Odkąd niejaki Marcin Brys na facebookowej Grupie Zrzeszającej Wszystkich Komunistów (raptem 200 osób z nim włącznie) uznał nasze „paranoiczne” bajdurzenia („teorie i ideologie”) za „skrajnie niebezpieczne dla współczesnego świata” czuję, że we mnie i w mojej współtowarzyszce, i we wszystkim czego się dotknę, zachodzi termojądrowa reakcja.

Inaczej sobie nie mogę wytłumaczyć przemiany mojego osobistego kierowcy, bezwzględnego krytyka Jarosława Kaczyńskiego, w wiernego słuchacza „Trójki”. Gdyby nie „Dzień Niepodległości” i trzy kolejne – wolne od pracy – pewnie bym już eksplodował – nawet o krok nie zbliżając się do granicy Polski i Białorusi. Przecież nie uwierzę, że Jean Gabin (rodem z Polski) może się aż tak bać garstki uchodźców, którzy w drodze do Niemiec postanowili naruszyć granicę, zaciekle bronioną przez uzbrojoną po zęby policję i armię. O ochotnikach już nie wspomnę.

Mam gdzieś Putina i Łukaszenkę. Wiem, że z prezesa, Jarosława Kaczyńskiego, niezły zapaśnik. Rozumiem, że dwóch na jednego. Ale w końcu za Polską murem stoi NATO i Unia Europejska – o Stanach Zjednoczonych Ameryki nie wspominając.

Na co dzień walczę z ludnością napływową (kolejną falą uchodźców z Warszawy), w PRL zwaną inteligencją pracującą. Ostatnio taki jeden nieomal mnie rozjechał, gdy zmierzałem brzegiem rzeczki na wtorkowy bazarek w Markach koło Warszawy, ciągnąc za sobą ekskluzywny wózek z dwoma kartonami po bananach. Przy okazji tradycyjnie czyściłem wyznaczoną tu ścieżkę rowerową z zalegających na niej tu i ówdzie kamyków, którymi wykonawca rowerowego szlaku wyłożył pobocze, by jakaś babcia na elektrycznej hulajnodze (a taką tu już spotkałem) nie odleciała w zaświaty.

Schylając po kolejny odprysk skały, zwany przez miejscowych łupkiem, usłyszałem raptowne hamowanie. Nim się obejrzałem rowerzysta zaczął swoją przemowę: „chodzić należy po lewej stronie”. Zrozumiałem, że mam do czynienia z pedagogiem, pewnie zasłużonym wykładowcą wyższej uczelni w Warszawie, któremu człowiek, który pracy fizycznej się nie boi, nieoczekiwanie zakłócił codzienną rekreację. Odwracając się uprzejmie zwróciłem nieśmiało uwagę na dzwonek przy rowerze. Okazało się, że nie chciał mnie przestraszyć.

Uprzejmościom nie było końca. Dowiedziałem, że namalowane na ścieżce rowery zgodnie z wytycznymi unijnymi co 10 metrów są właśnie dla takich jak ja, którym nawet do głowy nie przyjdzie, że ten brzeg miejscowej rzeczki zarezerwowany jest wyłącznie dla rowerzystów. Wreszcie padło sakramentalne: „KTO MNIE WYCHOWAŁ? Przecież wystarczyło jedno krótkie słowo”.

Nie zwlekając – powiedziałem „Do widzenia”. Pedagog mnie przeprosił: „PRZEPRASZAM”. Podziękowałem. Odjechał. Myślałem, że już po sprawie. Jednak zawrócił… Posłałem go przeto gdzie trzeba – jobami. A mogłem rower wraz z delikwentem spuścić do rzeczki, która o tej porze ledwie przykrywa piasek. Nie zważając na wysokie metalowe solidne barierki. Nie wydaje Wam się, drodzy Czytelnicy, że profesor powinien podziękować przewidującemu projektantowi. W sąsiedniej miejscowości – Zielonce – o barierkę mógłby się potknąć, choćby przypadkiem, ze względu na jej nikłą wysokość.

Najwyraźniej projektant ścieżki rowerowej i miejscowi decydenci przewidzieli moją ewentualną reakcję. A to, że przy okazji ktoś przy tym nieźle zarobił… Jakie to ma znaczenie?

Grunt, że mieliśmy do czynienia z… KONTROLOWANĄ REAKCJĄ.

Tym felietonem chciałem tylko podkreślić niebywałą kompetencję miejscowych władz, które i tym razem zapobiegły wyładowaniom. A przecież byłem dzięki radiowej „Trójce” po porannym kursie jak nigdy nabuzowany.

Teraz spokojnie – jak przystało na zawodowego rewolucjonistę – robię w swoich kwiatkach. W końcu z górą pięćset doniczek też zapobiega skutecznie przedwczesnemu termojądrowemu wybuchowi.

Przy okazji, dziękuję właściwym algorytmom i wielce kompetentnemu personelowi Facebooka, który powstrzymał nas przed pozyskiwaniem nieodpowiedzialnych osób dla robotniczej sprawy negujących zagrożenie pandemiczne. Zgoda – byłoby to niewątpliwie zachowanie niewłaściwe. Zaimponowało mi wasze rozeznanie w temacie i oczytanie.

Zawsze liczyłem na takich Czytelników. Macie również pozdrowienia od mojej połowicy. Przekonałem ją, by więcej nie sięgała do ilustrujących przykładów – by nie mieszała jednego z drugim. W końcu wspólnie walczymy o czystość marksizmu. Stąd dla całego Zespołu, a w szczególności dla naszych wiernych Czytelników, moje szczere podziękowania – WSPÓLNIE DBAMY O CZYSTOŚĆ!

Nie – domorosłym lekarzom!

Szczerze dziękuję za przeciwdziałanie. Nie bardzo tylko rozumiem dlaczego chcecie nadal promować ZAKWESTIONOWANY ARTYKUŁ – w końcu nie został poprawiony.

Na zgodę jeszcze raz zanućcie razem z nami – tym razem wersję studyjną: EFEKT MUROWANY.

Włodek Bratkowski
11 listopada 2021 r.