Nawet w czasach zarazy zdarzają się chwile, które wywołują uśmiech na twarzy.
Andriej Korjakowcew doprecyzował na facebooku swoje credo i stalowy fundament swego światopoglądu filozoficznego i marksistowskiego:

„Przekształcony przez biurokrację kapitalizm postępuje subtelniej i skuteczniej: narzuca burżuazji obowiązek dzielenia się z robotnikami. Robotnicy otrzymują przedmiot własności (mieszkanie, samochód, kochanki itd.), okopują się w welfare state, tym samym podłączając się pod wielkoburżuazyjną kulturę konsumpcji i przyswajając ją sobie” (patrz: załącznik).

https://youtu.be/bubOcI11sps

Darujmy sobie wyliczanie wszystkich dobrodziejstw, którymi wielka burżuazja obdarzyła klasę robotniczą, w tym: loty kosmiczne, oświeceniowe kanony edukacyjne, masowy ateizm, sukcesy powszechnej służby zdrowia itd. Razem składa się to na spiżowy pomnik ekonomicznej dyktatury proletariatu połowy minionego stulecia, wybudowany bynajmniej nie tylko w ZSRR.

Ze skutkami wiadomymi. W ZSRR. Na Zachodzie mieliśmy wprawdzie dyktaturę proletariatu w dużo łagodniejszej postaci, ale zapewne równie tragiczną w skutkach. Co widać dziś.

Tak na marginesie, jak marksista uzasadnia swoje stwierdzenie, że kapitał „podzielił się” z robotnikami?

Inna sprawa: czy Korjakowcew zauważył, że ten „diabelski pakt” między burżuazją a robotnikami przysłużył się także innym grupom społecznym? Oczywiście, w przypadku tych ostatnich, nie miał on skutku konformizującego! Grupy drobnomieszczańskie pozostały wszak niewdzięczne, buntownicze (pokolenie lat 60-tych), choć w ramach systemu. A może – grupy te nie potrzebowały historycznej ugody między burżuazją a robotnikami, ponieważ… ich potrzeby były zaspokojone wcześniej? Dlatego drobnomieszczaństwo nie musi czuć się wspólnikiem tej bezecności, korzystając z jej dobrodziejstw.

Nie sądzicie, że to trochę obrzydliwa cecha – egocentryzm tak wielki, że nie skłaniający do wdzięczności ani wobec burżuazji, ani wobec robotników? A pretensje do wszystkich…

Mówiąc poważnie, prawda jest po trochu po obu stronach. W epoce przedkapitalistycznej, tzw. wolne zawody obsługiwały bezpośrednio klasy posiadające. Były za to wynagradzane z wartości dodatkowej, którą owe klasy uzyskiwały głównie z wyzysku chłopów. Tworząca się burżuazja, naśladująca arystokrację, wywołała zwiększony popyt na ludzi wolnych zawodów. Burżuazja, podobnie jak arystokracja, zapewniała jej dość stabilną sytuację ekonomiczną. Poza tą grupą istnieli rzemieślnicy, właściciele swoich środków produkcji. Narodziny kapitalizmu wiązały się z proletaryzacją nadwyżki zbędnych rąk na wsi oraz zagroziły rzemieślnikom. Demokratyzacja upowszechniła popyt na usługi wolnych zawodów, co było powodem poszerzenia tej grupy społecznej. Ale wraz z tym i z faktem, że grupa ta zaczęła obsługiwać klasy zatrudnione w produkcji, cieszące się niezbyt stabilnym dochodem, sytuacja dolnej części wykształconego drobnomieszczaństwa w konsekwencji przestała być stabilna.

Faktycznie, rozrost siły biurokracji państwowej jest efektem nacisku owych grup, które potrzebowały stworzenia mecenatu zdolnego zastąpić mecenat prywatny arystokracji epoki przedkapitalistycznej. Oczywiście, nacisk ten pochodził z dołów owej warstwy, jako że ówcześni celebryci, podobnie jak ich współczesne odpowiedniki, cieszą się wyjątkowymi warunkami, możliwymi tylko dla nielicznych.

Ruch socjalistyczny, kładąc nacisk na edukację robotników, także przyczyniał się do wzrostu zapotrzebowania na usługi tej grupy. Prawa socjalne, wywalczone przez robotników sprzyjały zapotrzebowaniu na umiejętności warstw pośrednich (usługi medyczne, kulturalne, ubezpieczeniowe, bankowe itp.)

Pretensje tej grupy społecznej do roli produkcyjnej są wynikiem siły ruchu robotniczego przełomu XIX i XX wieku. Grupy te, w istocie, są niesamodzielne w tej kwestii, są zdane na łaskę i niełaskę swych klientów. Ich liczebność powoduje, że tylko jednostkom udaje się zyskać taki status społeczny i sławę, która zapewniałaby im stabilny dochód i wystarczające na trudne czasy oszczędności.

Powstanie pierwszego państwa socjalistycznego, jakby nie było zdegenerowane, wprowadziło mechanizmy znoszące konsekwencje pewnych dolegliwych sprzeczności kapitalizmu. Przede wszystkim jednak, pierwsze państwo socjalistyczne nie wprowadziło – mimo szczerego zamiaru – systemu dyktatury proletariatu, ale system państwowego mecenatu w społeczeństwie, które miało przestać mieć charakter klasowy. Rozbudowano system zabezpieczeń społecznych, system powszechnej edukacji i upowszechniono dostęp do osiągnięć kulturowych. Czyli to wszystko, co stanowiło przedmiot postulatów drobnomieszczaństwa. Było to zgodne z ideologią i programami masowych partii socjalistycznych przełomu wieków.

Nie wprowadzono jednak zasady pełnej demokracji i wolności obywatelskich.

Bynajmniej nie z powodów błahych, ale dlatego, że były one wymierzone przeciwko klasie robotniczej i przeciwko dyktaturze proletariatu. Aby zaspokoić roszczenia grup, które nie zasilały klasy produkcyjnej i dlatego odbiegały od tego, czemu mogła sprostać owa klasa robotnicza, państwo „proletariackie” musiało wziąć „za pysk” przede wszystkim robotników. Z punktu widzenia ekonomicznego, prawa socjalne są potrąceniem z wartości dodatkowej.

Wartość dodatkowa powstaje w wyniku potrącenia z wartości całkowitej kosztu utrzymania bezpośredniego producenta. Koszt utrzymania bezpośredniego producenta nie musi wystarczać do opłacenia uprawnień socjalnych w momencie, kiedy całością wartości dodatkowej zarządza biurokracja państwowa. Podwyższenie płacy producenta, jak pokazuje przykład państw kapitalistycznych, nie jest rozwiązaniem problemu, ponieważ istnieją różne mechanizmy, które pozwalają na sprowadzenie płacy nominalnej do jej realnego wyrazu, dużo mniej satysfakcjonującego. Zarządzanie na poziomie ogólnospołecznym jest narzędziem skuteczniejszym, jak wskazuje przykład realnego socjalizmu. Ważne jest jednak, kto zarządza. Biurokracja państwa nie może zastąpić klasy robotniczej w charakterze podmiotu zarządzającego wykorzystaniem wartości dodatkowej. To znaczy, może – jak widać z historii. Niemniej, nie jest to ten typ zarządzania, który przewidywał Marks czy Lenin.

Nie ma tu znaczenia, czy jest to demokratyczny, czy niedemokratyczny (zdecentralizowany czy scentralizowany) sposób realizacji owego zarządzania. Lewica często plącze owe sprawy. Rzecz nie polega bowiem na tym, jak sprawić, aby jak najszersza rzesza społeczeństwa sprawowała kontrolę nad decyzjami redystrybucyjnymi (bo tak jest demokratycznie), ale na tym – w czyim interesie?

Wszystko zależy od tego, jak sformułować i sprecyzować zasadniczy problem gospodarki nowego społeczeństwa.

Wbrew oczekiwaniom różnych pięknoduchów, społeczeństwo bezklasowe nie ma być społeczeństwem klasowym, tylko bez ograniczeń naturalnych – ze strony środowiska. Z tymi ograniczeniami w postaci katastrofy klimatycznej czy pandemii (źródło jest jedno, objawy – różne) zaczynamy się stykać, a problem staje przed nami w całej okazałości. Zniesienie przeciwieństw klasowych w ten sposób, że przesuniemy w nieskończoność ograniczenia naturalne, okazało się płonne. Choć wielu jeszcze zachowuje przekonanie, że jak się wypuścimy w kosmos, to będzie co niszczyć jeszcze przez parę stuleci.

Problem w tym, że przy potężniejącym poziomie sił wytwórczych i uzależnieniu ludzi od siebie w ramach społeczeństwa (kto dziś przeżyłby sam na izolowanej planecie? I czy by chciał?), nie ma takiej odległości, która nie zostałaby wypełniona techniką, sztucznym środowiskiem, uniemożliwiającym zasadniczo bezkolizyjne korzystanie z darmowych niemal dóbr przyrody na etapie zwierzęcym ludzkości. Sami zresztą należąc do tej kategorii dóbr przyrody. Tak, jak to miało miejsce, kiedy ludzie żyli jeszcze w stanie przedspołecznym.

Problem więc nie rozwiązuje się, tylko nabiera skali, co już brzmi mało pocieszająco.

Zasadniczym problem społeczeństwa nie jest niedostatek dóbr, ale porządek korzystania z nich. Marks kiedyś stwierdził, że dopiero w społeczeństwie mogło dojść do rażącej nierówności sytuacji poszczególnych ludzi. Im bogatsze społeczeństwo, tym bardziej rażąca nierówność. Im bardziej pracujesz, tym jesteś biedniejszy.

Ideologicznie ludzi zniewala przekonanie, że sprawiedliwość polega na tym, aby za bardziej specjalistyczną, bardziej kwalifikowaną pracę, wynagradzać lepiej. Uzasadnia się to przydatnością społeczną takiej pracy, jej wpływem na osiąganie bogactwa przez dane społeczeństwo. Nie zwraca się tylko uwagi na to, że obecnie pracą można nazwać wszystko, za co można otrzymać wynagrodzenie. Tendencja do tego stanu rzeczy istniała od zawsze, weźmy choćby najstarszy zawód świata. Nie jest jednak, jak się zdaje, jakiś szczególnie nobilitujący trop myślenia.

Ponieważ wszystkie relacje międzyludzkie zostały utowarowione, przynajmniej potencjalnie, otwierając drogę przyszłym możliwościom, należałoby wprowadzić jakiś porządek i hierarchię w pojmowaniu pracy. Czym istotnie różnią się od siebie różne rodzaje pracy? Jakie kategorie możemy tu wyróżnić?

Nasze relacje z przyrodą od początku istnienia ludzkości miały charakter pracy, przetwarzania przyrody. Pozostałe przejawy aktywności nie miały na celu pozyskiwania dóbr od przyrody, ale tytułów do przechwytywania owych dóbr, a na wyższym etapie – przechwytywania dóbr od tych, którzy już je przechwycili. Podobnie jak z systemem finansowym, z kreacją papierów pochodnych, których replikacja wydaje się nie mieć końca, ani żadnego ograniczenia, tak i z pomnażaniem tytułów do przechwytywania dochodów w postaci kreowania nowych rodzajów pracy użytecznej społecznie. Wszystko można w te tytuły zamienić, ale w końcu okazuje się, że bańka musi pęknąć, bo rzeczywistość, na której to wszystko zbudowano – nie wytrzymała ciśnienia.

Tworzenie pochodnych rodzajów pracy nie ma końca. Natomiast praca produkcyjna, pierwotna i oparta na przetwarzaniu przyrody, ma ograniczenie wmontowane w nią samą – jest nim wydolność organizmu, wydolność siły roboczej. Siła robocza wie najlepiej, ile wysiłku warto włożyć w celu osiągnięcia jakiegoś efektu, a po jakim wysiłku należy odpuścić i oddać się wypoczynkowi. Tytuły do przechwytywania wartości dodatkowej są nienasycone, gdyż otrzymują namiastki, towar niepełnowartościowy. Towar przekazywany dalej nie może być pełnowartościowy, ponieważ musi być podzielony na zbyt licznych odbiorców, więc jest rozwadniany w dowolny sposób. Zamiast wielkiego pałacu – mały domek, zamiast podróży własnym jetem – wycieczka turystyczna itd.

Ale wypracowanie tego nie kosztuje nabywcy, więc uważa on, że należy tego produkować jeszcze więcej i więcej. Żywiołowość, która stanowi kwintesencję wolności osobistej, nie może tu więc postawić żadnej bariery wobec zachłanności – bo nie boli cudza praca, cudzy wysiłek. Naturalną barierą dla zachłanności jest własna praca.

Marksizm nie proponuje sztucznych barier i ograniczeń. Proponuje wszystkim udział w pracy, o której granicach będzie spontanicznie decydował sam właściciel harującej siły roboczej. Czyli wszyscy będą mogli ocenić, czy im się opłaca dalej jeszcze przelewać pot, czy też należy przerwać i oddać się urokom czasu wolnego.

Jeżeli więc mówimy o dobrach materialnych, to decyzja o podziale ich owoców należy do ich producentów, a nie do tych, którzy są nienasyceni. Dlatego też dyktatura proletariatu dotyczy politycznych i ekonomicznych warunków zabezpieczających prawo klasy robotniczej do decydowania o sposobie podziału wartości dodatkowej w sektorze produkcji materialnej. Pozostałe rodzaje aktywności zawodowej są narzuconymi przez kapitał sposobami pozyskiwania tytułów do udziału w podziale nadwyżki. Kapitał stoi między grupami społecznymi o wyraźnie przeciwstawnych interesach (zrodzonych zresztą przez system klasowy) i odgrywa rolę arbitra.

Połączenie kapitału i biurokracji daje możliwość skutecznego utrzymywania w ryzach społeczeństwa i niedopuszczenia do walki klasowej. We współczesnym świecie istnieją tylko walki roszczeniowe. Tak jakby poziom tradeunionistyczny stał się wszechobejmującą pandemią umysłów. Roszczeniowość zakłada niezmienne istnienie kogoś ponad nami, kto decyduje.

W tym fakcie najlepiej odbija się drobnomieszczańska mentalność korząca się przed biurokracją państwową jako jedyną siłą zdolną zmusić kapitał do podzielenia się zyskiem. Drobnomieszczaństwo nie jest w stanie oderwać się od mentalności kogoś, kto oczekuje, że kapitalista się z nim podzieli. I warczy jak pies na rywala, który też chciałby, żeby kapitalista rzucił mu jakiś ochłap. W 100 lat po burzliwym życiu ruchu robotniczego, współcześni robotnicy zostali pozbawieni świadomości, że sami trzymają w ręku produkcję. Na tej świadomości nie zależy ani kapitalistom, ani biurokracji, ani lewicy drobnomieszczańskiej.

I Andriej Korjakowcew miał tu dobry przykład, podczas swojego kontaktu z robotnikiem. Wszyscy kradną, twierdzi robol. Żadnej subtelnej analizy, po chamsku – wszyscy kradną, łącznie z wypowiadającym te słowa. Ale, oczywiście, nie Korjkowcew. To on jest okradany przez „system”. Pogarda Korjakowcewa sięga zenitu. Bój się, Andriej. Resztka świadomości klasowej robotnika wyraża się w zdaniu: „ale ja kradnę to, co sam wyprodukowałem”.

Nie wszystko stracone.

Co to ma wspólnego z Althusserowskim strukturalizmem, z antyhumanistycznymi prawami historii?

Ale jasne, robotnik nie człowiek. To tylko konstrukt dla Korjakowcewa. Wyidealizowany konstrukt służący powołaniu większego konstruktu – klasy robotniczej. Ci, którzy dzielą Marksa na „młodego” i „starego”, odrzucają humanistyczne odczytanie jego dzieła. Podział jest sztuczny.

Pozostaje tylko problem, czemu Marks ewoluował tak właśnie, a nie inaczej. Czemu budził tak zawziętą nienawiść wśród liberalnych demokratów swego czasu, wśród anarchistów i większości przywódców robotniczych, którzy mieli poglądy zadziwiająco podobne do tych, jakie dziś głoszą „nietotalitarni” lewicowcy. Coś tu nie pasuje.

Z punktu widzenia klasy robotniczej, Althusser czy Korjakowcew, to jedna banda wychwalająca wszechmoc biurokracji, choćby i z pozycji własnej wyższości. Banda akceptująca wszelkie wygibasy władzy, aby tylko skutecznie realizowała program ekonomiczny, do którego drobnomieszczaństwo nie będzie się wtrącało, bo od tego są fachowcy. Będzie piała hymny pochwalne na cześć neomerkantylizmu, czyli polityki ekonomicznej mającej na uwadze pełną akceptację włączenia się do rywalizacji na arenie gospodarki globalnej, o ile tylko silniejsi gracze pozwolą lub nadciągający kryzys ich zmusi.

Można by się zabić własną pięścią, gdyby człowiek uwierzył, że o to właśnie chodziło Marksowi.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
16 marca 2020 r.

Załącznik:

АНДРЕЙ КОРЯКОВЦЕВ: КАК УНИЧТОЖИТЬ РЕВОЛЮЦИОННЫЙ РАБОЧИЙ КЛАСС

Продолжу тему.
Как уничтожить революционный рабочий класс? Капитализм во время мировой революции первой половины XX века это делал просто: отправлял на электрический стул многочисленных сакко и ванцетти, расстреливал мирные демонстрации – во имя, конечно, либеральных свобод. Но все это хлопотно и не гуманно. Преформированный бюрократией капитализм поступает тоньше и эффективнее: он заставляет буржуазию с рабочими делиться. Рабочие получают объект собственности (жилье, автомобили, любовниц etc), садятся на вэлфер, тем самым приобщаясь к великой буржуазной культуре потребления и осваивая ее. Экономика и культура начинают обслуживать его, в целом невзыскательные, интересы. Ширпотреб и попса, наряду с полетами в космос, торжеством просветительской парадигмы в образовании, массовым атеизмом, успехами массового здравоохранения и т.д. (причем, здесь имеется в виду не только и даже не столько Советский Союз) – вот памятники этой экономической диктатуры пролетариата середины XX века. Впервые в истории пролетариат наедается досыта, к великому раздражению номенклатуры левых партий и сект. Тут появляется Альтюссер и говорит: люди и их потребности – это все ненаучная и буржуазная фигня. Забудьте о них. Забудьте о гуманизме вообще. Коммунизм победит не благодаря людям. Он победит потому, что таков Закон. Вот и Маркс об этом писал. Ах, Маркс писал иначе?Так это неправильный Маркс, „ранний”. И вообще у Маркса надо читать только то, что совпадает с генеральной линией партии.
С одной стороны, буржуазии экономическая диктатура пролетариата выгодна: она получает массового покупателя своих товаров и социальную стабильность. Кроме того, все черезчур идейные левые в данной ситации оказываются в щекотливом положении и нейтрализируются: продолжая бороться „против капитализма”, они в данных условиях борются против социальной повестки, монополизированной гран(социал)бюрократией и против самого рабочего класса. С другой стороны, буржуазию тяготит налоговое бремя. И она, вместе с левацкой (прото)номенклатурой, начинает крестовый поход против „общества потребления” и welfare state. Поэтому, когда welfare state начинает ощущать дефицит ресурсов, связанный с ростом цен на них в конце 60-начале 70-х (а он начал происходить вследствие эмансипации Третьего мира), когда их стоимость начинает перекрывать стоимость рабочей силы, все социальные досттижения капитализма легко уничтожаются и начинается эпоха неолиберализма (после нескольких лет поисков выхода из тупика) – „как бы” эпоха капиталистической Реставрации. Почему „как бы”? Потому что буржуазная реставрация происходит в карикатурном виде: провозглашается рыночная свобода, но: 1. возврата к промышленному капитализму не просходит, все наоборот: национальная промышленность уничтожается в европах и США; 2. институционально welfare state сохраняется, лишь сокращаются объемы перераспределяемого продукта; 3. основным политическим субъектом остается государство, точнее, высшая бюрократия, „гранбюрократия”, которая, конечно, делится с капиталом властью – но лишь так, как и насколько она посчитает нужным.
Так промышленный рабочий класс „центрового” капитализма был уничтожен второй раз в новейшей истории. Уже вместе со своей материальной основой, со средствами производства, которые были экспортированы в Третьи страны.
Но успехи Китая, кризис 2008 г. и начавшиеся на фоне Великой рецессии экономические войны с КНР и Россией протрезвили гранбюрократию и крупный капитал развитых стран: в этой войне способен выиграть только тот, кто развивает национальную промышленность. Начинается эпоха неомеркантилизма. Это дает шанс возрождения национальной индустрии – а значит, и национальному рабочему классу. „Верхи”, хотят они этого или не хотят, снова становятся от него зависимыми и снова оказываются перед необходимостью запустить механизм welfare state. Пусть в скромном объеме, но тем не менее – в больших масштабах, чем в неолиберальную эпоху.
Однако, не будем строить иллюзий: это возрождает отнюдь не революционный рабочий класс, а только его „буржуазное”, потребительское состояние. Получается замкнутый круг, который не в силах разорвать даже самый радикальный левый дискурс, просто потому, что он остается в этих условиях дискурсом, фразой, которую трудящиеся либо не слышат, либо над которой смеются. Нечаевщина рискует воспроизвестись в расширенном виде.
Где выход?
Я уже писал: революционность порождает не нищета; нищета буржуазна; истина нищеты – это и есть welfare state. Социальную революцию в ее последовательном виде порождают развитые, но неудовлетворенные потребности. Да, гран(социал)бюрократия накормит ЭТО поколение рабочего класса. Но следующее поколение потребует большего, относясь к достигнутому уровню как к должному. И так будет до тех пор, пока не появится такое поколение людей, которое потребует главного богатства: не еды, не одежды, не комфортабельного жилья, не авто и даже не маткапитал в размере ипотеки (не потому, что оно аскетично, а потому, что это все у него уже будет). Что же это „главное”? Так откройте Маркса, у него написано: „главное богатство человека – это его свободное время”. Вот тогда и придет конец капитализму и всем его превращениям.

za: https://www.facebook.com/andrey.koryakovtsev/posts/3069250493087358