W przeciwieństwie do reszty lewicowych komentatorów współczesnego życia politycznego i gospodarczego, nacisk kładziemy na niedostateczność rozwiązań typu keynesowskiego. Na przykład, w dzisiejszych rozbieżnościach opinii w sprawie wpływu pandemii na gospodarkę globalną, trudno oprzeć się wrażeniu, że lewica postkeynesowska odzyskuje poczucie własnej, nadwątlonej godności za sprawą przekonania, że lepiej niż ekonomia neoliberalna poradzi sobie z ratowaniem kapitalizmu. Oczywiście, ceną za tę pomocną dłoń powinna być wytargowana zgoda kapitału na kapitalizm socjalny – jak w 30 chwalebnych latach powojennej prosperity.
Trudno się dziwić – szczyt radykalizmu nowoczesnej lewicy polega na bezwzględnej krytyce doktryny neoliberalnej. W zastępstwie krytyki kapitalizmu jako takiego… Nadal nie ma się czemu dziwić – lewica poważnie zastanawia się, czy informacja o żywotności systemu kapitalistycznego jest wciąż aktualna. Ta opinia spowodowała, że walki o rewolucję w stosunkach produkcji zostały dziś zastąpione walkami o prawa gender i inne wynikające z sukcesu polityki radykalizacji demokracji. Otoczka dobrobytu w krajach tzw. Centrum antycypowała już nudę systemu stabilnej opieki socjalnej, przemieszczając ostrze walki klasowej na problemy związane z nadbudową.
System jednak został podkopany zdradziecko przez ofensywę neoliberalizmu w ostatniej kwarcie XX wieku.
Biorąc pod uwagę fakt, że amerykański imperializm całkiem dobrze prowadził swoją PR-owską kampanię w dobie Zimnej Wojny, przysłaniając gromkimi słowami symbiozę dwóch systemów, w której hegemonia była ściśle określona, choć niewypowiedziana i zafałszowana ku obopólnemu zadowoleniu, system „realnego socjalizmu” poddał się nieco ku zakłopotaniu zwycięzcy, a na pewno już ku jego sporym kłopotom stąd wynikającym.
Szczerze cieszyła się chyba tylko nowoczesna lewica, reszta szczerzyła ostre zęby w cierpkim, acz szerokim uśmiechu.
Dzisiejsza pandemia, która została tak pompatycznie ochrzczona, ponieważ społeczeństwa bogatego Centrum zetknęły się z sytuacją, kiedy zabrania się im wychodzenia z domu w celu udania się do pobliskiego pubu, poczuły się pozbawione zwyczajnych swobód obywatelskich. Podobnie, jak w przypadku tragedii na światową skalę związanej z atakiem terrorystycznym na World Trade Center, w którym zginęło tyle osób, ile pewnie dziennie ginie na obszarze III Świata, bogaty Zachód obnosi się ze swoim dramatem. Póki co, jeszcze nie lecą nam na głowy bomby.
A co ma powiedzieć ludność Gazy czy Libii, Syrii czy choćby Donbasu?
Bieżąca katastrofa naturalna ma jakże klasowe oblicze – najbardziej są narażeni ludzie z marginesu społecznego i pracownicy sektora produkcji. To oni są rzuceni na pożarcie wirusowi – może się zadowoli, jak ich wytłucze.
*
Współczesny potencjał wytwórczy jest ogromny. Wąskim gardłem pozostaje popyt. W rzeczywistości popyt jest równie ogromny, ale nieefektywny, czyli potrzebujący nie mają środków, aby kupić potrzebne im rzeczy. Keynesizm, monetaryzm i dochód gwarantowany, wszystkie te rozwiązania mają na celu pobudzenie popytu, a więc są postrzegane jako rozwiązanie problemu. Jednak należy zwrócić uwagę na to, iż wszystkie one mają na celu usensowienie dalszego podnoszenia poziomu potencjału produkcyjnego, a nie po prostu wykup zalegających półki towarów. Czyli – w rozwiązaniu tkwi już odrodzenie problemu w przyszłości.
Dlatego każde wychodzenie z zapaści systemowej kapitalizmu potrzebuje koniecznie jakiejś katastrofy, która by unicestwiła owe zalegające towary i umożliwiła kapitałowi bohaterski wysiłek odbudowywania gospodarki po jej zapaści. Bez katastrofy, która niszczy wytworzone bogactwo, nie ma mowy o wyjściu ze ślepej uliczki. Dlatego koronawirus jest olbrzymią szansą dla kapitału. Obiektywizuje mechanizm bufora, jakim dla wielkiego kapitału jest bankructwo drobnych przedsiębiorców i przekształcenie nadmiaru nieprodukcyjnej siły roboczej w rezerwową armię pracy, w proletariat – taki, o jakim się nie śniło dzisiejszym obrońcom pozycji proletariatu kontra robotnicy produkcyjni.
Zasilanie ludności środkami płatniczymi dla umożliwienia im wykupu zalegających półki towarów nie przynosi rozwiązania problemów kapitału. Kapitał przeznacza w ten sposób część swojego zysku na wykup swej produkcji, co staje się absurdem dla gospodarki mającej przynosić zysk. Wszelkie środki pieniężne nie należące do siły roboczej, która bierze udział w produkcji owych dóbr, pochodzą z zysku (wartości dodatkowej). Kiedy nie ma produkcji, nie funkcjonuje także obrót (handel). Zasilany jest on bowiem wyłącznie przez strumień środków, które pochodzą z zysku kapitału (oraz z płac roboczych, choć w mniejszym zakresie).
Kapitał odtwarza „otoczenie niekapitalistyczne” niejako swoim kosztem, którego ciężar szczęśliwie przerzuca on na zatrudnianą przez siebie siłę roboczą, powodując tym samym zmniejszenie strumienia zasilania obrotu i usług przez ten kanał. Jego istnienie i funkcjonowanie jest w maksymalnym stopniu uzależnione od redystrybucji zysku kapitalistycznego. A w sytuacjach kryzysowych środki te są potrzebne, aby prowadzić walkę konkurencyjną z innymi kapitalistami. To ci inni powinni zasilać „otoczenie niekapitalistyczne”, z którego będzie czerpał konkretny, egoistyczny kapitał.
We współczesnym świecie, gdzie nie ma możliwości, aby każdy był jakimś właścicielem środków produkcji, konieczna jest inna organizacja życia gospodarczego, a nie łatanie dziur w sypiącym się systemie, który ma jeszcze sporo możliwości pasożytowania na ciele społeczeństwa, ponieważ ma o wiele lepszy niż ono możliwości adaptacyjne. Przede wszystkim, potrafi czerpać natychmiastowe korzyści ze środków przeznaczonych na zasilenie popytu społecznego – ponieważ to zasilanie odtwarza konieczne kapitałowi niczym tlen „otoczenie niekapitalistyczne”.
Przypomina to zresztą walkę z plagami, takimi jak koronawirus. Im skuteczniejsza jest twoja taktyka zwalczania pasożyta, tym bardziej go zasilasz w niezbędne mu środki do przetrwania i zdobycia przewagi nad tobą.
Ze względu na konieczność podjęcia konkurencji przez poszczególne państwa o przetrwanie ich gospodarek narodowych, czerpanie z zysków kapitału jest mało możliwe. Dlatego kapitał ten jest raczej nawet zasilany – sens polega na wzmocnieniu krajowego kapitału do rywalizacji z zagranicznym. Póki co, narodowy punkt widzenia jeszcze nie został przez kapitał całkowicie wyczerpany. Dlatego zasilanie strumienia popytowego spada na kasę państwa. Skąd jednak państwo ma brać środki na sztuczne podtrzymywanie krajowej gospodarki? Skąd brać te respiratory dla chorego społeczeństwa?
Taktyka działania jest więc dwutorowa – należy wzmacniać własny kapitał, który ma nam umożliwić znalezienie się w gronie państw dopuszczonych do pasożytowania na upadających gospodarkach, na których trupie będzie się po raz kolejny reanimował kapitalizm globalny. Wewnętrzny popyt efektywny i hołubiony w słowach mały i średni biznes są przewidywanymi ofiarami na ołtarzu tego zbożnego celu.
Gospodarka planowa miała być, wedle marksistów, rozwiązaniem tego problemu, który pozostaje nierozwiązywalny w ramach gospodarki kapitalistycznej.
Niestety, podjęcie zadania sprzeciwu wobec systemu kapitalistycznego jako całości, a nie tylko w wybranych, lokalnych gospodarkach, jest nieosiągalne dla obecnej lewicy, która nie stanowi żadnej alternatywy i nie przedstawia żadnego, wychodzącego poza kapitalizm socjalny programu. Tymczasem, warunki działania kapitalizmu socjalnego są właśnie dziś realistycznie sprowadzone do obrazu przedstawiającego nagą prawdę.
Ten brak alternatywy wynika z przyjęcia przez lewicę punktu widzenia drobnomieszczaństwa, które nie ma nic wspólnego z jądrem relacji w systemie produkcji kapitalistycznej. W tym sensie, naturalne jest ciążenie drobnomieszczaństwa do koncepcji pozornie antypodycznych: skrajnie liberalnych. Przyjmują one bowiem, że wszelka działalność ludzka jest działalnością gospodarczą, a wszelka własność, w tym własnego potencjału umysłowego, jest własnością równoważną własności kapitału. Dlatego jest produkcyjna. Gdyby tak było, popyt efektywny grup nieprodukcyjnych nie byłby uzależniony od udostępniania przez kapitał produkcyjny własnych zasobów dla jego podtrzymania. Ba, kapitał produkcyjny nie byłby tak newralgicznym elementem utrzymywania równowagi na rynku produktów finansowych. Brak równowagi, spowodowany brakiem zasilania ze strony kapitału produkcyjnego, który natrafił na barierę klasycznej nadprodukcji, powoduje pękanie baniek finansowych. To samo jest z wynagrodzeniami w sferze nieprodukcyjnej – to też jest bańka, która została rozdmuchana w okresie względnej prosperity i w czasie kryzysu musi zostać sprowadzona do rzeczywistych rozmiarów, uzależnionych od stanu gospodarki w jej sektorze produkcyjnym.
Koronawirus jest wymarzoną okazją do przedstawienia koniecznego w gospodarce kapitalistycznej mechanizmu adaptacyjnego jako katastrofę naturalną. Pod tym pretekstem można dokonać wielkiej czystki, która pozwoli kapitałowi utrzymać się kosztem pasożytnictwa na „otoczeniu niekapitalistycznym”, stworzonym przez pandemię… i gnijący system kapitalistyczny. Którego istnieniu lewica nierzadko wręcz zaprzecza.
W czyim interesie?
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
7 kwietnia 2020 r.