Lewica w szoku. Lewica nie wie, jak sobie wytłumaczyć dziwaczną decyzję Putina o wtargnięciu na Ukrainę. A przecież przez trzy miesiące propaganda zachodnia odliczała z minuty na minutę chwilę agresji. A i tak fakt był dla wszystkich zaskoczeniem, jak lubią to podkreślać różni eksperci i przedstawiciele różnych organizacji.

Przepytywany przez strajk.eu na tę samą okoliczność Artiom Kirpiczonok daje tę samą, monotonną odpowiedź na dręczące pytanie: „Do tej pory ze strony rosyjskiej władzy nie ma żadnych poważnych, istotnych wyjaśnień, dlaczego podjęto taką decyzję, czemu akurat teraz, jakie są strategiczne plany tej operacji. To jest tak, jakby władze kierowały się jakąś dziwną logiką: ‘sami to sobie wytłumaczcie’. Oczywiście, w grze są ‘denazyfikacja Ukrainy’, ‘demilitaryzacja’. Ale to są ogólniki, które nikomu niczego nie wyjaśniają” („Gdy wszystkie konflikty połączą się w jeden, będziemy mieli III wojnę światową”, rozmowa z Artiomem Kirpiczonkiem, https://strajk.eu/gdy-wszystkie-konflikty-polacza-sie-w-jeden-bedziemy-mieli-iii-wojne-swiatowa-rozmowa/).

Trudno nie odnieść wrażenia, że chociaż wszyscy serio rozważają prawdopodobieństwo III wojny światowej, to i tak w odpowiednim momencie będą manifestowali swoje… zaskoczenie. Wszak Kirpiczonok wylicza powody, dla których konflikt przerodził się w gorącą wojnę: „Nie ma żadnych wątpliwości, że jest to wynik sprzeczności kapitalizmu. To kolejna odsłona globalnego kryzysu kapitalizmu, który zaczął się w 2008 i w gruncie rzeczy nigdy się nie skończył, bo tamte problemy gospodarcze nie zostały rozwiązane. Kapitalizm nie potrafi funkcjonować bez ekspansji. I w jej wyniku interesy zachodniego kapitalizmu zderzyły się z interesami kapitalizmu rosyjskiego”.

Warto podkreślić zdanie: „kapitalizm nie potrafi funkcjonować bez ekspansji”. Chciałoby się zapytać, o czyją ekspansję tu chodzi? Czy aby na pewno rosyjski kapitalizm – surowcowy i oligarchiczny, czyli kompradorski, jest tym czynnikiem ekspansji, który przeważył szalę i zdobył się na ruch wyprzedzający w kapitalistycznej rywalizacji?

To ten sam rosyjski kapitalizm, który po wejściu do Kazachstanu z misją stabilizacyjną, wyszedł z niego po 10 dniach jak niepyszny, po grzecznym, publicznym poproszeniu go o uczynienie tego przez dopiero co uratowanego z opresji prezydenta, mającego przeciwko sobie rozzłoszczone społeczeństwo?

Odpowiedź Kirpiczonka jest co najmniej równie ogólnikowa i enigmatyczna, co deklarowane cele Putina. Ale to nie koniec. Może dalej padnie jakieś sensowniejsze wyjaśnienie: „Putin chce być jak wielki Architekt. Rosyjskie władze długo mówiły Zachodowi, że chcą mieć własne sfery wpływów, uczestniczyć we wszystkich ich projektach. Chcieli mieć taki status jak na przykład Francja. Francja ma przecież swoje strefy wpływu w Afryce Zachodniej. Rosja chciała działać swobodniej i chciała, żeby wszyscy to uznali jako jej prawo. Ale Amerykanie nie byli na to gotowi. Oni wciąż są przekonani, że zwyciężyli w zimnej wojnie i powinni mieć wszystko. A sprzeczności miedzy zachodnią a rosyjską burżuazją pojawiły się już pod koniec lat 90.”

Jeżeli za sferę wpływów uznać uczestnictwo w projekcie Nord Stream 2, w którym Rosja jest dostawcą surowca zasilającego niemiecką gospodarkę, to zapewne jest, jak twierdzi Kirpiczonok. Zachodnia propaganda przedstawia projekt Nord Stream jako przytłaczającą, ekspansywną politykę rosyjską wobec Europy. Nie od dziś przypisuje się Rosji dążenie do uzależnienia Europy od jej gazu. Przy zniszczonej podczas transformacji systemowej gospodarce rosyjskiej, trudno, żeby Rosja miała wiele opcji. Odebranie jej tej możliwości równa się morderczemu wysiłkowi społeczeństwa rosyjskiego, aby przekierować się na inne rynki, azjatyckie, z tym, że ten kierunek także nie jest pewny, biorąc pod uwagę usamodzielnienie się republik środkowoazjatyckich i niekoniecznie zbieżne interesy gospodarki chińskiej. Jednym słowem, gospodarka rosyjska jest w rozpaczliwej sytuacji, co bynajmniej nie spędza snu z oczu oligarchom. Natomiast dla społeczeństwa, polityka sankcji – zauważmy, że prowadzona nie od 24 lutego bynajmniej – oznacza popadnięcie w nędzę.

Dla gospodarki niemieckiej, zmuszona do współpracy Rosja jako zaplecze surowcowe, jest świetną opcją dla swej podbudowy. Gołym okiem widać, że Niemcy nie boją się ewentualnego popadnięcia w podporządkowanie interesom rosyjskim. W tej konstelacji to nie interesy niemieckie są narażone na straty. Jeżeli jest jakaś strona, która może się zasadnie obawiać współpracy Europy z Rosją, to są to Stany Zjednoczone. I bynajmniej sankcje nie są wymierzone w Rosję jedynie, ale w kraje, które chciałyby z Rosją współpracować.

Widzimy więc, że stroną zainteresowaną w osłabianiu możliwości zawiązania się takiej współpracy jest USA. Dlatego też wszyscy obserwatorzy, którzy przywykli do tego, że ogłasza się sankcje, a współpraca i tak się toczy kulawym krokiem, ale zawsze, zostali kompletnie zaskoczeni scenariuszem agresji rosyjskiej.

Co się zmieniło, co spowodowało, że Rosja nie mogła tym razem uchylić się przed prowokacją?

Jak podkreśla Kirpiczonok: „Zwrócę uwagę, że przez długi czas Putin prowadził prozachodnią politykę. Kiedy zaczęła się wojna w Afganistanie, Putin dał korytarz dla przerzucenia amerykańskich wojsk do tego kraju. Ale Zachód i NATO kontynuowali parcie na Wschód, a interesy rosyjskiej burżuazji absolutnie nikogo nie interesowały. Momentem przełomowym był oczywiście 2014 rok. Kiedy z jednej strony Putin chciał zrobić restart, powiedzieć ‘dawajcie, zaczynamy od początku’, uwolnił Chodorkowskiego i wykonał gesty, które miały zademonstrować jego otwartość. A Zachód w odpowiedzi zrobił przewrót w Kijowie. Po tym stało się absolutnie jasne, że sprzeczności między zachodnią a rosyjską burżuazją są nierozwiązywalne i sytuacja przerosła w konflikt, który teraz właśnie osiągnął swoje apogeum”.

Opis Kirpiczonka wyraźnie wskazuje na to, że polityka Putina była kontynuacją polityki jelcynowskiej, nastwionej na integrację z Zachodem. Co do tego nie ma wątpliwości. A jednak takie wątpliwości istnieją w samej Rosji. Opozycja, która domaga się demokratyzacji i liberalizacji życia w Rosji, nie chce brać pod uwagę tego, że jak wskazuje Kirpiczonok gesty demokratyzacyjne umownego Putina nie przekładają się na zmniejszenie presji na Rosję. A nawet wręcz przeciwnie, zupełnie jak gdyby sygnalizowano Putinowi, że te gesty są odczytywane jako słabość i prowadzą do zwiększenia nacisku.

Mamy wierzyć, że nacisk ma na celu faktycznie demokratyzację Rosji? Niby od kiedy Zachodowi zależy na demokratyzacji reżymu, którego zadaniem jest trzymanie za pysk społeczeństwa, aby to nie przeszkadzało okradać owego społeczeństwa przy wydatnej pomocy związanej ściśle z reżymem oligarchii? Wyzysk przez zagraniczny kapitał absolutnie nie przeszkadza tzw. klasie średniej (czytaj: kreatywnej), której sytuacja materialna tylko do pewnego stopnia jest związana ze stanem rodzimej gospodarki. W o wiele większym stopniu jest ona związana z otwartością krajowej gospodarki, a więc jest niesprzeczna z interesami oligarchów, co zresztą potwierdza się w samej polityce (wspomniany tu Chodorkowski). Konflikt istnieje tylko w odniesieniu do oligarchów popierających reżym.

Natomiast reszta społeczeństwa, którego życie jest ściśle powiązane ze stanem krajowej gospodarki, nie ma żadnego interesu klasowego, który byłby spójny z interesem klasy kreatywnej. Tworzy się więc model, który nie jest wcale tak bardzo odosobniony w obecnej sytuacji, także na Zachodzie – populistyczna prawica ma więcej wspólnego z masami ludowymi niż elitarna w swej większości lewica.

Przebieg wydarzeń tuż przed wybuchem konfliktu wojennego z Ukrainą wskazywał na fakt, że Europie Zachodniej (a przynajmniej Niemcom i Francji) zależało na zażegnaniu konfliktu i uspokojeniu sytuacji. Fiasko tych wysiłków, któremu są winne Stany Zjednoczone poprzez swoich totumfackich w Unii, było bezpośrednią przyczyną decyzji Putina.

Ostatecznie, Rosja mogła poczekać, aż zgromadzone wojska ukraińskie przypuszczą zmasowany atak na republiki. Niemniej, nie było już wątpliwości, że nawet w sytuacji, gdyby Rosja pozwoliła zmasakrować ludność republik, zachodnie media obróciłyby to w wymysł propagandy reżymu, natomiast te masy ludności, które jeszcze popierają reżym odwróciłyby się od niego. W każdej sytuacji reżym Putina był przegrany, a więc jedynym ruchem było wykonanie uderzenia uprzedzającego, aby chociaż uratować poparcie wyborcze.

W sytuacji, gdyby Rosja Putina skapitulowała bez podejmowania jakichkolwiek działań, państwo rosyjskie w ciągu krótkiego czasu zmieniłoby się w obszar pozbawiony podmiotowości politycznej. Co śmieszniejsze, klas pośrednich Rosji to by raczej nie zmartwiło. Ale ku ich rozczarowaniu, taka fragmentaryzacja nie przyniosłaby życia na poziomie zachodnioeuropejskim, ale raczej na poziomie republik bałtyckich, do których Rosja zbliżyłaby się rozmiarowo. W przeciwieństwie do państw poradzieckich i postsocjalistycznych, obszar po Rosji nie miałby zagwarantowanej integracji z Unią. Jeżeli ktoś ma jeszcze co do tego wątpliwości, to warto przypomnieć sobie casus Ukrainy, dla której 8 lat temu jedyną przeszkodą w integracji z Unią był Janukowycz.

Dlatego też Rosja przystąpiła do wojny bez należytego przygotowania, stawiając na kartę imperialną. Ale imperialna, nie oznacza imperialistyczna. Dlatego paralela prowadzona przez lewicę jest nieprawidłowa. Reżym rosyjski jest ersatzem imperializmu, nawiązującym do polityki carskiej. Rosja nie jest imperialistycznym krajem, a nawet gdyby chciała nim być, to kazachstański epizod wyraźnie pokazuje, że nie ma na to szans. Pozostaje jej kierunek wschodni, azjatycki. W ten sposób jednak traci jakiekolwiek resztki cichej współpracy z Europa, zaś Europa staje się Rosją dla Stanów Zjednoczonych.

Trudno w związku z tym oczekiwać, że wydarzenia potoczą się inaczej, aniżeli w scenariuszu z Rosją. Chaos w Europie na kształt Południowo-Środkowej Azji czy Afryki ma tym większy sens, że Europa jest rozsadnikiem radykalnych ideologii – od socjalistycznej do radykalnego islamu. Ubożenie Europy, które już zaznacza się na jej obrzeżach, zacznie dotykać i centrum.

Tymczasem, mówi Kirpiczonok: „Lewicowe, komunistyczne grupy wystąpiły z ostrą krytyką rosyjskiej ofensywy. Zażądały natychmiastowego przerwania ognia i przystąpienia do rozmów pokojowych. Z kolei opozycja liberalna poparła Ukrainę, zaczęli zbierać pieniądze na pomoc ukraińskiej armii, i przy okazji demonstrowała przeciwko wojnie”.

Zachowanie opozycji lewicowej świadczy o jej całkowitej degradacji. Jedyną drogą, na której może dojść do przerwania ognia jest wystąpienie lewicy z jej własnymi żądaniami socjalizmu, które przeciwstawią ją liberalnej opozycji i reżymowi, który obrał drogę odbudowy imperialnej Rosji. Jednocześnie, dałoby to motywację dla lewicy ukraińskiej do nadawania władzy na obszarach uwolnionych od reżymu oligarchii ukraińskiej charakteru socjalistycznego. Może udałoby się to, co nie wyszło w przypadku obu republik donbaskich.

Kirpiczonok wskazuje jasno na podstawowe problemy: „Problem jednak w tym, że antywojenne protesty są silnie związane i kierowane przez liberalną opozycję. Na czele Komitetu Antywojennego stanęli ludzie, którzy są jednoznacznie proliberalni, prozachodni i to odpycha od nich tych, którzy są przeciw wojnie, ale też patrzą na nich jak na amerykańskie marionetki. To silnie osłabia nastroje antywojenne. Antywojenna jest rosyjska lewica, nawet jeśli wrogo odnosi się do rządu w Kijowie, który zniszczył lewicę na Ukrainie”.

Właśnie o to chodzi. Postawa lewicy rosyjskiej mogłaby pomóc w odbudowie lewicy ukraińskiej. Niemniej nie ma to szansy zaistnienia, jeśli lewica będzie wciąż samoograniczała się ramami burżuazyjnej polityki narodowej, która przeciwstawia lewicę ukraińską rosyjskiej w kwestii narodowej. A więc dokładnie wpisując się w hasło Putina, który wbił tu klin, wykorzystując historię Rosji radzieckiej. To, że lewica dała mu taką możliwość jest oskarżeniem dla lewicy, a nie jej powodem do dumy.

Podsumowując: „Wiele będzie zależało od rezultatów wojny. Jeśli Rosja ostatecznie zwycięży, stworzy prorosyjski rząd, albo będzie rozpad Ukrainy na dwie części – to wszystko spekulacje. Możliwa jest też jakaś forma pokoju, przerwania ognia, uznania statusu Krymu i republik Donbasu. Nie wiem” mówi Kirpiczonok. W przypadku Europy, zwycięstwo Rosji w tej wojnie ma szansę stać się klęską imperializmu amerykańskiego pod jednym wszakże warunkiem – że lewica nie tylko rosyjska zawalczy o socjalizm, a nie o demokrację burżuazyjną. Inaczej czeka nas scenariusz bałkanizacji całej Europy.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
14 marca 2022 r.