Postmarksistowska teoria ekonomiczna poprawiła klasyczną ekonomię, w tym i teorię wyznawaną przez Marksa, dzięki uwadze, że bezpośredni producent (robotnik) stał się w rozwiniętym kapitalizmie także konsumentem. Jakie ma to odkrycie znaczenie ekonomiczne?

Robotnik, który otrzymuje płacę roboczą, wydaje ją, rzecz jasna, na zaspokojenie swoich potrzeb: jedzenie, mieszkanie i ubranie dla całej rodziny plus pozostałe, na które wystarczy mu jeszcze zarobku. Ale to nie czyni zeń jeszcze konsumenta.

Sprawa jest oczywista, ponieważ płaca robocza jest elementem wartości towaru. Kapitał zmienny (płaca robocza), kapitał stały (odtwarzający zużyte surowce i narzędzia pracy) plus narzut przeciętnego zysku, to wszystko składa się na reprodukcję kapitału umożliwiającą podjęcie na nowo cyklu produkcyjnego w systemie kapitalistycznym. W skali pozwalającej na rozszerzenie produkcji.

Problem z kapitalizmem jest taki, że aby mógł istnieć sposób produkcji kapitalistycznej, kapitalista musi realizować zysk. Maksymalizacja zysku nie jest konieczna dla każdego indywidualnego kapitalisty, ale w warunkach kapitalistycznej konkurencji każdy indywidualny kapitalista jest zmuszony maksymalizować zysk, aby utrzymać się na rynku. Zalążki kapitalistycznego sposobu produkcji istniały już w łonie epok poprzedzających kapitalizm, bardzo powoli przeradzając się w system niszczący otoczenie pozwalające mu wszakże na stałe, zewnętrzne zasilanie. Właśnie ze względu na istnienie tego zewnętrznego otoczenia, produkcja nastawiona na rynek (a nie tylko na sprzedaż nadwyżki) nie miała jeszcze charakteru czysto kapitalistycznego, który rozwinął się wraz z rozwojem produkcji przemysłowej.

Rozpatrywanie przez Marksa prostej gospodarki towarowej w I tomie Kapitału nie jest tylko wprawką erudycyjną, pozbawioną znaczenia dla późniejszej analizy systemu kapitalistycznej akumulacji i produkcji. Jest to podstawa teorii wartości opartej na pracy.

Oddzielenie siły roboczej od własności środków produkcji uwolnienie właściciela środków produkcji od odpowiedzialności za utrzymanie siły roboczej jest momentem przełomowym w powstaniu kapitalistycznego sposobu produkcji. Wielu zwolenników socjalizmu i szczerych antykapitalistów ma problem ze zrozumieniem znaczenia czasu pracy w koncepcji teoretycznej Marksa. Nie mówimy już nawet o myleniu społecznie niezbędnego czasu pracy z czasem pracy niezbędnym dla wytworzenia danego produktu, co zdarza się nawet współczesnym pseudomarksistom. Chodzi o to, że dopóki siła robocza i własność środków produkcji występują wspólnie na rynku w reprezentującym je towarze, dopóty towary dostępne na rynku wymieniają się wedle klasycznej reguły popytu i podaży. Niezależnie od tego, ile czasu trzeba było na wyprodukowanie danego dobra, na rynku spotykają się tylko te dobra, które zostały tam wrzucone. Wymieniają się one w taki sposób, że niezależnie od jednostkowego czasu pracy, decyduje ilość. Jeżeli mamy dostępne 2 jednostki dobra A i 4 jednostki dobra B, to dobro A jest warte 2 jednostki dobra B. Bo tylko w tej proporcji można wymienić owe dobra. Można świadomie wytworzyć jeszcze mniej dobra A lub powiększyć jego ilość na rynku dorzucając to, co wytworzono w poprzednim okresie, zmieniając w ten sposób proporcję wymiany.

Jeśli producent dobra A musi zwiększyć zakup dobra B z jakichś powodów, to może liczyć na to, że producent dobra B zwiększy jego produkcję i w ten sposób za 1 jednostkę dobra A zakupi np. 3 jednostki dobra B zamiast poprzednich 2. Ale może się zdarzyć, że producent dobra B nie potrzebuje akurat dobra A i sprzeda wszystkie 3 jednostki swojego dobra jakiemuś trzeciemu nabywcy. Wynalazek pieniądza sprawia, że nie jest konieczne przechodzenie przez długi łańcuch wzajemnych zakupów i sprzedaży, aby osiągnąć to, czego się chce. Producent dobra A wymienia po prostu zarobione na sprzedaży dobra A pieniądze na potrzebną mu ilość dobra B. Jeden z warunków oderwania systemu produkcji od bezpośredniego zapotrzebowania zostaje w ten sposób spełniony, ale dopóki właściciel środków produkcji jest odpowiedzialny za byt siły roboczej, dopóty nie spełnia się warunek konieczny dla przerodzenia się produkcji w system produkcji kapitalistycznej.

Zakup towarów na rynku jest związany z zaspokajaniem potrzeb producenta. Owszem, prekursorzy burżuazyjnej akumulacji kapitalistycznej jak najbardziej gromadzą bogactwo i inwestują je w ziemię i/lub w arystokratyczne koligacje, które sprzyjają zabezpieczaniu drogą legalizacji tytułów własności do zgromadzonego bogactwa. W epoce, kiedy obszary w Europie były podzielone między królów i książąt, wszelka działalność gospodarcza musiała się mieścić w interesie władcy danego terenu. Władca gwarantował bezpieczeństwo majątku, jaki dany przedsiębiorca uzyskał w obszarze jego jurysdykcji. Stąd znaczenie miast, które zyskiwały znaczną autonomię i sprzyjały bardziej żywiołowemu rozwijaniu talentów przedsiębiorczych. Mieszczaństwo było oderwaną od ziemi grupą społeczną, której celem nie było już tylko wytwarzanie dóbr rzemieślniczych, które można by było wymienić na dobra rolnicze, spożywcze, niezbędne do przeżycia.

Z naszego punktu widzenia, mieszczaństwo pozwoliło na uwolnienie siły roboczej spod opieki właściciela środków produkcji. Samo było bowiem przykładem tego, że można było wymieniać dobra rzemieślnicze na dobra spożywcze. Właściciele środków produkcji rolnej potrzebowali towarów luksusowych, odpowiednich dla ich statusu społecznego. Obfitość środka produkcji, jakim była ziemia, oraz siły roboczej, jaką było zależne od nich chłopstwo, powodowały, że zapotrzebowanie na towary luksusowe było duże. To sprzyjało bogaceniu się mieszczaństwa i coraz odważniejszemu odrywaniu się go od troski o zaopatrzenie w dobra codziennej konsumpcji. Konsumpcja arystokratyczna zapewniała mieszczaństwu europejskiemu bezpieczne otoczenie, które można było wysysać przez długi czas, kładąc podwaliny pod właściwy już system produkcji kapitalistycznej.

Mieszczaństwo napotkało na przeszkodę w braniu odpowiedzialności za zatrudnianą przez siebie siłę roboczą. System czeladniczy okazał się niewydolny; przerastanie czeladników w samodzielnych rzemieślników napotkało barierę popytu na właścicieli środków produkcji. System nadbudowany nad systemem feudalnym, który już wcześniej przeszedł ten proces zamieniając nadwyżkę drobnych właścicieli w chłopów poddanych, tworzył samorzutnie coraz liczniejszą grupę proletariatu, która nie miała nigdy w perspektywie stać się właścicielem środków produkcji.

Zapotrzebowanie arystokracji feudalnej na towary luksusowe umożliwiło rozwój burżuazji. Popyt ten był jednak ograniczony, co położyło kres procesowi wzrostu mieszczaństwa. Zróżnicowanie społeczne w miastach było efektem tej bariery popytu. Jednocześnie, powstała grupa społeczna, która stała się nosicielem siły roboczej i jej właścicielem, co oznaczało, że ta siła robocza nie należała już do właściciela pozostałych środków produkcji.

Co zmienia powstanie wolnej siły roboczej?

Koszt siły roboczej jest zwracany w cenie sprzedanego towaru, a więc w ostatecznym rozrachunku nie kosztuje nic właściciela środków produkcji. Podobnie zresztą, jak i surowce i narzędzia produkcji. Dla wystartowania trzeba mieć środki na zakup pierwszych narzędzi i najem siły roboczej, potem już liczy się tylko nadwyżka nad te wydatki. Narzędzia i siła robocza są więc z tej perspektywy darmowe.

Wymiana rynkowa, w której biorą udział sami właściciele środków produkcji, pozostaje grą o sumie zerowej. Nawet przy użyciu pieniądza, ponieważ jaka by nie była taktyka postępowania rynkowego, wszystkie towary mogą się wymieniać tylko na siebie wzajemnie. Tezauryzacja służy albo zakupowi bogactwa, jakim jest ziemia, albo jest gromadzeniem pieniądza, co jest początkowo uważane za chore postępowanie, ale które w następstwie zamienia się w kapitał, co nabiera sensu dopiero przy kapitalistycznym systemie produkcji.

Kapitalistyczny sposób produkcji sprawia więc, że gromadzenie pieniądza staje się celem samym w sobie, ale w przyszłości akumulacją służącą poszerzaniu skali przedsiębiorstwa.

Dopóki siła robocza należy do gospodarstwa właściciela środków produkcji, bogactwem jest ziemia i to, co ona kryje lub przynosi. Bo to jest to, co jest darmowe, a więc jeśli się sprzeda wytworzone dobro, to „zyskiem” jest to, za co dostajemy pieniądze, chociaż nie zapłaciliśmy za to. Siła robocza jest i nie jest darmowa. Kiedy właściciel jest także bezpośrednim wytwórcą, wówczas może potraktować swój wkład pracy jako darmowy, co sprawia, że ma poczucie większego zysku. Ale jednocześnie, wykorzystanie własnej siły roboczej dla celów produkcji na zewnątrz odbywa się kosztem tego, co ta siła robocza mogłaby zrobić w domu, we własnym gospodarstwie. Bezpośredni producent będący jednocześnie właścicielem środków produkcji ma wybór, jak wykorzystać swoją siłę roboczą. Dla niego, rozwój kapitalistycznych stosunków produkcji staje się pułapką. Zaczyna się bowiem uzależniać od zewnętrznego zakupu towarów luksusowych, co sprawia, że utrzymywanie domostwa staje się coraz bardziej kosztowne. Nie posiadając bogactwa samoodtwarzającego się, jak to miało miejsce w systemie produkcji niewolniczej czy feudalnej, arystokrata musi się wyzbywać swojego bogactwa, aby zaspokoić potrzebę kupowania dóbr zewnętrznych. Malejące zasoby powodują, że coraz trudniej jest utrzymać domostwo w dotychczasowym rozmiarze, z rozbudowaną służbą. Chłopi poddani coraz bardziej zaczynają być potrzebni jako dzierżawcy, dostarczyciele środków płatniczych, a nie dostarczyciele surowców do przeżycia, przerabianych przez własnych domowników, czyli służbę, w produkt finalny.

Jednym słowem, o ile wcześniej wymiana handlowa wedle reguł rynkowych dokonywała się rzadko i nieregularnie, to rozwój kapitalistycznych stosunków produkcji przyspieszył uzależnienie arystokratów od rynku. Kapitał wysysał bogactwo arystokratów, znajdując w tym możliwość własnego rozwoju. Zmiana społeczna była więc pierwszym i zasadniczym mechanizmem wyzyskiwania „otoczenia niekapitalistycznego” przez rodzący się kapitalizm.

Pieniądz ze środka wymiany (biernego elementu rynku) stał się bogactwem. Dlatego też zaczęło być opłacalne produkowanie w jak największej skali, ponieważ prowadziło to do gromadzenia pieniędzy, które przejęły funkcję bogactwa.

Celem przestała być wymiana towarów, których jednostka potrzebuje, ale produkcja dla pomnażania pieniędzy. Siła robocza przestała mieć alternatywne zastosowanie, które rywalizowało z nowoczesnym trendem, aby wszelką pracę domową zastąpić gotowym produktem rynkowym. Właściciel środków produkcji przestał być tożsamy z właścicielem ziemskim (ziemia dostarcza surowców i narzędzi do produkcji) i zaczął kupować także wszystkie swoje czynniki produkcji, włącznie z siłą roboczą. W przeciwieństwie do siły roboczej, wartość materiałów i narzędzi stanowiła część kosztów produkcji, ale nie mogła przynieść żadnych dodatkowych zysków. Tymczasem siła robocza, w odróżnieniu od poprzednich czynników produkcji, nie stanowiąc części domostwa właściciela, przynosiła od razu zysk z tego powodu, że liczebność armii pracy stanowiła istotny powód spadku wartości siły roboczej. Obojętność kapitalisty w kwestii zabezpieczenia socjalnego robotnika sprzyjała podnoszeniu stopy wyzysku i zwiększaniu stopy akumulacji.

Fakt, że produkcja kapitalistyczna wzrosła tak dynamicznie, iż można było ją uznać za nielimitowaną, spowodował, iż straciła na znaczeniu informacja, jakie ilości towarów równoważą się aktualnie na rynku, w danym okresie czasu. O wiele większe znaczenie miało to, jaka była cena produkcji i cena, za jaką można było sprzedać dany towar.

Przy okazji ujawniło się, że relacja popytu i podaży nie jest relacją czysto między towarami, a relacją między nabywcami i sprzedającymi. Gdyby przyjąć za rzeczywistością, że nielimitowana produkcja jednych dóbr spotyka się z nielimitowaną produkcją innych, wówczas cena rynkowa zbliżyłaby się do zera. Jednak to nabywcy określają to, co nazywamy popytem efektywnym. Właściciel środków produkcji raczej nie potrzebuje swoich produktów. Rozszerzanie skali produkcji prowadzi do tanienia dóbr, co wydaje się na rękę konsumentowi. Jednak – jak pokazała Róża Luksemburg – popyt sprowadza się do tego, co sobą reprezentują nabywcy opłacani przez właścicieli środków produkcji. A ich fundusz płac stanowi tylko część wartości towaru. Jak by nie patrzył, z czasem zwrot ze sprzedaży musi zacząć się kurczyć, tak że nie ma pokrycia pełnego kosztu produkcji danego dobra. Wyprodukowanie towaru na zapas i sprzedawanie go w następnym okresie może byłoby dobrym pomysłem, ale niezatrudnienie siły roboczej w bieżącym okresie skutkuje obniżeniem funduszu płac, który określa popyt efektywny na rynku. Najemna siła robocza jest opłacana tylko i wyłącznie ze środków zaplanowanych na produkcję. Liczenie na popyt ze strony siły roboczej zatrudnionej w produkcji towarów wytworzonych nie jest pomysłem na podtrzymanie produkcji i jej rozszerzenie.

Z małym „ale”. W odniesieniu do klasy kapitalistów jako takiej, nie ma tu żadnego przyrostu, a nawet mechanizm kapitalistycznej dynamiki ma tendencję do wygasania. Jednak w odniesieniu do pojedynczego kapitalisty mamy do czynienia z przyrostem zysku. Nie ma dla niego znaczenia od kogo przychodzą pieniądze. Nawet jeśli jest to zwrot poniesionych kosztów. Tzn. kiedy robotnik jako konsument zwraca kapitaliście wypłacone przez niego pieniądze z płacy. Oczywiście, wszystko zależy od rodzaju produktu. Ale każdy towar ma swojego nabywcę, inaczej nie byłoby tak, że kapitalista reaguje na zmiany popytu. Drugą stroną kapitalizmu jest ogromne marnotrawstwo. Towary niesprzedane są wyrzucane, a na ich miejsce produkuje się nowe po to, aby cykl produkcji i wypłaty wynagrodzeń był kontynuowany. Bez tego nie można by sprzedać większości towaru.

Naturalnie, ten sposób podtrzymywania cyklu koniunkturalnego ma swoje granice. W pewnym momencie, w którym zbyt wielu przedsiębiorców zasiliłoby szeregi proletariuszy, zaczyna się podtrzymywanie konsumpcji za pomocą kredytu. Problem w tym, że pożyczki trzeba spłacić. Stałe zwężanie się gospodarki kapitalistycznej prowadzi jednak do tego, że konsumenci mają coraz mniej pieniędzy. Zamiast rozszerzać konsumpcję, aby podtrzymywać popyt konsumpcyjny, klienci muszą oddawać pieniądze bankom czy innym pożyczkodawcom. A więc muszą przestać je wydawać na zakup towarów konsumpcyjnych. Gospodarka przesuwa się w kierunku sfery finansowej, która przejmuje mechanizm robienia zysku od sfery produkcji.

Ostatnim rozwiązaniem socjalistów, tj. tych działaczy społecznych, którzy chcą zachować produkcję kapitalistycznego typu jako synonim efektywności i obfitości, a jednocześnie ustanowić społeczeństwo równości i dobrobytu, pozostaje obarczenie instytucji państwa obowiązkiem kredytowania konsumpcji. Poza tą granicą zostaje nam już tylko rozdawnictwo pieniędzy po to, aby mogli kupować niezbędne produkty.

To ostatnie rozwiązanie ma tę przewagę nad kredytowaniem, że nie wymaga zwrotu długu. Kapitał stale przynosi zysk, ale pojawia się inny problem. Gromadzenie środków pieniężnych zyskało sens w konkretnym okresie, kiedy to było co pozyskiwać od dawnych właścicieli przez dorabiających się mieszczan. Styl życia arystokracji był dla mieszczan atrakcyjny.

Współcześnie, atrakcyjny jest styl życia tzw. klasy średniej, która nie dąży do gromadzenia bogactwa w postaci ziemi, ale do życia w dostatku, bez konieczności zarządzania majątkiem. Klasa średnia nie dąży do stworzenia nowego systemu produkcji, ani nie tworzy go żywiołowo. Całościowo mieści się w logice systemu konsumpcji, a nie produkcji.

Można obserwować sytuację, w której jedynie najbogatsi przedstawiciele elity finansowej dążą do zabezpieczenia swego bogactwa dzięki odtworzeniu w pewnym sensie stylu życia starej arystokracji, zapewniając sobie własnymi siłami całość zabezpieczenia potrzeb tak konsumpcyjnych, jak i kulturalnych. Produkcja dóbr konsumpcyjnych jest wykonywana jeszcze siłą rozpędu, ale bez pomysłu na działanie ekonomiczne. Społeczeństwo, które potrzebuje nabywać produkty codziennego użytku na rynku, składa się z ludzi znajdujących się w tej samej sytuacji społecznej. Nie potrzebują zatrudniania swoich bliźnich, aby coś produkować i sprzedawać. Większość członków społeczeństwa zarabia w sferach innych niż produkcja towarów niezbędnych do społecznej reprodukcji: w rolnictwie czy w przemyśle, który został rozbity w ramach unowocześniania struktury ekonomicznej.

Państwo jest głównym gwarantem zaopatrywania społeczeństwa w środki niezbędne do napędzania gospodarki poprzez popyt. Jak jednak pokazaliśmy wyżej, gospodarka oparta na handlu i na rynku musiała doczekać się warunków, w których miało sens gromadzenie pieniędzy, aby mógł wystartować kapitalistyczny sposób produkcji. W gruncie rzeczy, kapitalistyczny sposób produkcji opiera się na spekulacji, która przybiera formę konkurencji między kapitałami.

Wymiana handlowa epoki przedkapitalistycznej opierała się w głównej mierze na zapotrzebowaniu. Dlatego towary wymieniały się w określonej jednostce czasu na siebie wzajemnie, co określało ich wartość i cenę. Kapitalistyczny sposób produkcji polega na produkowaniu wyprzedzającym jakiekolwiek zapotrzebowanie. Wynika to z ogromu rynku, na jaki idzie produkcja. Jeżeli w danym fragmencie rynku nie ma popytu, to może się okazać, że znajdzie się on w innym, nielokalnym segmencie tegoż rynku ogólnonarodowego lub światowego. Maksymalizacja zysku pozwala kapitaliście utrzymać się na rynku. Brak odpowiedniej wysokości zysku zrealizowanego powoduje, że kapitalista wypada z rynku. To oznacza, że pieniądze, jakie zainwestował w swoją produkcję, m.in. w płace swoich robotników, posłużą jako zewnętrzne środki pozwalające na zakup towarów innych kapitalistów. Bankructwo oznacza bowiem, że koszty się nie zwracają i stanowią czysty zysk dla pozostałych graczy. A raczej finansową podstawę dla realizacji zysków pozostałych kapitalistów. Jednym słowem, kapitalizm żywi się bankructwami zupełnie tak samo, jak zewnętrznym otoczeniem. Z tym, że zewnętrzne otoczenie niekapitalistyczne jest pożywieniem świeżym zaś bankructwo – produktem zgniłym, zatruwającym organizm kapitalizmu.

Już dawno zauważono, że dzisiejsze pokolenie żyje na konto przyszłych. Taka jest logika kapitalistycznego systemu produkcji, który może realizować zadanie maksymalizowania zysków tylko w ten sposób, że produkuje towary, których wartość nie zderza się z wartością innych towarów na rynku w danej jednostce czasu. W ten sposób, na wartość towaru wpływ ma nie tylko ilość dostępnych jednostek różnych towarów, ale i popyt efektywny. Wynika to stąd, że sprzedawca-właściciel środków produkcji nie jest równoznaczny z bezpośrednim producentem.

We wcześniejszej epoce, wymiana rynkowa dokonywała się zasadniczo między właścicielami środków produkcji, którzy jednocześnie reprezentowali bezpośredniego wytwórcę. Relacje społeczne między właścicielem środków produkcji (w tym i siły roboczej) a bezpośrednim wytwórcą nie należą do sfery rynku. To są relacje wewnątrz „domostwa” (rozumianego szeroko, na wzór greckiej oikos). Dla nas ważne jest, że ta relacja nie wpływa na stosunki wymiany rynkowej. Właściciel środków produkcji wrzuca jakieś produkty na rynek, bo potrzebuje innych. Wymiana dokonuje się bezzwłocznie, bo potrzeba przypisana konkretnej osobie nie może ulegać odroczeniu. Wymiana może się nie dokonać, a wówczas potrzeba nie zostaje zaspokojona, ale dany okres rozliczeniowy, który stanowi podstawę dla oszacowania wartości produktów zostaje zamknięty. W ten sposób mamy czystą postać wartości, jasną i ściśle wyliczoną.

Wymiana na rynku kapitalistycznym polega na zamazaniu okresów rozliczeniowych. Maksymalizacja produkcji nie jest nastawiona na zaspokojenie konkretnych potrzeb, ale na to, aby wyrugować konkurencję z rynku. Tylko wyrugowanie konkurentów pozwala na zagospodarowanie części zbankrutowanego wkładu finansowego dla sfinansowania zysków zwycięskich kapitałów. Ten mechanizm wymaga jednak, aby produkcja miała charakter ciągły. Dopiero, kiedy pojawiła się wystarczająco duża grupa społeczna, która nie ma możliwości utrzymania się przy życiu z posiadanej własności środków wytwarzania żywności i podstawowych dóbr codziennego użytku. Ona dopiero sprawia, że idea ciągłości produkcji nabiera nie tylko sensu, ale i charakteru konieczności. Podział cyklów wymiany handlowej na jakieś określone jednostki rozrachunkowe traci sens, a jednocześnie rozwala koncepcję szacunku wartości towarów znajdujących się na rynku. Wyprodukowano więcej dóbr niż ich się wymienia w danej jednostce czasu. Część dóbr ulega zmarnowaniu, część przechodzi do wymiany w okresach późniejszych. Cena towaru jest coraz mocniej uzależniona od popytu przejawianego przez ludność, dla której zaopatrzenie w te dobra jest życiową koniecznością.

W epoce przedkapitalistycznej mieliśmy do czynienia z pewną alienacją – towary reprezentują na rynku uprzedmiotowione relacje społeczne między podmiotami spotykającymi się na tymże rynku. Ponieważ techniczne możliwości produkcyjne decydują o tym, ile jednostek danego dobra można wytworzyć w danej jednostce czasu, jest to również relacja dotycząca stosunku między konkretnymi siłami roboczymi. Ale nie ma nic wspólnego z tym, ile wynosi wartość samej, wyizolowanej siły roboczej. Towary wymieniają się według relacji czasu koniecznego dla wyprodukowania konkretnych dóbr. Ile trzeba czasu, o tym decyduje ilość jednostek towarów na rynku w konkretnej jednostce czasu. Jednak siła robocza niekoniecznie produkowała z maksymalnym natężeniem. Produkcja była uzależniona od całokształtu potrzeb związanych z wykorzystaniem danej, domowej siły roboczej. Dlatego wymiana dokonywana przez właścicieli środków produkcji będących jednocześnie bezpośrednimi wytwórcami lub reprezentantami bezpośredniego wytwórcy może się uniezależnić od charakterystyki siły roboczej i zobiektywizować w stosunku, w jakim spotykają się dobra na rynku.

Wymiana dokonuje się według konkretnego czasu niezbędnego do produkcji danego dobra, a nie do czasu społecznie niezbędnego. Gdyby właściciel środków produkcji nastawił się na zwiększenie produkcji, relacja między dobrami spotykającymi się na rynku uległaby zmianie. Ale z jego punktu widzenia byłoby to bezsensowne. Do pewnego momentu.

Wielcy właściciele ziemscy nie mieli, oczywiście, motywacji do zwiększania produkcji dla rynku. Dokonywałoby się to ze szkodą dla pracy domowej służby dla potrzeb domostwa. Motywację mieli ci, którzy nie byli wielkimi właścicielami, ale dzięki dorobieniu się na handlu mogli zyskać środki na zakup posiadłości i w ten sposób zasilić szeregi klasy arystokracji ziemskiej.

Rozluźnienie sztywnej struktury społeczeństwa feudalnego i zalążki społeczeństwa miejskiego oraz wzrost bogactwa mieszczaństwa sprawiły, że gromadzenie bogactwa pieniężnego mogło sprzyjać zakupowi środków samodzielnego utrzymania (czyli ziemiańskiego stylu życia). Przez okres dynamizmu kapitalistycznego wydawało się, że styl życia arystokracji jest dość bezsensowny. Środki utrzymania stały się tanie, jednostka uwolniona z wszelkich więzów, które ograniczają jej swobodny rozwój intelektualny i inny, nie bardzo nadaje się i odczuwa pragnienie, aby zamienić się w zarządcę swego szerokiego domostwa.

Wartość towarów spotykających się na rynku zaczyna zależeć nie tylko od ilości towarów tu dostępnych, ale przede wszystkim od tego, jak wielkie jest zapotrzebowanie (popyt) na owe dobra. A dzięki rozbiciu struktury społeczeństwa feudalnego, popyt ten rośnie w sposób niesłychany.

Przedsiębiorca musi uzyskać nadwyżkę nad swoim wkładem w produkcję. Od tego, czy potrafi zrealizować zysk w wysokości co najmniej przeciętnej, zależy czy przetrwa on do następnego cyklu produkcyjnego. Produkcja zyskuje solidną podstawę, ponieważ kapitalizm zaczyna zaopatrywać cały świat. Zatrudniona siła robocza jest w kapitalizmie czymś na kształt takiego samego czynnika produkcji, jak materiały i surowce. Same w sobie są one darmowym darem przyrody, ale kapitalista musi zapłacić właścicielowi tytułu własności do danego bogactwa za prawo do ich pozyskania. Ile da się wyprodukować określa, jaką nadwyżkę nad wkładem może kapitalista otrzymać. Drugim warunkiem jest to, ile da się sprzedać. Sprzedaż określa realizację wartości w zysku. Wyzysk klasy robotniczej określa wartość uzyskaną w produkcji, zaś warunki realizacji owej wartości określają zysk.

Przekształcenie globu w jeden, jednolity rynek powoduje, iż wraca problem realizacji wartości jako zysku. Na znaczeniu zyskują wewnątrzkapitalistyczne warunki realizacji zysku. Siła robocza jest wewnętrznym czynnikiem produkcji kapitalistycznej, a jednocześnie ma pełnić funkcję popytową. Jednak siła robocza ma tylko te środki, jakie uzyskała od kapitalisty. Kapitalista więc sam finansuje zakup swoich produktów, co prowadzi do zawężania działalności gospodarczej z okresu na okres. Cykl się dopełnia i następuje kryzys, kiedy wytworzone dobra nie znajdują nabywcy nie z powodu tego, że ludzie nie potrzebują produktów, ale dlatego, że popyt efektywny nie jest wystarczający, aby zapewnił produkcję nastawioną na maksymalizację, bez oglądania się na możliwość zbytu w danym okresie. Fantasmagorię racjonalności kapitalistycznej tworzy to właśnie przesunięcie w czasie. Zapotrzebowanie ludności, która jest pozbawiona autarkicznych możliwości zaspokojenia swych najbardziej podstawowych potrzeb, stanowi motywację dla maksymalizowania produkcji, ale produkcja tak dalece przekracza zapotrzebowanie wyrażone w popycie efektywnym, że bez zwiększenia siły nabywczej społeczeństwa nie sposób dalej prowadzić tak intensywnej produkcji.

Lewicy wydaje się więc, że zwiększanie siły nabywczej ludności rozwiązuje problem kapitalistycznej produkcji. Jak by jednak nie patrzył, ten mechanizm prowadzi tylko do zawężania się efektów zwiększania siły nabywczej. Coraz większe podwyżki płac skutkują coraz mniejszym przyrostem zysku na jednostkę produktu. Ponieważ zwiększona siła nabywcza oznacza zwiększony fundusz płac, a więc zmianę relacji między kapitałem zmiennym a wartością dodatkową na korzyść kapitału zmiennego. Wcześniej tę trudność przezwyciężało w dostatecznym stopniu rozszerzanie rynków zbytu. Obecnie jednak nie sposób ich rozszerzać bez skonfliktowania się z innymi kapitałami, które zazdrośnie strzegą własnych źródeł zysku. Walka o to, aby nie dać się wyeliminować i jako bankrut uratować kolegów kapitalistów staje się coraz bardziej zacięta. A ponieważ przedsiębiorstwa są coraz większe i mają coraz większy wpływ na państwa, grozi to konfliktem, w który zaangażowane są państwa i całe społeczeństwa.

Jakimś czasowym rozwiązaniem było przerzucenie na państwo mechanizmu zwiększania siły nabywczej społeczeństwa. Rozbudowa aparatu urzędniczego państwa spełniała tę funkcję przez XX wiek i doszła do swego kresu. Państwo ostatecznie jest zasilane przez swój przemysł (opodatkowanie), a więc znowu kapitał w ostatecznym rozrachunku opłaca swoje możliwości wzrostu. Państwo ma, oczywiście, swoje metody zwiększania budżetu, w tym wyzysk innych państw w ramach nieekwiwalentnej wymiany związanej z siłą fizyczną (militarną) lub z przewagą technologiczną (wartość dodatkowa nadzwyczajna). To wszystko jednak prowadzi do starć i konfliktów na bazie sprzeczności interesów.

Doskonałą ilustrację tych procesów i impasów mamy w dzisiejszej sytuacji geopolitycznej i wzroście potencjału konfliktogennych zachowań państw, które tylko usiłują utrzymać się na powierzchni w warunkach skrajnie zaostrzonej konkurencji kapitalistycznej.

Jakie stąd wnioski?

Można postawić hipotezę, iż schyłek kapitalizmu nie przynosi nam zalążków innego sposobu produkcji. Elementami nowej rzeczywistości, jaka wyłania się przed naszymi oczami, jeśli skupić się na tym, co widać naocznie, jest powrót do systemu produkcji sprzed epoki kapitalizmu. Tego typu rozwiązania dają się obserwować, jeśli chodzi o ruchy elit. Powracają one do koncepcji społeczeństwa nie tylko elitarnego, ale i arystokratycznego. Dalsze wzmacnianie tempa przyrostu gospodarczego osiągnęło swój kres i grozi totalną wojną. Nie jest możliwe dalsze finansowanie produkcji nieliczącej się z rzeczywistym zapotrzebowaniem ludności. Producenci posiłkują się spekulacjami finansowymi, aby się utrzymać na powierzchni. Faktyczna pauperyzacja społeczeństwa (której bijącym po oczach wyrazem jest spektakularny upadek koncepcji tzw. klasy średniej) sprawia, że ucieczka do przodu przestała być realną opcją dla kapitalistycznego systemu produkcji. Kapitalizmu nie stać więcej na opłacanie iluzji własnej racjonalności. Bogacenie się w ramach kapitalizmu nie prowadzi do niczego innego, jak do tego, czym była początkowa motywacja kapitalistycznej akumulacji – osiągnięcie statusu arystokratycznego. Ta wizja została w XX wieku zarzucona, ponieważ dzięki racjonalizacji gospodarki w efekcie istnienia modelu konkurencyjnego wobec kapitalizmu wydawało się, że możliwe jest pogodzenie logiki kapitalistycznej produkcji z modelem socjalistycznego podziału.

System przedkapitalistyczny z własnej logiki zrównoważonego gospodarowania stwarzał i odtwarzał niekapitalistyczne otoczenie, które rodziło własne przeciwieństwo, czyli kapitalistyczną akumulację. Otoczenie było jednak w stanie zneutralizować skutki wyniszczającej gospodarki kapitalistycznej w stanie zalążkowym. Jednak rozwój kapitalizmu jest typowym procesem dialektycznym – narastanie przeradza się w kryzys, a ten powoduje konieczność przełomu, przejścia ilości w jakość.

Dla marksistów, jedyną alternatywą dla cofnięcia się rozwoju ekonomicznego do modelu zrównoważonej gospodarki arystokratycznej pozostaje model gospodarki socjalistycznej. Ten model musi się opierać na przyjęciu punktu widzenia Marksowskiej teorii wartości opartej na pracy, czyli na powrocie do sytuacji, w której właściciel środków produkcji jest tożsamy z bezpośrednim producentem. Wtedy działa prawo wartości w postaci wyalienowanej relacji wartości towarów na rynku i rozliczenie w danej jednostce czasu, co jest podstawą racjonalności ekonomicznej.

Tak czy inaczej, arystokratyczny czy socjalistyczny model przywracają prawo wartości jako mechanizm obiektywizacji ludzkiej działalności produkcyjnej. Doświadczenie upadku realnego socjalizmu i pozornego zwycięstwa kapitalistycznego sposobu produkcji daje nam dosadną lekcję: kapitalizm „wyzwolony” z ograniczeń prowadzi do efektu, jaki mu przypisywał Marks – do niemożliwości maksymalizowania stopy zysku w nieskończoność. Wyłaniające się rozwiązania o charakterze modelu „arystokratycznego” (opartego na własności rzeczywistego bogactwa i źródła bogactwa, jakim – obok pracy – pozostaje ziemia) pokazują nam realne niebezpieczeństwo powrotu do niewolniczej lub poddańczej formy osobistej zależności jako jednostki pozbawione dostępu do środków produkcji dóbr niezbędnych do zaspokojenia najbardziej podstawowych potrzeb.

Tak zwany realny socjalizm wskazywał drogę uniknięcia tego regresu dziejowego, chociaż nie był rozwiązaniem konsekwentnie utrzymującym się na drodze wyznaczonej przez Marksowski program. Pocieszające jest to, że sprzeczność kapitalizmu skupiła się obecnie w pigułce produkcji materialnej, a więc w sprzeczności klasowej między bezpośrednim producentem a kapitałem. Jeżeli lewica nie zrozumie marksizmu i będzie nadal skupiała wszystkie swoje wysiłki na rozwiązywaniu kwadratury koła, tj. na przedłużeniu modelu gospodarki kapitalistycznej poprzez wynajdywanie wciąż nowych źródeł dochodów, którymi można przedłużyć niegodny żywot kapitalizmu, to perspektywa socjalistyczna rozmyje się na nowe tysiąc lat.

Dlaczego lewicy zależy na przedłużeniu żywota kapitalizmu, którego on sam nie ma ochoty ani motywacji, by przedłużać? Jest to związane z pojęciem wolności jednostki, do której realizacji przyczyniły się burżuazyjne stosunki społeczne. Rewersem tej nostalgii jest komercjalizacja twórczości intelektualnej. Intelektualista w czasach przedkapitalistycznych był zabawką arystokracji, potem mieszczaństwa, ale spod tej ostatniej kontroli wyzwolił się w ramach mecenatu państwowego. Dlatego klasa tzw. kreatywna, przy całej nienawiści do radzieckiej biurokracji, w istocie nie jest zdolna do wyobrażenia sobie życia bez opieki biurokratycznej. Cały pomysł polega na poddaniu aparatu biurokratycznego demokratycznej kontroli. Jednak sama biurokracja nie jest samodzielną klasą i poddaje się z łatwością panowaniu „arystokracji” (elity klas panujących). Dlatego projekt lewicy schyłku kapitalizmu pozostaje projektem poronionym i skutkuje powrotem pod protektorat „arystokracji”. Klasa tzw. twórcza nie ma samodzielnego dostępu do produkcji środków codziennego utrzymania. Ta grupa społeczna bardziej jednak niż mecenatu „arystokratycznego” czy mieszczańskiego boi się uzależnienia od klasy robotniczej, do której czuje atawistyczną niechęć.

Rozwiązanie Marksowskie zakłada, że podstawą dla uczestnictwa w podziale jest uczestnictwo w procesie produkcyjnym. To zakłada niemożność komercjalizacji działalności intelektualnej, która jest areną swobodnego rozwoju wszystkich jednostek i jest wykonywana poza czasem pracy.

Dlatego wszelkie rozwiązania obejmujące bezwarunkowe dochody gwarantowane czy płace przez całe życie są tylko i wyłącznie próbami racjonalizacji kapitalistycznego sposobu produkcji i jego uwiecznienie. Tymczasem, sami przedstawiciele współczesnych elit dokonują przeobrażenia gospodarki i przestawiają ją na tory powrotu do modelu przedkapitalistycznego z zachowaniem zabawek technologicznych dla własnego użytku. Nie przyjmując tej oczywistości do wiadomości opóźniamy proces narzucania własnego, socjalistycznego rozwiązania sprzeczności kapitalizmu poprzez jego zniesienie. Kapitalizm zniosą więc elity współczesnej finansjery dopełniając przejęcia rzeczywistego bogactwa ziemi i zastępując dawną arystokrację w zapewnianiu ziemi zrównoważonego, powolnego wzrostu, który nie zapewnia przetrwania trzem czwartym ludności planety. Abstrahując już od tego, że nie ma w tym modelu mowy o żadnej demokracji.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
1 sierpnia 2022 r.