Nowoczesnej lewicy trudno jest jeszcze zaakceptować tezę o tym, że istnienie ZSRR wybitnie ułatwiło szantaż prosocjalny wywierany na zachodni kapitał i doprowadziło do istnienia tzw. państwa dobrobytu, a tymczasem nieoceniony Emmanuel Todd już podsuwa jej tezę być może jeszcze trudniejszą do strawienia.

Todd, jak sam podkreśla, rozpoczął i zbudował swą karierę naukową na przepowiedzeniu upadku ZSRR. Jako przede wszystkim antropolog, zwrócił uwagę już w latach 80-tych na wysoki poziom śmiertelności niemowląt oraz na również niepokojący odsetek samobójstw w tym kraju. Na ewaluacji tych wskaźników oparł argumentację, która okazała się trafną przepowiednią. Sam o niej mówi skromnie: „to nie było trudne”.

Obecnie wskazuje na zaskakująco podobne tendencje mające miejsce w USA, tryumfatora Zimnej Wojny.

Nie to jednak sprawia, że chcemy się podzielić z czytelnikami tym, co Emmanuel Todd miał do powiedzenia rok temu, podczas spotkania w ośrodku Dialogu francusko-rosyjskiego, tuż po rozpoczęciu wojny rosyjsko-ukraińskiej. Ciekawy jest bowiem cały tok rozumowania Todda, oparty na jego obserwacjach oraz – niezależnie od zamiłowania do nietuzinkowego myślenia – solidnej erudycji.

Otóż Todd – niegdysiejszy niekłamany wielbiciel USA – zauważa, iż okres Zimnej Wojny charakteryzował się interesującą symetrią, która dziś przestała istnieć dając w efekcie dość ponure skutki. Przede wszystkim, Todd podkreśla, że demokracja amerykańska, czyli aksjomat, iż ludzie są między sobą równi, został oparty na wykluczeniu, jakiemu w tym zakresie podlegała ludność czarna, nie wspominając już o rdzennej. Bardzo silne przywiązanie ludności USA do demokracji wynikało właśnie z tego zjawiska. Niezależnie od podziałów klasowych i majątkowych, istniało przekonanie, że fundamentalna równość między obywatelami pozostaje niewzruszona.

Rywalizacja z ZSRR spowodowała jednak, iż instytucje demokratyczne zaczęły stawać w sprzeczności z zasadą wykluczenia ludności kolorowej, co do tej pory było całkowicie niezauważane. Pojęcie demokracji nabrało szerszego odniesienia i wykluczenie stało się czymś obiektywie nagannym. Krótko mówiąc, twierdzi Todd, rywalizacja dwóch systemów doprowadziła do zawalenia się jednego z nich, ale jednocześnie doprowadziła do podkopania podstawowej zasady tzw. wolnych społeczeństw, a mianowicie samego systemu demokratycznego.

Todd wiąże to zjawisko z faktem włączenia w system powszechnej edukacji, wraz z edukacją wyższą, grup ludności wcześniej wykluczonych z tego przywileju. Paradoksalnie, osiągnięcie wyższego wykształcenia przez grupy dotychczas upośledzone, jak np. mniejszości etniczne, zniwelowało poczucie przewagi części ludności białej, dotychczas znajdującej się w przedziale dla uprzywilejowanych. Co łagodziło klasyczne sprzeczności klasowe.

Te grupy ludności, które wskoczyły na wyższy poziom kulturalny dzięki edukacji, natychmiast stały się grupami uznawanymi za stojące wyżej w społecznej hierarchii. Możliwość poczucia równości skończyła się wraz z tym awansem.

Obecnie Todd zauważa podobne tendencje demograficzne w społeczeństwie amerykańskim, co w latach 80-tych w ZSRR: narastająca śmiertelność niemowląt oraz skok tendencji samobójczych, głównie wśród mężczyzn należących do klasy robotniczej. Nakłada się to całkiem przekonująco na upadek przemysłu jako na tendencję przejawiającą się w całości tzw. krajów rozwiniętych.

Z naszej perspektywy możemy też poczynić pewne spostrzeżenia na kanwie obserwacji Todda. W ZSRR i krajach tzw. realnego socjalizmu także mieliśmy do czynienia ze zjawiskiem awansu kulturowego i cywilizacyjnego upośledzonych wcześniej grup społecznych. Można powiedzieć, że podobnie jak w USA, konflikt narastał na nowej podstawie – przyjmując za kryterium nowego podziału „klasowego” wykształcenie.

Istnieje pewne podobieństwo między wewnętrzną solidarnością białych obywateli USA w obliczu niekwestionowanego upośledzenia społeczności czarnej a nieoczekiwaną nieco „solidarnością” między dawną klasą właścicieli i posiadaczy a wyzyskiwanym przez nią chłopstwem w obliczu „nuworysza”, którym była w oczach wielu nowoczesna przemysłowa klasa robotnicza.

Przyglądając się dziwacznej dla normalnego człowieka nostalgii dawnych fornali i służby dla „swoich państwa”, warto sobie przypomnieć sentyment, jaki czarna służba i najpodlej wyzyskiwana, czarna, niewolnicza siła robocza przejawiała nie tak rzadko wobec swoich z kolei „państwa”. Ten rys charakterologiczny jest w gruncie rzeczy szerzej zakorzeniony, niż by się nam mogło wydawać. I ma to swoje psychologiczne uzasadnienia, niezależne od tego, że w niektórych sytuacjach dążenia do uwolnienia się od jarzma „wielkopańskiego”, wynikający z tego konflikt mógł przybierać bardzo gwałtowne i brutalne formy.

W PRL przybierało to postać nie tak rzadkich przejawów zaniku wręcz własnej godności u ludzi, którzy zostali uwolnieni od poczucia niższości wobec „jaśnie państwa”, a jednak wzdychali do czasów, kiedy byli sami, choć częściej ich rodzice, fornalami bądź stangretami czy też inna służbą. Można przyjąć wyjaśnienie Todda, że zagrożenie prześcignięciem w awansie społecznym przez grupę dotąd uważaną za niższą (czarni lub proletariat miejski czy wiejski) znieczulało na ohydę dawnego, tradycyjnego wyzysku i nieegalitarnych stosunków społecznych.

W „naszej” mentalności można było przyjąć, że wyższość „jaśniepaństwa” była gwarantowana prawem boskim i tradycją, natomiast wywyższenie dołów społecznych obdzierało służbę z resztek możliwości samooszukiwania się, że przynajmniej jest się zgodnym z boskim porządkiem. Skoro ci niżej stojący bezkarnie mogą się wdzierać na „pańskie” salony literackie czy naukowe…

Można więc chyba stwierdzić, że analiza Todda tak naprawdę dotyczy również społeczeństwa radzieckiego i satelitów modelu radzieckiego. Szczególnie w społeczeństwie tak zacofanym, jak przedwojenne polskie. Może mniej tyczy to społeczeństwa, np. czeskiego, gdzie kontestacja systemu realnego socjalizmu wychodziła z bardziej nowoczesnych przesłanek. W PRL mieliśmy do czynienia z aktywnym resentymentem na wzór i podobieństwo resentymentu białych klas wyzyskiwanych wobec Czarnych. Co wyjaśnia w dużym stopniu powinowactwo opartego na „jaśniepańskim” resentymencie systemu III RP do amerykańskiego systemu wychodzącego jako pokancerowany z okresu Zimnej Wojny.

Ta krótka analiza, bynajmniej nie pogłębiona (sam Todd twierdzi, że tematu nie dopracował, dopiero go stawia, a było to rok temu), pokazuje nam jednak bardzo trafnie, że kwestia demokracji nie jest tak prosta i przyjemna, jak by sobie tego życzyła nowoczesna lewica. Pokrzywdzeni są po obu stronach barykady, zaś walka o emancypację uciśnionych może rodzić kolejne podziały i konflikty, które mają temperaturę nie niższą niż klasyczne antagonizmy.

Jeżeli zauważyć, że w USA biała klasa robotnicza była coraz mocniej spychana na dno społecznej pogardy, co było związane z formalną edukacją jako kryterium oceny wartości obywatela i że jej walka była spychana w „progresywnej” teorii na tory coraz mniej wartościowe, to trudno się dziwić narastającemu przekonaniu „wykształciuchów”, że „wartościowa” część społeczeństwa może sobie doskonale dać radę bez klasy robotniczej. Lewica w krajach posocjalistycznych przyjęła tę prawdę objawioną za partiami-matkami, nie problematyzując klasowego w istocie charakteru jaki przybrała walka emancypacyjna, o demokrację, w tych konkretnych warunkach.

Rozważania Todda schodzą się z naszymi w tym punkcie, w którym zwracamy uwagę na fakt, że współczesna myśl emancypacyjna, z projektem komunistycznym włącznie, opiera się na modelu komunizmu à la Platon, czyli systemu wyraźnie elitarnego, gdzie sama możliwość egalitaryzmu jest ufundowana na istnieniu wspólnie pogardzanego i wyzyskiwanego segmentu społeczeństwa.

Bez istnienia produkcyjnego proletariatu, elita i grupy ją otaczające i żyjące wraz z nią z wyzysku owego produkcyjnego proletariatu, nie są w stanie zbudować stabilnego systemu demokratycznego. Tylko żmudne wychowanie w duchu kultury i cywilizacji oraz trafne postawienie problemu emancypacji klasowej może dać podstawy dla społeczeństwa komunistycznego, pozbawionego przekleństwa mentalności fornalskiej.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
19 kwietnia 2023 r.