Wbrew tytułowi tego artykułu i wielu lewicowcom rosyjskim, nie uważamy czasu poświęconego rozpatrywaniu analiz i wywodów Olega Dwurieczeńskiego w poszukiwaniu proletariatu za stracony. Dwurieczeński systematyzuje podejście do problemu, chociaż trudno zaprzeczyć, że prostota jego wywodów niekiedy przyprawia o ból zębów. Za dogmatykami przyjmuje on definicję proletariatu Marksa i Engelsa z okresu pisania Zasad komunizmu i Manifestu komunistycznego za aksjomat; natomiast za rewizjonistami – przyjmuje narzuconą przez tychże aktualizację teorii marksizmu w zgodzie ze zmianami przyjętymi przez masowe partie socjaldemokratyczne, opierające się – w ramach gry parlamentarnej – na szeroko pojmowanym społeczeństwie jako podmiocie wyzwolenia klasowego.

Problem Dwurieczeńskiego polega, paradoksalnie, na braku krytycyzmu, który przejawiałby się w zrozumieniu istoty analizowanych zjawisk. Zamiast tego, Dwurieczeński przyjmuje „przedmarksowską” koncepcję podmiotu historycznego z okresu, kiedy Marks dopiero wyzwalał się z wpływów ruchów liberalno-demokratycznych swoich czasów. Krytycyzm u Olega pojawia się dopiero na etapie współczesnej lewicy, kiedy boryka się z problemem zasadniczego braku skuteczności politycznej w warunkach narastającego kryzysu pociągającego za sobą destabilizację położenia i ubożenie znacznych części społeczeństwa.

Z drugiej strony jednak, trzymanie się przez Dwurieczeńskiego kilku aksjomatów i pokazanie ich (nie)adekwatności do zmieniających się warunków społeczno-ekonomicznych stanowi dobry podkład dla prześledzenia spójności proponowanej na przestrzeni ponad 100 lat przez lewicę koncepcji, na której opiera ona swoją działalność.

Błędy narastają niezauważalnie, z bardzo drobnych niuansów. Według Olega Dwurieczeńskiego, Marks i Engels twierdzili w I połowie XIX wieku, że proletariat posiada unikalne cechy, które predestynowały go do odniesienia zwycięstwa w walce klasowej, w odróżnieniu od wyzyskiwanych klas poprzednich systemów społeczno-ekonomicznych. Teza niby prawdziwa, ale… niepełna. A czasem „prawie” czyni zasadniczą różnicę.

Dwurieczeński sporządza, na podstawie prac klasyków, następującą listę owych unikalnych przymiotów proletariatu, które czynią zeń skutecznego grabarza kapitalizmu:

1) sprzedaż wolnej pracy, inaczej proletariusz jest pracownikiem najemnym;

2) nie posiada dochodu pochodzącego z własności;

3) nie żyje z procentu od kapitału;

4) pozostaje zuniformizowany i skoncentrowany w ramach fabryk;

5) otrzymuje w zamian za swą pracę tylko tyle, ile starcza mu na odtworzenie swej siły roboczej.

W zasadzie wszystkie wymienione cechy, poza dochodem z własności, są specyficzne dla epoki kapitalizmu. Można przytomnie stwierdzić, że nawet gdyby proletariat innych epok posiadał wszystkie te cechy, to i tak nie byłby w stanie stać się grabarzem własnej klasy wyzyskującej, ponieważ miałby cechy grabarza… burżuazji, a nie panów feudalnych czy właścicieli niewolników.

Tak więc, uczepienie się przez Dwurieczeńskiego „naukowej” definicji proletariatu jest wyrazem swoistego dogmatyzmu i nie prowadzi do sensownych wniosków.

Marks, w przeciwieństwie do Dwurieczeńskiego, zwrócił uwagę na fakt, że to epoka kapitału z jego dynamicznym wzrostem poziomu sił wytwórczych jest zasadniczym czynnikiem umożliwiającym zakończenie okresu „prehistorycznego” w dziejach ludzkości, a mianowicie okresu społeczeństw klasowych. Proletariat innych epok mógł mieć jak najlepsze cechy predestynujące go do roli antagonisty klasy wyzyskującej, niemniej sam fakt, że społeczeństwo nie osiągało takiego poziomu ekonomicznego, który umożliwiłby zaspokojenie potrzeb owego społeczeństwa i uzyskanie odpowiedniej nadwyżki, aby nie było to przeżycie na granicy minimum biologicznego, był wystarczającym powodem, aby najlepsze plany polityczne okazywały się wizjami utopijnymi.

Proletariat i inne grupy społeczne istniały także w innych epokach, oczywiście w swoich mutacjach historycznych. Epoka kapitalizmu, która stworzyła możliwość przezwyciężenia fatum głębokich nierówności między członkami społeczeństwa, jest epoką specyficzną. Sprzeczność klasowa kapitalizmu ma również charakter specyficzny, opierający się na istnieniu klas toczących swój spór w obrębie kapitalistycznego sposobu produkcji. Dlatego proletariat – grupa istniejącą zawsze, wyróżniona ze względu na kryterium dochodowe (przeżycie na poziomie minimum biologicznego) – nie jest specyficzną grupą społeczną posiadającą cechy zdolne uczynić zeń skutecznego przeciwnika kapitału i jego grabarza.

Dla Marksa i Engelsa z okresu młodości, pauperyzujące się masy społeczne, zmarginalizowane resztki minionej stratyfikacji społeczeństwa feudalnego, wpadały w tryby nowego sposobu produkcji, zasilając najbardziej prężnie rozwijający się sektor przemysłowy, który stanowił motor napędzający dynamikę gospodarczą tego ustroju. Jednak ta dynamika i wzrost wydajności pracy uruchomiły powolny mechanizm hamujący wzrost liczebności zatrudnienia w przemyśle. Wzrost wartości dodatkowej dał możliwość sfinansowania „nadbudowy” kulturowej i cywilizacyjnej. Oczywiście, funkcjonowanie tej sfery musiało przybrać postać właściwą kapitałowi, czyli formę komercjalizacji związanej z rynkiem. Funkcjonowanie tej sfery nadbudowy jest z konieczności analogiczne do funkcjonowania sfery pierwotnej gospodarki, czyli sfery przemysłowej, która podporządkowała sobie funkcje spełniane dotychczas przez gospodarkę chłopską, czyli bezpośredni kontakt z przyrodą poprzez wchłonięcie produkcji rolnej oraz rozwój przemysłu wydobywczego.

Dotychczasowe formy mecenatu prywatnego bądź okazjonalnej wymiany na rynku lokalnym usług nie związanych z rolnictwem zostały zastąpione wynagrodzeniem na podobieństwo płacy roboczej. Dla sfery usług jest to jednak tylko forma mimikry, a nie taka relacja, która stworzyła ową sferę, jak to ma miejsce w przypadku robotników zatrudnionych w fabrykach przemysłowych.

Marks, analizując prace klasyków ekonomii, odkrył jak istotnie różna treść kryje się pod pojęciem sprzedaży „pracy” a pojęciem sprzedaży „siły roboczej”. W latach 40-tych XIX wieku nie miał jeszcze tej świadomości. Stąd irytujące Dwurieczeńskiego niespójności koncepcji proletariatu z okresu pisania Manifestu w porównaniu z tekstem Kapitału.

Jeśli chodzi o sprzedaż „wolnej pracy”, to Dwurieczeński popełnia za młodymi klasykami charakterystyczny błąd, który został skorygowany dopiero przez Marksa w ramach pracy nad Kapitałem. Z przedkapitalistycznej „komercjalizacji” swoich usług utrzymywały się niektóre grupy społeczne, niekiedy na całkiem dobrym, wręcz uprzywilejowanym poziomie, np. lekarze dworscy czy artyści. Nie byli to jednak pracownicy najemni, nawet jeśli ich czas był wypełniony służbą u możnych. Nie sprzedawali swej siły roboczej, choć w pewnym sensie (mało precyzyjnym) sprzedawali swą „pracę”, a raczej efekty tej pracy.

Jeżeli uwzględnić rozróżnienie między „pracą” a „siłą roboczą”, to możni kupowali dobra i usługi wytworzone przez szeroko pojętych rzemieślników i usługodawców, którzy pozostawali właścicielami swej siły roboczej w momencie wykonywania usługi. Jednym słowem, ponieważ wszystko było inne, a dopiero kapitalizm wprowadził rozróżnienie między „siła roboczą” a „pracą” (co skonstatował Marks, ponieważ jeszcze klasycy ekonomii jak Smith czy Ricardo nie potrafili tego dostrzec), to sam fakt nie posiadania dochodu z własności (poza własnością swej siły roboczej), co jest sytuacją nie pozwalającą na utrzymanie na poziomie przewyższającym przeżycie, rzeczywiście nie wystarczy do prowadzenia skutecznej walki klasowej.

Jak skonstatowaliśmy wyżej, nie ma powodu, aby twierdzić, że przemysłowa klasa robotnicza byłaby w stanie obalić system wyzysku epok przedkapitalistycznych tylko dlatego, że posiada 5 uświęconych przez Dwurieczeńskiego cech predestynujących do sukcesu. Każda epoka ma swoich wyzyskiwanych, których walka jest adekwatna do konkretnej sytuacji. Nieskuteczność walki w epokach minionych wynika nie z cech proletariatu (nie mógł on być inny, niż był), ale ze stopnia rozwoju sił wytwórczych. Proletariat nie był wówczas dojrzały, ponieważ warunki gospodarcze były dla celu emancypacyjnego niedojrzałe. W związku z tym, walka klasowa nieuchronnie rozbijała się o własną utopijność.

Warto też zauważyć, że w ustroju niewolniczym, główną siłą produkcyjną nie byli niewolnicy, ale rolnicy. Niewolnicy nie stanowili siły roboczej, niezależnej od właściciela, byli jakby przedłużeniem jego ramienia, jego narzędziem. W terminologii marksizmu powiedzielibyśmy, że z tego właśnie powodu, niewolnicy nie tworzyli wartości (poza wartością użytkową), ponieważ nie produkowali na rynek, ale dla swego właściciela, tak jak narzędzie czy wół roboczy. Jeżeli dobro znalazło się na rynku w charakterze towaru, to reprezentowało ono właściciela niewolnika, a nie niewolnika. Inaczej było w przypadku rolnika – kiedy wyprodukowany przezeń towar trafiał na rynek, reprezentował swego bezpośredniego wytwórcę.

W epoce feudalizmu mieliśmy do czynienia z chłopami, którzy nie byli już niewolnikami, ale nie byli jeszcze całkowicie osobiście niezależni od właściciela obrabianej przez nich ziemi.

Wszystkie te epoki miały w ramach społeczeństwa takie grupy, które nie zajmowały się produkcją materialną, produkcją dóbr służących do reprodukcji społeczeństwa. Grupy te należały do sfery tzw. nadbudowy i czerpały swe środki do życia z nadwyżek produkcji materialnej, czyli z wartości dodatkowej, przywłaszczanej przez właścicieli środków produkcji i wydawanych przez nich na konsumpcję luksusową (dobra kultury należą do sfery dóbr luksusowych w epokach sprzed rozwiniętego społeczeństwa burżuazyjnego).

W kapitalizmie, tylko przemysłowa klasa robotnicza stanowi specyficzną grupę zatrudnionych adekwatną dla potrzeb nowego sposobu produkcji. Zastępuje ona w tej mierze chłopstwo, które zastąpiło rolników starożytności.

Trzeba dużo wysiłku intelektualnego, aby zapomnieć o zasadniczym znaczeniu sposobu produkcji w teorii Karola Marksa i skupić się wyłącznie na cechach proletariatu – grupy społecznej o charakterze dynamicznym i przejściowym. A Dwurieczeńskiemu można zarzucić sporo, tylko nie to, że nie przyłożył rzetelnego wysiłku.

Dwurieczeński przypomina, że dla Marksa proletariat ma skupić absolutną większość pauperyzującego się społeczeństwa. Nie sposób nie zauważyć, że snucie przypuszczeń na temat takiej tendencji opierało się na procesach, które miały miejsce w rzeczywistości, ale które nie miały charakteru zdeterminowanego. Ogromny, dynamiczny wzrost sił wytwórczych spowodował możliwość takiego przyrostu wartości dodatkowej w sferze produkcji materialnych warunków życia społeczeństwa, że rosnąca część społeczeństwa nie musiała spadać do poziomu robotników fabrycznych, zadając kłam nieco prymitywnym, niedialektycznym wizjom rozwoju społecznego.

Kapitalizm nie spowodował jakościowej zmiany w relacjach społecznych, jeśli chodzi o stosunki klasowe. Nadal bogactwo społeczne było wytwarzane w sferze produkcji materialnej, służąc za fundament potencjału rozwoju społeczeństwa we wszelkich innych aspektach. Zmieniły się jednak reguły podziału wytworzonego bogactwa. W poprzednich epokach podstawę utrzymania stanowiło posiadanie własności ziemskiej. Rozwój rzemiosła i usług różnego typu był spowodowany przymusem uzyskiwania w jakiś sposób dostępu do dóbr pierwszej potrzeby. Podstawą życia społecznego była praca chłopstwa, a dobra tam wytwarzane były kierowane na rynek i za pomocą jego mechanizmów rozprowadzane wśród reszty społeczeństwa. Im wydajniejsza produkcja rolna, tym więcej dóbr rolnych można było wymienić w zamian za rosnącą ilość usług z innych sektorów gospodarki. Niezależnie od mnożenia się szczebli pośredniczących i wpływu importu oraz ingerencji państwa, zasadnicze znaczenie w skali globalnej miała produkcja rolna.

W miarę swego rozwoju przemysł zaczął przejmować tę funkcję stając się monopolistą utrzymywania stosunków z rolnictwem, czyli z produkcją bogactwa materialnego, nie wspominając o gwałtownym rozwoju przemysłu wydobywczego.

I tu dochodzimy do pewnego paradoksu, na który Oleg Dwurieczeński nie zwraca uwagi. Jeżeli dynamiczny rozwój sił wytwórczych powoduje wzrost zamożności społeczeństwa, prowadząc do poszerzenia grup społecznych mogących utrzymać się z wymiany swych usług na towary pierwszej potrzeby czy na potrzeby materialne jako takie, to zahamowanie wzrostu szeregów proletariatu jest całkiem naturalnym skutkiem i nie powinno budzić nastrojów przygnębienia u Dwurieczeńskiego ani u lewicy.

Jeżeli przestaniemy trzymać się jak pijany płotu owych 5 charakterystyk proletariatu, na których Dwurieczeński opiera cały swój uczony wywód, i przestaniemy traktować Kapitał jako zasadniczy błąd metodologiczny na spójnej drodze od Manifestu komunistycznego do II Międzynarodówki (kiedy to nastąpiła korekta definicji proletariatu o warstwy pośrednie w epoce stabilnego kapitalizmu – co pośrednio doprowadziło do konfliktu ideologicznego między Leninem a rewizjonizmem II Międzynarodówki), to mamy szansę zauważyć, że zasadnicze znaczenie dla tej definicji ma miejsce w systemie produkcji, które staje się coraz ważniejsze, w miarę, jak tracą na znaczeniu takie cechy, jak poziom wynagrodzenia.

Jak podaje T. Piketty (w książce Kapitał w XXI wieku, passim), w XX wieku znalazł ukoronowanie proces zamiany dochodu z kapitału na dochód z pracy, jeśli chodzi o źródło utrzymania członków społeczeństwa. Przy okazji, stopień zróżnicowania (nierówności społecznych) nie uległ zmianie na korzyść, poza krótkim okresem powojennym, kiedy to ogólnie ożywiła się koniunktura na tle wychodzenia z wojennego załamania. Jednocześnie, na co zwraca przytomnie uwagę Piketty, wzrosło społeczne przyzwolenie na zaistniałe nierówności: są one uważane za uzasadnione merytorycznie, czyli… uzasadnione wystarczająco. Drobnomieszczaństwo strzela sobie w stopę, a wraz z nim, nie mniej ochoczo, drobnomieszczańska lewica. W związku z tym, charakterystyka polegająca na utrzymywaniu się z pracy najemnej przestała służyć jako cecha konstytutywna dla upośledzenia (nierówności społecznej).

Dwurieczeński szuka uzasadnienia dla nieefektywności lewicy w zawężeniu się grupy najbardziej spauperyzowanej, żyjącej na skraju nędzy. Piketty pokazuje, że przez większość istnienia społeczeństwa klasowego, różnice między górnym decylem a resztą społeczeństwa pozostawały na szokującym poziomie, utrzymując się przez całe stulecia. Jeszcze bardziej szokuje rozbieżność między górnym centylem a 90% decyla, nie mówiąc już o przepaści w stosunku do przymierającej głodem pozostałej ludności. Tak więc, nędza niekoniecznie bywa motywem dla skutecznej walki klasowej. Wszystkie cechy proletariatu, na które powołuje się Dwurieczeński za młodymi klasykami marksizmu, odwołują się do żywiołowego buntu przeciwko nędzy. Tymczasem ta definicja proletariatu, aczkolwiek ma podstawy w pismach Marksa i Engelsa, wymaga skonfrontowania z późniejszym rozwojem proletariatu i z tym, co na ten temat pisał Marks w swych dojrzałych tekstach.

Dwurieczeński trzyma się opinii, że wraz z rozwojem kapitalizmu proletariat będzie coraz liczniejszy i będzie obejmował zasadniczo całość społeczeństwa, albowiem wszyscy ci, którzy nie utrzymują się z kapitału z definicji należą do proletariatu lub będą do niego nieuchronnie należeli. Motywem determinacji w zwalczaniu kapitału jest bowiem skrajna nędza związana z brakiem dostępu do dochodów z kapitału czy innej własności. Tymczasem zaliczenie do proletariatu niekoniecznie wiąże się z pauperyzacją. Sięganie do sztuczki z pracownikami najemnymi niewiele pomaga. Dwurieczeński ucieka się do rozróżnienia między proletariatem a pracownikami najemnymi, gdzie jedynym kryterium rozróżnienia jest poziom dochodu, co pozwala mu na utrzymanie ulubionej tezy o tym, że pojęcie proletariatu jest węższe od pojęcia klasy robotniczej. Konia z rzędem temu, kto powie czym się wówczas różni klasa robotnicza od klasy pracowniczej, czyli od całości pracowników najemnych. Dla nowej lewicy nie ma tu w ogóle żadnego problemu – nie różni się niczym, ba, w czasach Marksa już się nie różniły. Co więcej, dla nowej lewicy, nie różnią się niczym od proletariatu. I dopiero tu Oleg się porządnie wnerwia. Proletariat to ubodzy członkowie klasy robotniczej vel pracowniczej. Super naukowe kryterium…

Marks by się załamał…

Okazuje się przy okazji, że motywem oporu wobec kapitału nie jest pierwsza w kolejności cecha proletariatu – bycie pracownikiem najemnym. Pierwsze trzy cechy są bowiem według Dwurieczeńskiego warunkami koniecznymi (pracownik najemny, brak dochodów z własności i procentu z kapitału), ale niewystarczającymi. Tymi ostatnimi, determinującymi stosunek do kapitału, są: skoszarowanie w fabryce oraz życie na granicy biologicznego przetrwania.

Jak nie wegetuje, to nie ma szansy na świadomość klasową. Szukamy więc nieudaczników życiowych w dowolnej grupie społeczeństwa (proletariatu, klasy robotniczej, klasy pracowniczej itd.) Zawsze się tacy znajdą. Tyle że odkrywamy nierzadko, iż są to ofiary własnej nieudolności merytorycznej, dziedzicznej czy nie, ale faktycznej. Należy im nie tyle wnosić świadomość (na najbliższe 2-3 pokolenia to beznadziejna sprawa!), co pomagać. I na tym polega gros wysiłku nowoczesnej lewicy – konkurowanie w charytatywie z Kościołem i służbą socjalną państwa, najlepiej z dofinansowania z budżetu lub z datków współczującej, wyższej klasy średniej, która ma możliwości, ale nie ma chęci zmiany istniejących stosunków społecznych.

Jak wykazywaliśmy, pierwsze trzy cechy nie mają sensu w odniesieniu do epok poprzedzających kapitalizm, tak samo jest z cechą czwartą, dopiero skrajne ubóstwo pozwala dostrzegać podobieństwo między proletariatem epok przedkapitalistycznych i epoki kapitalizmu. Rzecz w tym, że ta czwarta cecha przestaje istnieć w współczesnym świecie. A przynajmniej w tej jego części, która interesuje nowoczesną lewicę, czyli w rozwiniętym Centrum.

*

I nawet czujnie, ponieważ w Centrum istnieje tradycja walki klasowej, opartej na teorii marksizmu. Lewica zachodnia najlepiej by się przyczyniła do sukcesu sprawy, gdyby skupiła się na teorii, bo z Centrum wychodzi najbardziej jadowita propaganda antymarksistowska i antykomunistyczna. Tej należy się przeciwstawić, a nie płynąć z prądem wszechogarniającej gnojówki przedstawianej jako naukowo uzasadniona adekwatność teorii z praktyką. To czysta wymówka!

*

Dla Dwurieczeńskiego, konsekwentnie, pojęcie „proletariat” jest węższe niż pojęcie „robotnik”, ponieważ robotnik ma wszystkie cechy proletariatu poza cechą piątą, która także przestaje mieć znaczenie (w Centrum). Wbrew powszechnemu mniemaniu na nowoczesnej lewicy, dla Dwurieczeńskiego pojęcie proletariatu jest więc węższe niż pojęcie klasy robotniczej.

Nie podaje on definicji klasy robotniczej, ale rozumie pod tym pojęciem zasadniczo to samo, co reszta lewicy – wszystkich ludzi pracy najemnej, pracujących dla kapitału niezależnie od działu gospodarki. Proletariat to więc klasa robotnicza, tyle że żyjąca ledwo ledwo ze swej płacy roboczej. Stanowi on bardzo ograniczoną mniejszość świata pracy. W czasach Lenina i Rewolucji Październikowej, przemysłowa klasa robotnicza, a szczególnie robotnicy przemysłu metalowego stanowili awangardę walki klasowej, zdolną przyciągnąć do tej walki pozostałe odłamy ludzi pracy. Dwurieczeński zadaje sobie i nam pytanie o to, czy dziś ten klasyczny odłam najsłabiej zarabiających robotników jest w stanie pociągnąć za sobą inne odłamy proletariatu. Nie wychodzi mu to specjalnie pocieszająco.

Dwurieczeński popełnia kolejny błąd, ponieważ nie bierze pod uwagę faktu, iż robotnicy przemysłu metalowego niekoniecznie byli najbardziej upośledzoną płacowo częścią proletariatu Rosji. Awangardowa rola tego odłamu klasy robotniczej (gdyby Dwurieczeński trzymał się Lenina, a nie swoich wyobrażeń na jego temat) wynikała z miejsca tej klasy w systemie produkcji kapitalistycznej w Rosji (dynamika gospodarcza), zaś skłonność innych grup, w tym proletariatu wiejskiego, do poddania się przewodnictwu klasy robotniczej wynikała z dużo gorszych warunków płacy i życia owych grup. Zasadnicze znaczenie dla pełnienia funkcji awangardy ma nie tyle poziom życia, ile właśnie miejsce w społecznym sposobie produkcji i aktywność polityczna. Aktywność i jej skuteczność są związane z charakterem pracy (nie tyle liczebność absolutna, co koncentracja, a także możliwość przejęcia systemu produkcji bogactwa społecznego przez awangardę z uwagi na stopień kolektywnej organizacji na co dzień).

Świadomość klasy robotniczej pracującej w przemyśle nie jest kwestią żywiołowości, jeśli wierzyć Leninowi. A praktyka wykazała, że wiedział, co mówi.

Tymczasem cały wysiłek Dwurieczeńskiego oraz krytykowanej przezeń lewicy skupia się na biadoleniu nad brakiem żywiołowo ukształtowanej świadomości klasowej wśród szerokiej rzeszy pracowników najemnych. Jeżeli świadomość klasowa kształtuje się pod wpływem doświadczenia nędzy, a baza społeczna takiej potencjalnej świadomości zawęża się dramatycznie, to perspektywa skutecznej polityki lewicowej rysuje się bardzo marnie.

Wedle Dwurieczeńskiego, Marks w Kapitale miesza pojęcia proletariatu i klasy robotniczej. Następnie Lenin uważa klasę robotniczą za awangardę proletariatu, co kłóci się z Dwurieczeńskiego koncepcją, że proletariat jest węższym pojęciem. Wynika stąd, że według Lenina jest akurat odwrotnie. Współczesna lewica także traktuje proletariat jako pojęcie szerokie, jako całokształt świata pracy najemnej plus grupy zmarginalizowane. W przeciwieństwie do Dwurieczeńskiego niekoniecznie musi w nim występować cecha życia na granicy absolutnego ubóstwa. Wystarczy ubóstwo względne, mierzone wobec żyjących z własności lub wobec innych grup „proletariuszy”.

W pewnym sensie, upór Dwurieczeńskiego przy przypisywaniu proletariatowi wąskiego zakresu znaczeniowego wynika z chęci utrzymania tej cechy, która wyróżnia klasyczną, przemysłową klasę robotniczą. Chodzi o bycie nośnikiem interesu antykapitalistycznego.

Dla Dwurieczeńskiego proletariat to część klasy robotniczej, a pojęciem szerszym od klasy robotniczej jest pojęcie pracowników najemnych. Współcześnie, w warunkach współczesnego kapitalizmu, nie mamy do czynienia z przeciwstawieniem burżuazji proletariatowi, ale z opozycją między kapitalistami a pracownikami najemnymi.

Proletariat nie uległ bezwzględnej pauperyzacji, a sprzeczność między burżuazją a proletariatem opierała się na sprzeczności między bogactwem a nędzą. W ten sposób, Dwurieczeński dokonał uzasadnienia nowolewicowej tezy o zakończeniu konfliktu opartego na Marksowskiej tendencji do powszechnej pauperyzacji i przyjął nowolewicową tezę o aktualności sprzeczności między dochodem płynącym z kapitału a dochodem płynącym z wynagrodzenia za pracę najemną. W tym przeciwstawieniu w kąt idą pozostałe cechy proletariatu, a pozostaje domniemany zasadniczy aspekt: sprzeczność między kapitałem a pracą.

Na pierwszy rzut oka wygląda to na trzymanie się Marksowskiej i Leninowskiej dewizy o decydującym znaczeniu miejsca w sposobie produkcji. Jedna klasa czerpie dochody z kapitału, druga – z pracy. Ta sprzeczność ma charakter najbardziej klasowy, nie ma bardziej skrajnej sprzeczności.

Problem w tym, że jak wskazuje Piketty, nierówności dochodowe oparte na wynagrodzeniu za pracę zastąpiły dziś nierówności związane z dochodami z własności czy z kapitału.

Dwurieczeński przytacza także dowody oparte na statystyce, wskazując na ilościowy wzrost zatrudnienia w trzecim sektorze (usług) kosztem rolnictwa i przemysłu, nawet w krajach tradycyjnie uważanych za zbliżone do modelu Marksowskiego.

Zamiast uważać, że przyrost zatrudnienia w trzecim sektorze (usług) jest możliwy ze względu na wzrost wydajności pracy i produktywności środków pracy, za czynnik wzrostu bogactwa społecznego uważa się wzrost wartości przetwarzanej w sektorze usług. Największy przyrost zatrudnienia w sektorze usług mają kraje najwyżej rozwinięte, co współczesna lewica interpretuje jako przyczynę wzrostu bogactwa społecznego, a nie jako efekt tego wzrostu. Do pewnego stopnia można przyjąć, że atrakcyjna oferta sektora wysokorozwiniętych usług działa jako podniesienie efektywnego popytu danego społeczeństwa. Jednocześnie jednak, społeczeństwa te są bardziej uzależnione od dostaw zewnętrznych i niezdolne do przetrwania na zasadach autarkii. W tych społeczeństwach rośnie rozwarstwienie społeczne, które przenosi się jako „osiągnięcie cywilizacyjne” na pozostałe kraje. Górny decyl bogaci się, zaś pozostała część społeczeństwa traci stabilność ekonomiczną.

Zaostrza się sprzeczność między bogatymi a biednymi, co bardzo przypomina sytuację z okresu kształtowania się proletariatu. Konflikt jest bezpośredni, a więc niczego więcej nie trzeba ani nowoczesnej lewicy, ani Dwurieczeńskiemu. Wszystko jest tak, jak Marks zawarł w Manifeście.

*

Ostatecznie więc, Dwurieczeński nie wychodzi poza „osiągnięcia” teoretyczne nowoczesnej lewicy, tyle że podlewa je sosem warsztatu naukowego, który – jak to wykazaliśmy – opiera się na wyrywkowym zajmowaniu się wnioskami płynącymi ze scholastycznie obracanej definicji proletariatu bez zrozumienia kontekstu i dynamicznej oraz dialektycznej (wewnętrznie sprzecznej) natury procesu tworzenia się proletariatu i jego bynajmniej nie jednoznacznego stosunku do klasy robotniczej sektora przemysłowego.

Kapitalizm jako sposób produkcji ma charakter historyczny. Jego dynamizm powoduje, że zmiany wywołane przez naturalny proces zachodzą szybciej niż w poprzednich epokach. Brak adekwatnego rozwiązania problemu sprzeczności klasowej na bazie kapitalistycznych stosunków produkcji skutkuje komplikowaniem się sytuacji, być może aż do momentu, kiedy sprzeczności staną się nierozwiązywalne na gruncie tego systemu (ze względu na jego ostateczne przegnicie). Logika rozwoju sił wytwórczych zawiera w sobie tendencję do zawężania grup społecznych uwikłanych w antagonistyczny konflikt. Należy ten proces traktować jako uproszczenie sprzeczności przy jednoczesnym skomplikowaniu układu relacji z licznie powstałymi grupami, wyłonionymi z proletariatu, a które mają różny stosunek do owego podstawowego antagonizmu. Zasadniczo jednak, historycznie grupy spoza sfery produkcji materialnej utrzymywały się z nadwyżki ponad potrzeby bezpośrednich producentów (a nawet z ograniczania tych potrzeb do granic przetrwania biologicznego). W tym sensie, historycznie grupy te są obarczone dziedzictwem wzajemnej niechęci do bezpośrednich producentów (obiektywny konflikt interesów), co zbliża je do ideologii klas panujących. Jednocześnie, narastająca pauperyzacja wywołuje bieżący konflikt z burżuazją, która poprzez aparat państwa sprawuje monopol na podział wtórny dochodu i dochodów. Z historycznego punktu widzenia, nadbudowa kulturowa i cywilizacyjna stanowi luksus społeczeństwa mogącego sobie na to pozwolić kosztem bezpośrednich producentów.

Interesem klasy robotniczej (bezpośredniego producenta materialnego bogactwa społecznego) jest uzyskanie dostępu do możliwości pełnej realizacji swego potencjału twórczego. Jeśli chodzi o obalenie panowania kapitału nad procesem produkcji, to jest to rzecz do osiągnięcia przez robotników w ramach ich własnej walki klasowej, choćby wbrew wszystkim innym grupom społecznym. Ale realizacja celu komunizmu, czyli rozwoju owego potencjału, wymaga porozumienia z grupami nieantagonistycznymi, które powinny przełamać swój lęk przed utratą dochodów ze sprzedaży efektów swej pracy intelektualnej. Miraż możliwości dorobienia się dzięki swemu potencjałowi kreatywnemu pokutuje w drobnomieszczaństwie, skutecznie izolując je od poczucia wspólnoty interesów z klasą robotniczą.

Współczesna lewica całkowicie angażuje się w drobnomieszczańską walkę o lobbing w biurokratycznym aparacie państwa burżuazyjnego w celu zapewnienia sobie większego udziału w torcie powstałym z wyzysku pracowników bezpośrednio produkcyjnych. Dopóki ta taktyka jest jako tako skuteczna, tylko świadome jednostki spośród drobnomieszczaństwa są skłonne przyłączyć się do walki robotników.

Analizy i wywody Dwurieczeńskiego nie prowadzą do przezwyciężenia impasu w skuteczności działań lewicy. Lewica pozostaje zaledwie okresowo wykorzystywanym narzędziem do pacyfikacji nastrojów społecznych. Współcześnie, w tej roli została zastąpiona przez prawicowych populistów.

Z analiz Marksa wynika, że starzenie się kapitalizmu osłabia go i powoduje, że zmiana ustrojowa staje się prostsza. Sam proces zawężania pola antagonizmu klasowego sprawia, że przewrót może stać się formalnością. Pod warunkiem przekonania do tej strategii grup potencjalnie sojuszniczych, warstw drobnomieszczańskich, świadomych faktu, że kapitalistyczne stosunki hamują pełny rozwój kreatywności do poziomu określonego prymitywnymi lub wyrafinowanymi potrzebami jednostek z klasy panującej. Ale na pewno malejąca liczebnie klasa panująca nie potrzebuje tej liczby usługodawców, traktując ich jak przedmiot jednorazowego użytku.

Pozostała, mniejsza część usługodawców służy jako narzędzia do utrwalania dominacji technologicznej nad resztą świata, blokując postępowe, prospołeczne zmiany. Drobnomieszczaństwo traktuje swoje problemy socjalne jako zasadnicze problemy klasowe, specyficzne dla kapitalizmu, co jest fałszywą świadomością, co więcej – nie znajduje uzasadnienia w analizach Marksa. Dwurieczeński usiłuje przywrócić spójność teorii marksowskiej, wyrzucając z niej wszystko to, co stanowiło historycznie o jej sile. Dlatego kategorycznie odrzucamy rozumowanie Dwurieczeńskiego, jednocześnie doceniając podjęcie przezeń problemu i dostrzeżenie problemu tam, gdzie zadowolona z siebie lewica pozostaje ślepa jak kret (bynajmniej nie ten kret, o którym pisał Marks).

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
2 stycznia 2020 r.