło filozofowi.

Naszym zdaniem, interpretacja Czajkowskiego opiera się na tradycyjnym, by nie rzec – „ortodoksyjnym” i dominującym, odczytaniu myśli Marksa. Racjonalizowanie, czyli poddawanie kontroli funkcjonowania społeczeństwa w imię wyższej konieczności, która niekoniecznie jest fikcyjna, wiąże się z utratą swobody członków społeczności. Swoboda, wolność w tym rozumieniu, to prawo do robienia wszystkiego, co jest dostępne danemu społeczeństwu. Nikt, poza wizjonerami i prekursorami, nie rości sobie pretensji do robienia czegoś, co nie jest nikomu dostępne. Człowiek, obdarzony umysłem, potrafi cierpieć z powodu tego, że nie może robić czegoś, do czego nie jest przystosowany jego organizm. To nie jego organizm dyktuje mu, co chce robić, ale abstrakcyjny, nie mający z nim samym nic wspólnego, przykład innych ludzi.

Trudno to potępiać. Gdyby nie instynkt stadny hordy indywidualistów, to stadium eksperymentu nie przemieniającego się w narzędzie dostępne ewoluującemu w przyspieszonym tempie społeczeństwu zostałoby utrwalone, a samo społeczeństwo nabrałoby cech tradycyjnego, skostniałego systemu społeczno-ekonomicznego. Stwierdzenie o instynkcie stadnym hordy indywidualistów brzmi nieco jak paradoks, ale jest w tym stwierdzeniu głębszy sens. Instynkt stadny jest zrozumiały jako coś, co zastępuje rozum w społeczności złożonej z jednostek świadomych swej indywidualności i ceniących tę indywidualność. Gdyby nie było instynktu stadnego, każde indywiduum kierowałoby się wyłącznie własnymi dążeniami, pogardzając cudzymi osiągnięciami, w konsekwencji – nie pragnąc ich naśladować.

Jest to poniekąd ideał wschodniej mentalności, gdzie niegłupio zwraca się uwagę, że jedynym godnym celem istoty ludzkiej, obdarzonej umysłem, jest ściganie się z samym sobą, przekraczanie i przezwyciężanie własnych (a nie cudzych, jak w cywilizacji zachodniej) słabości.

Jeżeli mówimy więc o racjonalności społecznej, to powinniśmy robić to na tle dialektyki między jednostkowym a społecznym. Marks nie był, mimo wmawiania mu tego przez rozlicznych marksistów, kretynem. Jeżeli pretendował do miana człowieka, który wniósł coś istotnego do skarbnicy ludzkiej wiedzy, to można by go potraktować poważnie. Pozorne sprzeczności myśli Marksowskiej ustępują, jeśli spróbujemy potraktować jego koncepcję jako całość, a nie jako oderwane od siebie kawałki, uwypuklane z powodu tego, że ktoś uzna je za nadające się do wykorzystania w konkretnej, przemijającej sytuacji bieżącej.

Wolność, aby współgrała z racjonalnością społeczną, musi mieć twardo wyznaczone ograniczenia. Z granicami tymi eksperymentowali już myśliciele Oświecenia, którzy poczuli, że dawne ograniczenia tracą swą moc i, póki co, nie zostały jeszcze zastąpione nowymi. Koronny przykład zwyrodnienia, przytaczany przez ideologów konserwatywnej prawicy, marzących o powrocie do epoki sprzed Rewolucji Francuskiej, czyli przypadek markiza de Sade, jest właśnie rozpaczliwym poszukiwaniem owych granic naturalnych jednostkowej swobody. Jest przy okazji wyrazem wiary w to, że takie granice istnieją. Wyznaczone przez Naturę czy przez Boga, obojętne. Markiz de Sade natrafił na jedyną granicę, którą okazała się… nuda.

Jeżeli człowiek ma zakodowane dążenia do przekraczania samego siebie, to trudno mu samemu postawić sobie granice. Musi zderzać się z czymś zewnętrznym, czymś, co stawia mu rzeczywisty opór. Inaczej, jak właśnie jest w odwrotnej stronie medalu wschodniej filozofii, odpływa od rzeczywistości. W zderzeniu z ekspansywną mentalnością społeczeństwa, które nie ma żadnych granic – wewnętrzne zostały zniesione, a zewnętrzne przezwyciężone jako podporządkowanie sobie klas, które mogłyby skutecznie stawić opór, społeczeństwo wschodnie stoi na przegranej pozycji. Co zostało zilustrowane w historii wystarczająco przekonująco.

Racjonalność proponowana w teorii marksizmu nie polega na racjonalizowaniu działań będących odpowiedzią na chore stosunki i chore zjawiska, ale na zracjonalizowaniu warunków, które stanowią właśnie owe narzucone ograniczenia dla swobody indywidualnej. Precyzyjniej byłoby powiedzieć, że stanowią zaakceptowane przez społeczeństwo warunki obiektywne, w ramach których wszelkie działania jednostek są dozwolone.

Jeżeli jednostka przekracza owe arbitralne siłą rzeczy ograniczenia, styka się z oporem. Oporem klasowym, oporem biurokratycznym, oporem tradycji i przyzwyczajenia, oporem bezwładu i zaniechania itd., itp. Prowadzi to do dramatycznych przeżyć jednostki, często do jej uzasadnionego poczucia niesprawiedliwości. Ale przy okazji znosi zarzut często stawiany wizji społeczeństwa bezklasowego – nie ma w nim miejsca na koniec historii czy na bezmózgą nirwanę. Nieszczęścia rozrywające wrażliwe dusze będą nadal miały pożywkę z własnego wnętrza do tworzenia wiekopomnych pomników owej wrażliwości. Będą autentyczne.

Dlatego, jeśli potraktować dzieło Marksa jako nie tyle dwie części (młody vs. stary) przeciwstawiające się sobie, ale jako etapy ewolucji tej teorii, to możemy zauważyć, że Marks ewoluował od pozycji, które dały się jeszcze uzgodnić z duchem liberalno-demokratycznego nurtu radykalnego drobnomieszczaństwa, rozczarowanego niekonsekwencją spadkobierców rewolucji burżuazyjnej. Szerokie tło rozumowania Marksa, pozostające często w szkicowej postaci, ale prekursorskiej w stosunku do tego, co wydarzyło się później, stanowiło fundament dla zawężającej koncepcji, która była owocem jego dojrzałych lat.

Życie gospodarcze jest glebą, na której rozwijają się elementy nadbudowy stanowiące prawdziwy wyraz ludzkiej mocy twórczej. W miarę rozwoju cywilizacji zachodniej, gleba ta kurczy się, a jednocześnie jej uprawianie staje się coraz bardziej intensywne. Życie społeczne odzwierciedla relację między człowiekiem a Naturą, ponieważ całość odbija się w części, czy się to nam podoba, czy nie. Natura jest coraz bardziej ograniczana, wypierana, podobnie jak ekonomiczny fundament istnienia społeczeństwa staje się coraz bardziej ograniczony. Co nie oznacza, że staje się mniej ważny. Nie, ponieważ to ten ograniczany i wypierany z naszego życia i naszej świadomości element staje się warunkiem ograniczającym naszej wolności.

Racjonalność w marksizmie odnosi się do organizacji tej sfery życia społecznego. Marksizm nie oddaje zarządzania owymi warunkami biurokracji, emanacji sił, które nie są bezpośrednio zaangażowane w tej sferze. Nie, ponieważ warunki ograniczające powinny mieć charakter spontaniczny. A oznacza to, że powinny być wyrazem partykularnego interesu klasy, która płaci swoim życiem i swoimi własnymi ograniczeniami za możliwość sprawienia, że dla pozostałych grup społecznych ich własne ograniczenia przestają być ograniczeniami. Nie da się wytłumaczyć jednostkom, że nie powinny używać samochodów indywidualnych tylko dlatego, że byłoby to z pożytkiem dla środowiska naturalnego. To byłoby jawne pogwałcenie swobód obywatelskich, nie mówiąc już o katastrofie dla gospodarki. Dzisiejsze, zróżnicowane podejście jednostek do różnorodnych zakazów narzucanych w związku z epidemią pokazuje skalę problemu. Gdyby cena dotyczyła tylko jednostek, które cenią sobie wyżej wolność niż zdrowy rozsądek, nie byłoby problemu. Jednak we współczesnym świecie żadna jednostka nie jest monadą. Takimi zachowaniami chciałaby jednak przekroczyć swoje poczucie braku swobody. Wszystkie zachowania w społeczeństwie, które liczy miliony jednostek, będą reprezentowane. Ze skutkami dotyczącymi szerszych grup. Wolność jednych uzasadnia roszczenia do wolności innych – np. żeby przeciwstawić się siłą i przemocą jednostkom stawiającym wyzwanie. Większość społeczeństwa (zgodnie z prawami statystyki) będzie za autorytarnym rządem jako mniejszym złem, ponieważ nie stać ich na spontaniczne przeciwstawienie się antyspołecznym jednostkom.

Poza tym, spontaniczne przeciwstawianie się prowadzi do jeszcze większego chaosu. Jednostki, które powinny stawić opór nie mają gruntu pod nogami, który nadawałby granice przemocy. Grupowe uzasadnienie spontanicznej przemocy ewoluuje wraz z ustaniem zagrożenia. Społeczność nakłada spontaniczną granicę na przemoc dzięki wygasaniu gotowości trwania jednostek w tej nawiązanej na prędce solidarności w obliczu zagrożenia. Całość społeczeństwa złożonego ze skrajnie różnorodnych jednostek stanowi stałe zagrożenie uzasadniające stan permanentnego autorytaryzmu. Coraz bardziej uszczegóławia się sfery zagrożenia i adekwatną na nie odpowiedź. W końcu zagrożenia te stają się abstrakcyjne dla części społeczeństwa, pozostając realnym zagrożeniem dla innej części. Ale kontrola odgórna biurokracji nie pozwala na różnicowanie. Stąd postulaty organizowania życia na szczeblu lokalnym, lepiej odzwierciedlającym faktyczne problemy i ograniczającym niebezpieczeństwo wprowadzania regulacji, które nie znajdują uzasadnienia w życiu konkretnej społeczności.

Jednak, w warunkach trwania społeczeństwa klasowego, społeczności takie nie mają racji bytu, ponieważ prędzej czy później zostaną wchłonięte przez dynamikę kapitału w charakterze „otoczenia niekapitalistycznego”. Odtworzą one nierówności klasowe jeśli nie w postaci relacji kapitalistycznych, to w charakterze relacji niewolniczych – złagodzonych paternalizmem.

Marks przestudiował bardzo szeroki materiał historyczny i społeczny. Na tym gruncie mógł sformułować warunki zaistnienia społeczeństwa bezklasowego odrzucając liberalno-demokratyczne frazesy o humanizmie podszytym fałszem w obliczu konieczności ograniczenia wolności dla jednych po to, aby dla innych była ona nieograniczona.

Walka klasowa nie jest zwrotem retorycznym, który ma pobudzać odruch serca. Serca znudzonego ciągłym pobudzaniem za pomocą odwoływania się do emocji. Podobnie, jak markiz de Sade odkrywamy, że za tym wszystkim stoi nuda. Opór musi mieć charakter subiektywny i być związany z żywotnym interesem grupy społecznej, nie tylko z jej refleksją. Każdej racjonalnej myśli można przeciwstawić inną racjonalną myśl, zaś partykularnemu interesowi trudno przeciwstawić coś innego poza sprzecznym z nim interesem. Eksplorowanie przestrzeni niemożliwego może być pasjonującą przygodą intelektualną. Nie jest jednak racjonalne wcielanie w życie wszelkich z tego wynikających fantazji tylko dlatego, że współczesna technika daje nam do tego sposobność. To brak faktycznego oporu powoduje nudę domagającą się eksploracji wykraczającej poza sferę wyobraźni. Poza sferę kultury.

Racjonalność w rozumieniu Marksa należy rozważać w tym kontekście, bardzo konkretnym, sprowadzającym rozwiązanie pozornie niezwiązanych ze sobą sfer (społeczne – przyrodnicze) do klasowych relacji społecznych. Iluzja całkowitego panowania nad przyrodą jest wynikiem realnego podporządkowania klasowego tej grupy społecznej, której praca stanowi więź między społeczeństwem a przyrodą. Panowanie nad tą klasą daje iluzję panowania nad przyrodą. Ponieważ to właśnie gatunkowy człowiek z jego potencjałem zapanowania nad warunkami swego życia stanowi problem dla niego samego i dla świata, rozwiązanie tego problemu stanowi rozwiązanie trudności znajdujących się w powiązanych mechanizmach.

Granice wolności, jednocześnie będącymi warunkiem rzeczywistego (nie mentalnego zaledwie) charakteru tej wolności, są wyznaczane subiektywnymi interesami konkretnej klasy. Dlatego właśnie są to cele osiągalne, a nie utopia, jak to widzi prof. Waldemar Czajkowski.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
9 kwietnia 2020 r.