Nigdy nie przyszło nam na myśl, że aż tyle może nas łączyć z Lwem Kaczyńskim. Dlatego nie uczestniczymy w nagonce na Jana Pawła. Naszą wspólną nienawiść do WYKSZTAŁCIUCHÓW można od biedy porównać tylko z przypływami i odpływami oceanu – nie jakiegoś tam miałkiego Bałtyku. Przy okazji wstępnej deklaracji cofamy wszystkie złe słowa, które padły lub nie pod adresem KRÓLA TURECKIEJ MUZYKI POP.

TARKAN OTWORZYŁ NAM OCZY NA ROLĘ GENSEKÓW:

I choćby za to mu chwała i… wszystkie uśmiechy.

Zgoda co do GENERALNYCH SEKRETARZY… z dożywotnim Sekretarzem Generalnym Stowarzyszenia Marksistów Polskich włącznie. Mniejsza o to jak mu było – po nazwisku jak po pysku.

Ich zniknięcie jest niewątpliwie ulgą dla oczu. Ale pamięć zostanie.

Rzecz w tym, że po świecie snują się typy podobne – wypisz, wymaluj:

To „корень зла” i „ответа у президента на это нет”. Raz zakapturzony TARKAN jawi się nam jako Wasilij Kołtaszow, innym zaś razem z lekkim zarostem i, gdy się całkiem obnaży robi za… wykształciucha:

JUŻ TYLKO DZIĘKI TEMU ROŚNIE NA POTĘGĘ NASZA WSPÓLNA NIENAWIŚĆ DO RUSKICH INTELEKTUALISTÓW (włącznie z tym, który wyzyskuje swojego kota, co na imię ma Stiopa).

A teraz postawmy ich wszystkich – na przykładzie jednego – do pionu, przy okazji obalając ich niedoszłe pomniki.

WSZYSTKIE ONE BY JUŻ STAŁY, GDYBY GŁUPOTA MOGŁA LATAĆ!

Obawiamy się, że przypominałaby nie tylko rosyjską lewicę radykalną, z Olegiem Komołowem na czele. Komołow poszybował w swojej analizie najpierwotniejszych przyczyn SOW na szczyty dostępne tylko wykształciuchom.

Zaczyna się ciekawie. Od ogólnej analizy globalnego kapitalizmu i imperializmu. Na tym tle Komołow stara się wyjaśnić przyczyny, dla których kapitał rosyjski zdecydował się na podjęcie wojennego konfliktu.

Streśćmy pokrótce: w rosyjskim, współczesnym państwowym kapitalizmie monopolistycznym więź między władzą a biznesem wyraża się w udziale państwa w wielkich przedsiębiorstwach. Co służy korupcji, czyli przekierowywaniu środków do kieszeni ludzi związanych w jakiś sposób z władzą. Aby zabezpieczyć owe wpływy, państwo stosuje politykę protekcjonistyczną. A więc usiłuje zabezpieczyć zewnętrzne zasoby dla wsparcia własnej gospodarki. Stąd nawet taka Półperyferia jak Rosja ucieka się do narzucenia swej dominacji ekonomicznej na obszarze, w którym ma jakieś wpływy polityczne.

Z tego jasno wynika, że Rosja realizuje politykę imperialistyczną wobec obszaru poradzieckiego przede wszystkim.

Oczywiście, rzecz jest moralnie naganna.

Następnie Komołow skupia się na wykazywaniu, że kapitał rosyjski jest skutecznie od dłuższego czasu wypierany z gospodarek nie tylko obszaru poradzieckiego, ale i Wspólnoty Niepodległych Państw. Ze szczególnym uwzględnieniem przypadku Ukrainy, której oczyszczanie od wpływów gospodarczych Rosji jest przez niego detalicznie wyłożone. Proces doznał przyspieszenia od czasu Euromajdanu.

Rzecz jasna, Ukraina jako państwo suwerenne może sobie wybierać, jakiego imperialistę chce mieć w charakterze eksploatatora. Podobnie zresztą pozostałe państwa WNP.

Rosja, gdyby była państwem demokratycznym, uznałaby to prawo.

Zaraz, zaraz, chodzi o prawo do bezwzględnego wyzysku społeczeństw państw rządzących przez oligarchów (ukraińskich czy kazachskich, jeden śmieć), którzy ubiegają się o zaszczytną rolę bycia gauleiterami zasobów swoich państw, w tym ludzkich.

Nie podejrzewamy Komołowa o to, że przepowiada on odpowiednim społeczeństwom świetlaną przyszłość na poziomie kapitalistycznego Centrum. Nie podejrzewamy go bowiem o bycie apologetą systemu imperialistycznego.

Być może Komołow pragnąłby, aby państwa imperialistyczne konkurowały wolnorynkowo o wpływy w danych krajach. Można by było w pewnym sensie usprawiedliwić Komołowa jego młodzieńczą naiwnością, która każe mu wierzyć, iż z tej szlachetnej, rynkowej rywalizacji kapitałów może się wyłonić szansa dla gospodarki wschodzącej. To znaczy, mówiąc otwarcie, szansa na powstanie kapitału narodowego, na tyle skutecznego, że będzie mógł dołączyć do szlachetnie rywalizującego obozu państw imperialistycznych. Nie zatrzymując się na poziomie kapitalizmu zależnego i kompradorskiego.

Problem w tym, że z racji historycznych, szansa na stworzenie państwa imperialistycznego przypadła Rosji. Podobnie jak nieco wcześniej i efektywniej przypadła ona Chinom, z czego te ostatnie skorzystały skwapliwie, kiedy Zachód był zajęty kontrowaniem ekspansjonizmu rosyjskiego.

Każdy popełnia błędy.

Bardziej realistyczne spojrzenie każe jednak stwierdzić, że nawet uniezależnione spod jarzma półperyferyjnego imperializmu rosyjskiego państwa obszaru poradzieckiego nie do końca są przewidziane jako kandydaci do suwerennego rozwoju.

Wynika to z teorii rozwoju imperialistycznego, który tak ładnie przedstawił nam Komołow. Pozostaje nam argument demokratyczny, a więc przyznający oligarchii danego kraju prawo do podporządkowania się suwerennie wybranemu imperializmowi.

Przyczyną zaślepienia lewicy w tym względzie jest przekonanie, nigdzie nie wyrażane, ale funkcjonujące na zasadzie podkorowego dogmatu, że istnieją imperializmy demokratyczne i imperializmy autokratyczne. Najwidoczniej zachodni imperializm ma tę przewagę, iż jest imperializmem demokratycznym.

W sumie więc, argumentacja Komołowa prowadząca do potępienia agresji rosyjskiej na Ukrainę opiera się w ostatecznej instancji na tym argumencie o istnieniu imperializmów bardziej imperialistycznych niż inne, tj. tych, które są mniej demokratyczne. Nawet jeśli jest to wciąż imperializm półperyferyjny. Najwyraźniej półperyferyjność nie stanowi okoliczności usprawiedliwiającej.

Pragniemy jednak zwrócić uwagę Komołowowi i jego słuchaczom, że w sytuacji państwa niesuwerennego i zależnego od zewnętrznego kapitału, nie ma mowy o możliwości istnienia instytucji demokratycznych.

Oczywiście, jeśli pod pojęciem demokracji rozumiemy poszanowanie dla interesów społeczeństwa.

Trudno sobie wyobrazić demokrację uznaną za taką przez społeczeństwo, jeśli to społeczeństwo podlega zubożeniu o charakterze strukturalnym. A taki jest charakter zależności w ramach układu Centrum – Peryferie. Centrum staje się coraz bogatsze, zaś Peryferia – coraz biedniejsza.

Jako państwo półperyferyjne Rosja może pogodzić się ze swoją podległością wobec zachodniego imperializmu, licząc na korzyści, jakie z tego płyną. A są to te same rachuby, jakie czyni obecnie oligarchia ukraińska. Oligarchia ukraińska ma nadzieję, że pozbywając się rosyjskiego pośrednictwa w zależności od kapitału zachodniego, wygra na tym, przejmując chociażby korzyści, jakie miała dotychczas Rosja.

Faktycznie, oligarchia rosyjska całkiem dobrze wychodziła na podporządkowaniu kapitałowi zachodniemu. Kapitał kompradorski opiera się jednak na zasadzie, że stanowi kastę uprzywilejowanej elity, która blokuje rozwój ekonomiczny swojego kraju w imię zabezpieczenia interesów kapitału zwierzchniego.

I tu mamy sedno problemu, do którego Komołow nawet się nie zbliżył, a którego istnienia może nawet nie podejrzewa.

W takim państwie nie tylko nie jest możliwe ustanowienie instytucji demokratycznych, ale i rozwój ekonomiczny takiego państwa jest zablokowany, co prowadzi do pauperyzacji społeczeństwa. Co powoduje niezadowolenie społeczne i narastającą niemożliwość zaspokojenia ambicji demokratycznych ludności.

Tak więc, aby państwo mogło osiągnąć standardy zachodnich demokracji, musi stać się prężnym organizmem zdolnym do rywalizowania w ramach globalnego układu imperialistycznego.

W przypadku Chin, ich wejście do ekskluzywnego klubu imperialistycznych potęg było ułatwione zagapieniem się Zachodu w innym kierunku. W przypadku Rosji mamy do czynienia nie z sugerowanym przez Komołowa świadomym podjęciem konfliktu zbrojnego przez rodzimy kapitał kompradorski, ale z decyzją komitetu zarządzającego interesami rosyjskiej klasy kapitalistycznej jako całości.

Jest oczywiste, że oligarchowie rosyjscy są zrozpaczeni decyzją Kremla i woleliby odstąpić swoje udziały i wycofać się z interesów na Ukrainie i w WNP, i zadowolić się rentą z eksploatacji surowców naturalnych i ich sprzedaży za zachodnią granicę. Przykład krajów kolonialnych pokazuje, że można dość długo ciągnąć taką sytuację, z kryzysem humanitarnym w tle.

Problem w tym, że presja na demokratyzację Rosji ze strony Zachodu jest potęgowana przez istnienie w Rosji szerokiej warstwy ludności wykształconej, kulturalnej i mającej poczucie własnej wartości – skarby wyniesione jeszcze z epoki radzieckiej. Z ludnością obszarów wiejskich nie byłoby większych problemów – wymierałaby po prostu jak w krajach Afryki, nie zwracając niczyjej uwagi.

Wyjściem władzy nastawionej na realizację interesów oligarchów jako takich byłoby poddanie się tej samej tendencji, jaką obserwujemy w przypadku krajów zachodnich: pauperyzacja i proletaryzacja tzw. klasy średniej. Paradoksalnie, zachodnia presja na demokratyzację nie pozwala na taki ruch. Władza, która musi utożsamić się z komitetem zarządzającym interesami kapitału jako takiego, jest więc zmuszona do podjęcia próby przekształcenia oligarchii, burżuazji kompradorskiej, w burżuazję narodową.

A to oznacza, że jest zmuszona do podjęcia próby przyjęcia polityki imperialistycznej. W imię interesów szerszych warstw społeczeństwa niż tylko wąskiej warstwy elity związanej ze skorumpowaną burżuazją kompradorską. Chcąc stać się rozwiniętym państwem demokratycznego kapitalizmu jak Francja, Rosja musi przejść przez etap kolonializmu wobec tego obszaru, na którym może taką politykę realizować.

Rzecz w tym, że imperialistyczne Centrum nie jest zainteresowane w dokooptowywaniu nowego pretendenta do kurczących się zasobów, szczególnie, że kraje globalnego Południa właśnie mają apetyt na poznanie smaku suwerenności i kierowania się interesem narodowym. By nie rzec – nacjonalistycznym.

Zachód nie ma zamiaru dokooptowywać ani Rosji, ani Ukrainy, ani Kazachstanu… Walczy o przejęcie wpływów na obszarach dotychczas tradycyjnie należących do pola wpływu Rosji. Komołow chce nam wmówić, że wejście imperializmu zachodniego, a szczególnie amerykańskiego, oznacza jakiś proces odzyskiwania suwerenności przez te państwa.

Nic bardziej błędnego.

W ramach kapitalistycznego systemu produkcji nie ma możliwości rozwiązania tej kwadratury koła.

Lewica nie ma jednak propozycji ani programu skończenia z imperializmem globalnym. Tkwi wciąż w mirażu przekonania o tym, że wejście państw poradzieckich w orbitę zachodniego modelu gospodarczego i politycznego stanowi krok w kierunku wypracowania możliwości demokratycznego rozwoju swych społeczeństw.

Nie przyjmuje do wiadomości, że dla Zachodu owe kraje są terenem eksploatacji, a nie kooptacji. Podporządkowanie obszaru poradzieckiego i samej Rosji jest imperialistycznym sposobem na podtrzymywanie pozorów demokracji wewnętrznej. Państwa imperialistyczne, wbrew najgłębszemu przekonaniu lewicy, nie zajmują się poszerzaniem demokracji, ale wyzysku imperialistycznego.

Jedyną szansą dowolnego państwa podporządkowanego w ramach globalnego imperializmu, bez programu obalenia kapitalistycznych stosunków produkcji, jest rozwijanie agresywnego nacjonalizmu gospodarczego i podjęcie wszelkich, najbardziej bezwzględnych działań mających na celu wyeliminowanie konkurencji.

Niestety, takie reżymy cieszą się zazwyczaj szacunkiem swoich społeczeństw. Ale dopiero, kiedy osiągną sukces.

Zastanawia, skąd u lewicy tyle naiwności, prowadzącej do przekonania, że w ramach zaostrzającej się imperialistycznej rywalizacji gospodarki przegrywające mają najmniejszą choćby szansę uratować swoje społeczeństwa nie tylko przed utratą instytucji demokratycznych, ale i zwyczajnie istnienia jako organizmu suwerennego.

Powtórzmy raz jeszcze, to nie kapitał rosyjski postanowił podjąć agresję imperialistyczną na sąsiednią Ukrainę. Kapitał rosyjski jest sprzedajną, kompradorską oligarchią nie mającą najmniejszego zamiaru przekształcić się w burżuazję narodową z ambicjami suwerennego państwa stojącego na straży szacownych interesów imperialistycznego mocarstwa.

W pewnym sensie reżym Putina stoi w obliczu dylematu godnego antycznej tragedii. Z jednej strony: partykularyzm i egoistyczny interes rodzimych kapitalistów prowadzi do prostego zniszczenia ich samych, wypieranych z wszelkich sektorów działalności. Brak zapotrzebowania partykularnych oligarchów na suwerenne państwo prowadzi do likwidacji samego państwa, a więc, w konsekwencji, do likwidacji ochrony ich własnych tytułów własności do zasobów naturalnych leżących poza granicami Księstwa Moskiewskiego. Z drugiej strony, likwidacja Federacji Rosyjskiej otwiera drogę do bałkanizacji obszaru poradzieckiego. Obszar ten staje się terenem czystej eksploatacji przez koncerny zachodnie i problem demokratycznych instytucji przestaje w ogóle stawać na wokandzie.

Bez zniesienia kapitalizmu, nie ma alternatywy dla imperialistycznej rywalizacji, w której żaden imperializm nie jest ani lepszy, ani gorszy. W tym rosyjski.

Akces lewicy do planu zachowania amerykańskiej hegemonii jako gwaranta powstrzymywania bezpośrednich konfrontacji zbrojnych mających na celu reorganizację ładu światowego nie daje żadnej gwarancji utrzymania systemu demokratycznego nawet w obszarze europejskim.

NARA: Nie ma to jak Che Guevara:

Antonio das Mortes i Omega Doom
15 marca 2023 r.