Kapitalizmu w gruncie rzeczy już nikt nie chce. Może poza libertarianami i ultraliberałami, którzy w zasadzie tworzą ten sam podzbiór. Prawica konserwatywna zniechęciła się do kapitalizmu ze względu na nieuchronną globalizację, która znosi państwo narodowe jako podmiot ekonomiczny i polityczny. Międzynarodowy sektor finansowy także nie odczuwa już więzi z kapitalizmem, ponieważ sam uosabia etap postkapitalizmu. Zerwał wszelkie więzi z systemem produkcji jako takim i zajmuje się wyłącznie procesem zgarniania renty wynikającej z posiadania tytułów własności do zysków z produkcji.

Tymczasem, politycy i społeczeństwa posocjalistyczne wciąż tkwią w przekonaniu, że kapitalizm stanowi efektywną alternatywę dla utopii realnego socjalizmu, bo taka była mantra w głębokim PRL-u. Trudno zmienić stereotypy mentalnościowe, nawet jeśli ujawniły one całkowity brak adekwatności do rzeczywistości. Co więcej, postsocjalistyczne społeczeństwa tkwią w zadziwiającym przekonaniu, że kapitalizm stanowi system rozwiązujący wszelkie sprzeczności interesów ekonomicznych, bo jest wyrazem obiektywizmu wolnego rynku. Jednym słowem, wolny rynek daje wszystkim to, co się każdemu należy – sprawiedliwie i obiektywnie. W tym sensie społeczeństwa posocjalistyczne są bliskie liberalizmowi w sensie teorii, niemniej w praktyce oczekują „radzieckiego” modelu redystrybucji dochodów, ponieważ zawody sfery usług nieprodukcyjnych nie są gotowe, aby przyjąć zasadę wolnorynkowej wyceny swej siły roboczej. Jeśli bowiem przyjąć zasadę popytu i podaży siły roboczej, to tzw. klasa średnia, obejmująca 99% społeczeństwa, wydaje się skazana na pauperyzację.

Ten skądinąd wniosek wyciąga lewica.

Nie uzasadnia go jednak ekonomicznie, ale ekologicznie. Ekonomicznie, lewica tkwi w paradygmacie, że dowolna liczba ludności może funkcjonować gospodarczo na zasadzie wymiany wzajemnej użytecznych usług. Nie może więc być zbyt dużo ludzi.

Z kolei, z perspektywy ekologicznej, wydolność planety ogranicza to rzekome perpetuum mobile.

Tak więc, konieczność ograniczenia liczebności ludzkości nie wynika z przyczyn ekonomicznych, ale z przyczyn ekologicznych, co sprawia, że lewica nie musi rewidować swoich teorii w zakresie gospodarowania. W warunkach nieograniczonych zasobów przyrody, gospodarka funkcjonuje całkowicie bez sprzeczności wewnętrznych, jest w stanie utrzymać dowolną liczbę ludności. Z drugiej strony, lewica utrzymuje, że zasoby przyrody są wystarczające dla utrzymania obecnej liczebności ludzkiej, a niedostatki wynikają z niesprawiedliwego podziału.

Jasne jest więc, że koncepcja lewicy jest wewnętrznie niespójna. Brak ograniczeń ekologicznych prowadzi do bardzo szybkiego wyczerpania zasobów, do marnotrawstwa zasobów, jak to jest w przypadku ludzi bardzo bogatych. Ale niewystępowanie sprzeczności jest możliwe tylko pod warunkiem, że ograniczeń zasobów nie ma, bo każde ograniczenie rodzi pytanie o to, kto decyduje o podziale. Poszerzenie zasięgu materialnego dobrobytu w realnym socjalizmie było niesłychane w porównaniu z okresem międzywojennym, ale nie miało charakteru nieograniczonego. Ograniczenia wynikały z faktu, że zasadą numer jeden była powszechność dobrobytu. Lewica zachodnia tkwi dokładnie w tej samej pułapce metodologicznej, co system realnego socjalizmu. Usiłuje jednak sprzedać społeczeństwu na wiarę to, że zasoby byłyby nieograniczone, gdyby nie 1% bogaczy.

I lewica wikła się w te same sprzeczności, co w okresie PRL-u. Upowszechnienie zasady dobrobytu narzuca konieczność ograniczeń, zaś ograniczenia są utożsamiane z totalitaryzmem. W pewnym sensie model społeczeństwa klasowego, gdzie istnieje obraz możliwego poziomu życia, niedostępnego wszystkim, a tylko wybranym członkom społeczeństwa, godzi te sprzeczności. Jedni całe życie dążą do złapania niedościgłego mirażu, ale są skazani na niepowodzenie, co sprawia, że zasoby są ocalone, inni mają teoretycznie nieograniczone możliwości. Może są one i w jakimś stopniu ograniczone, ale porównanie z klasami wyzyskiwanymi daje im satysfakcję, która ogranicza ich aspiracje i sprawia, że przejawiają dążenia do myślenia i działania proekologicznego.

Dlatego też prawica uważa koncepcję społeczeństwa bezklasowego za szkodliwą społecznie i w ogóle pod każdym względem. Jeżeli społeczeństwo dzieli się na ludzi zaliczanych do prawdziwych obywateli, którym się należy z racji ich przynależności do społeczeństwa, oraz na ludzi z pogranicza świata zwierzęcego, to jest to optymalne rozwiązanie cywilizacyjne – z tego punktu widzenia.

Wszystkie zrównoważone gospodarki przedkapitalistyczne posługiwały się właśnie takim rozumieniem świata społecznego – świat obywateli i świat półzwierzęcy, półludzki. Gdyby część ludzi traktować jako całkowicie przynależną do świata zwierzęcego, wówczas ludzie właściwi musieliby gospodarować zasobami przyrody jako właściciele i siła robocza jednocześnie. Dlaczego? Ponieważ siła robocza zakłada pewną podmiotową celowość działania. To jest stan sprzed wywłaszczenia właścicieli środków produkcji przez ludzi, którzy dzięki temu manewrowi nie muszą sami być jednocześnie siłą roboczą.

W projekcie Marksowskim jest to właśnie model docelowy, w którym siła robocza odzyskuje własność środków produkcji. W koncepcji Hanny Arendt jest to kondycja homo faber, gdzie wszyscy są równi i niezależni w sensie utrzymania przy życiu. Ten model jest również ideałem wolności liberałów, jak np. Hayek, albowiem własność jest zabezpieczeniem wolności. Bez własności, człowiek nie jest w pełni człowiekiem, jest animal laborans, warunkiem istnienia kasty posiadaczy-wywłaszczycieli, którzy dążą do stworzenia świata funkcjonującego bez oglądania się na bazę materialną istnienia społeczeństwa.

Trudno nie zauważyć, że lewica jest prorokiem społeczeństwa opartego na ignorowaniu bazy gospodarczej, produkcji materialnej, a więc sprzymierzeńcem kasty wywłaszczycieli. Najpełniej ten model rozwija się w warunkach kapitalizmu, który prowadzi do globalizacji, a więc do zepchnięcia większości ludzkości do kondycji animal laborans i zwalczania homo faber jako nosiciela mentalności drobnomieszczańskiej. Nie bez słuszności, ale bez zrozumienia uwarunkowań. Klasycznym przykładem homo faber jest rolnik, chłop. Jest on bezwzględnie wrogi wywłaszczycielowi kapitalistycznemu, a więc jest antykapitalistyczny i sprzyja powrotowi do modelu neofeudalnego. Obiektywnie, w sensie odzyskania własności środków produkcji, jest on sprzymierzeńcem robotnika, ale wrogiem uspołecznienia własności, czyli nadaniu jej charakteru kolektywnego.

Ta kondycja drobnego właściciela determinuje współczesną prawicę populistyczną i nacjonalistyczną, która jest konsekwentnie antykapitalistyczna, w przeciwieństwie do lewicy, która podziela ideał kasty wywłaszczycieli jeśli chodzi o oderwanie od rzeczywistej gospodarki. To oderwanie zakłada traktowanie części społeczeństwa – związanego mniej czy bardziej bezpośrednio z pracą produkcyjną – jako świata z pogranicza świata ludzkiego i zwierzęcego. Nostalgia za utrzymaniem naturalnych warunków życia, ale z dostępem do najwyższej technologii, która alienuje nas od świata przyrody, jest tego przejawem.

Możliwość realizacji takiej utopii przynależy racjonalnie jedynie 1% wybranych, dla których reszta społeczeństwa globalnego jest światem przyrody, światem zwierzęcym, zasobem, a nie równorzędnym podmiotem.

Lewica ma złudzenie lub jest obłudna, że taki model jest możliwy do upowszechnienia na całą ludzkość. Dlatego lewica opowiada się za globalną elitą i stanowi przedmiot nienawiści ze strony animal laborans oraz homo faber. Oraz przedmiot pogardy ze strony „prawdziwych obywateli”.

Przechodząc do konkretów, możemy zauważyć, że:

Dla tzw. klasy średniej, „tytułem własności” uprawniającym do udziału w redystrybucji dochodów jest etat. Jak słusznie zauważa autor przekazu Fil d’Actu, lewica stoi na stanowisku obrony tego tytułu, ponieważ jej elektoratem stała się grupa pracowników na etacie państwowym. Znalazło to wyraz w sformułowaniu wyrażonym explicite przez Julię Cagé, partnerkę intelektualną i życiową Thomasa Piketty’ego, że nie należy żałować procesu dezindustrializacji gospodarki Francji.

Warto zauważyć, że także dla Bernarda Friot (komunisty) z historii partycypacji komunistów w tworzeniu odrodzonej po II wojnie Francji wynika stopniowe upowszechnienie przywilejów związanych pierwotnie tylko z grupą pracowników administracji państwowej. Postęp społeczny w koncepcji lewicowej wiąże się więc z upowszechnieniem modelu adekwatnego do specyficznej sytuacji pracowników nadbudowy. Ten model zabezpieczenia społecznego objął także robotników, kryjąc rzeczywisty charakter pierwotnego podziału, związanego z produkcją.

Mało zwraca się uwagę na to, że ta koncepcja jest związana bardziej z tradycją socjaldemokratyczną niż z tradycją ruchu robotniczego, gdzie stosunki produkcji materialnej odgrywały rolę pierwszorzędną. Obecnie znajdujemy się w momencie kulminacji procesów historycznych związanych z kapitalizmem i możemy wyciągnąć wnioski mające charakter ostateczny, podsumowujący.

Lewica od początku przeciwstawiała się fundamentom teorii Marksa, która powstała w opozycji i krytyce nurtów lewicowo-socjalistycznych kwitnących w XIX wieku. Antykapitalizm owej lewicy ma więc specyficzny charakter, odzwierciedlający ewolucję tego systemu, taką jak globalizacja i powstanie sektora finansowego. Nic więc dziwnego, że w walce społecznej lewica odnosi się do nurtu globalizmu i przepływów finansowych jako kulminacji epoki kapitalistycznej. Wierząc jednocześnie, że gospodarka może się rozwijać niezależnie od stanu produkcji materialnej, lewica dba jedynie o zasilanie owej gospodarki strumieniami finansowania, które umożliwiają wymianę dóbr i usług, a więc funkcjonowanie gospodarki. Lewica w praktyce nie widzi problemu nadmiernego zadłużenia budżetu państwa, które jest efektem zapobiegliwości finansjery, pragnącej przedłużyć maksymalnie czas pozyskiwania środków finansowych, które służą jej do podporządkowywania sobie materialnych środków produkcji, a więc źródeł rzeczywistego bogactwa.

Ciekawe, że lewica nie dostrzega i nie chce dostrzegać przyczyn nadciągającego krachu tego typu modelu gospodarczego, podczas gdy dostrzegają je ludzie na prawicy. Ciekawe, że są oni w stanie dostrzec autentyczną przyczynę w problemach gospodarki realnej, czego całkowicie nie potrafią lewicowcy. Naszym zdaniem, wynika to z historycznych procesów i rozwoju lewicy w opozycji do tradycji marksistowskich, co było wynikiem reprezentowania przez lewicę interesów i punktu widzenia grup społecznych stojących na antypodach światopoglądu robotniczego.
Trzymanie się robotników specyficznego dla tej klasy postrzegania rzeczywistości społecznej i ekonomicznej wyraża się w fakcie głosowania na prawicę narodową, tzw. populistów. Współczesna prawica populistyczna całkiem wyraźnie artykułuje hasła antykapitalistyczne, w czym skutecznie konkuruje z lewicą, która z kolei znalazła się po stronie elit. Trudno się temu dziwić, skoro grupy związane z pracą intelektualną są bliższe w sensie klasowym z elitami niż z tzw. animal laborans (co bardzo dobrze opisuje analiza Hanny Arendt).

W sumie mamy do czynienia z epoką przejścia do nowej formacji, która może być tylko nową wersją społeczeństwa klasowego lub społeczeństwem bezklasowym w sensie Marksa. Utopijność społeczeństwa bezklasowego jest dla prawicy oczywista. Co najwyżej można sobie wyobrazić bezklasowość w rozumieniu Platona, gdzie ideał bezklasowości jest realizowany w komunizmie nadbudowy ponad procesem produkcji środków materialnego przetrwania. Co więcej, jeśli lewica nie uważa społeczeństwa bezklasowego za utopię, to też wyłącznie w takim znaczeniu. Z tym, że funkcję klasy produkcyjnej ma pełnić maszyna, robot czy inna sztuczna inteligencja oddzielająca nas od świata alienującej przyrody. I tu tkwi przyczyna, dla której przeciwnicy lewicy dość słusznie klasyfikując ją jako stronniczkę elit globalistycznych, trzymających w garści środki finansowe, umożliwiające funkcjonowanie gospodarki w sferze usług nieprodukcyjnych. Zasługą lewicy jest to, że wywiera ona presję na ową elitę, zmuszając ją do finansowania owej gospodarki nadbudowy, bez czego elita owa przeszłaby natychmiast do systemu nowofeudalnego, w którym ludność pracująca pozostaje wielkością rezydualną (rezerwowa armia pracy), określoną przez potrzeby klasy właścicieli.

Polityka lewicy to próba dyktatu grup społecznych dostarczających elementów kultury i cywilizacji, bez których elita panująca byłaby barbarzyńskim zjawiskiem. Te grupy stanowią fundament cywilizacyjny, mutujący prostą relację między właścicielem środków produkcji a siłą roboczą uwalniającą owego właściciela od konieczności oddawania się pracy produkcyjnej. Są więc kwintesencją istoty człowieczeństwa – istoty gatunkowej człowieka, jak by powiedział Marks. A więc aspektem wyróżniającym człowieka ze świata przyrody. Relacje łączące właściciela z siłą roboczą pozostają dla warstwy pośredniej „czarną skrzynką”. Z jej perspektywy obie klasy są wrogie, z tym że klasa właścicieli organizuje wyzysk siły roboczej, tak aby był skuteczny i umożliwiał warstwom pośrednim uwolnienie od pracy produkcyjnej, czyli od faktycznego niewolnictwa.

Lewica radykalna uważa, że potrafi zorganizować społeczeństwo, tak aby objąć także procesy produkcji materialnej, włączając je do gospodarki zorganizowanej lokalnie, trochę na zasadzie starożytnej gospodarki rodzinnej. Czyli na zasadzie niewolnictwa, jeśli praca produkcyjna nie stanie się obowiązkiem powszechnym i podstawą wynagrodzenia, nie mówiąc już o pierwszoplanowej roli w kształtowaniu zasad podziału wewnątrz „rodziny”.

Zasady egalitaryzmu, obejmujące wolnościowe ideały lewicy antytotalitarnej, ignorują fakt, że nie ma prawdziwej równości, jeśli część społeczeństwa (grupy społecznej) jest trwale przywiązana do wykonywania funkcji pracownika produkcyjnego, podczas gdy inni tej funkcji unikają.

To pokazuje, że nie ma rozbieżności między perspektywą prawicy dążącej do ukształtowania nowego typu społeczeństwa feudalnego, gdzie każdy ma swoje miejsce w społeczeństwie i w ten sposób pewność i bezpieczeństwo, chociaż na różnych poziomach dobrobytu i społecznego uznania, a perspektywą lewicową. Lewica socjaldemokratyczna, z którą zlał się nurt teoretycznie komunistyczny, w gruncie rzeczy przekonała klasę robotniczą, że nie ma innej drogi. Społeczeństwo dobrobytu nie przetrwało upadku ZSRR, co staje się oczywiste już dla wszystkich.
Dla lewicy wynika to z faktu, że klasa panująca uniemożliwia ruch po drodze postępu, który prowadzi ku upowszechnieniu kondycji warstw pośrednich na całe społeczeństwo. Prawica bije na alarm, że ta perspektywa ma charakter totalitarny, ponieważ wymaga realizacji koncepcji nowego człowieka, oderwanego i uniezależnionego od świata przyrodniczych ograniczeń. Wzniosły ideał prowadzi do przerażającej wizji zdehumanizowanych jednostek, nie mających wiele wspólnego z dotychczasowym człowiekiem.

Dla lewicy zasadniczą sprawą jest nie tyle ideał nowego człowieka, co postulat powszechności dostępu do realizacji tego ideału. Elita technokratyczna ma zastąpić właściciela środków produkcji w jego funkcji ujarzmiciela siły roboczej, tu: całkowicie zmechanizowanej, a więc wolnej od wyzysku człowieka przez człowieka.

Czy jest to realizacja Marksowskiego ideału istoty gatunkowej człowieka?

Czy pragnienie zachowania przyrody w stanie wcześniejszym, sprzed epoki industrialnej, jest pragnieniem reakcyjnym, a więc nie jest wartością progresywną? Wszak lewica ma w sobie komponent ekologiczny, który taką utopię stanu natury utrzymuje w swoim programie. Jest tu wiele sprzeczności.

Ekstrapolacja projektu lewicowego (faktycznie antymarksowskiego) skutkuje pojawieniem się konieczności redukcji liczebności ludzkości, w różny sposób. Najbardziej lewicowy byłby projekt podboju kosmosu, co jednak może spowodować ekspansję typu imperialistycznego na inne planety – podbój nawet bezludnej przyrody jest w tej wizji powieleniem ekologicznego zniszczenia. No cóż, lewicowa ideologia zobowiązuje – transhumanizm powoduje, że ekspansja międzyplanetarna staje się powieleniem ziemskiego globalizmu. Ideologia lewicowa wikła się we własne sidła, co powoduje, że zniecierpliwione społeczeństwo wybiera patriarchalny obraz życia, w którym łatwiej o pewność co do wyznawanych wartości.

Faktycznie, koncepcje religijne zaczynają zyskiwać na wadze, ponieważ dostarczają pewności, które są stale podważane przez projekty transhumanizmu. W jakimś sensie projekty lewicy są teoretycznie konsekwentne, ale same elity, które stanowią gwarant rozdzielenia świata pracy produkcyjnej od życia społeczeństwa „obywatelskiego”, niekoniecznie widzą sens w niszczeniu środowiska naturalnego tylko po to, aby upowszechnić kondycję warstw pośrednich na całą ludzkość. O wiele bardziej „humanistycznie” jest postawić między sobą a światem przyrody pośrednika ludzkiego, którego istnienie ociepla relacje, nawet jeśli te opierają się na bezwzględnym wyzysku. Hannah Arendt nie ma co do tego żadnej wątpliwości – najlepszy robot nie zastąpi ludzkiego sługi czy niewolnika. Ma to wymiar nie tylko praktyczny, ale i duchowy.

Elita nie ma więc interesu w realizacji lewicowego postulatu powszechności przywilejów klas wyższych kosztem mechanicznej siły roboczej.
Społeczeństwo, w tym klasa pracowników produkcyjnych, nie ma alternatywy wobec dwóch projektów nowego feudalizmu, proponowanych przez lewicę i prawicę. Podobnie jak większość społeczeństwa, klasa robotnicza niekoniecznie wybiera transhumanizm, który – jak widać fałszywie – obiecuje jej wyzwolenie z kondycji siły roboczej.

W tej sytuacji możliwą alternatywę dawałaby koncepcja marksistowska, skupiona na przekształceniu klasy bezpośrednich producentów w klasę panującą. Ta perspektywa prowadziłaby do odtworzenia sytuacji, którą Hannah Arendt określa terminem homo faber – producenta posiadającego swe środki produkcji.

Ta kondycja jest odrzucana przez lewicę ze względu na fakt, iż stawia ona człowieka bezpośrednio w obliczu ustosunkowania się do konieczności przyrodniczych. Lewica chce jednocześnie uwolnienia od tych konieczności (dezalienacja) i zachowania przyrody (ekologia). Rozwiązaniem proponowanym przez Marksa jest branie pod uwagę konieczności przyrodniczej (bez której nie istnieje pojęcie wolności) i wywieranie na przyrodę presji odpowiadającej potrzebom zrównoważonej produkcji i wzrostu ekonomicznego. Ponieważ wzrost ekonomiczny wymaga wysiłku ze strony siły roboczej, presja na przyrodę nie będzie przekraczała koniecznego minimum. To zadowala wymogi ekologiczne.

Oczywiście, zrównoważona gospodarka może istnieć w warunkach społeczeństwa klasowego, co oznacza, że zmiany prowadzące do globalizacji i zniszczenia przyrody są bardzo opóźnione, chociaż mogą dojść do swego logicznego końca. Niemniej, w wyniku faktu, że są to społeczeństwa zorganizowane na zasadzie konfliktów między poszczególnymi państwami, wzajemnie ograniczają one swoją ekspansję i powodują upadek państwa zanim osiągnie ono stadium imperialistyczne.

Na tym zresztą opiera się koncepcja istnienia państw narodowych. Są one naturalnym zarzewiem konfliktów międzypaństwowych, co pozwala na ograniczenie ekspansji globalnej. Realizacja koncepcji prawicowej, państwa narodowego, stanowi bezpośrednie niebezpieczeństwo wybuchu wojen o warunki efektywnego gospodarowania. Oddala za to konieczność przezwyciężania tych sprzeczności poprzez ideologię coraz bardziej odbiegającą od tradycyjnie rozumianego humanizmu.

Można także oprzeć wymianę gospodarczą na zasadzie współpracy w systemie międzynarodowego podziału pracy, a nie na rywalizacji, ale to wymaga planowania i kontroli odgórnej. Dla lewicy antytotalitarnej jest to zbyt podobne do „sowieckiego” modelu, chociaż w praktyce, w postulatach pod adresem państwa, lewica dąży do realizacji tego modelu, kładąc nacisk na zabezpieczenie demokratycznych instytucji. Niestety, dopóki istnieje konkurencja kapitalistyczna, model radziecki wygląda na mniej efektywny, ponieważ ogranicza wymianę z przyrodą do minimum postulowanego przez bezpośredniego producenta (przynajmniej w teorii różniącej się od wersji stalinowskiej i poststalinowskiej). Tak więc, ten model jest nieatrakcyjny, tak jak nieatrakcyjny jest model utopii komunistycznej w rywalizacji z bajecznie kolorowym światem niszczącym środowisko naturalne.

Realizacja jednak modelu, który byłby i ekologiczny, i atrakcyjny, wymaga ograniczenia liczebności ludzkości lub ekspansjonizmu międzygalaktycznego. Z czego na bezpośrednie jutro dostępny jest wariant antyludnościowy. Lub wariant nowego społeczeństwa feudalnego…
Tertium non datur z winy lewicy…

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
18 lipca 2024 r.