Wedle ekonomistów burżuazyjnych, problem jawi się pod postacią pytania o to, kto zapłaci koszty recesji. Na przykład, prof. Olivier Blanchard postuluje, aby przy jednym stole zebrali się wszyscy zainteresowani i ustalili pokojowo, kto będzie tym frajerem. Jednocześnie, Blanchard szkicuje zarys sytuacji konfliktowej w następujący sposób, z którym możemy się zgodzić: z jednej strony, przedsiębiorcy widzą wzrost kosztów produkcji, z drugiej, pracownicy obserwują spadek siły nabywczej swoich płac. Zrozumiałe jest, że każdy usiłuje bronić się przed tym.

Ciekawe, co można w tej sytuacji pokojowo ustalić.

Dla Blancharda, nagle, ni z gruszki, ni z pietruszki, frajerem okazuje się podatnik. Pojęcie wyskakuje jak Filip z konopi, nie mając odniesienia konkretnego do klas społecznych wskazanych w zarysie sytuacji kryzysowej. Podatnik to pojęcie rozmyte, jest nim zarówno robotnik, jaki kapitalista. Rozumiemy, że przy stole ustala się, że frajerem będzie więc podatnik, czyli ostatecznie przerzuca się na państwo zadanie określenia, którą klasę podatników należy ostatecznie opodatkować.

Państwo usiłuje wymigać się od odpowiedzialności w ten sposób, że kreuje dług publiczny, co tylko przerzuca odpowiedzialność na przyszłych podatników i przyszły rząd.

Dzięki pozycji w Centrum kapitalistycznym, taka zabawa mogła trwać, ponieważ finansowanie długu publicznego było przerzucane na Peryferie. Praktycznie bezwartościowe pieniądze były pożądanym środkiem tezauryzacji w Peryferiach, gdzie koszty rozładowywania tendencji inflacyjnych spadały na barki peryferyjnej klasy robotniczej.

W normalnej gospodarce rynkowej (której zalety zachwalała nowoczesna i jakże progresywna lewica w okresie transformacji i w okresie poprzedzającym tęże, czyli mniej więcej przez większość PRL-u), wzrost kosztów pracy martwej (budynki, maszyny, surowce i narzędzia) powoduje wzrost cen. Inwestowanie w droższe elementy kapitału stałego jest uzasadnione wzrostem wydajności pracy, a więc płace mogą też rosnąć odpowiednio do tego ostatniego nie powodując inflacji.

W społeczeństwie klasowym, ale przedkapitalistycznym, postęp techniczny w uprawie roli, a więc podnoszenie wydajności pracy, posuwał się powoli. Chłopstwo w niemal zerowym stopniu przyczyniało się do powstania warstwy pośredniej, zajętej usługami nieprodukcyjnymi. Natura relacji klasowych nie sprzyjała wzrostowi poziomu konsumpcji chłopa poddanego. Możliwość wchłonięcia przez feudałów wartości dodatkowej była wręcz nieskończona. Stanowiło to archetyp marnotrawstwa jako sposobu rozwiązywania problemu kryzysu nadprodukcji. Albowiem takie były wydatki na rozwijanie kultury i sztuki, a szerzej – luksusowego stylu życia, możliwe dzięki utrzymywaniu stopy wyzysku chłopstwa i dotychczasowych stosunków społecznych.

Zmianę w tym względzie mogło przynieść dopiero zdobycie przez chłopa ziemi na własność. Feudał nie odczuwał potrzeby zmiany technicznych sposobów uprawy ziemi w celu zwiększania wydajności z hektara, ponieważ potrzeby konsumpcyjne były określane przez klasę właścicieli ziemskich. Istniał więc mechanizm pewnej racjonalności związanej z konkretną, dającą się ogarnąć wielkością popytu. Co sprzyjało utrzymywaniu przez system gospodarczy charakteru zrównoważonego.

Pewna dynamika rozwojowa w tej kwestii przyszła wraz z uprzemysłowieniem. W miarę, jak stosunki produkcji w rolnictwie zaczęły się komercjalizować zgodnie z zasadą, że kapitalizm sprowadza wszelkie stosunki międzyludzkie do stosunków komercyjnych, potrzeby zaczęły być uzależnione od wzrostu grupy społecznej, która do tej pory nie stanowiła siły oddziałującej na popyt. Koszt wyżywienia chłopów feudalnych stanowił koszt produkcji, a nie wchodził w skład popytu na tę produkcję, która dostawała się na rynek i tam była zbywana.

Tymczasem, wolny pracownik, czyli wolna siła robocza stała się klientem rynku. Płaca robocza stała się składnikiem popytu efektywnego obok bycia kosztem produkcji. Wytworzona wartość dodatkowa zyskała mechanizm napędowy, ponieważ rozwój ekonomiczny szedł w parze z rozszerzaniem liczby armii siły roboczej, która stwarzała jednocześnie popyt na swoją produkcję.

Ten mechanizm sprawia, że globaliści postulując zmianę gospodarki z ekspansywnej na zrównoważoną, muszą jednocześnie postulować ograniczenie siły roboczej do statusu czynnika produkcji. Jak to miało miejsce w gospodarce przedkapitalistycznej. Stąd niezbędny element ideologiczny programu globalistycznego, wskazujący na konieczność ograniczenia liczebności gatunku ludzkiego. Mechanizm kapitalistyczny, którego imperatywem jest realizacja wartości dodatkowej w postaci maksymalnego zysku, bowiem jest tym mechanizmem, który rodzi zapotrzebowanie na wzrost siły roboczej. Siła robocza jest – obok klasy panującej i wyzyskującej – częścią kasty społecznej, której potrzeby określają potrzeby produkcyjne. A rozrost siły roboczej może trwać w nieskończoność, ponieważ jej potrzeby kulturowe przesuwają w nieskończoność zapotrzebowanie na wartość dodatkową.

Rozwiązaniem problemu kapitalizmu jest powrót do jakiejś formy gospodarki zrównoważonej, albo stworzenie gospodarki zrównoważonej nowego typu.

Relacje klasowe w epoce przedkapitalistycznej powodowały, że siła robocza była częścią majątku właściciela środków produkcji i racjonalność jej wykorzystania stanowiła barierę nieskończonego rozrostu zapotrzebowania konsumpcyjnego. Powyżej pewnego racjonalnego maksimum, dalsze rozwijanie nadbudowy kulturowej w efekcie walki prestiżowej między poszczególnymi feudałami, napotykało na barierę opłacalności. W pewnym sensie, dalsze rozwijanie nadbudowy stawało się działaniem na rzecz finansowania dobrobytu reszty społeczeństwa. Stąd pozagrobowa sława działalności filantropijnej epoki przedkomercyjnej i cenzusu majątkowego jako wyznacznika szlachectwa, które biło blaskiem owej działalności.

Grupy społeczne działające w usługach nieprodukcyjnych były efektem świadomej polityki stwarzania nadbudowy kulturowej na podstawie nadwyżki wartości dodatkowej. Odkąd potrzeby konsumpcyjne klasy robotniczej zaczęły dokładać się do rozrostu nadbudowy nieprodukcyjnej, zerwała się więź między konkretnym zapotrzebowaniem wyznaczanym i ograniczanym przez racjonalność ekonomiczną a możliwościami przyrodniczymi planety.

Bez dokonania kolejnego, logicznego kroku na drodze tej ewolucji nie możemy rozwiązać problemu kosztów ekologicznych i ludnościowych gospodarki współczesnej. Racjonalność gospodarowania zasobami jest związana z podmiotowością grupy, która zgłasza swoje zapotrzebowanie. Stąd teoria marksizmu postuluje uspołecznienie własności środków produkcji. Bez tego nie ma racjonalności w gospodarowaniu zasobami. Cały XX wiek zwolennicy kapitalizmu pod różnymi postaciami ideologicznymi, w tym pod postacią socjaldemokratycznej opozycji do marksizmu, ćwiczył możliwości realizacji swojej wewnętrznie sprzecznej utopii. Bez skutku. Wiek XXI kładzie definitywnie kres tym nie mającym przyszłości eksperymentom.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
24 stycznia 2023 r.