Wedle większości lewicy, przekroczenie kapitalizmu odbywa się na drodze sprawiedliwego (sprawiedliwszego) podziału wytworzonej wartości dodatkowej w społeczeństwie. Aby oddać sprawiedliwość, w nurcie radykalnolewicowym prowadzi to do przekształcenia także i sposobu produkcji w kierunku przejmowania przez kolektywy produkcyjne własności i dyspozycji środkami produkcji, a więc i zdolności do decydowania o podziale nadwyżki w interesie zaangażowanego kolektywu, a więc i całości społeczeństwa.

W ten sposób lewica antyautorytarna rozwiązuje problem demokratycznych instytucji, które sprawiają, że rewolucja w sposobie produkcji staje się całkowicie możliwa do zaakceptowania przez świadome społeczeństwo. Czyli lewica antyautorytarna ma przewagę nad lewicą rewolucyjną, która dostrzega problem zmiany sposobu produkcji w kategoriach zaciekłego antagonizmu klasowego. Co prowadzi do dyktatury, a więc i do negacji metod demokracji burżuazyjnej.

Z naszej, marksistowskiej perspektywy, lewica liberalno-demokratyczna nie bierze pod uwagę wymiaru dotyczącego relacji społeczeństwo-przyroda, czyli relacji wytwarzania bogactwa. Skupia się bowiem na wytwarzaniu wartości, która jest mechanizmem przenoszenia elementów fizycznego bogactwa na rynek, w celu wymiany, a co implikuje powstanie wartości wymiennej, a więc i wartości użytkowej oraz wartości jako takiej. Kwestia wartości jako takiej, odmiennej od wartości wymiennej i użytkowej, była często nierozumiana lub źle rozumiana w myśli marksistowskiej. Niektórzy negowali w ogóle odrębność jakiejś abstrakcyjnej wartości, która nie sprowadzałaby się do wartości użytkowej czy wymiennej. Jednak wartość jako taka ma znaczenie w sensie wyznaczania granic możliwego podziału w społeczeństwie. Dlatego Marks nazywał wartość stosunkiem społecznym. Ten stosunek wyraża się w konkretyzacji relacji wymiennych. Podział bogactwa jest więc uwzględniony w zasadach rządzących relacjami produkcji, czyli – w najbardziej abstrakcyjnym ujęciu – mamy tu określony ściśle sposób podziału bogactwa między poszczególne grupy społeczne.

Schodząc na niższy szczebel abstrakcji, mamy do czynienia z walką o określanie ogólnych warunków funkcjonowania wspólnot lokalnych. Doskonała demokracja jest realna w warunkach względnie wysokiego poziomu zapewnienia dobrobytu materialnego, gdzie decyzje nie mają charakteru decyzji strategicznych, a tylko techniczne. Taka była zasada społeczeństw statycznych, znanych z epoki przedkapitalistycznej. W niektórych przypadkach, jak w przypadku społeczeństw azjatyckich, umiejętność sprowadzania postępu, czyli nieuchronnych zmian ilościowych prowadzących w efekcie do zmiany jakościowej, do obracania się w cyklu wiecznego powrotu do stanu początkowego.

W społeczeństwach europejskich cykl miał charakter postępu po spirali, co dawało efekt powrotu do stanu wyjściowego, ale na wyższym etapie rozwoju społeczeństwa w odniesieniu do technicznych możliwości eksploatacji przyrody. Utopia lewicowa polegałaby więc na odtworzeniu sytuacji społeczeństw statycznych w sensie relacji na styku z przyrodą przy pełnej dynamice relacji w ramach bezpiecznej kapsuły pełnej wolności. Jednym słowem, upragnioną wizją jest tu danie jednostkowej kreatywności pełnej swobody, której granice są jednak nieubłagane, choć niedostrzegalne dla jednostki.

To zrozumiałe, ponieważ granice naszej wolności (rozumianej w świetle prawa rzymskiego jako prawo użycia i nadużycia zasobów przyrody – inaczej nie ma wolności władania własnością, czyli wolności jako takiej w sensie liberalizmu) w odniesieniu do przyrody są przesuwalne wyłącznie jako efekt współpracy wewnątrzspołecznej. Indywidualizm jest jedynym możliwym i zadowalającym człowieka złudzeniem nieograniczonej wolności. Wolności indywidualnej, bo wolności społecznej nie ma i być nie może, jako że społeczeństwo jest władne zmieniać warunki swojego funkcjonowania. Nie ma tu miejsca na nieograniczoną wolność. Wolność jest ograniczona wymogiem odpowiedzialności za świat.

Rozwijanie marksizmu w ramach horyzontu filozoficznego tzw. młodego Marksa jest rozwijaniem koncepcji wolnościowych w duchu liberalnego indywidualizmu z porzuceniem całej perspektywy marksizmu opartego na zagadnieniu stosunków produkcji (czyli stosunku do przyrody), a więc i sposobu produkcji bogactwa społecznego. Teoria Marksa daje możliwość popatrzenia na relacje między społeczeństwem statycznym przedkapitalistycznym i postkapitalistycznym in spe a społeczeństwem dynamicznym kapitalizmu z perspektywy dialektycznej. Czyli z perspektywy zmiany jakościowej.

W naszej współczesności scenę polityczną dominują nurty promujące starcie cywilizacyjne, oznaczające tęsknotę za społeczeństwem statycznym, dającym poczucie bezpieczeństwa i względnej swobody działania nieograniczonej lękiem o wyczerpanie warunków owej swobody. Nurty te, opierające się na zasadach rosnącego poczucia wagi idei suwerenistycznej, zasady odrębności tożsamościowej pewnych całości narodowych, stają do walki z nurtami, które wyłoniły się z kapitalistycznej, imperialistycznej nawet, składowej rozwoju, przywiązanej do koncepcji postępu rozumianego jako rozwój każdej z możliwych linii eksperymentu zaprogramowanego przez ludzki intelekt.

Szkody dla środowiska przyrodniczego są ograniczane w obu przypadkach inaczej, chociaż w istocie w obu przypadkach mamy konieczność utrzymania społeczeństwa klasowego. W sumie więc, oba nurty proponują dojście do tego samego celu odmiennymi drogami. Tradycyjne, statyczne społeczeństwo, proponuje wieczny, kolisty, zamknięty cykl sposobu produkcji, który jest problemem klas wyzyskiwanych, bezsilnych zarówno wobec przyrody, jak i wobec struktury klasowego społeczeństwa. Ta bezsilność pozwala na dość szeroki zakres wolności indywidualnej w poszukiwaniu sposobów indywidualnego przezwyciężania konieczności w poszukiwaniu swobody. Klasy uprzywilejowane nie są zdeterminowane w swych badaniach do skupiania się na problemach technicznego opanowywania przyrody, więc mogą skupić się na humanistycznym wymiarze ludzkiej wolności intelektualnej, co w doskonałym stopniu także ogranicza wywrotowość warstwy intelektualistów.

Ten nurt spotyka się w perspektywie ze zwalczanym przez siebie nurtem globalistycznym, który problem szkody dla przyrody rozwoju myśli technicznej i potęgi społecznej w opanowywaniu przyrody rozwiązuje w ten sposób, że ogranicza zasięg bezpośredniego wpływu na przyrodę przez większość społeczeństwa. Relacje z przyrodą nie są tu pozostawione swobodnej grze bezsilnych jednostek, ale są sterowane przez elity polityczne, które w skali globalnej porozumiewają się, aby zracjonalizować eksploatację zasobów przyrody. Wyraża się to w różnych inicjatywach klimatycznych i proekologicznych, które są przez społeczeństwo, a szczególnie przez bezpośrednich producentów odczuwane jako uderzające szczególnie w nich i w ich interesy.

Ta walka powoduje, że tendencje do powrotu do społeczeństw statycznych, tradycyjnych stają się nośne nawet w społeczeństwach dotychczas modernistycznych. Ponieważ globalistyczne zarządzanie prowadzone z pełną świadomością, poczuciem odpowiedzialności za wykorzystanie możliwości społecznych w „walce” z przyrodą i jej ograniczeniami milcząco zakłada poszukiwanie rozwiązania po stronie ograniczania skali społecznego wpływu na środowisko, społeczeństwa słusznie obawiają się polityki świadomego wyniszczania całych populacji w wyniku przeróżnych mniej lub bardziej świadomie organizowanych kataklizmów lub zaniechania przeciwdziałania ich skutkom – w łagodniejszej formie oskarżenia.
Niemniej środki przedsiębrane i planowane na przyszłość wyraźnie i jednoznacznie wskazują na kierunek podejmowanych działań. Próby ograniczania swobody przemieszczania się ludzi, powoli narastające od grup najmniej mobilnych, przypominają taktykę powolnego gotowania żaby. W tym samym kierunku idzie polityka pauperyzowania i proletaryzowania klasy średniej, która jest procesem dziś już nie do odwrócenia i wynikiem odchodzenia pod wpływem konieczności ekonomicznej od polityki rozdętego programu socjalnego w ramach propagandy zimnowojennej, którą radykalna lewica brała – w ramach własnego kretynizmu politycznego – za konieczny postęp ewolucyjny społeczeństwa burżuazyjnego.

Przesłanek tego typu polityki jest aż nadto. Nawet jeśli lewica nie chce przyjmować tego faktu do wiadomości, walka między dwoma sposobami prowadzącymi do zniewolenia społeczeństwa w ramach stabilnego neofeudalizmu toczy się już całkiem wprost. Niestety, lewica – zamiast zachować perspektywę odrębną od obydwu nurtów – przyjmuje strategię jednego z klasowych oponentów.

Wyborem lewicy pozostaje globalizacja. Jest to zrozumiałe, ponieważ rozwój kapitalizmu dąży do przezwyciężenia aspektu narodowościowego i narodowego w powszechności globalizacji. Różnica między globalizacją kapitału a globalizacją pracy w rozumieniu współczesnej lewicy sprowadza się do zagadnień ekologicznych i kulturowo-obyczajowych. Nie tyle walka klasy bezpośrednich producentów o zmianę sposobu produkcji, ile wymuszanie zakresu demokracji stanowi istotę ułożenia stosunków społecznych w ramach systemu globalnego. A to oznacza, że kwestia sposobu produkcji i wynikających stąd stosunków produkcji zostaje przeniesiona na poziom globalny, czyli oddana w gestię globalnej elity panującej, która pełni funkcję organu planującego i koordynującego w skali planetarnej, bo tej skali wymaga zarządzanie kwestią ekologiczną.

Biorąc teraz pod uwagę aspekt pragmatyczny obecnej walki o kształt społeczeństwa ludzkiego, mamy do czynienia z cofaniem się automatyzmu aprobaty dla modelu lewicowo-liberalnego, który był konsensusem Zachodu w okresie powojennym, aż do upadku realnego socjalizmu. Model ten zakładał projekt globalny, a tylko szło o kształt owego globalizmu. Lewica określała swój projekt jako alterglobalizm, co oznaczało, że w projekcie burżuazyjnym należało – analogicznie do modelu pojedynczego społeczeństwa burżuazyjnego – przeforsować kurs na transfer korzyści z kapitalistycznych stosunków produkcji na całość społeczeństwa. Elita globalna, analogicznie do kapitału, ma działać efektywnie w swoich kategoriach, przy czym globalne instytucje demokratyczne mają gwarantować sprawiedliwy podział bogactwa.

Oczywiście, powrót nacjonalizmów jest z tego punktu widzenia szkodliwy dla takiej wizji, albowiem przyjmuje za punkt wyjścia ograniczoność zasobów i usiłuje zabezpieczyć partykularny interes konkretnego państwa kosztem pozostałych. Jeżeli sprawiedliwy podział nie może być efektem racjonalnego porozumienia suwerennych państw, to oczywiste jest, że o podziale musi decydować instancja ponadnarodowa. Lewica zakłada, że taka instancja będzie instytucją demokratyczną i że można o nią walczyć metodami politycznymi, niezależnymi od stosunków produkcji. Tak jak w społeczeństwie burżuazyjnym, gdzie udało się stworzyć instytucje demokracji ponadnarodowej, jak np. Unia Europejska. Unię tego typu można rozszerzyć na cały świat, co wymaga stłumienia aspiracji suwerenistycznych poszczególnych elit narodowych. W rzeczywistości, owe elity są wystarczająco skorumpowane, aby przystąpić do projektu, który opiera się na wyzysku kapitalistycznym, łagodzonym przez transfery finansowe i asekurację długu publicznego w ramach szerszej organizacji polityczno-ekonomicznej. Problem w tym, że w poszczególnych krajach dojrzewają elity konkurencyjne, które podejmują projekt suwerenistyczny, ufając w możliwość samodzielnego rozwoju ekonomicznego na bazie wyzysku własnej klasy bezpośrednich producentów, z czego nawet sobie niespecjalnie zdają sprawę. Te nurty dążą do rozpadu instytucji ponadnarodowych, ufając sojuszom cywilizacyjnym. Dopóki są one oparte na wspólnym dążeniu do pokonania dominacji Zachodu, mogą przewidywać, że zastąpią potęgę ekonomiczną Zachodu własną potęgą, a więc w skali globalnej niewiele się zmieni. Ewentualnie nawet zdołają zaprowadzić bardziej sprawiedliwy ład i podział korzyści niż robił to Zachód. A więc nie przewidują konfliktu interesów poza ewentualnym z Zachodem.

Ponieważ jednak ład pozahegemoniczny w aktualnej postaci nie przewiduje wyjścia poza schemat kapitalistycznego sposobu produkcji, efektem będzie tylko upowszechnienie się projektu globalistycznego na region pozostający dotychczas poza Zachodem. W ten sposób oba modele w gruncie rzeczy okażą się dopełniające w swoim wymiarze klasowym, co sygnalizowaliśmy wcześniej. Uzgodnienie wymiaru praktycznego, elitarnego i neofeudalnego zostanie osiągnięte na podstawie nowej ideologii stworzonej przez elity humanistyczne, które wyprą ideologię lewicową w jej tradycyjnym zachodnioeuropejskim kształcie. Trudno żeby nadbudowa długo rozchodziła się z bazą.

Czy lewica marksistowska ma dziś jakąś misję do spełnienia w tej sytuacji?

Trudno postawić taki cel, skoro lewica pretendująca do miana marksistowskiej nawet nie przyjmuje do wiadomości, że jej zadanie polega na stanięciu w poprzek obu tendencji dominujących we współczesnej polityce: globalistycznej i suwerenistycznej i zaproponowanie własnej wizji konfliktu społecznego. Ten konflikt sytuuje się w kapitalistycznym sposobie produkcji, którego znaczenie lewica ignoruje. W tym sensie od początku była antymarksowska i to jest zasadniczym problemem dla przyszłości.

Taki jest kontekst, w którym należy usytuować marksistowski ruch robotniczy jako odrębny nurt polityczny. Zarówno liberalna lewica, jak i kapitał czy zwolennicy suwerenizmu narodowego zbudowanego na koncepcji opozycji cywilizacyjnej między Zachodem a innymi cywilizacjami, nie widzą w klasycznym marksizmie ani wskazówki, ani wroga, albowiem problem sposobu produkcji nie jest podejmowany wprost w dyskursie politycznym. Na samej lewicy jest to problem uważany za przestarzały, przezwyciężony w trakcie XX-wiecznych zmagań z tzw. komunizmem kojarzonym z ZSRR. Niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z lewicą popierającą model stalinowski, czy też z lewicą zaciekle zwalczającą ten model, problematyka kapitalistycznego sposobu produkcji ustąpiła miejsca innym, uznanym za ważniejsze problemom. Zwolennicy modelu stalinowskiego, neostalinizmu, mają wymówkę w systemie chińskim, który wydaje się skutecznie rozwiązywać sprzeczność między efektywnością ekonomiczną a wyzyskiem klasowym, a przynajmniej odsuwać go w przyszłość. Dla zwolenników modelu, nazwijmy go socjaldemokratycznym, dylemat między efektywnością a wyzyskiem został już dawno rozstrzygnięty na zasadzie ucieczki do przodu gospodarki kapitalistycznej z socjalną twarzą.

Marksiści zdają sobie sprawę z tego, że problem wróci w przypadku chińskim, tak jak wraca dziś w przypadku kapitalizmu socjalnego. Jak sto lat wcześniej, marksiści będą uznawani za złośliwych mącicieli powszechnego święta pogodzenia kapitalistycznej efektywności ze sprawiedliwością społeczną. Tym bardziej, im bardziej cała koncepcja rozłazi się w szwach.

Staraliśmy się pokazać jak w przejawach, jeszcze nie do końca opierzonych, rodzi się powszechny i dominujący nurt, którego celem jest utrzymanie klasowego porządku społecznego, czy to w postaci podległości wobec światowej elity rządzącej dla ekologii, czy to w postaci humanistycznego despotyzmu stagnacyjnego, stabilnego społeczeństwa neofeudalnego. Pokazaliśmy, że te dwa nurty w gruncie rzeczy stanowią dwie drogi do tego samego celu, który nie jest celem marksistów.

Oryginalność marksizmu polega na dialektycznym wyjściu z prehistorii ludzkiej, czyli na zniesieniu społeczeństwa klasowego. Doświadczenie XX wieku pokazuje, że projekt dezalienacji pracy produkcyjnej jest zakorzeniony w relacji społeczeństwa do przyrody, a więc w sposobie wytwarzania bogactwa materialnego, który to problem jest także istotą antagonizmu klasowego. W XX wieku antagonizm ten nabrał ostrości cechującej wszystkie nabrzmiałe konflikty w fazie przed swoją eksplozją i rozwiązaniem. Wbrew dominującemu przekonaniu lewicy liberalnej i radykalnej, marksiści utrzymują, że sprzeczność dialektyczna nie ulega ekstremalnej koncentracji w rozmyciu się na 99% nośnika tendencji rewolucyjnej, ale na jego właśnie koncentracji i zogniskowaniu się w najistotniejszym punkcie – jednocześnie najłatwiejszym i najtrudniejszym do przezwyciężenia.

Niezdecydowanie lewicy radykalnej pozwala na rozmycie zadania zniesienia antagonizmu klasowego i wyczekanie na moment, kiedy w sposób naturalny pojawiają się alternatywne metody rozwiązania problemu, którego nie sposób dłużej reanimować dotychczasowymi metodami, przedłużając metody keynesizmu poza wszelkie możliwe granice racjonalności. Rozwiązania alternatywne, cywilizacyjne, świadczą o konieczności zmiany sposobu produkcji, z tym, że w tym paradygmacie będzie to powtórka z rozwiązań klasowych. Rozwiązanie globalistyczne także stanowi próbę reanimacji klasowych stosunków produkcji w sferze produkcji materialnego bogactwa, stwarzając iluzję pełnej swobody w sferze indywidualnej konsumpcji. Oczywiście, ograniczonej „naturalnymi” możliwościami, na które jednostki nie mają wpływu.

W tym sensie wyznaczamy tylko ramy, w których – wedle naszego zdania – będą się toczyć dyskusje o przyszłości gatunku ludzkiego. Chcemy je rozumieć w kategoriach odziedziczonych po Marksie, ponieważ uważamy, że cele postawione przez Marksa są wciąż w pełni aktualne.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
17 grudnia 2023 r.