Ikonowicz raczył popełnić durny tekst na facebooku. Nie pierwszy i nie ostatni, powiecie. Równie durny, co słynny opis rzekomego heroizmu obrońców Wyspy Węży na początku konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Równie banalny, jak zawsze i równie bombastyczny, jak zawsze. Tytuł: „Nowy, bandycki porządek świata”.
Bo do tej pory to był niby jakiś inny?
Najwyraźniej Ikonowicz tak właśnie uważa…
Cytat, który wystarczy za cały tekst: „My, socjaliści, wiedzieliśmy, że USA to imperialna bestia gotowa pożreć każdego, kogo pożreć się opłaca”.
Pół kłamstwo, ćwierć prawda, jak to u Ikonowicza. Może przypomnimy o niuansach?
Za czasów PRL, „imperialna bestia” jednak była wielbiona, zdaje się, jako strona wolności i demokracji, nieprawdaż? Te artefakty kultury amerykańskiej w rodzaju puszek po Coca-Coli zdobiących meblościanki…
Więc niekoniecznie potępienie „imperialnej bestii” jest takie jednoznaczne. Dwudziestowieczna Nowa Lewica odróżniała „imperialną bestię” niszczącą bezpardonowo ZSRR od tej samej bestii niszczącej Wietnam komunistyczny. To im zostało we krwi. Paradoksalne, bo po pół wieku sam podporządkowany imperialistycznemu porządkowi Wietnam nie widzi powodu, aby się na USA boczyć. Czyli wszystkie te protesty całego tzw. postępowego świata potępiającego amerykańską agresję na Wietnam; ba, protesty prowadzące ostatecznie do zwycięstwa lewicy i całego stronnictwa postępu, cały ten cyrk był oparty na głębokim błędzie popełnionym przez ideowych przodków Ikonowicza. Bo obiektywnie lewica popierała radziecki imperializm przeciwko siłom wolności i demokracji reprezentowanym przez Imperium Dobra. W końcu „imperialna bestia” tylko usiłowała heroicznie powstrzymać tryumfalny pochód wcielonego, komunistycznego Zła. Po co więc dziś chwytać się demagogii „imperialnej bestii”. Panowie, myliliście się wówczas, więc jest prawdopodobne, że mylicie się i dziś. A przynajmniej należałoby być mieć krztynę samokrytycyzmu.
„Imperialna bestia” pożera każdego, kogo się opłaca pożreć. Fakt. A przede wszystkim – kogo da się pożreć. Pożarła ZSRR, a od zakończenia Zimnej Wojny, wraz z podobnymi do Ikonowicza obrońcami wolności i demokracji z kartą kombatanta w rodzaju Michaiła Chodorkowskiego, prywatnie miliardera uwłaszczonego w ciągu jednej nocy na majątku poradzieckim, „bestia” robi wszystko, co może żeby Rosja nie stała się jej rywalem ekonomicznym czy politycznym. I to mimo wszelkich możliwych oznak psiego wiernopoddaństwa ze strony rosyjskich elit, w tym i przez wiele lat samego Putina, namszczonego przez największego od czasów Iwana Groźnego demokratę w historii Rosji, Borysa Jelcyna.
Ikonowicz byłby uczciwszy, gdyby napisał, że „bestia” niekiedy pożera tych, co trzeba – bo niekiedy, przynajmniej w mniemaniu Ikonowicza, pożera tych, których należy pożreć.
Wielkie kwantyfikatory w tekście są oratorskim ozdobnikiem obliczonym na debilizm czytelnika, który nie doszukuje się logiki w zalewie pustej retoryki.
Od początku XXI w. „bestia” robi wszystko, żeby połknąć Rosję. A raczej, w terminologii popłuczyn Nowej Lewicy – zdekolonizować Rosję.
Trudno się dziwić. Taka jest natura „bestii”, tym bardziej bestii, która została ciężko raniona przez chińskiego tygrysa. Trump tylko usiłuje odciągnąć Rosję od sojuszu z groźnym tygrysem. Ale, oczywiście, jest to niebezpieczne dla wątłego kwiatu polskiej racji stanu postrzeganej przez postpiłsudczyków pokroju Kaczyńskiego, fantazjujących o zastąpieniu Rosji w roli lokalnego hegemona w Europie Wschodniej. Fantazja drugiej części schizofrenicznej polskiej racji stanu styka się z fantazją Tuska, która polega na przypisaniu UE roli czynnika powstrzymującego aspiracje narodowo-suwerenistyczne wyłaniające się w Europie Zachodniej, które nie wróżą Polsce nic dobrego.
Dlatego Polska krząta się i miota w obecnej sytuacji politycznej. Przetrwanie Polski niczym tego zająca wśród przyjaciół jest uzależnione od amerykańskiego imperializmu, którego interesem jest zapewne, aby ktoś zarządzał w jego imieniu europejskim chaosem. Jeśli Europa zostanie osierocona, Polska ma duże szanse zostać zmieciona z mapy po raz kolejny. Podejście do polityki Trumpa jest w Polsce wypadkową partykularnego, nikogo nic nie obchodzącego interesu przetrwania Polski. Obalenie radzieckiego totalitaryzmu okazało się więc ostatecznie niebezpieczne dla państwowości polskiej.
Protestując cokolwiek niemrawo, ale zawsze, w przypadku nielegalnego w świetle prawa międzynarodowego bombardowania Jugosławii przez NATO pod wodzą „bestii”, ta pożal się Boże lewica popierała Kwaśniewskiego, który jako prezydent wprowadzał Polskę do tegoż NATO. „Mój przyjaciel Aleksander”, to było hasło Ikonowicza w czasie pochodów pierwszomajowych w końcówce lat 90-tych, obok haseł socjalnych. Jak tu na serio oponować wobec interwencji „bestii” w imię wyższych wartości w Iraku, Afganistanie czy w Libii? A ostatnio w Syrii.
Dlatego amerykański imperializm w Iranie, Libii i Syrii jest OK w oczach nowoczesnej lewicy.
Nie stał za tym Trump, tylko amerykańscy obrońcy demokracji.
Nie jest dziś już żadną tajemnicą, że Rosja była podprowadzana i prowokowana do interwencji na Ukrainie od dawna. Prowokacja przygotowywana i przećwiczona na próbie generalnej i kostiumowej w Gruzji. A przedtem w Czeczenii. Jeśli ktoś ma wątpliwości co do intencji przyświecających prowokacji zachodniej na Ukrainie od czasów Pomarańczowej Rewolucji, to powinien sobie obejrzeć krótki, acz dosadny wywiad z Oleksejem Arestowiczem z 2019 r. (krąży w sieci), gdzie ten ówczesny bliski doradca świeżo wybranego prezydenta Zelenskiego (dziś na uchodźstwie ze względu na zagrożenie życia w tej wzorcowej ukraińskiej demokracji) dokładnie wyjaśnia plan przyjęcia Ukrainy do NATO, wymagający aby najpierw Ukraina zakończyła zwycięsko swoją „dziwną wojnę” z Rosją i spełniła warunek nie pozostawania w konflikcie z wrogiem, stawiany w statucie Paktu.
Demagogia Ikonowicza jest tym bardziej żałosna, że ze względu na rozbicie homogeniczności opinii publicznej na Zachodzie, przedostają się informacje o faktycznym przebiegu wydarzeń i roli różnych aktorów politycznych w dziele napędzania machiny wojennej. Szczególnie tych, którzy zostali wyznaczeni do roli obrońców ustaleń z Mińska, bynajmniej nie jakoś silnie korzystnych dla Rosji.
Ale „imperialistyczna bestia” nie może obejść się bez konfliktów militarnych, szczególnie, kiedy źle się dzieje w gospodarce. A w gospodarce zachodniej dzieje się niezbyt dobrze i coraz gorzej.
Wiemy dziś o tym, że porozumienia mińskie, które zaświadczały o ustępliwości strony rosyjskiej, były przez Zachód wykorzystywane wyłącznie dla celów przygotowania Ukrainy do nieuchronnego starcia z Rosją, którego to starcia Rosja unikała tak długo, jak tylko się dało. Część opinii publicznej nie jest już na tyle głupia, żeby dać się nabrać na twierdzenia, że Rosja grała tanią wyprzedażą swoich zasobów naturalnych w celu makiawelicznego uśpienia czujności Zachodu. Po prostu Rosja jako kraj zależny i pół kolonialny, ze zdemontowanym przemysłem i kompradorską burżuazją, która jest dokładnie taka sama, jak burżuazja kompradorska wszędzie na świecie, dba o interesy wyłącznie tej kasty, a jej wystarczy zysków z oddanych za pół darmo zasobów.
Społeczeństwo rosyjskie niech się idzie bujać!
Gospodarczo Rosja jest zależna od Zachodu, co Zachód wykorzystuje bezczelnie i chciwie do ostatniej kropli krwi wyssanej z rosyjskiego społeczeństwa i transferowanej do chorej gospodarki Zachodu.
Opinia publiczna świata doskonale wie, że Zachód grał cały czas sankcjami wobec Rosji, stosując tę samą bezwzględną i śmiercionośną broń, co w odniesieniu do Iraku, Iranu czy ostatnio Syrii. Gdyby nie bierny opór dwóch trzecich ludności świata, sankcje wobec Rosji spełniłyby swoje zadanie. „Bestia” nachłeptałaby się łatwej krwi kolejnej swojej ofiary.
Na te bajeczki, pod którymi dziś Ikonowicz składa swój wytarty podpis, nie dają się nabrać nawet dzieci w Afryce subsaharyjskiej.
Dziś „bestia” chłepcze krew ofiary rosyjskiej i ukraińskiej, tyle że nie jest już tak łatwo. Zdobycz się broniła nieoczekiwanie niczym kózka pana Seguin. Minął poranek, a kózka wciąż żyje…
Dla „kombatantów” typu Ikonowicza, przywykłych do łatwości z jaką prozachodnia demagogia torowała sobie drogę w okresie PRL, niezrozumiałe jest, że ktoś może wytykać niespójności w jego mowie-trawie. A jednak, panie Ikonowicz! Należy pan do zamierzchłej przeszłości, dawno już wyśmianej i przynależnej do lamusa.
Nikt z ludzi interesujących się w jakimś stopniu polityką międzynarodową nie uwierzy na słowo nawet panu, że Rosja zamierzała napaść na Europę Zachodnią, a nawet choćby na Polskę. Bo niby po co? Żeby nam wmusić gaz za darmo, skoro nie chcieliśmy go tanio? Żeby zaorać Pola Elizejskie pod uprawę kartofli, bo Rosji brakuje Lebensraum, a nie ludzi? Oj, postaraj się pan nie traktować ludzi jak idiotów.
Czy Rosja jest tak słaba, że nie wytrzyma – w opinii ekspertów od siedmiu boleści z 2022 r. – dwóch tygodni zmasowanego ataku armii ukraińskiej szkolonej przez osiem lat i zaprawianej w jednostronnej, krwawej łaźni ostrzału Donbasu w ramach wojny domowej? Szczególnie jeśli zachodnie sankcje (dziś to już 16 transz) miały rzucić gospodarkę rosyjską na kolana, jak to utrzymywał niedawny francuski minister finansów, Bruno Le Maire. A może Rosja jest tak potężna, że w ciągu trzech tygodni dojdzie do Lizbony? Zdecydujcie się w końcu na jakąś spójną narrację, bo kompromitujecie Ikonowicza, który łyka jak pelikan wypociny ukraińskiego wydziału propagandy wojennej. A wydawało się wystarczy mu śmieszności, na jaką się naraził przy okazji wyssanej z brudnego palca historyjce o bohaterskiej obronie tzw. Wyspy Węży…
Trochę szacunku dla weterana zdobywającego szlify kapralskie jako totumfacki ekipy Gazety Wyborczej.
Podsumowując: demagogia Ikonowicza polega na tym, że całą legendę walki antyimperialistycznej, gdzie synonimem imperializmu były Stany Zjednoczone w okresie, kiedy Trump biegał z koszulą w zębach i sikał w pieluchy, przenosi na politykę obecnego prezydenta USA. I jednocześnie zarzuca gwałtownie Trumpowi, że jest gorszy niż poprzednie ekipy amerykańskie, które wszak są prototypem „imperialistycznej bestii”. Z niejakim żalem Ikonowicz odnotowuje, że obecna ekipa jest mniej obłudna w swojej propagandzie imperialistycznej. Tu go boli.
Była administracja waszyngtońska była OK, ponieważ wspierała wywołaną przez siebie awanturę ukraińską, podsycała zapał wojenny dostawami broni i blokowaniem negocjacji, nawet wbrew samym Ukraińcom i Zelenskiemu. Ikonowicz wchodzi w tę obłudną grę w pełni świadomie.
Przy okazji, panie Ikonowicz: ludobójstwo w Gazie trwa nie od stycznia 2025 r., tylko od października 2023 r. Zdaje się, że to było za czasów rządów Demokratów, którzy jednak w pana oczach mają tę przewagę nad Trumpem, że uparcie wykrwawiają Ruskich po obu stronach linii frontu…
Czy te oczy mogą kłamać…?
Sami sobie odpowiedzcie.
Antonio das Mortes i Omega Doom
5 marca 2025 r.