Klincz w sprawie reformy emerytalnej we Francji trwa. I końca nie widać, chociaż data ostatecznego przepchnięcia reformy przez rząd zbliża się milowymi krokami. Rząd zdecydowanie nie chce wykorzystywać swej konstytucyjnej prerogatywy i przeforsować reformy za pomocą zastosowania paragrafu 49.3, który pozwala mu na jej przyjęcie wbrew Zgromadzeniu.

Jak twierdzi przedstawicielka Partii Socjalistycznej, nawet jeśli reforma przejdzie – nieważne w jakim trybie – walka nie zakończy się, ponieważ PS zamierza zgłosić wniosek o referendum w tej sprawie. Sprawa może się więc ciągnąć jeszcze jakieś 9 miesięcy, przy zawieszeniu wejścia w życie ustawy.

W każdym bądź razie, wydaje się, że francuski świat pracy ma sporo determinacji, aby tym razem nie dać się wykiwać. Przywódcy związkowi zapowiadają, że w przypadku przeforsowania reformy, otwierają się możliwości stosowania dowolnych metod walki, „przestają obowiązywać jakiekolwiek reguły”.

Przy okazji, najciekawsza bodaj sytuacja wytworzyła się w odniesieniu do strajku pracowników służb komunalnych. Paryż, jak by to ująć najbardziej delikatnie, tonie w śmieciach.

Oczywiście, mieszczaństwo podnosi krzyk – n.b. znany przy każdej okazji – „są granice prawa do strajku!” Mieszkańcom grozi wybuch epidemii związanej z pojawieniem się śmieciowego raju dla gryzoni. Oczywiście, zamieszane są w to dzieci, które będą narażone itd., itp.

Odnawia się dyskusja o tym, jakie są granice prawa do wymuszania ustępstw, co prowadzi do oczywistego wniosku, że granicą tą jest odczuwalność skutków dla ludności.

I faktycznie, coś w tym jest.

Rzecz w tym, że nie to, co chce się narzucić jako oczywisty wniosek.

Reformistyczna walka ekonomiczna różni się od walki rewolucyjnej, że skutki uderzają w ludność, podczas gdy w walce rewolucyjnej, ostrze zadawanych ciosów godzi bezpośrednio w klasę wyzyskującą. Co pozwala skupić całość klasy wyzyskiwanej po właściwej stronie barykady, co  nie jest oczywiste w przypadku walki reformistycznej.

Strajk śmieciarzy daje nam jednak wskazówkę co do tego, jak obejść ten problem i skierować ostrze konsekwencji na klasę wyzyskującą.

W samym Paryżu różne dzielnice różnie sobie poradziły z problemem. Najlepiej dzielnice najbogatsze. Mamy tam do czynienia z największym naciskiem na utrzymanie czystości i mieszkańcy nie są skłonni cierpieć nieprzyjemności w imię solidarności klasowej, jak to ma miejsce w dzielnicach bardziej „ludowych”. Dzielnice bogate odwołały się do usług przedsiębiorców prywatnych, którzy sprzątają ulice w zastępstwie normalnego działania służb miejskich.

I dobrze.

Niech płacą za dodatkową usługę.

Nie chodzi o to, aby za wszelką cenę utrudniać życie mieszkańcom. Władze miejskie mają swoje obowiązki i mogą zostać pozwane za brak reakcji w kwestii utrzymania czystości w mieście. Stąd decyzja o wynajęciu firm prywatnych, których pracownicy akurat nie strajkują (strajk jest rotacyjny, kroczący), aby zastąpiły firmy komunalne. W ten sposób ostrze jest wymierzone bardziej w struktury administracji publicznej, a więc i władzy publicznej, która jest głównym adresatem protestu.

Jasne, że władza będzie chciała przerzucić koszty na zwykłych obywateli. Ale od tego jest mobilizacja i protest, które mogą kontynuować swoje narastanie.

Podobnie zresztą postąpili pracownicy medyczni jednego ze szpitali na francuskiej prowincji. Lekarze i personel nie odeszli od łózek pacjentów, ale przestali wypełniać kilometry formularzy. To krok we właściwym kierunku. Rozwiązanie w przypadku służb komunalnych też jest takim krokiem, ponieważ zdejmuje ciężar ze społeczeństwa i przenosi go na właściwy cel.

Aby pracownicy prywatnych firm sprzątających nie zostali okrzyczenia łamistrajkami, mogliby część swego wynagrodzenia przeznaczać na zasilanie kas strajkowych. Wszystko da się zorganizować.

Jak zauważa stary wyga i doświadczony, emerytowany przedsiębiorca – w tym firm publicznych – Loik Le Floch-Prigent, aktualny protest i strajk pracowników nie jest wymierzony w kierownictwo przedsiębiorstw, ale w rząd. Kierownictwo nie może więc nic zrobić, w żaden sposób negocjować ze strajkującymi zakończenie akcji. To jest element utrudniający kontrolowanie sytuacji i pozwalający światu pracy na większą swobodę manewru, a także na radykalizację akcji.

W tym sensie, w porównaniu z protestami Żółtych Kamizelek, ruch może się faktycznie rozwijać i radykalizować oraz kierować w stronę właściwego przeciwnika klasowego. Wiodącą rolę w obecnych protestach odgrywają pracownicy sektora energetyki oraz transportu, głównie kolejowego.

Jak zauważono na różnych stacjach telewizyjnych, nie są to gałęzie, w których problem wieku emerytalnego jest najbardziej palący. Reforma zagraża jednak pewnym przywilejom emerytalnym, w tym i prawu do wcześniejszej emerytury w zależności od wynegocjowanego w minionych latach porozumień. Energetyka i transport kolejowy mają takie przywileje.

Obecnie podnosi się problem chociażby pracowników komunalnych, których praca jest zauważana jako należąca do kategorii uciążliwych. Czego jednak nie zauważano do tej pory, aż do problemu z syfem na ulicach wielkich miast.

To daje nam możliwość nawiązania do kwestii bardziej podstawowej, a mianowicie do kwestii zróżnicowania w ramach pozornie jednolitej kategorii pracy.

Dlaczegóż by nie dzielić pracy zgodnie z możliwościami właściwymi dla płci i dla wieku? Czy śmieciarz musi pozostawać śmieciarzem całe życie? W wieku 62 lat, a co dopiero w wieku lat 64, najczęściej nie ma on już siły wykonywać swego ciężkiego w sensie dosłownym zawodu. Ani nawet w przypadku 59 lat (przywilej służby publicznej). Zdrowy dwudziestoparolatek, zamiast zajmować miejsce w radzie nadzorczej z racji koligacji rodzinnych lub ukończenia ekskluzywnej szkoły dla wyższej kadry administracyjnej mógłby poświęcić parę krótkich lat życia na wykonywanie pracy użytecznej społecznie i zyskać wychowanie w zakresie solidarności społecznej.

Jak pamiętamy, już Frédéric Lordon, wierny kompan Bernarda Friota, zgłaszał się na ochotnika na obsługującego śmieciarkę, pod warunkiem, że nie będzie musiał jej prowadzić, bo kierowca z niego żaden. Czemu nie?

Zastanawiające, że wśród różnorodnych pomysłów lewicy nie ma pomysłu na rozwiązanie problemu wieku emerytalnego w przypadku zawodów wyjątkowo uciążliwych. A co, gdyby nikt nie pracował w służbach komunalnych na stanowisku śmieciarza mając powyżej 40-stki?

Jak uważał Platon, czterdziestka jest odpowiednim wiekiem dla podejmowania wyzwań intelektualnych i odpowiedzialności politycznych. Przedtem warto trochę poznać prawdziwego życia… żeby nie być takim reprezentantem ludu, jak dzisiejsi reprezentanci.

W naszej rzeczywistości, na stanowiska, które są uciążliwe i bynajmniej nie prestiżowe, popyt zgłaszają tylko ci, których rynek pracy odrzuca, a więc starzy i ludzie nie mający innych możliwości, z różnych względów (słabo wykształceni lub imigranci o nieuregulowanym statusie, którzy wezmą każdą pracę z pocałowaniem ręki).

Dopóki troska o ten zawód pozostanie wielkością wypadkową po zaspokojeniu roszczeń innych zawodów, problem nigdy nie zostanie uregulowany. Ale regulacja w ramach społeczeństwa bezklasowego wymaga całkowicie innego podejścia do kwestii pracy. Przede wszystkim, wymaga przyznania, że pojęcie pracy jest dwuznaczne. Zasadniczo praca odnosi się do zajęć, które są niezbędne do stworzenia materialnych warunków dla utrzymania społeczeństwa. We współczesnym społeczeństwie, praca odnosi się do wszystkich zajęć, które służą zdobywaniu środków do utrzymania się jednostek przy życiu. Aby wynagrodzenia zdobyte w ramach wykonywania owych zajęć mogły faktycznie, realnie służyć przetrwaniu jednostek, muszą mieć zabezpieczenie w wystarczającej produkcji materialnych środków służących utrzymaniu społeczeństwa. Dlatego oba pojęcia pracy różnią się zasadniczo, chociaż nazywają się tak samo i oba są wynagradzane jako praca najemna.

Każdy strajk, każdy protest stawia nas coraz bardziej w obliczu tej podstawowej prawdy, zaciemnianej nawet przez lewicę. Milion pracowników bankowych, zarabiający dość dobrze nie wytworzy wartości dodatkowej, która zabezpieczy realną wartość ich wynagrodzenia. A przecież wytwarzają oni o wiele więcej wartości dodanej niż śmieciarze. Wartością dodaną nikt się nie naje. Odmiennie niż wartością dodatkową.

Jest to różnica między pracą społecznie niezbędną a pracą tylko zarobkową, opłacaną z wartości dodatkowej wytwarzanej w sferze produkcji materialnej.

Jak zauważają media burżuazyjne, rzecz nie idzie tak naprawdę o reformę emerytalną i nie przede wszystkim. Ciekawe, kiedy zauważy to lewica?

 

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
14 marca 2023 r.