Rafał Chwedoruk po męsku podsumowuje wybory:
„Sentyment za PRL-em jest największy na wsi czy w średnich miastach, a w tym czasie lewica martwi się o paradę równości, w której uczestniczą reprezentacje licznych wielkich koncernów – w tym takich, które wyzyskują pracowników i transferują zyski. Pytanie, czy miejsce lewicy jest wśród emerytów w Częstochowie, czy na paradach ze zneurotyzowaną awangardą klasy średniej” ( http://https://www.rp.pl/Plus-Minus/307179993-Rafal-Chwedoruk-Ktos-namawia-Platforme-Obywatelska-do-samobojstwa.html?fbclid=IwAR2fujupEbPKiEPDiNslvtnHPYvuovA7XL_iOCw9S52igmzmwd11Ft1FqaI).
Od półwiecza lewica szuka oparcia w „najbardziej rewolucyjnej” części społeczeństwa, w młodzieży. Jak to się stało, że dziś to emeryci są najbardziej rozwścieczoną częścią społeczeństwa, zaś „rewolucyjna” młodzież to… zneurotyzowana klasa średnia?
Prof. Chwedoruk nie ma wątpliwości:
„W wymiarze myśli politycznej to jest spór: ekonomia czy kultura. Po kryzysie marksizmu i państwa opiekuńczego ich liczni nowolewicowi krytycy, niczym prawdziwi konserwatyści, uwierzyli, że źródłem problemów jest kultura. Skoro wszyscy mogą już konsumować, to myślano, że podziały będą wyznaczane przez tożsamość. Lewica, która całe swoje życie zwalczała tożsamościowość w imię tego, by ludzie byli równi, zajęła się tożsamością. Całkowita zmiana paradygmatu: wszyscy równi, ale każdy inny. We współczesnych polskich realiach kolejne próby stworzenia lewicy kulturowej, która zaatakuje Platformę jako za mało emancypacyjną, kończyły się dla lewicy katastrofą […]”.
Nowoczesna lewica nie wierzy w to, że problemy społeczne wynikają z systemu produkcji kapitalistycznej. Nawet niedobitki lewicy posttrockistowskiej uważają, że problem leży wyłącznie w sferze podziału wartości dodatkowej. Reguły tego podziału powinny zaś być wyznaczane przez mechanizmy demokracji. Radykalizm lokuje się w definiowaniu owej demokracji – mniej czy bardziej radykalnej, mniej czy bardziej oddolnej. W optyce marksizmu jest to jedynie kosmetyka, ale od czasu rewolty nowolewicowej lat 60-tych ub. wieku, ta właśnie kosmetyka jest istotą lewicowości, która umożliwiła wtopienie się lewicy w system kapitalistyczny. „Kapitalizm socjalny” był dobrym i skutecznym uzasadnieniem takiego wtopienia się, spełniającym swą funkcję aż do czasu upadku tzw. realnego socjalizmu i krachu państwa socjalnego, który ten upadek pociągnął.
Problemami kapitalizmu w ramach tego systemu mogą się zajmować nurty prawicowe. Nie ma potrzeby mieszania do tego lewicy, szczególnie lewicy „po Marksie”, co na zawsze pozostawi piętno teorii wywrotowej i z tego powodu nie uzyska ta lewica legitymacji w systemie. Jeżeli systemy religijne były sposobami na przekierowanie emocji „ludu” na problemy inne niż polityczne i ekonomiczne, na problemy niesprawiedliwości i nierówności, to współczesne koncepcje lewicy dotyczące kwestii obyczajowych i kulturowych spełniają analogiczną funkcję – przenoszą emocje i zainteresowanie „ludu” na inne zagadnienia niż te związane z emancypacją od wyzysku klasowego.
Nowoczesna lewica usiłuje powiązać obie sfery ze sobą. Podbudowywanie potępienia wyzysku przez wiązanie go z czynnikami płci, koloru skóry itp., ma na celu zastąpienie niemniej zróżnicowanego podejścia do wyzysku i emancypacji, które istnieje w marksizmie. Nie wszyscy są w równym stopniu ofiarami wyzysku, chociaż ogólna sytuacja podziału między posiadaczami środków produkcji a pozbawionymi ich nadal istnieje. Wyzysk związany z płcią czy „rasą” zastępuje w sposób oczywisty wyróżnianie w marksizmie klasy robotniczej na tle wszystkich pozostałych grup proletariackich czy po prostu podlegających wyzyskowi kapitalistycznemu.
Lewica posttrockistowska usiłuje od dekad udowodnić, że nie ma tu sprzeczności. Argumentem na rzecz tego braku sprzeczności między tradycyjną teorią a jej nowoczesną reinterpretacją jest zastąpienie klasy robotniczej pojęciem „klasy pracowniczej”, czyli przez zniwelowanie zróżnicowania wyzysku po to tylko, aby wprowadzić go tylnymi drzwiami, ale ze zmienionym już w stosunku do marksizmu podmiotem.
W efekcie, jak pisze Chwedoruk:
„Nie jest łatwo w dobie kapitalizmu reprezentować sprzeczne interesy. Nie można być z dogorywającą klasą robotniczą, słabo opłacanymi młodymi pracownikami usług i równolegle z wielkomiejską klasą średnią, która jest zafiksowana na punkcie ekologii i postulatów LGBT. Nie da rady być dłużej taką konfederacją.”
W okresach walki robotników ze skutkami świeżej transformacji ustrojowej, lewica pozostała bierna. To nie była jej walka. Robotnicy walczyli o utrzymanie przestarzałej struktury gospodarki narodowej, stanęli w poprzek walki ekologicznej. Lewica obyczajowa wytrzymała bez trudu w blokach startowych. Ożywienie usiłowano wykorzystać dla sprawdzenia, na ile da się w klasie robotniczej zaszczepić postulatu obyczajowe. Okazało się, że z miernym skutkiem. To ostatecznie przekonało lewicę, że nie ma co liczyć na klasę robotniczą. Bez żalu.
Zgodnie z marksizmem, relacje w sferze produkcji (kapitalista – robotnik) wyznaczają relacje w sferach usług na rzecz owej podstawowej relacji społecznej oraz relacje w bardziej oddalonych sferach życia, gdzie środki finansujące działanie owych sfer są wypadkową krążenia środków pozyskanych z podstawowego źródła, jakim pozostaje sfera produkcji materialnej. Siła państwa kapitalistycznego dysponującego środkami uzyskanymi z działalności gospodarczej tworzy złudzenie samofinansowania się sfer usług, które są bezpośrednio finansowane z budżetu. Okresy kryzysu zrywają tę iluzję i przedstawiają nagą prawdę o społeczeństwie w całej jej brutalności.
W efekcie, „wielkomiejska klasa średnia” buduje koncepcje ekonomiczne, które uzasadniają bezwzględny, kapitalistyczny wyzysk w sferze produkcji materialnej jako obiektywną potrzebę demokratycznego społeczeństwa. Stąd łatwość, z jaką lewica kulturowa łączy się ideologicznie z liberałami, stając we wrogiej sprzeczności z wyzyskiwanym „ludem”, tj. konkretnie z klasą robotniczą.
Kontrkulturowy radykalizm nowoczesnej lewicy jest ledwie pozorem radykalizmu nawet w jej dogmatycznych programach.
Jeżeli przyjąć, że ten program rozbija edukacyjny i kulturowy status quo społeczeństwa mieszczańskiego, to warto zauważyć, że domaganie się mieszczańskich praw dla „wywrotowych” grup społecznych jest faktycznie mechanizmem wpisywania ich w panujący status quo. Płeć ma faktycznie charakter kulturowy i jest sposobem (jednym ze sposobów) adaptacji organizmów do warunków naturalnych. Prawa dialektyki mają charakter stochastyczny, co jest związane z zasadą przechodzenia ilości w jakość. To jest, oczywiście, kwestia względna. Rozwój ekonomiczny ludzkiego społeczeństwa i jego stopień ingerencji w środowisko naturalne sprawia, że interakcja między biologicznym środowiskiem a środowiskiem kulturowym doszła do etapu zmiany o charakterze dialektycznym. Kurczenie się środowiska naturalnego powoduje, że jednostki nie są w stanie uwewnętrznić całości potencjału, który daje nam zanurzenie w środowisku naturalnym i społecznym.
Specjalizacja, która przenosi doznawanie potencjału na organizm złożony (społeczeństwo), powoduje, że znika motywacja do powtarzania doświadczeń ustalonych w drodze ewolucji społecznej przez wszystkie jednostki. Nie dodaje to ludzkości zorganizowanej w społeczeństwo żadnej nowej informacji, ale staje się tylko jej powtarzaniem w nieskończoność i bez żadnych zaskoczeń. A to pociąga za sobą brak nowych bodźców, czyli staje się mechanizmem starzenia się organizmu i jego nieuchronnej śmierci.
Zróżnicowanie płciowości w obrębie gatunku jest mechanizmem tworzenia nowych bodźców, nowej informacji, uzasadniając przydatność dalszego trwania gatunku.
Z tego punktu widzenia, powstanie różnorodności obyczajowo-kulturowej jest objawem kryzysu społeczno-kulturowego, przed którym stoimy. Zwalczanie lewicy kulturowej i obyczajowej przez konserwatywną prawicę jest mechanizmem tłumienia objawów. Najskuteczniejszym mechanizmem tego tłumienia jest wpisanie „nowych” trendów w reguły działania samego społeczeństwa. Wpisywanie postulatów obyczajowych w struktury społeczeństwa konserwatywnego (np. małżeństwa homoseksualne z pełnymi prawami) jest oswajaniem tych postulatów i pozbawianiem ich wywrotowego potencjału. Spełnienie tych postulatów nie zrewolucjonizuje społeczeństwa kapitalistycznego i nie zmieni go w społeczeństwo socjalistyczne. Natomiast ideologicznie jak najbardziej rozbroi klasowe postulaty lewicy.
Wzmacnianie klasowych, antykapitalistycznych postulatów ekonomicznych związanych z klasą robotniczą przez dokładanie do nich postulatów obyczajowych i kulturowych już samo przez się obnaża niewiarę nowoczesnej lewicy w samodzielność i siłę postulatów robotniczych. Postulaty obyczajowe budują solidarność międzyklasową, a nie zaostrzają sprzeczności kapitalizmu. Klasy bezpośrednio produkcyjne mają intuicyjne poczucie obejmowania swoją aktywnością pełnego potencjału środowiska naturalnego i społecznego. Ta codzienna konfrontacja z oporem zewnętrznym środowiska naturalnego powoduje, że kwestie społeczne, rodzinne itp. nie zajmują uwagi, gdyż są spychane na dalszy plan wobec trudniejszych problemów. To taki Nietscheański problem Bestii, która konfrontuje się z zewnętrznym światem, a nie z wewnętrzną nudą wynikającą ze świadomości powtarzalności indywidualnych losów.
Rozwiązanie problemu jest dość banalne i ma precedensy historyczne. Nawet zagorzali konserwatyści obyczajowi przyznają jednostkom prawo do swobodnych wyborów w kwestiach obyczajowości. Tradycyjnie nie chcą jednak, aby wzorce, które są totalnie nieszkodliwe w odniesieniu do elit, dotarły do „ludu”, który powinien zajmować się tradycyjną reprodukcją, aby zabezpieczyć warunki dla wyzysku klasowego.
W sytuacji, kiedy sama lewica pokłada nadzieje na rozwiązanie problemu klasowego nie w walce społecznej, ale w postępie technologicznym (robotyzacja i automatyzacja pracy produkcyjnej), postulaty obyczajowe tracą ostatecznie swój klasowy potencjał wywrotowy. Program lewicy to
rozszerzenie sytuacji elity na jak najszersze warstwy społeczne.
Ta utopia społeczna wydaje się lewicy realna, ponieważ przedsmak takiej możliwości dawało „kapitalistyczne państwo socjalne”. Nasza aktualna rzeczywistość pokazuje i dowodzi, że było to i pozostaje utopią.
Program komunistyczny (bezklasowego społeczeństwa) postuluje trudną koncepcję wysokiego poziomu rozwoju społeczeństwa, upowszechnienia ważnych dla rozwoju jednostkowego osiągnięć społecznych (edukacja, ochrona zdrowia i dostęp do czasu wolnego od pracy). Równomierność i harmonia, zakładane w tym programie, zależą od upowszechnienia także i drugiej strony medalu – dostępu do możliwości wykonywania pracy produkcyjnej.
Od Nietzschego wiemy, że to mocowanie się z prawdziwą zewnętrznością wobec nas samych jest warunkiem oceniania dostępu do kultury jako czegoś wartościowego. Elity cenią ten dostęp do wartości kulturowych, ponieważ mogą się konfrontować z częścią społeczeństwa, które tego dostępu jest pozbawione. Utrzymanie tego przywileju, zniewolenia pracujących i wyzyskiwanych jest namiastką konfrontacji z rzeczywistym światem. Naturalnym środowiskiem, traktowanym jak przedmiot własności i dyspozycji w klasycznym rozumieniu prawa rzymskiego (jak otoczenia naturalnego) jest podporządkowana część społeczeństwa.
Utrzymanie tego stanu rzeczy jest warunkiem stabilności społeczeństwa. Podział klasowy jest pochodną relacji między społeczeństwem a przyrodą. Każda walka jest namiastką „prawdziwego” stosunku do rzeczywistości. Warunkiem utrzymania lewicowości przy ograniczeniu do postulatów kulturowo-obyczajowych jest walka o te prawa. Problem w tym, że przeciwnikiem nie jest w tej walce kapitalistyczny charakter społeczeństwa.
To, że spora część społeczeństwa związana ze sferą usług jest w sytuacji kryzysu kapitalizmu skazana na degradację do rangi proletariatu, ma się nijak do kwestii gender. Ma natomiast zasadniczy związek z relacjami w sferze produkcji materialnej i to w skali globalnej. Sfera produkcji materialnej w warunkach kryzysu ekologicznego musi przejść zasadniczą transformację. Ta transformacja będzie się dokonywała pod dyktando potrzeb klasy posiadaczy środków produkcji (w szerokim ujęciu posiadania warunków produkcji).
Różnica z dotychczasowym stanem polega na tym, że dotychczas warunki przyrodnicze były traktowane jako dobra dostępne nieodpłatnie lub za bezcen. Obecnie warunki produkcji zostały w skali globalnej sprywatyzowane. Produkcja przy użyciu środków produkcji będzie kosztowna, ponieważ posiadaczami warunków (ziemi i surowców) stali się bezwzględni kapitaliści-rentierzy, którzy narzucą ludzkości bardzo drogie warunki utrzymania.
Byty państwowe będą musiały liczyć się z sytuacją drastycznego podrożenia kosztów utrzymania obsługujących jej grup usługodawczych. To daje perspektywę dwubiegunowości społeczeństwa, przewidywaną przez Marksa. Porządek dnia, który do tej pory kierował aktywizmem lewicy, przestał być aktualny. Stąd i zbyteczność lewicy na scenie politycznej. To już obecnie tajemnica Poliszynela.
*
Oczywiście, nie jest tak, że PiS uosabia lewicowy, propracowniczy program. PiS forsuje koncepcję solidaryzmu społecznego, gdzie rodzimy wyzyskiwacz nie jest żadnym wyzyskiwaczem, a mała czy średnia firma stanowi jedną „rodzinę”, gdzie wszyscy podzielają troski właściciela, co tłumaczy jego ojcowską, surową sprawiedliwość. Poza zewnętrznym, konkurencyjnym kapitałem mamy do czynienia z liberalną, rodzimą biurokracją, pozostałością po perfidnych „komuchach”, którzy to – a nie kapitaliści – ucieleśniali kapitalistyczny, wręcz niewolniczy wyzysk w okresie PRL, dodatkowo skorelowany z nienawiścią do własnego narodu. Paranoiczna narracja, która dochodzi do klinicznego szczytu w dopatrywaniu się możliwości podporządkowania ZSRR w koniecznym podstawieniu sobowtórów pod postaci przywódców lewicowych, likwidowanych obowiązkowo przez „starszych braci”.
Narracja polegająca na doszukiwania się wszystkiego, co dobre i nieskazitelne w obozie PiS-u, służy jako nie tyle program polityczny, ale jako czysto ludzkie zobowiązanie się do bycia uczciwym i dobrym człowiekiem. Sama lewica przyczyniła się do ukształtowania w wyborcach tendencji do doszukiwania się osobistych przymiotów, ponieważ programy politycznie ideowe przedstawiano jako wyraz hipokryzji. Kompromitacja koncepcji stalinowskich, uchodzących za wyraz doktryn komunistycznych, utrwaliła w społeczeństwie przekonanie o bezwartościowości programów politycznych. Faktycznie, podstawą wiarygodności programu politycznego jest baza społeczna, do której ten program się odwołuje, pod którego interesy się kształtuje. Tymczasem lewica chronicznie poszukuje bazy dla swojego, coraz bardziej oderwanego od życia, programu.
Nic dziwnego, że zdarza się to, co się zdarza.
PiS robi dokładnie to samo. Różnica taka, że „ludowi” wydaje się, że ideologia PiS-u tłumaczy to, co się dzieje z rodzimym społeczeństwem, nie usiłuje przekreślić dotychczasowej historii i uznać, że naród narodził się wraz z akcesją do UE i do NATO. Rodzima, polska historia myśli rewolucyjnej i komunistycznej pozostaje wielką, nieprzeprowadzoną narracją. To wielka pustka. Jako jedyna może ona zastąpić narrację PiS-u. Lewicy nie zależy jednak na tym, aby ją zastąpić właśnie tą opowieścią. Zadowala się ona narracjami, które ciągną się na lewicy od 1956 r., które udają, że uporały się z dziedzictwem lewicowości w kraju. Charakterystyczne jest to, że próby takiej narracji po 1989 r. podjęli intelektualiści na emigracji. W kraju wszystko było jasne. Zgadzali się z tym zarówno tzw. postkomuniści przejmujący narrację „demokratycznej opozycji”, jak i posttrockiści, dla których sprawę załatwiało sowietologiczne zaklasyfikowanie „realnego socjalizmu” do grupy obejmującej modele „kapitalizmu państwowego”.
PiS wyciągnął narrację starą, ale odświeżył ją w wyniku rozłamu we własnym obozie. Wykorzystał możliwość wrzucenia lewicowości do jednego worka z koncepcjami liberalnymi i dzięki temu zyskał monopol ideologiczny w kwestii ciekawiącej społeczeństwo nie entuzjazmujące się liberalnymi swobodami importowanymi z Zachodu. PiS zmonopolizował opór wobec zachodnich wpływów, wypierając z tego pola lewicę, która trwała w bezmyślnym zachwycie. Odrabianie pola jest trudniejsze niż jego zagarnianie.
Koncepcje PiS-u wpisały się także w rozłam, który zarysował się w samym liberalnym Zachodzie. To również przyczyniło mu wiarygodności i nie pozwoliło umrzeć śmiercią naturalną. W ten sposób w Polsce uwidocznia się ta sama sytuacja, która istnieje globalnie. Zepchnięta na pozycje bezmózgiej akceptacji cywilizacji zachodniej, lewica globalna przegrywa walkę ideologiczną. Upierała się przy staniu na pozycjach wydawałoby się niewzruszonych i pewnych jak opoka. A które rozsypały się przy dotknięciu palcem.
Brak samodzielności ideowej i programowej lewicy jest zasadniczą przyczyną jej klęski w długiej perspektywie.
Polityczne miejsce lewicy wskazuje jej Tomasz Jankowski: „Wszyscy mają za to żołądki i to, o zgrozo, całkiem podobne. W wielu demokracjach, także zachodnich, przez lata taki elektorat był reprezentowany przez parte lewicowe, niekoniecznie komunistyczne, ale także socjaldemokratyczne. Klasycznym przykładem jest austriacka SPӦ. Uwielbiam ten przykład, bo przez lata pracy tej partii uzyskała ona status formacji pracowniczej, dzięki czemu jako jedna z nielicznych partii tradycyjnej lewicy w Europie pozostaje w swoim kraju na relatywnie silnej pozycji (zwłaszcza w porównaniu z Niemcami czy Francją)” (https://pl.sputniknews.com/pisza-dla-nas/2020071812765462-wygrac-z-pis-na-jego-wlasnym-boisku-sputnik/?fbclid=IwAR3Ia4Jl-Vs6Dsjii7B0qh57gz7YDk5LeBWKerAyOJpLySrAs33RkvLZI3U).
Lewica sprowadza się do inicjatywy związkowej. Narracjami historycznymi zajmuje się prawica. Jest to spełnienie marzeń i ambicji lewicy, tradycyjnie ubiegającej się o funkcję korektora kapitalistycznej rzeczywistości.
Zbiega się to z równie tradycyjnym podejściem lewicy do kwestii aktywizmu, który jest wyznacznikiem lewicowości jako takiej. Macie więc tylko to, o co walczyliście.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
21 lipca 2020 r.